Translate

poniedziałek, 30 listopada 2020

SZPITALNA BIEL

 

(źródło: gifyagusi.pl)

Tydzień temu kupiłam sobie, a własciwie dla całej rodzinki pulsoksymetr, a dzisiaj dowiedziałam się, że  będziemy nimi też obdarowywani, żeby w domu leczyć się samemu na covid do możliwie bezpiecznego momentu. Warunek - wynik testu dodatni.


"Dostępność pulsoksymetru "będzie zapewniona dla każdego, kto ma dodatni wynik testu"

W związku z tym - jak powiedział minister zdrowia - rząd chce, "żeby wszyscy pacjenci w Polsce, którzy mają dodatni wynik byli objęci właśnie taką domową opieką medyczną, żeby mieli szansę, mieli możliwość trafić do szpitala w odpowiednim momencie, kiedy ta terapia, kiedy te środki będą najskuteczniejsze".(tvn.24)

Poziom nasycenia hemoglobiny tlenem w organizmie poniżej 95 to wskazanie do wezwania pomocy lekarskiej (zagrożenie życia). Nikt nie wyjaśnia, jak poziom obniża się u pacjentów w podeszłym wieku, a już w ogóle nie ma informacji, jak pulsoksymetr reaguje przy innych towarzyszących urządzeniach elektromagnetycznych ( stymulator serca). Na pewno nie można używać pulsoksymetru  w środowisku wysokiej częstotliwości. Jak na razie, wg ulotki zamieszczonej do pulsoksymetru, mieszczę sie jeszcze w normie. 

O co tu chodzi?

Aby nie opierać się rodzinie, kiedy podejmuje decyzję, że leczenie chorego koniecznie musi być kontynuowane w szpitalu bez zbędnej... zwłoki.

Aby z domu karetka podążyła czym prędzej do szpitala, a nie bardzo wolno karawan wywoził... zwłoki.

Teraz trochę czarnego humoru.


Maciej Zembaty - Ostatnia przysługa (Szpitalna biel) - YouTube




Szpitalna biel sterylnie śnieży się i iskrzy
Lizolu woń dyskretnie wiąże się ze wszystkim
Daleko gdzieś zostały sprawy nieistotne
Zmęczona skroń w poduszki wtula się wilgotne

A jeszcze wczoraj proszę 
Nie chciałeś do szpitala
Gdy kładli cię na nosze 
Pogryzłeś pielęgniarza
Nim odjechało combi 
Kłóciłeś się z rodziną
- Wy chcecie się mnie pozbyć 
Ja nie dam się wziąć siłą!

Dziś (gdybyś mógł) śmiałbyś się z tego już z pewnością
Wczorajszy lęk straciłeś razem z przytomnością
Oddychasz znów powoli wprawdzie, lecz miarowo
Cóż z tego, że tlenowy namiot masz nad głową

W kroplówce poziom płynu
Powoli się obniża 
Fachowa czuwa siła
By płyn równiutko spływał 
Leżący obok ciebie
Powinni spać (nikt nie śpi) 
I szepczą wciąż:
- Dlaczego 
Tak późno go przywieźli

Już wiedzą, że niedługo przyjdzie pani doktor
Nad tobą tuż pochyli się i pulsu dotknie 
I powie:
- Niech wyłączy siostra ten aparat
Nie trzeba już proszę postawić tu parawan

A jeszcze wczoraj proszę 
Nie chciałeś do szpitala
Gdy kładli cię na nosze 
Pogryzłeś pielęgniarza
Nim odjechało combi 
Kłóciłeś się z rodziną
Że chcą się ciebie pozbyć! 
I po co ci to było?

niedziela, 29 listopada 2020

NIETYPOWE ANDRZEJKI

 

H. Siemiradzki "Noc św.Andrzeja", 1867

Zrobiłam sobie ..."przerwę w przerwie."

Czuję sie dobrze. Dziękuję serdecznie za Wasze dobre słowa w poprzednich komentarzach. Dziś króciutko, z wykorzystaniem już wcześniej (wiosną) napisanego postu.

Andrzejki kojarzą mi się z gusłami . Tak ujmę to prosto z mostu. A o gusłach, zabobonach i wróżbach pisałam juz wcześniej, bo w marcu tego roku.


 Przed chwilą przeczytałam sobie, co to wówczas sie działo u nas i na świecie, kiedy zbliżał się 13-ty, dla niektórych "pechowy"  tutaj 

A tu znów zbliżają sie jutro "andrzejki" W wielu rodzinach trwają one już od wczoraj. 

Tam, gdzie rodzina dysponuje wieloma mieszkaniami, rozlokowuje swoich gości w tych pomieszczeniach , pod warunkiem, że przywożą z sobą maseczki, prezenty i ....laptopy. Nie wspominam juz że maja odpowiednie oprogramowanie, aby widzieć i słyszeć się nawzajem. Gospodyni domu wcześniej musi zadbać, aby jadło i napitek porozkładać w rzeczonych pokojach gościnnych. Na parterze w salonie ...oczywiście gospodyni i gospodarz domu.  Może to przypadkiem być Andrzej... wtedy  często zdarza się, że to właśnie w jego kierunku  wznoszone będą toasty przez niecierpliwych gości, co i rusz wyskakujących ze swoich pokoi, aby z górnego podestu schodów wznieść toast, widząc z klatki schodowej solenizanta na żywo.

