Translate

środa, 3 lutego 2016

MONACO. JESTEM SPŁUKANA ! - III odc. "Wojaże...."





      
      Do ekipy wycieczkowej dołączyłam w ostatniej chwili, nie uczestnicząc we wcześniejszych zebraniach, na których omawiany był szczegółowy program. Zajęłam w ostatniej chwili miejsce w składzie wycieczki za profesora medycyny, uznanego ginekologa, któremu odmówiono wydania paszportu ze względu na działalność społeczną (1981 – stan wyjątkowy). Wiadome mi było, że odwiedzimy 7 krajów, m.in.: Francję.

Wizy załatwiane były grupowo wcześniej, ja w ostatniej chwili musiałam uzupełniać swoje dokumenty przy pomocy organizatora wycieczki. Jednym z punktów programu był również dwudniowy pobyt w Lourdes. Wydanie paszportu i wiz wiązało się z ogromnymi utrudnieniami, jednak w końcu uznano jako nieszkodliwy wyjazd na zaproszenia rodzin katolickich z różnych krajów. Przy wypełnianiu wniosków o wizy posługiwaliśmy się gotowcami z nazwiskami i adresami takich rodzin.

Piątego dnia podróży mamy już za sobą Wiedeń, Salzburg, Innsbruck, Bergamo Mediolan, Genuę i San Remo. Ale tego dnia zaskoczeniem moim jest widok, jaki rozciąga się przed ostrożnie toczącym się autokarem będącym już na terenie Francji. Mam w świadomości plan zwiedzania francuskich miast, takich jak: Avignon, Nimes, Carcassonne, Orlean, Wersal oraz 3 dniowy pobyt w Paryżu, no i Reims. 

Po opuszczeniu Genui, zastanawiałam się, co to za cudowny widok roztaczający się z okien autokaru.




Samochód jadąc serpentynami w dół ze zbocza gór, wjeżdżał coraz niżej do tarasowo położonego nad Lazurowym Morzem tajemniczego miejsca. Usłyszałam wokół siebie okrzyki zachwytu. To Monaco, przed nami Monte Carlo!

Tego się nie spodziewałam! Nie miałam nawet zaznaczonego Monaco na mapie, załączniku do programu. Być może na wcześniejszych spotkaniach organizacyjnych omawiany był ten punkt programu. Nic nie szkodzi. Uwielbiam takie niespodzianki!

Pobyt w Monte Carlo miał być kilkugodzinny. 

W programie było zwiedzanie słynnego na cały świat wyjątkowego Oceanarium.




   
Zgodnie z założeniami przeważająca część grupy udała się około godz. 12-ej do wspomnianego muzeum, natomiast pozostali, a wraz z nimi ja, zorganizowaliśmy sobie czas wg własnego pomysłu. Przecież Monaco to nie tylko muzeum, ale i Casino, też słynne. Przede wszystkim pobieżnie zwiedziliśmy marinę z pięknymi jachtami oraz wszystkie z zewnątrz obiekty, pałace, hotele i parki.

Głównym punktem naszej wycieczki miał być 2-dniowy pobyt w "świętym miejscu" w Lourdes. Jak to zawsze idzie w parze ze świętością towarzyszy grzech. Kusiło nas, aby zajrzeć do Casino. Jak tu powiedzieć grupie, że nie pójdziemy do Oceanarium, ale do Przybytku Utracjuszy!

Okazało się, że to wcale nie takie trudne. Należało zostawić tylko przed wejściem do sal swoje aparaty fotograficzne (komórek nikt jeszcze nie miał).



  
    Nie wymieniłam zbyt wiele dolarów na żetony. Przede mną jeszcze 21 dni podróży po Hiszpanii, Francji Luksemburgu, NRF i Czechosłowacji. Na całą podróż miałam tylko 150 $ i to z trudem w kraju zdobyte na czarnym rynku. Zapewnić sobie musiałam własnym kosztem noclegi na campingach we własnym namiocie ( po 2$ za nocleg), część na pamiątki. Żywność (oprócz pieczywa) przemycona z Polski. W kraju w tym czasie bieda, żywność i środki czystości na kartki. Jak widać nie miałam zbytnio czym gospodarować.

Sala Europa

W Casino zaszalałam z jednorękimi bandytami. Oczywiście przegrałam. Tylko młody przystojniak w pięknym białym garniturku, któremu dziwnym trafem z kuszącym dźwiękiem żetony wylewały się z maszyny, zachęcał naiwniaków do dalszego ryzyka. Uwierzyła w swoje szczęście koleżanka, która postawiła dużo większą stawkę, więc przegrała też dużo więcej niż ja. Znalazła się jednak odważna uczestniczka naszej grupy, która zniknęła za drzwiami, gdzie rozgrywały się twarde gry, ale nie zdała nam relacji, czy skończyło się na obserwacji, czy może nie tylko.

Na pewno poniosła koszty związane z wejściówką, ale za mało czasu miała, aby zyskać, stracić też., chociaż jest to wielki znak zapytania.




         W każdym razie nie omieszkałam kupić kilka widokówek, skoro nie było szansy zrobić zdjęć z wewnątrz kasyna i ze znaczkiem Monaco wysłałam do męża na adres jego biura z odpowiednią dla zwiedzanego miejsca adnotacją.

Spłukani w sali gier, jednak zadowoleni, że połknęliśmy pigułkę słynnego miejsca światowego hazardu zgłosiliśmy się w miejscu zbiórki, tj. na pięknie ukwieconym parkingu, tuż przy marinie na tle lazurowej wody.

Jeszcze marzyliśmy o rejsach na jachtach falujących przy brzegu, gdy ze spuszczonymi nosami przybyła grupa z Oceanarium.


Powinnam napisać "spod" Oceanarium.


Oceanarium w Monaco

Chętni wyższych, kulturalnych doznań trafili na sjestę i pocałowali klamkę. W samo południe musieli pokonać niepotrzebnie trasę. Niestety, czas naglił, należało Monaco opuścić.



<><><><><><><><><><><><><><> 

       Za kilka dni w Polsce, sekretarka wchodząc z korespondencją do biura męża deklaruje, że „gdyby była jakaś potrzeba pomocy, to na nią możemy liczyć”. Mąż trochę zaskoczony i zdziwiony, czy czegoś nie wie? Kasandra jakaś, czy co? Jednak dobrze, że są jeszcze dobrzy ludzie, ale na razie sobie radzi.

Mąż dziękuje, odbiera korespondencję, a wśród nich znajduje odkrytą kartę pocztową – widokówkę z Monte Carlo przedstawiającą Casino.



Na odwrocie krótkie lakoniczne stwierdzenie:

Pozdrawiam, ucałuj córeczki --- SPŁUKAŁAM SIĘ. Żona”