Translate

piątek, 16 sierpnia 2019

JA, SŁOŃ Z POZNAŃSKIEGO ZOO - powtórka

JA , SŁOŃ Z POZNAŃSKIEGO ZOO

  


Ten  post "opowiadałem", ja, słoń z poznańskiego ZOO 2 maja 2016 roku. 
Opowiedziałem pewne wydarzenie. z jednego dnia w ZOO Trochę czasu minęło. 
Przypominam go Wam dzisiaj :

Dzisiaj mamy dużo gości. Pół Poznania i część Polski, jak podsłuchałem swoimi wielkim uszami, biorąc pod uwagę tablice rejestracyjne. Ci, co przyjechali wcześniej, jak pani Teresa z córką, zięciem i wnukiem - skorzystali ze swobody przy zakupie biletów. Rano nie było kolejek.



    Po południu utworzyły się półkilometrowe kolejki przed kasą, a jeszcze druga oczekiwała w samochodach na wjazd na parking.




     Chyba  zięć pani Teresy nawet się bardzo nie wykosztował, bo za synka i teściową dostał ulgę. Ciekawe, czy ma ulgę z teściową w domu, bo to różnie mogą się stosunki rodzinne układać. My słonie jesteśmy bardzo rodzinne.
    
    Widzieliście zdjęcia, jak ratujemy się w potrzebie?



     Tutaj nasz maluch przewrócił się na plecy i wpadł w błotniste zagłębienie. Od razu rzuciliśmy się na pomoc, aby go stamtąd wydostać. A ile się natrudziliśmy, aby tę śliską kluchę uchwycić?

    Kochamy się za życia, ale i nie zapominamy po śmierci. Potrafimy odwiedzać cmentarzyska z kośćmi naszych przodków oddalone wiele kilometrów, no chyba, że  nas  zamkną, jak tutaj,  w ZOO. 
  
    A teraz pozwolę pani Teresie na przytoczenie cytatu z naukowego artykułu  "Jak umiera słoń" zamieszczonego przez Katarzynę Burdę w Newsweek, bo ja jestem tylko praktykiem.

    "Świadomość śmierci jest wśród słoni na tyle silna, że prawdopodobnie oddają one swoisty hołd szczątkom zmarłych pobratymców. Kości zwierząt znajdowane są z reguły w skupiskach zwanych cmentarzyskami. Często przychodzą tam żywe słonie, a niektórzy badacze uważają, że odwiedziny to rytuał podobny do ludzkiego zwyczaju odwiedzania grobów bliskich. Bezpośrednich dowodów na to co prawda nie ma, ale jak twierdzi dr Karen McComb z Universityof Sussex, prowadząca badania w parku Amboseli w Kenii, słonie byłyby zdolne do takich zachowań. Potrafią bowiem rozpoznawać kości innych słoni wśród wielu przedmiotów o podobnym wyglądzie."

   Nie powiem, żeby nas tu źle traktowali, jak na warunki niewoli. Mamy duży wybieg, ale i prawie przeszklony pałac wybudowany dzięki forsie z Unii.


 Jedna paniusia dzisiaj mnie wkurzyła. Oj, jakby dostała się w okolicę mojej trąby to sperfumowałbym ją błotnistym prysznicem. Dlaczego?
    No bo dama wchodząc do naszej słoniarni - pałacu, już w drzwiach zaczęła kręcić trąbą, pardon, nosem:
 - A fe... Co za zaduch, jak tu śmierdzi!
A co ona sobie myśli, że to salon Perfumerii Chanel?
A gdzie ma wydobyć się mój dwutlenek węgla z kilkutonowego cielska? Ile ampułek perfum dyrekcja Nowego ZOO w Poznaniu zużyłaby na niwelację mojego i kumpli zapachu. W końcu jesteśmy u siebie. 

    A jak na moją trąbę, to sama nie najlepiej pachniała, a ja to już mam odpowiedni  nos i uszy, wiem co mówię i co słyszałem, bo wchodziła do słoniarni z puszką otwartego piwa. Sam pracownik słoniarni stojący w drzwiach nakazał jej schować piwo. A skoro jestem gruboskórny, więc pozwoliłem sobie na taką uwagę wobec gościa.

Słonie w Nowym ZOO w Poznaniu  -Wikipedia

    Obraziłem się i zostawiłem na wybiegu coś jeszcze, niech wącha, jak taka wrażliwa!

A wiatr dzisiaj jest moim sprzymierzeńcem. Pomogę mu jeszcze i zawachluję uszami w jej stronę. Niedługo, to zwiedzający chcieliby, żeby stanąć przed nimi na trąbie! Potrafimy, różne figurki, oczywiście, w naturalnych warunkach. Stawanie na 2 tylnych kolosach, to dla nas pryszcz. Ale tu nie będę się popisywał. To jeszcze nie cyrk!