A gdzie Andrzeja w rodzinie nie stało, za to inne imiona, czasem mniej, czasem bardziej wyszykane, to tez nie przeszkadza, jak u Zenona Samosiejki, chociażby dla pielęgnacji tradycji, oprócz trunków wyskokowych przelewa się... wosk. Pokazać można na skype czy innym wspólnym komunikatorze, co tam komu się "ulepiło" z tego wosku.

By Przykuta (talk) - Praca własna
 "Andrzejki- pożerający"

Istne kalambury, które też w repertuarze imprezki są w niecodziennych internetowych warunkach.


Animacja:Irina Marinina/MIRA1/

Andrzejki

Andrzej Waligórski

U Zenona Samosiejki 
raz odbyły się andrzejki,
Bo ten Zenon miał ambicję, 
by pielęgnować tradycję.
I się chwalił wszystkim wszędy, 
że bardzo ceni obrzędy,
A to celem podkreślenia 
rzekomego pochodzenia.

Od chłopa i robotnika, 
choć był synem urzędnika.
Przeto wieczorem, w alkowie, 
usiedli Samosiejkowie,
Stryjenka tudzież tłum gości, 
którzy żarli bez litości.
A szwagier, okaz dzikusa, 
to nawet nadgryzł fikusa.

A inny kuzyn, Stefanek, 
wysiąkał się do firanek.
A znów inny na portrecie 
domalował oko trzecie,
Piersi i świńskiego ryja 
i tak zniszczył portret stryja.
Więc Zenon zgrzytnął zębami, 
 zajął się wróżbami.

I zamiast się złościć, gniewać, 
to on zaczął wosk wylewać.
No i proszę, co się dzieje 
- wszyscy patrzą, a on leje.
I w wyniku tych igraszek 
wylał mu się z wosku ptaszek.
Zaczeły się cieszyć dzieci: 
"- O, tatuś z pracy wyleci!". 

Samosiejko zbladł gwałtownie 
i dawajże lać ponownie.
Po czym zajrzał do baniaka 
i zobaczył tam kociaka.
Żona się zaśmiała sucho 
i jak mu przywali w ucho...
A on tak się biedny stropił, 
że siadł w ten wosk, co się topił.

Po czym wstał, pozbierał graty 
i się wyprowadził z chaty.
Więc gdy stryjenkę pytano, 
co tam u Zenków wylano,
To wyjaśniła stryjenka, 
Że żona wylała Zenka.
Tak, tak - jak ktoś wierzy w gusła, 
to żeby mu rączka uschła.

Jak wspomniałam, nie wszędzie i nie wszyscy wspominają Andrzeja ... z miłością.


Kabaret Hrabi - Andrzeju


Porzucił mnie, odtrącił strasznie 
Dlaczego mnie, bezbronną właśnie 
Odtrąćże inną go blagalam, a on mi na to: 
"Spadaj mała" 
Dlaczegoś mi więc to uczynił 
Wierzyłam przecież mu jak świni 
Dawał mi wieprz przeklęty słowo 
Lecz mi wierności nie dochował 
Andrzeju, Andrzeju - rety rety, jeju 
Łajdaku przeklęty - przepadnij w odmęty 
Wspomnę, choć wspomnieć go nie warto 
Piątek był wtedy, tuż przed czwartą 
Najgorszą łobuz wybrał porę 
Mógł w poniedziałek albo wtorek 
Połowę piątku wieprz knur zwierz mi popsuł 
W sobotę wyłam bez detoksu 
Dopiero przy niedzieli wreszcie się pogodziłam 
Z tym nieszczęściem 
Andrzeju, Andrzeju - rety rety, jeju 
Łajdaku przeklęty - przepadnij w odmęty x2 
Andrzeju, Andrzeju - rety rety, jeju 
Łajdaku, łajdaku, przeklęty, przeklęty, przeklęty - przepadnij, 
przepadnij w odmęty 

Oh no why! 
Baby , baby, baby why 
Oh no no no 
Baby baby why 
What? 
Oh baby 
I'm not crazy baby, oh baby not crazy 
Oh no 
Oh no, no 
Oh baby 
What? 
I love you don't go baby 
I love you don't go baby, don't, don't go 
Why? 
Don't leave me now 
Zepsułeś mi weekend 
Andrzeju, Andrzeju, rety rety jeju

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_hrabi,andrzeju.html

środa, 25 listopada 2020

NIEDYSPOZYCJA I PORCELANA

Oto jak nas, biednych ludzi,
Rzeczywistość ze snu budzi
Tadeusz Boy-Żeleński

Konia z rzędem temu, kto wie, z czym się to powiedzenie, które przeniknęło do mowy potocznej, kojarzy?
Gdybym używała mowy wnuka, użyłabym określenia "spoko", wszystko w odpowiednim czasie zostanie wyjaśnione.

