Translate

wtorek, 28 kwietnia 2020

DZIEŃ DOBRY, PANIE PROFESORZE......

Jestem już starszą kobietą. Nie mam już dzieci w wieku maturalnym, ale jeszcze nie na tyle starą, aby mieć wnuki, które przejmowałyby się tym,  co będzie z maturą w tym roku i ewentualnymi studiami. 

To moje dzieci teraz same już egzaminują, ale trochę starszych, bo studentów, a moje wnuki jeszcze nawet sprawnie nie czytają. 

Ten starszy teraz w głowie ma odkrywanie przyrody. Poszukuje żuków w tujach lub w kwiatkach w moich skalniakach wokół tarasu.






Najbardziej satysfakcjonowałby go takie żuki, ale nie chcę go martwić, chyba ich tu nie znajdzie.






Badaniom poszukiwawczym podlega teren wokół tarasu:










Gdyby wnuki  już czytały, np: Herberta, to może zajrzałyby na stronę aleklasa.pl po interpretację wiersza tego poety.
Może na maturę taka wiedza byłaby "jak znalazł" ?

Czemu właśnie Herbert?

Jak wcześniej wspomniałam, zawsze mogę nawiązać do pandemii. Przecież, gdy kiedyś ktoś zajrzy na mój blog i zatrzyma się na wpisach z wiosny 2020, to raczej chciałby wiedzieć, co mi w głowie w tym czasie się telepało, prawda?

Wróćmy więc do zapowiadanego wiersza Herberta, a powoli dojdę do sedna.

Pan od przyrody

Nie mogę przypomnieć sobie
jego twarzy

stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
złoty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat


on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy

on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka
on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz

z jego namowy
w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem

gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło

w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii

jeśli poszedł do nieba –

może chodzi teraz
na długich promieniach
z ogromną siatką
z zieloną skrzynką
wesoło dyndającą z tyłu

ale jeśli nie poszedł do góry –

kiedy na leśnej ścieżce
spotykam żuka który gramoli się
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
– dzień dobry panie profesorze

pozwoli pan, że mu pomogę –
przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim
na końcu korytarza liści


Szkoda, że za moich czasów nie było takich gotowych opracowań, jakie teraz można znaleźć w internecie. Czy mogłabym lepiej opracować analizę tego wiersza, mimo, że byłam niezłą polonistką?
Nie próbowałam, bo wówczas Herbert był "persona non grata".

„Graniczna” zwrotka

„Graniczna” bo rozgranicza dwie części wiersza. Część pierwsza była wspomnieniem – portretem profesora z przeszłości. Część druga będzie fantazją, wyobrażeniem profesorskiego życia po śmierci. A ta strofka wyjaśnia, czemu zmarł. Krótko i na pozór beznamiętnie oddziela życie od śmierci, świat pokoju od świata chaosu i mordu. Nietrudno zauważyć grę słów: pana od przyrody zabili łobuzy od historii. Zestawienie dwóch przedmiotów, które dobrze znamy, nie jest przypadkowe.
Przyroda – to wiedza o życiu na ziemi, historia – o działaniach człowieka. Gdy ktoś od historii zabija kogoś od przyrody, to tak jakby człowiek zwrócił się przeciw naturze, przeciw życiu na ziemi.

„Łobuzy od historii” – to przenośnia oznaczająca: zbrodniarze, zabójcy, ci, którzy wymyślili i wszczęli wojnę. Otóż historia to taki dział, który tworzą i łobuzy, i bohaterowie. Przeciwnie niż przyroda, która nie zna łobuzów, a może świetnie obyć się bez człowieka. Czy te słowa to dziecinne widzenie świata? Nie. To bardzo trafne wykorzystanie skojarzeń o szkolnych przedmiotach i bardzo dojrzała, zaprawiona goryczą refleksja o dziejach ­ludzkości.

Część I – portret miniony

Jaki był profesor od przyrody? Jakiś taki długi, chudy i jeszcze wydłużony siłą wspomnienia. Wiadomo, że we wspomnieniach wszystko zmienia trochę kształty – jest niezbyt konkretne, powiększone lub pomniejszone. Świetnie te cechy ludzkiej pamięci pokazuje Herbert – jego pan od przyrody ma zatartą twarz, wydłużoną postać i posiada rzeczy, które utkwiły w świadomości chłopca: złoty łańcuszek i krawat. Musiały zrobić na nim wrażenie, skoro je zapamiętał! W ogóle cała postać przypomina w tym wspomnieniu olbrzymiego ptaka – za sprawą długich rozstawionych nóg, chudej szyi i tego krawata. „Stawał wysoko nade mną” jak bocian nad żabą. Zwróć uwagę na niezwykłą przenośnię: krawat – nieżywy i przyszpilony.

Co się kojarzy?
Zasuszony motyl. A czy to miłe skojarzenia? Wcale nie. Herbert składa hołd pracy tego nauczyciela i ze wzruszeniem wspomina jego postać. To prawda, ale nie oznacza, że poeta wybudował przyrodnikowi pomnik, i że portret z przeszłości musi być serdeczny, radosny i z łezką wzruszenia. To portret prawdziwy, jest w nim trochę lęku i podziwu małego ucznia do dużego profesora.

Czego uczył? To ważniejsze może niż to jak wyglądał?
Jest to obrazek okrutny, nieco drastyczny i makabryczny: kontakt ze śmiercią i paradoksami ciała, reakcjami niezależnymi od życia, eksperymentowanie i ból, a przynajmniej działanie dość sadystyczne, ale oczywiście w imieniu nauki.