    A zresztą wynocha z mojego terenu! 
Że co? Że nie jestem gościnny?
Niech idzie do sąsiadów, czyli tygrysów, jak jej się u nas nie podoba.
    One dzisiaj też nie są gościnne. Obraziły się, bo i mają za co. Wczoraj jakiś napity bohater chciał  zrobić fotkę tygrysowi, czy coś. Tygrys nie chciał mu
pozować, no bo ileż można w ciągu dnia? Co on model jakiś? Nie, jest już chory, swoje przeżył, potrzebował odpocząć. Jak jest dobrze, to nawet tygrys ze swoją opiekunką piątkę przybija. Ale potrzeba trochę kultury do tego.

Tygrys z Nowego Zoo ze swoja opiekunką---Wikipedia


No więc wczoraj pijany zwiedzający wziął kija i zaczął mojego sąsiada drażnić przez ogrodzenie, po prostu dźgać. No powiedzcie, jak można być gościnnym w takim przypadku? 

   Bohater wywinął się obsłudze ZOO i zwiał. Szkoda, że nie odwiedzi na trzeźwo tygrysa już w jego ogrodzeniu. 

   Dzisiaj kamery, wywiady w sąsiedztwie, ale tygrys ma wszystkich w wielkim poważaniu. Zbierają się dzisiaj tłumy, nakręcone wczorajszą i dzisiejszą reklamą afery. Rozpisywały się gazety, pokazywała telewizja.

    A  kolega dzisiaj wyleguje się, przekręca z boku na bok, ziewa dość głośno. Ma w chrapach tv i zwiedzających. Raz widać jego ciemne pasy na rdzawym futrze, to za pół godziny białe podbrzusze, kiedy raczy się przewrócić na plecy i unieść prawą przednią łapę do góry i tak trzymać  ją dość długo. Ot, i cała atrakcja.

Dzieci to pewnie chętnie przeprosiłyby kolegę za nierozważnych dorosłych.


   Szkoda, że wnuczek pani Teresy  trafił na taki dzień. Szkoda mi chłopaczka. Co on tam przez te szyby z daleka mógł zobaczyć? Leżące futro? Gdyby pręgowany  kolega chodził dzisiaj po wybiegu, to malec miałby taki widok:
Tygrys w Nowym Zoo w Poznaniu za szybą panoramiczną  By Kapitel- Praca Własna- Wikipedia

 Z dziećmi to jeszcze bym się dogadał. Są bardziej wrażliwe, niż czasem dorośli.



 Jeszcze bym o czymś zapomniał.
Mam duże uszy, więc słyszę niejedno, ale nie wszystko rozumiem. O co jej chodziło - tej pani Teresie, że cieszyła się, że nie ma ani jednej wolnej klatki. Coś wspominali o Babie Jadze, Ła Babie i że ich mały zupełnie o tym zapomniał. Czy domyślacie się o co im chodziło? 


   A na koniec dołączę post z FB  córki  pani Teresy. Chcecie poczytać, jakie wrażenie pozostało jej z tej wycieczki do ZOO? 
   
"Właśnie przeżyłam najlepszy z moich dotychczasowych "długich weekendów" - nauczyłam się ważnej rzeczy (w poznańskim zoo):  
Pielucha założona na lewą stronę + syn mówiący "Tata, siusiu" + zrelaksowany i nieświadomy niczego Tata mówiący "Nie ma nocnika, siusiaj w pieluchę" = mokry sweter Taty, mokre spodnie moje i...




 najdłuższy przejazd kolejką w poznańskim zoo, w którym największą atrakcją dla bystrego dwulatka jest nie żyrafa z długą szyją, ale ... żółta maszyna budowlana, wykonująca prace w ZOO.




Zgadnijcie, kto zakładał pieluchę na lewą stronę?".

   Dobrze, że mały jeszcze nie umie czytać. Nie wyobrażacie sobie, jak ludzie potrafią z nas żartować. A to oni zachowują się czasem karygodnie, a np.: żyraf pijanych  jeszcze nikt nie spotkał na ulicy, więc skąd ta kpina. Czasem ludzie zachowują się gorzej niż zwierzęta.

Żyrafy w ZOO w Poznaniu

 No, chyba, że w memach.