A tymczasem można sprawdzić, że wczorajszy wpis zakończyłam i udostępniłam o godz. 23.13.
Ale co to była za godzina zgrozy!
Odtwarzam, na ile pamięć mnie nie zawiedzie:
"Czuję, że połowa twarzy mi płonie i niepokojący mętlik w głowie zwiastuje wzrastające ciśnienie krwi. Koniec z internetem. Spojrzenie w lustro utwierdza mnie, że pomiaru, którego nie cierpię, będę jednak musiała dokonać. Przecież wiem, że to nie bolesny zabieg, ale tylko odczyt, jednak samo cofnięcie  i  powtórne pobranie powietrza przez "opaskę uciskową" i ten wzmagający się sygnał już powoduje wzburzenie mojej krwi, co być może jeszcze bardziej ciśnienie podwyższa ponad poziom tuż przed badaniem.
Nie myliłam się... 188/97.
Teraz leki i woda.... dużo wody.... nawet 2 litry, przefiltruję nerki i ciśnienie zacznie spadać. Wypijam pierwszą dozę wody. Zaraz następna... chyba już okolo litra w siebie wlałam, jak narazie. Dam radę. Przecież już nie raz to ćwiczyłam, choć za kaźdym razem wpadałam w panikę. 
W domu cisza, tylko strach nasila się na myśl, czy mam leki obniżające ciśnienie i lek uspokajający. Tabletka pod język jest, ale czym tu się wyciszyć, skoro ostatnio wyrzuciłam przeterminowane maleńkie pastylki, które teraz pomogłyby mi się wyciszyć?
Naiwność mnie podkusiła, aby poszperać jeszcze w apteczce na górnej półce kuchennej szafki. Nie , przecież nie będę przynosić podręcznej 4-stopniowej drabinki z garażu, aby nie budzić całego domu. Przecież wystarczy wejść na taboret. Tak, wystarczyłoby, gdyby sprawność była lepsza, nie taboretu, ale moja. To już nie takie proste, aby wskrabać się bez podparcia nawet na niewysoki mebel, więc zakołysałam się, jednocześnie odruchowo chwytając się w czasie utraty równowagi za uchwyt wbudowanej kuchenki gazowej. Dalej poszło już błyskawicznie. Swoim ciężarem i siłą bezwładności, spowodowałam, że drzwiczki kuchenki otworzyły się, ale cudem ich nie wyrwałam, bo już leżałam jak długa na podłodze  zakleszczona między barkiem, ścianką szafki kuchennej i taboretem. Czułam ból kręgosłupa, barku i dłoni w nadgarstku. Dobrze byłoby, aby teraz ktoś litościwie się pojawił. Mąż już śnił od godziny, może o niebieskich migdałach, ze słuchawkami w uszach. Na nic moje skowyczenie, nie słyszał. Na górę drzwi zamknięte, aby wyciszenie nocne pozwalało wnukom i ich rodzicom przespać w błogim stanie noc.
Postanowiłam wyczołgać się na prawym boku po śliskiej glazurowej podłodze do salonu w okolicę stołu i cudem postawiłam swoje potłuczone członki w pionie.
A w sypialni sobie dopiero ulżyłam... Wyciągnęłam słuchawki z mężowskich uszu i wyłożyłam swoją krzywdę. (Ale to nie o takiej rzeczywistości zobaczonej po wybudzeniu jest mowa w motto do tego wpisu).
Oczywiście, dowiedziałam się (mimo okazanego współczucia i natychmiastowej chęci pomocy), że niepotrzebnie siedzę po nocy, wypisując "Bóg wie co" na blogu, więc stąd wzrost ciśnienia. (Czy ta "najprawdziwsza" prawda wypisana jest na moim rozgorączkowanym czole? No cóż, po 49 latach małżeństwa znamy się, jak łyse konie). No i dlaczego tyle piję tej wody, przecież całą noc spędzę przez to w toalecie!
Dostałam jednak tyle wody, ile należało w siebie wlać. Całe szczęście, że mam  trochę ciałka z tłuszczykiem na pewnej części ciała, skoro staw biodrowy w całości, bark , łokcie i nadgarstek też. Te siniaki, jakich się spodziewam... przeboleję. Wolę te niedogodności nawet bolesne, ale nie wymagające chirurgii, bo gdzieżbym ja w czasie covidu nagłej pomocy dostąpiła?
I wszystko powinno pójść jak z płatka, a raczej popłynąć, bo co w siebie wlałam, powinnam w pewne naczynie porcelanowe oddać. 
I tu zagwozdka... A może to nerki przyczyną wzrostu ciśnienia? Mało to mam tych nocnych utrapień poobijanej emerytki, tlukącej się po domu, jak nocny marek?
Znalazłam w nocnej szafce lek na sen z czasów, kiedy czekała mnie operacja oka. Jakaś litościwa pielęgniarka wówczas poleciła mi go, abym spokojnie , bez ciśnienia przekimała noc przed zabiegiem. 
Ale teraz ani sen, ani spacery do toalety. Za to czas na przemyślenia. Nie powinnam pisać wieczorem.
Po 2 godzinach nerki zaczęły pracować. Huraaa!
Teraz nawet ból był mniej odczuwalny, bo nadzieja, że ciśnienie spada, chociaż za żadne skarby już sobie tej nocy mierzyć nie będę.
Nawet, gdybym miała co chwila wlec się do toalety, to nic."

 Dzisiaj leżę w łóżku. Rano ciśnienie w normie. Czy się nudzę? 
Jak wynika z tego wpisu... nie .
Przeglądam internet i wypisuję dyrdymały na blogu, np, że gdyby ta przypadłość spotkała kogoś w XVIII -XiXw., to pod łóżkiem miałby porcelanowe naczynie, różnie nazywane,  w Polsce - "urynałem".

