Translate

poniedziałek, 2 maja 2016

JA , SŁOŃ Z POZNAŃSKIEGO ZOO

 


Ten  post "opowiadałem", ja, słoń z poznańskiego ZOO 2 maja 2016 roku. Opowiedziałem wydarzenie. Trochę czasu minęło. Przypominam go Wam dzisiaj :

Dzisiaj mamy dużo gości. Pół Poznania i część Polski, jak podsłuchałem swoimi wielkim uszami, biorąc pod uwagę tablice rejestracyjne. Ci, co przyjechali wcześniej, jak Maria Teresa z córką, zięciem i wnukiem - skorzystali ze swobody przy zakupie biletów. Rano nie było kolejek.



    Po południu utworzyły się półkilometrowe kolejki przed kasą, a jeszcze druga oczekiwała w samochodach na wjazd na parking.




     Chyba  zięć Marii Teresy nawet się bardzo nie wykosztował, bo za synka i teściową dostał ulgę. Ciekawe, czy ma ulgę z teściową w domu, bo to różnie mogą się stosunki rodzinne układać. My słonie jesteśmy bardzo rodzinne.
   
    Widzieliście zdjęcia, jak ratujemy się w potrzebie?



     Tutaj nasz maluch przewrócił się na plecy i wpadł w błotniste zagłębienie. Od razu rzuciliśmy się na pomoc, aby go stamtąd wydostać. A ile się natrudziliśmy, aby tę śliską kluchę uchwycić?

    Kochamy się za życia, ale i nie zapominamy po śmierci. Potrafimy odwiedzać cmentarzyska z kośćmi naszych przodków oddalone wiele kilometrów, no chyba, że  nas  zamkną, jak tutaj,  w ZOO. 
 
    A teraz pozwolę Marii Teresie na przytoczenie cytatu z naukowego artykułu  "Jak umiera słoń" zamieszczonego przez Katarzynę Burdę w Newsweek, bo ja jestem tylko praktykiem.

    "Świadomość śmierci jest wśród słoni na tyle silna, że prawdopodobnie oddają one swoisty hołd szczątkom zmarłych pobratymców. Kości zwierząt znajdowane są z reguły w skupiskach zwanych cmentarzyskami. Często przychodzą tam żywe słonie, a niektórzy badacze uważają, że odwiedziny to rytuał podobny do ludzkiego zwyczaju odwiedzania grobów bliskich. Bezpośrednich dowodów na to co prawda nie ma, ale jak twierdzi dr Karen McComb z Universityof Sussex, prowadząca badania w parku Amboseli w Kenii, słonie byłyby zdolne do takich zachowań. Potrafią bowiem rozpoznawać kości innych słoni wśród wielu przedmiotów o podobnym wyglądzie."
 

   Nie powiem, żeby nas tu źle traktowali, jak na warunki niewoli. Mamy duży wybieg, ale i prawie przeszklony pałac wybudowany dzięki forsie z Unii.


 Jedna paniusia dzisiaj mnie wkurzyła. Oj, jakby dostała się w okolicę mojej trąby to sperfumowałbym ją błotnistym prysznicem. Dlaczego?
    No bo dama wchodząc do naszej słoniarni - pałacu, już w drzwiach zaczęła kręcić trąbą, pardon, nosem:
 - A fe... Co za zaduch, jak tu śmierdzi!
A co ona sobie myśli, że to salon Perfumerii Chanel?
A gdzie ma wydobyć się mój dwutlenek węgla z kilkutonowego cielska? Ile ampułek perfum dyrekcja Nowego ZOO w Poznaniu zużyłaby na niwelację mojego i kumpli zapachu. W końcu jesteśmy u siebie. 

    A jak na moją trąbę, to sama nie najlepiej pachniała, a ja to już mam odpowiedni  nos i uszy, wiem co mówię i co słyszałem, bo wchodziła do słoniarni z puszką otwartego piwa. Sam pracownik słoniarni stojący w drzwiach nakazał jej schować piwo. A skoro jestem gruboskórny, więc pozwoliłem sobie na taką uwagę wobec gościa.

Słonie w Nowym ZOO w Poznaniu  -Wikipedia

    Obraziłem się i zostawiłem na wybiegu coś jeszcze, niech wącha, jak taka wrażliwa!