Cz.2. OCZYMA DZIECKA czyli KUBA W OWIŃSKACH


Już się wyspałem. Dziwne, wcale mi się nie śnił ten park. Podobno budziłem się z płaczem w nocy. Może za dużo było w ciągu dnia atrakcji i nie pamiętam wszystkich snów. 
Może jakieś ptaszysko o imieniu Helena chciało mnie wyrzucić z mojego gniazdka?
A teraz wracam do dalszego ciągu moich wczorajszych przygód.
( Jeśli przegapiliście moje wczorajsze opowiadanie, to jest tutaj  )

 Zapraszam na dalszy ciąg :)


<><><><><><>

Po obiedzie wróciliśmy do Parku Orientacji Przestrzennej. Tym razem już pan dozorca nie domagał się wpisywania na listę. Może zapamiętał babcię?! 
Przed obiadem w żywopłotowym labiryncie jakaś pani miała sesję zdjęciową z praaaaawdziwyyyym fotografem! Inna pani w tym czasie pomagała im i trzymała takie wieeelkie matowe lustro za nią, a drugie oparł za sobą sam pan fotograf. Mało im było słońca ? A może za dużo?
Wejście do labiryntu było zamknięte taśmą. Babcia myślała że nie chcą , aby im przeszkadzać. Ja już babci raz wszedłem w kadr, ale nie była zła. Nawet znalazłem się przez to na blogu.  
Babcia w takim razie nie weszła do tego labiryntu, nawet  mnie powstrzymała, a poszła do ogrodu kwiatowego. W jednej alejce, też przy jednym wejściu, była zawiązana niedbale taka sama taśma. Pewno już tam fotograf zrobił swoje i przeniósł się teraz do tego labiryntu.  Babcia przekroczyła tę linię i cyknęła kilka fotek, a potem weszła do części, gdzie już tych tasiemek nie było, kiedy za nią pojawił się jak grom z jasnego nieba ...pan dozorca i spytał babcię, czy nie zauważyła taśm ograniczających wejście. Babcia zdziwiona, zaczęła się tłumaczyć, ale usłyszała wyjaśnienie, że w tych częściach, gdzie zaznaczyli taśmą, były chyba jakieś opryski czy coś. A jak teraz babcia zachoruje, to kogo będzie winić?  Tak  dopytywał i ostrzegał srogi pan dozorca.
Do kogo będzie pisać zażalenie? Takie stawiał pytanie wystraszonej mojej biednej babci.
Widzicie? 
Stąd może nas zapamiętał, jak zobaczył drugi raz babcię, kiedy wróciliśmy z obiadu.

Teraz na placu było bardzo mało dzieci z rodzicami. 


Cała reszta pewno się rozjechała już do swoich domów, bo też zgłodnieli. Może byli z Owińsk i obiadek czekał na nich w domu. Nie widziałem tu żadnych babć innych dzieci, to na pewno gotowały im obiad w domu.

Tym razem nie dało się namówić babci, żeby weszła do tego globusa. Mówi, że świat by się zawalił.  Już słyszałem, jak jakaś pani skarżyła się babci, że cały świat  jej się zawalił. Teraz to już sobie wyobrażam jak to wygląda. Ja zatrzymałem się tam z tyłu na batucie , jest tu mniejszy i duży na ziemi, żeby niewidome dzieci nie spadły z wysokości, jak tu się bawią. Spoglądam na babcię, bo może zaryzykuje. Teraz po tej jeździe na desce to wszystkiego można się po niej spodziewać. Nie znałem babci od tej strony. 
Nie...
Jest tym razem stanowcza.





Babcia chce poruszyć Ziemię,  a wstrzymać Słońce, bo dzisiaj ogromnie praży. Coś tam o Koperniku słyszałem, tata czytał mi taką encyklopedię dla dzieci. Zawsze myliłem co wstrzymał, a co poruszył.  Chyba jest ze 30 stopni, bo tak rodzice zapowiadali, kiedy wyjeżdżaliśmy z domu. 

Dalej jest taka ścieżka kolorowa, babcia mówi, że można po niej chodzić, stąpając na każdy kolor po kolei tak, jak palce biegają po klawiaturze fortepianu. Wtedy każdy kolor daje inny dźwięk. Dlatego są takie barwne, żeby dzieci niedowidzące, takie które widzą baaardzo słabo też spostrzegły te kolory. Właściwie tu wszystkie przyrządy są baaaardzo kolorowe.



 Tutaj babcia spróbowała zagrać stopami jakąś melodię, ale odległości między tymi "klawiszami" były za duże.



Ale gdyby jakiś wielkolud tu przyszedł , to nie miałby z tym żadnego kłopotu :)))

Kiedy już się znudziłem tym muzykowaniem, pobiegłem tuż obok na skałki.
Jeszcze tylko z ciekawości zajrzałem do domku. Czy to dla zabawy, czy domek ogrodnika, tego pana dozorcy. Może ukrył się tutaj i babcię obserwuje, żeby znowu czegoś nie odstawiła :)



Ojej, ale tam ciemno i ciasno! 
Na szczęście pana dozorcy ni widu, ni słychu.
Ja też mam domek, ale plastikowy, kolorowy. Babcia kupiła mi go, jak tylko się urodziłem i nie mogła się doczekać, kiedy dorosnę, aby w nim się bawić.