Jednej nocy, bawiąc wspólnie, 
Rycerz czuły był szczególnie. 
Ciągle mówił: "Ach! Ludmiło!" 
(Niby tak się to jej śniło.) 
Wciąż mężniej sobie poczynał, 
Aż łóżko wpadło w Urynał. 
Oto jak nas, biednych ludzi, 
Rzeczywistość ze snu budzi

("Ludmiła – powieść fantastyczna", Tadeusz Boy-Żeleński)

....................................
Szczególną formę nocników są tzw. Bourdaloue wykorzystywane przez kobiety. Nocniki te były bogato zdobione, czasami z napisem "Au plaisir des dames..." (ku uciesze dam). Podobno nazwa pochodzi od francuskiego katolickiego księdza Louisa Bourdaloue , który wygłaszał długie kazania  i arystokratki dyskretnie oddawały mocz do nocnika, co pozwalało na dłuższe kontemplowanie kazania. 

Niewielu historyków akceptuje to wyjaśnienie. Nawet biorąc pod uwagę, że w przeszłości ludzie byli bardziej szczerzy na temat potrzeb cielesnych niż teraz, jest bardzo wątpliwe, aby dobrze wychowana Francuzka mogła ulżyć sobie w swojej ławce. Chociaż obecnie nikt nie wie tego na pewno, prawdopodobnie jest to coś zniekształconego w tłumaczeniu lub jeszcze jedna przebiegła angielska zniewaga wymierzona we Francuzów  


Rzymska nazwa to matula, matella, matellio. Bogaci Rzymianie posiadali nocniki ze srebra i złota i prawo rzymskie przewidywało sposoby dziedziczenia tych urządzeń. W Anglii nocniki są dawane jako prezent ślubny. Obecnie coraz częściej spotyka się nocniki plastikowe, nieoddające w niczym przepychu dawnych dni.

Bourdaloue


Bourdaloue


Bourdaloue


Bourdaloue

Naczynia te przypominają sosjerki 


Pomiar ciśnienia dokonany przed chwilą wskazuje, że muszę sobie jednak od bloga znów na jakiś czas odpocząć (161/84). 
Zatem pozdrawiam wszystkich moich Gości... do następnego, mam nadzieję razu 😀🙋
Ale popisałam się tym razem tematyką na pożegnanie 😌 Biorę to na karb swojej niedyspozycji, cóż... weselej raczej nie będzie.

Źródła:
Wikipedia
https://twonerdyhistorygirls.blogspot.com
https://muzeumwarszawy.pl

wtorek, 24 listopada 2020

KTÓRĄ HISTORIĘ OBRAZU PRZYJMUJESZ?

 

Nameless and Friendsless art by Emilly Mary  Osborn, 1857


Poniżej przedstawiam opis obrazu zasugerowaną przez właściciela dzieła - TATE Modern.

To jest "Nameless and Friendless" autorstwa Emily Mary Osborn. 
Namalowany w 1857 roku miał być politycznym oświadczeniem o prawach kobiet. 
W "Nameless and Friendless", Osborn pokazuje nam sytuację jednej bezbronnej kobiety w wiktoriańskiej Anglii. Artystki były rzadkością w czasach wiktoriańskich. Jej czarna sukienka sugeruje, że opłakuje kogoś i prawdopodobnie utrzymuje się sama. 
Na dworze pada deszcz, a jej poplamiona błotem spódnica i kapiąca parasolka mówią nam, że podróżowała przez straszne warunki, żeby się tu dostać. 
W towarzystwie chłopca, być może jej brata, oferuje swoje obrazy handlarzowi dzieł sztuki. 




Jej przygnębiona twarz i jego zaciekawienie sugerują odrzucenie. Młody mężczyzna na drabinie spogląda w dół na jej obraz, podczas gdy po drugiej stronie pokoju dwóch starszych mężczyzn patrzy na artystkę. Artystka, odizolowana w centrum kompozycji, spogląda w dół i nerwowo pociąga za zawiązany sznurek, który niegdyś wiązał jej obraz. 
Kiedy po raz pierwszy pokazano go w Royal Academy w Londynie, Osborn zamieściła cytat z Biblii w tytule obrazu: „Bogactwo bogacza jest jego silnym miastem”. W wiktoriańskiej Anglii miasto i świat zewnętrzny uważano za miejsce mężczyzn, a role kobiet były ograniczone do środowisk domowych. 
W "Nameless and Friendless", Osborn przedstawia nam wspólne modele kobiecości, które istniały w społeczeństwie wiktoriańskim, ale także oferuje alternatywę. 
W rogu gapiący się na artystkę mężczyźni trzymają zdjęcie baletnicy, pracującej kobiecej postaci, która była powszechnie uprzedmiotawiana i seksualizowana przez konserwatywnych mieszkańców Wiktorii. 
Ze sklepu wychodzi z synem kobieta z klasy średniej, reprezentująca domową postać kobiecą: żonę i matkę, która czuje się jak w rodzinie, ale której twarz jest niewidoczna. 
Nasza bohaterka to jednak trzeci wybór: samotna kobieta próbująca samodzielnie zarobić na życie w zawodzie tradycyjnie zajmowanym przez mężczyzn. Jednak w tym wrogim środowisku staje się bezimienna i bez przyjaciół. 
Emily Mary Osborn była aktywnie zaangażowana w kampanię na rzecz praw kobiet, która nabrała rozpędu w połowie XIX wieku. W 1859 roku Osborn podpisała petycję do Królewskiej Akademii Sztuk w celu otwarcia jej szkół dla studentek, co uczyniła rok później, w 1860 roku. W 1889 roku prowadziła kampanię na rzecz Deklaracji na rzecz prawa wyborczego kobiet. 
Kariera Osborn była bardzo odległa od kobiety z "Bezimiennych i Bez przyjaciół". Jako córkę księdza, rodzina zachęcała ją do bycia artystką i była wspierana przez zamożnych mecenasów, w tym królową Wiktorię. 
Jednak wykorzystała tę pozycję władzy, aby poprawić życie kobiet, takich jak te przedstawione na jej obrazach. 
"Nameless and Friendless" został namalowany w 1857 roku przez Emily Mary Osborn.