A wiatr dzisiaj jest moim sprzymierzeńcem. Pomogę mu jeszcze i zawachluję uszami w jej stronę. Niedługo, to zwiedzający chcieliby, żeby stanąć przed nimi na trąbie! Potrafimy, różne figurki, oczywiście, w naturalnych warunkach. Stawanie na 2 tylnych kolosach, to dla nas pryszcz. Ale tu nie będę się popisywał. To jeszcze nie cyrk!




    A zresztą wynocha z mojego terenu! 
Że co? Że nie jestem gościnny?
Niech idzie do sąsiadów, czyli tygrysów, jak jej się u nas nie podoba.
    One dzisiaj też nie są gościnne. Obraziły się, bo i mają za co. Wczoraj jakiś napity bohater chciał  zrobić fotkę tygrysowi, czy coś. Tygrys nie chciał mu
pozować, no bo ileż można w ciągu dnia? Co on model jakiś? Nie, jest już chory, swoje przeżył, potrzebował odpocząć. Jak jest dobrze, to nawet tygrys ze swoją opiekunką piątkę przybija. Ale potrzeba trochę kultury do tego.

Tygrys z Nowego Zoo ze swoja opiekunką---Wikipedia


No więc wczoraj pijany zwiedzający wziął kija i zaczął mojego sąsiada drażnić przez ogrodzenie, po prostu dźgać. No powiedzcie, jak można być gościnnym w takim przypadku? 

   Bohater wywinął się obsłudze ZOO i zwiał. Szkoda, że nie odwiedzi na trzeźwo tygrysa już w jego ogrodzeniu. 

   Dzisiaj kamery, wywiady w sąsiedztwie, ale tygrys ma wszystkich w wielkim poważaniu. Zbierają się dzisiaj tłumy, nakręcone wczorajszą i dzisiejszą reklamą afery. Rozpisywały się gazety, pokazywała telewizja.

    A  kolega dzisiaj wyleguje się, przekręca z boku na bok, ziewa dość głośno. Ma w chrapach tv i zwiedzających. Raz widać jego ciemne pasy na rdzawym futrze, to za pół godziny białe podbrzusze, kiedy raczy się przewrócić na plecy i unieść prawą przednią łapę do góry i tak trzymać  ją dość długo. Ot, i cała atrakcja.

Dzieci to pewnie chętnie przeprosiłyby kolegę za nierozważnych dorosłych.



   Szkoda, że wnuczek  Teresy  trafił na taki dzień. Szkoda mi chłopaczka. Co on tam przez te szyby z daleka mógł zobaczyć? Leżące futro? Gdyby pręgowany  kolega chodził dzisiaj po wybiegu, to malec miałby taki widok:
Tygrys w Nowym Zoo w Poznaniu za szybą panoramiczną  By Kapitel- Praca Własna- Wikipedia

 Z dziećmi to jeszcze bym się dogadał. Są bardziej wrażliwe, niż czasem dorośli.



 Jeszcze bym o czymś zapomniał.
Mam duże uszy, więc słyszę niejedno, ale nie wszystko rozumiem. O co jej chodziło - tej Marii Teresie, że cieszyła się, że nie ma ani jednej wolnej klatki. Coś wspominali o Babie Jadze, Ła Babie i że ich mały zupełnie o tym zapomniał. Czy domyślacie się o co im chodziło? 


   A na koniec dołączę post z FB  córki Teresy. Chcecie poczytać, jakie wrażenie pozostało jej z tej wycieczki do ZOO? 
  
"Właśnie przeżyłam najlepszy z moich dotychczasowych "długich weekendów" - nauczyłam się ważnej rzeczy (w poznańskim zoo): 
Pielucha założona na lewą stronę + syn mówiący "Tata, siusiu" + zrelaksowany i nieświadomy niczego Tata mówiący "Nie ma nocnika, siusiaj w pieluchę" = mokry sweter Taty, mokre spodnie moje i...




 najdłuższy przejazd kolejką w poznańskim zoo, w którym największą atrakcją dla bystrego dwulatka jest nie żyrafa z długą szyją, ale ... żółta maszyna budowlana, wykonująca prace w ZOO.




Zgadnijcie, kto zakładał pieluchę na lewą stronę?".

   Dobrze, że mały jeszcze nie umie czytać. Nie wyobrażacie sobie, jak ludzie potrafią z nas żartować. A to oni zachowują się czasem karygodnie, a np.: żyraf pijanych  jeszcze nikt nie spotkał na ulicy, więc skąd ta kpina. Czasem ludzie zachowują się gorzej niż zwierzęta.

Żyrafy w ZOO w Poznaniu

 No, chyba, że w memach.