Ja do niego najczęściej wchodziłem oknami, aż okiennice urywałem. Teraz stoi sobie bezczynnie na ogrodzie  i bawią się inne dzieci, kiedy mnie odwiedzają. Ja już siedziałem na nim na dachu, i nawet kiedyś, kiedy byłem jeszcze mały zrobiłem sobie z niego Toy - Tojkę. Stał tam nocniczek, kiedy biegałem ledwo, ledwo po ogródku :)))

A teraz na skałki!!!









Ciągnie mnie na zjazd na linie, już tam biegnę!





Czas zmienić miejsce zabawy. Jeszcze pozostało tyle fajnych, których nie próbowałem, np, klatki dźwięków czyli głuchego telefonu.






Nie, niestety, nie powiem, co mi mama powiedziała, choćbyście mnie kroili na kawałeczki :)))))



A co to za ustrojstwo ?

Zaraz to rozgryzę!
Nie ma takiej sprawy, której ja, Kuba, nie rozwiążę:)))



To jest "róża wiatrów"!

Jak już mam dobre wiatry, to hajda na żaglowiec!




Tata z mamą robili sztorm, huśtali moją żaglówką.

O rany!  Trzeba się pożegnać z mamą, bo jak utonę!?
Tata to i tak by poszedł za mną na dno.
A babcia? 
Co by zrobiła babcia? 
Niepotrzebnie by wzywała pomocy, rwała sobie włosy z głowy i tak na próżno, bo nawet stymulator serca nie pomógłby jej tego wytrzymać i ...padłaby trupem.




Nie, to tylko zabawa :))) 
Wszystko w niej musi skończyć się dobrze, a ja korzystam z okazji, bo kocham baaaardzo swoją mamę, i tatę, i babcię, i dziadzia , i.. i ...i ... całą rodzinkę!

A teraz musimy z mamą rozszyfrować takie urządzenie głosowe, w jednym miejscu się mówi, ale w którym trzeba przyłożyć ucho, żeby słyszeć? 
Jest mnóstwo możliwości . 
Są różne kolory rurek.



Już doszliśmy!
W tym samym kolorze musi być nadajnik rura i słuchawka! 
Ale to dla mnie proste!



Za tym urządzeniem widać szkołę dla tych niedowidzących dzieci. Wejście jest ze  strony dziedzińca, obok wejścia do kościoła.



Tu widać, jak pani niesie kwiaty z ziołami do poświęcenia.

Ale ciekawe drzewa!
To musiało być ogroooomne!



Widzicie na dole płaskorzeźbę twarzy?
Dzieci niedowidzące mogą dotykać palcami i wyobrażać sobie kształt.
Ale jeszcze ciekawsze drzewo znalazłem tutaj . Stoi obok i ma w pniu wyrzeźbioną (wydłubaną)  na bardzo gładziutko taką wklęsłą postać człowieka. Taki średniej wielkości człowiek może się w nią wpasować.



A na zdjęciu wygląda, jakby był wypukły, a w rzeczywistości jest wklęsły! 

Całe szczęście, że odnalazłem swoje sandały, bo zdjąłem je, kiedy nasypało mi się piachu.



Jeszcze kilka zdjęć pokażę, które babcia zrobiła, bo byłoby jej może przykro, gdybym ich nie pokazał.




Ten upał i ta bieganina po parku trochę dała mi się we znaki, ale tata poszedł po wodę  do sklepu, to zaraz nabiorę sił. Zresztą ten kołowrotek to dla maluchów, a ja już w przedszkolu będę po wakacjach starszakiem.

Dla tych maluchów jeszcze trochę miejsca na zabawę znalazłem.
To jest taka chybotliwa kładka, mostek taki.





Ale jak widzę auta, to nic, że w części dla maluszków, to wszystko jedno, muszę tam pobiec i wsiąść do niego!





Dzieci, które uczą się w tej szkole, mają też bieżnie i boiska do gry w piłkę.



Pytałem rodziców, kto miał tyle, 6 mln złotych , aby wybudować taki park. 
I dowiedziałem się - to dzięki wsparciu powiat u poznańskiego  i Funduszy Europejskich! 
Mój powiat... kto by pomyślał, że taki bogaty?!

Trzeba jeszcze raz wejść na spokojnie do kościoła,  podziękować Bogu za ten plac zabaw i śliczny ogród. Teraz nie ma tylu ludzi i zrobimy kilka zdjęć.










Czas na powrót do domu , ale przyjedźcie tu ze swoimi dziećmi, drodzy rodzice, naprawdę warto :))) 

Więcej informacji o Parku Orientacji Przestrzennej pod tym adresem:
o tym, jak powstał ten park, w tym ogród barokowy tutaj  

oraz 

oficjalna strona Parku Orientacji Przestrzennej tutaj