Film (w wersji angielskiej)  przedstawia samotną kobietę, która bezskutecznie próbuje zarobić na życie jako artystka w wiktoriańskiej Anglii. W rzemiośle tradycyjnie zajmowanym przez mężczyzn staje się bezimienna i bez przyjaciół. 
Osborn była aktywnie zaangażowana w kampanię na rzecz praw kobiet w połowie XIX wieku. Była wspierana przez bogatych mecenasów, w tym królową Wiktorię. Ale wykorzystała swoją pozycję władzy, aby poprawić życie kobiet, takich jak te przedstawione na jej obrazach.



Taką historię sceny namalowanej przez artystkę  sugeruje właściciel obrazu, czyli   TATE Modern,  brytyjskie muzeum narodowe.
 Ale przecież, gdybyśmy nie znali życiorysu malarki i nie sugerowali się wyżej przedstawionym  opisem  historii, to przecież wolno nam puścić wodze fantazji i zobaczyć na tym obrazie zupełnie inną scenę. 
Przypuśćmy, że nie jest to wcale artystka. Kobieta jest po prostu biedną wdową po malarzu. Syn trzyma jego portfolio. Są tak biedni, że nie mają nawet pieniędzy na pochówek męża i ojca.  Opowieść młodziutkiej wdowy jest tak wzruszająca, że zwraca uwagę pozostałych mężczyzn, z którch jeden nawet porzucił oglądanie baletnicy w gazecie, natomiast pracownik handlarza przerwał na chwilę swą pracę i z wysokości drabiny spogląda na obraz, licząc, że jego pracodawca, zamożny kupiec, wspomoże biedną i zatroskaną wdowę z dzieckiem. 

Czy Wasza wyobraźnia podpowiada jeszcze inną wersję? 
Przecież chłopiec wygląda na brata tej młodej dziewczyny a nie syna. A może zmarł im ojciec? Czy mają matkę i rodzeństwo?

Czy musi tu być w ogóle jakiś smutek wywołany żałobą?
A czy  ten strój to nie maskarada, aby wywołać uczucie współczucia u zamoźnego kupca i łatwiej sprzedać obraz z rysunkami z portfolio, które trzyma wynajęty tragarz? Bo  obraz nie jest ani jej autorstwa, ani wyimaginowanego zmarłego męża, ale przyjaciela malarza, który sam ma trudności w  sprzedaży swojego dzieła.  To on  uciekł się do podstępu prosząc   swoją przyjaciółkę, aby "odegrała scenę biednej wdowy".  

A zatem ponawiam pytanie:
KTÓRĄ HISTORIĘ OBRAZU PRZYJMUJESZ?
A MOŻE MASZ WŁASNĄ WERSJĘ?

poniedziałek, 23 listopada 2020

WYŁOŻYĆ CZARNO NA BIAŁYM

Znacie Czecha, co to nigdy nie miał stracha
Od momentu, kiedy odkrył, że ma raka?

Obecnie nie potrzeba czekać na moment nieodwracalny, by nabrać odwagi. Wystarczy "podwiesić się" pod najbardziej nośny nurt społeczny i dać się ponieść, nie ważne przez  kogo, nie istotne,  o co w tym wszystkim chodzi , kto reżyseruje, kto płaci, a kto ostatecznie skorzysta.  
Zapomniałabym o najważniejszym... trzeba być jeszcze za pan brat z wulgaryzmem i  wandalizmem przez stosowanie tych zachowań w praktyce, lub je aprobować .
Czy dzisiaj tak trudno o  odwagę, aby w kulturalny sposób wyłożyć "czarno na białym"  swoje odmienne stanowisko w cywilizowanej dyskusji....

Źródło: Pixabay.com


i tu rozlega się kaszel... jednak nie sądzę, aby ktoś zakrztusił się własnym sumieniem... bo trzeba go najpierw mieć. 
To tylko "Aria z kaszlem" Bohdana Smolenia.


Aria z kaszlem
Bohdan Smoleń, muz. Zbigniew Górny



Tak na oko jestem prawie całkiem zdrowy, 
Wątpliwości budzi tylko stan mej głowy, 
A poza tym prawie wszystko jest w porządku, 
Serce puka, wrzoda nie mam na żołądku. 

Płuca w normie i trawienie i wiaterki,
I o dziwo nawet w dobrym stanie nerki, 
Głos, jak dzwon i mógłbym wyć, jak zdarta płyta, 
Gdyby kurcze nie ten skurcz, co gardło chwyta. 

Korzystając z tego, że jest wiele osób, 
Powiem o tych, którzy są mi solą w oku, 
O tych, co cyklicznie wywołują burze, 
Krótko mówiąc, chcę wygarnąć tym na górze. 

Co z wysoka patrzą na nas z za firanek, 
Mając u mnie za swe grzechy przerąbane, 
Więc uwaga, ja wymienię ich nazwiska, 
Oto tych, co mi podpadli pełna lista. 

Pani powie, że ja jestem kamikadze, 
Że w brawurze jestem mistrzem i odwadze,
Jak ten Czech, co prawie nigdy nie miał stracha, 
Od momentu kiedy odkrył, że ma raka.

I ja także nie mam czego się obawiać,
Zamiast w tchórza wolę się zamieniać w pawia, 
No bo nawet, gdy napykam sobie biedy, 
Zaczną lampką świecić w oczy, a ja wtedy. 

Była aria z kurantami, no a jakże, 
Więc ja dodam także swoją arię z kaszlem.

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,bohdan_smole_,aria_z_kaszlem.html



niedziela, 22 listopada 2020

ŻABA W KOMINIE



Dzisiejszy post powinien być czytany .... na czczo, ewentualnie długo....długo po deserze.  Inaczej, to ujmując... raczej  o pustym żołądku bez nadwrażliwości.

Skoro już uprzedziłam, to wybór należy do Czytelnika, czy w ogóle chce się zagłębiać w nowinki, które tu przytoczę. 

Pytanie: czy lubicie "babrać się" w cudzych życiorysach? 

Ja, nie bardzo, skoro, po zapoznaniu się z nimi, nie zawsze osoba "prześwietlona" przez pseudobadaczy pozostawia imię osoby uznanej w świecie , np. naukowym, za ideał... trochę zostaje przedstawiona w innym świetle.

Nie będę szła za obecnie nośnym nurtem szargania "świętości", bo uważam, że belkę najpierw trzeba usuwać z własnych oczu, ale nawiążę do ... walki z pandemią. 

Teraz narzekamy, że uczelnie i szkolnictwo niższego szczebla ograniczyło swoją aktywność  w okresie pandemii.

Podobnie było przecież wcześniej. W latach 1665-66, kiedy Wielka Plaga w Londynie  zmiotła około jednej czwartej mieszkańców. Słynny naukowiec Isaak Newton też został zmuszony do pracy w swoim prywatnym laboratorium w Woolsthorpe Manor, kiedy Trinity College w Cambridge został zamknięty. W tym czasie  pracował nad różnymi ekscytującymi projektami, w tym eksperymentami z grawitacją. Z tego czasu pochodzi znana historia "o jabłoni, gdzie jabłko spadło mu na głowę". Wydaje się, że dżuma ukształtowała badania Newtona w kluczowych obszarach nauki, ale....  także spowodowała powstanie jego  twierdzenia...  "o ropuchach".

A co wspólnego mogły mieć ropuchy z dżumą?

Kiedy Newton wyszedł z samoizolacji w 1667 roku, zainteresował się pismami Jana Baptista van Helmonta (1580 - 1644), lekarza z Belgii. Odnosząc się do komentarzy specjalisty z Bonhama, Darrena Sutherlanda, Smithsonian Magazine pisze: „van Helmont, który również parał się filozofią, mistycyzmem i chemią, miał „wielki wpływ na Newtona”. Belgijski lekarz napisał książkę "De Peste", po swoich doświadczeniach z Antwerpii w czasie panowania zarazy  w 1605 roku.


Podczas gdy Newton czasami polegał na wiedzy alchemicznej, kiedy formułował niektóre ze swoich wielkich teorii i pomysłów, nigdy nie czuł się komfortowo, dzieląc się ze światem, że również wykorzystał ten rodzaj wiedzy.



Ukrywał ten aspekt swojej kariery, chcąc uniknąć ostrej krytyki. Jego tajemnica była dobrze strzeżona przez tych, którzy odziedziczyli cały dorobek jego badań.



Odpowiedzią Newtona z 1669 roku na stanowisko , jakie utrzymywał autor "De Peste" Helmont,  było lekarstwo z  ropuchy. „Analizując i destylując wiedzę medyczną i z pierwszej ręki Van Helmonta”, zauważa strona internetowa Bonham, „Newton rejestruje przyczyny, sposoby przenoszenia i wyleczenia, identyfikuje objawy i ich identyfikację, a także recepty na uniknięcie dżumy”. W innej części tekstu Newton dokumentuje nieszczęsnego mężczyznę, który zaraził się plagą palcami poprzez „szkodliwy papirus” i zmarł za kilka dni.

W takim razie uważam, że już przygotowałam wystarczająco Czytelnika, aby więcej o ropuchach napisać. 

Z pewnością to , co będzie podane niżej, zszokuje nie tylko miłośników zwierząt. 

Newton, słynny naukowiec   XVII / XVIII wieku zalecił powieszenie żywej ropuchy do góry nogami w kominie! W nieapetycznym pokazie sił grawitacyjnych, które złożyły się na imię Newtona, żałosne stworzenie „w końcu zwymiotowało ziemię z różnymi owadami na naczynie z żółtym woskiem i wkrótce potem umierało”, według wielkiego naukowca.

Nosiciel zarazy mógłby następnie zmielić ropuchę na proszek, sporządzić z tego "pastylki" i wymieszać je  z wymiocinami. „Połączenie sproszkowanej ropuchy z wydzielinami i surowicą zrobionymi w postaci pastylek do ssania i noszonymi na obszarze dotkniętym chorobą, wypędziłoby zarazę i wyciągnęło truciznę” - napisał oprawca ropuchy. Do listy remediów dodano amulety z hiacyntu / hiacyntu, bursztynu i szafiru.


Newton wierzył, że w ten sposób można byłoby pokonać siły osławionej pandemii.

Wnioski Isaaca Newtona dotyczące lekarstwa na zarazę nie były zbyt interesujące dla jego świętej siedziby nauki. „Cambridge zatrzymał tylko prace matematyczne i naukowe i zwrócił bardziej kontrowersyjne prace Newtona na temat alchemii, teologii i filozofii”, pisze Guardian. „Papiery te, w tym notatki Newtona o Van Helmont, zostały sprzedane w 1936 r. Prywatnym kolekcjonerom, w tym (ekonomiście) Johnowi Maynardowi Keynesowi”.

Podczas gdy Newton czasami polegał na wiedzy alchemicznej, kiedy formułował niektóre ze swoich wielkich teorii i pomysłów, nigdy nie czuł się komfortowo, dzieląc się ze światem, że również wykorzystał ten rodzaj wiedzy.

Isaak Newton i lekarz zarazy
Źródło: The Vintage News

Ukrywał ten aspekt swojej kariery, chcąc uniknąć ostrej krytyki. Jego tajemnica była dobrze strzeżona przez tych, którzy odziedziczyli cały dorobek jego badań.

Newton studiował starożytną literaturę grecką, próbując znaleźć czysty alchemiczny wzór. Pisał nawet wiersze alchemiczne. Jednak fragmenty alchemicznego pisma autorstwa Newtona zaginęły w pożarze, który pewnego dnia pochłonął jego laboratorium.

Duża część jego prac z okresu 20 lat jego doświadczeń i wniosków przygotowywanych do pokazania światu zewnętrznemu, a także te, których do publikacji nie przeznaczał została bezpowrotnie zniszczona. Wg opowieści, to jego pies Diament , nieopatrznie, przewrócił lichtarz ze świecą syojącą na stole i nastąpił pożar w jego laboratorium.

Rycina z 1874 r. przedstawiająca prawdopodobnie apokryficzny opis pożaru laboratorium Newtona
Żródło: The Vintage News

Uważa się, że Newton powiedział: „O Diamencie, Diamencie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaką szkodę wyrządziłeś!"
Ale były też takie materiały, których Newton nie chciał ukazać światu.


Do swego grobu zabrał wiedzę, która współcześni uznaliby za niebezpieczną - coś, co wolał ukryć przed czujnym, bacznym okiem opinii publicznej - ogromny zbiór pism "nie nadających się do publikacji".


Newton, to ja, żaba... nie lubię Cię, Isaak😖

Ale co tam Newton!

Nasz Ludwik Jerzy Kern widział inny sposób na żabę, które sama się "unicestwić" potrafi szybciutko, bez długich katuszy w kominie.



Gdyby chora udała się do doktora i stosowała się do  jego zaleceń, to też marny los by ją spotkał.

🐸🐸🐸Żaba - Jan Brzechwa

Żaba
Jan Brzechwa

Pewna żaba
Była słaba,
Więc przychodzi do doktora
I powiada, że jest chora.

Doktor włożył okulary,
Bo już był cokolwiek stary,
Potem ją dokładnie zbadał,
No, i wreszcie tak powiada:

„Pani zanadto się poci,
Niech pani unika wilgoci,
Niech pani się czasem nie kąpie,
Niech pani nie siada przy pompie,
Niech pani deszczu unika,
Niech pani nie pływa w strumykach,
Niech pani wody nie pija,
Niech pani kałuże omija,
Niech pani nie myje się z rana,
Niech pani, pani kochana,
Na siebie chucha i dmucha,
Bo pani musi być sucha!”

Wraca żaba od doktora,
Myśli sobie: „Jestem chora,
A doktora chora słucha,
Mam być sucha - będę sucha!”

Leczyła się żaba, leczyła,
Suszyła się długo, suszyła,
Aż wyschła tak, że po troszku
Została z niej garstka proszku.

A doktor drapie się w ucho:
„Nie uszło jej to na sucho!”



... ale gdyby była taka "nadęta" i sama chciała się leczyć, to i tak w końcu trafiłaby do szpitala, a tam... tez marny koniec

ŻABA NADĘTA
Jean de La Fontaine


Powtórzę wam, co Ezop powiedział dla Greków,
Bo świat zawsze jednaki, mimo zmiany wieków.
Widząc rosłego Wołu jedna Żabka mała,
Koniecznie zrównać wielkością mu chciała.
Więc się jak mogła nadęła, podniosła,
I pyta swoich, czy już go dorosła?
«A! gdzież tam, jeszcze daleko!»
Wszyscy jej rzeką.

«No, a teraz? — Żadnego podobieństwa niema.
— No, a teraz? — O! jeszcze daleko jesteście.»
Więc kiedy coraz bardziej się nadyma,
Pękła nareszcie.

Codzień widzimy podobne przykłady:
Ten i ów dmie się, nos w górę zadziera,
Mieszka w pałacach, wydaje biesiady,
A potem — nieraz w szpitalu umiera.

Źródło: The Vintage News

piątek, 20 listopada 2020

ROZPIERAJĄCA ENERGIA I ZAŻEGNANY PROTEST

Skoro od rana otrzymaliśmy z mężem laurkę , to przecież nieludzkie byłoby ociąganie się z poczęstunkiem, prawda? Mam na mysli tort jubileuszowy.

A poza tym, im wcześniej kaloryczne słodkosci zostaną spalone przez wnuka, tym lepiej, nie tylko dla niego. Tak myślałam,... do czasu...

Nasz salon na dole już od dawna nie przypomina pomieszczenia wypoczynkowego dla seniorów i ich gości. Stał się najzwyczajniej bawialnią dla wnuków. 



Mimo, że mają na górze swoje pokoiki, to przecież tu mieszka dziadek, z którym mogą bawić się do upadłego w salony sprzedaży aut, wyścigi samochodowe itp. Na górze musi być cisza, bo tata prowadzi zdalnie wykłady dla studentów. Ale to na razie dotyczy 7-latka, bo roczniak ma zakaz wstępu na dywan w czasie zabawy , bo to teren zakazany przez starszego brata. Przecież może rozrzucić misternie ułożoną budowlę, lub odgryźć kółeczka od hot wheelsów. 


I tu potrzebny jest rozjemca.

I co z tym tortem?

Pierwsze podejście zrobiliśmy przy porannej kawie. Kuba zażyczył sobie "dekorację" z tortu, ale na tym nie poprzestał. 

Pozostałości dekoracji tortu
Kuleczki z białej czekolady oblane ciemną już gdzieś znikły


W uzgodnieniu z rodzicami dostał jeszcze cieniutki listeczek z właściwego ciasta tortowego. Przecież jeszcze spodziewamy się gości, to może... jeszcze okruszek z babcinego i dziadka stolu mu spadnie.

Dlaczego tak wydzielamy ten cukier chłopcu?

Dostaje po nim takiego "kopa", jak, ja po 2,5 ml echinaceae 😀


Nie wiem, co będzie po tych okruszkach, ale już narozrabiał od rana. Zaczął wymachiwać torbą, w której ma ukryte przed braciszkiem maleńkie samochodziki , te hot wheelsy i nieopatrznie strącił filiżankę ze stołu.



Od ręki zaczęło się sprzątanie, ale przecież na dywanie porozkładane zabawki uniemożliwiłyby odkurzanie bez uprzedniego ich usunięcia. Wszak mały Michał, zresztą Kuba też, mógłby natknąć się na jakąś porcelanową ostrą drobinę wciśniętą w dywan lub wprost ukrytą w zabawce. Michał wszystko, co napotka, pcha do buzi... normalka, poznaje jeszcze świat.

I tu Kuba zaczął protestować. Owszem, on pomoże w sprzątaniu, bo przyznaje, że to jego wina, ale ....wnosi protest.

Protestuję! Nie pozwalam ruszyć układanki z klocków, ani samochodzików garażujących w moim ułożonym z lego garażu.

Nie, Kuba języka nie pokazywał, jak Masza, ale okazywał postawą ciała swoją stanowczość. 

W każdym proteście należy rozmawiać, więc i tu do wymiany argumentów doszło. 

Nasz wspólny front dziadków i rodziców przedstawił swoje warunki:

Skoro Kuba nie zezwolisz na sprzątanie dywanu z ewentualnych odprysków potłuczonej przez Ciebie filiżanki, to rodzice i dziadkowie nie będą mogli Ci zezwolić bawić się tym, co sobie na tym dywanie ułożyłeś. Bardzo Was , to znaczy ciebie i Michałka  wszyscy kochamy i dbamy o wasze bezpieczeństwo. Nie chcemy dopuścić do tego, abyście się skaleczyli jakimś niezauważonym okruchem porcelany. One są bardzo ostre, a na dodatek Michał mógłby chwycic go do buzi.


Jak myślicie, poskutkowało?

Tak. Protest został zażegnany.

Dziecko należy traktować poważnie. Wysłuchać go, przedstawić swoje argumenty, pozwolić mu, aby poczuł się ważnym partnerem w rodzinie, a zrozumie, jeśli jasno i w języku przystosowanym do poziomu jego rozwoju wyłożymy mu swoje argumenty.

O rozwiązywaniu protestów dorosłych nie będę tu pisać (bo nie chcę zajmować się sprawami politycznymi) natomiast w sposób satyryczny przedstawię problem ujęty przez Andrzeja Waligórskiego.


PROTEST

Rzecz się zdarzyła dziwna dość,
Chociaż pozornie prosta:
Dreptak, zwyczajny, skromny gość
Pokój w hotelu dostał!

Hotel był kategorii "S",
Miał duży neon z przodu,
A Dreptak poczuł się jak pies
Co wszedł do Izby Lordów.

Na czwartym piętrze pokój miał,
Gdy wysiadł to się wzruszył,
Bo na tym piętrze istny szał
Palm, złoceń oraz pluszy.

Tak tam wytwornie, pięknie tak
Jakby w centralnej Radzie
Korytarz - jak do nieba szlak -
Pod stopy mu się kładzie.

A gdy apartamentu drzwi1
Przekroczył, to się zachwiał,
Bo myślał że po prostu śni,
Lub że to fotografia,
Ewentualnie film, czy co,
Z życia Amerykanów,
Bo łóżko to gdzieś takie... o...
A w ścianie kilka kranów!

Nad łóżkiem landszaft, na nim Kloss
Piękny aż dech zapira,
Firanki zaś, to chyba wprost
Z Punktu Prężenia Firan!

Nasz Dreptak patrzył jak we śnie,
Jakby się zaczarował,
I chciał w ten luksus rzucić się,
Lecz wnet się opanował,

I rzekł przez zęby: - Po to tu
Przyszedłeś, nędzny szczurze?
I oddech wziął, i napluł: - Tfu!
Na dywan w krwawe róże,

A potem jeszcze zrobił puk,
Następnie zaś znormalniał,
Odwrócił się, przekroczył próg
I rzekł uprzejmie: - Zwalniam!

I poszedł ulicami, gdzieś,
Sprężyściej, mniej pokornie.
.... dobrze jest czasem protest wnieść
W dostępnej sobie formie.