I to wszystko – to wiedza o człowieku, o skomplikowanym ludzkim życiu, nie o żabie. W dodatku jest chyba lekką aluzją do pięknego wiersza Słowackiego o matce: Ona pierwsza pokazała mi księżyc. Tam księżyc – tu zdechła żaba. Tam romantyzm – tu prawda istnienia i umierania. Ale nie tylko: intymne życie pradziadka pantofelka – to nauka o pomnażaniu życia, utrwalaniu, przekazywaniu następnym pokoleniom. Pantofelek naszym pradziadkiem? Proszą się nie oburzać, poeta zaznacza pokrewieństwo wszystkich istot tej ziemi, a z tym już się spotkaliśmy. Zresztą może lepiej być krewniakiem pantofelka niż łobuza od historii?

Ziarno sporyszu – to trucizna, a także lek, gdy stosowany jest w odpowiednich ilościach. W dziesiątym roku życia zostałem ojcem. Oto czego jeszcze uczył przyrodnik! Kto źle skojarzył, niech dokładnie przeczyta dalej o radości obserwowania narodzin życia, o tym jak świat może się rozśpiewać, gdy z kasztana w wodzie ukaże się zielony kiełek. Oto radość ojcostwa: spowodowania życia.

Część II – co z nim po śmierci?

Otrzymujemy dwie odpowiedzi: jeśli poszedł do nieba i… jeśli nie poszedł do góry (czyli do nieba).
Załóżmy, że jednak jest w niebie. Wygląda na to, że przyrodnik nadal poluje na jakieś niebiańskie motyle, długie nogi zamieniły się w promienie, ale całemu polowaniu towarzyszy radość. To wersja optymistyczna – możemy być wdzięczni poecie, iż obiecuje, że będziemy mogli zabrać tam swoje pasje i to, co stanowiło sens życia ziemskiego.
A jeśli nie poszedł do góry? To wcale nie oznacza wersji pesymistycznej, oprócz wizji piekła, ludzie mają inne jeszcze pomysły na „życie po śmierci”. Jednym z nich jest teoria reinkarnacji, czyli przemiany w inną formę życia. Tak też można interpretować ostatnie strofy naszego wiersza, gdy dojrzały już uczeń rozmawia z żukiem jak z profesorem. Kto wie… Może będziemy lub byliśmy ptakami lub żukami?

Podsumowanie

Wyobraź sobie: leśna ścieżka, kopczyk piasku, gramolący się żuk, liście – to przecież przyroda. To miłości do takich zjawisk nauczył mistrz ucznia.
Zauważ, dziwne te lekcje. Niby z przyrody, ale tak naprawdę to w notatce znajdują się: śmierć, życie, ból, radość, trucizna, lek, ojcostwo, narodziny. Najważniejsze sprawy ludzkie. Tego nauczał pan od przyrody – czy może profesor od technologii istnienia?
Jeśli człowiek umie zachwycać się naturą, pragnie lasu i zieleni, pragnie pomóc gramolącemu się żukowi, to znaczy, że był dobrym uczniem przyrodnika. Wdzięczny za tę miłość do świata, może powiedzieć, patrząc na żuka: „dzień dobry, panie profesorze…”

A teraz zatrzymam się przy stwierdzeniu w tej analizie "Gdy ktoś od historii zabija kogoś od przyrody, to tak jakby człowiek zwrócił się przeciw naturze, przeciw życiu na ziemi."

Czy my teraz nie zwracamy się przeciw naturze, przeciw życiu na ziemi?
Nie, nie bójcie się, nie będę poruszać tu tematu bolesnego, bo stałby się polemiką polityczną, ja nie jestem za zabijaniem nawet ...najmniejszego bezbronnego żuczka, ale za to koronawirusa ... z dziką przyjemnością. 
Jak wspominałam, wszystkie drogi prowadzą do pandemii.
Wczoraj  w Gateway Pundit znalazłam raport Jima Hofta,  w którym oskarża się, albo tylko snuje przypuszczenia, że w ogromnej mierze dotowano badania laboratoryjne dotyczące koronawirusa (grant wynosił 3,7 miliona $). Nie wiadomo nadal, czy śmiertelny wirus wyciekł umyślnie, czy był to jedynie przypadek. Podejrzewa sie, że Chińczycy próbowali sprzedać światu szczepionkę, jak ten wirus zacznie się rozprzestrzeniać, ale wszystko wymknęło się spod kontroli. 

Artykuł kończy się w ten sposób:
(...) jeśli to laboratorium okaże się miejscem, z którego pochodzi wirus, zapłaciliśmy za to. Zapłaciliśmy za tego cholernego wirusa, który nas zabija "

Czyżby to nie było zwrócenie się przeciw naturze, przeciw życiu na ziemi?

A teraz proponuję posłuchać jednego z najsłynniejszych "żuków" - Johna Lennona - wykonuje  "Child of Nature" (Jestem dzieckiem natury)


Jestem w drodze do Rishikesh, mniej więcej śniłem
I ten sen był prawdziwy, tak, ten sen był prawdziwy

Jestem dzieckiem natury
Nie potrzeba wiele by mnie oswobodzić
Jestem dzieckiem natury
Jestem jednym z dzieci natury

Słońce lśni w mych oczach, gdy tak stawiam czoła pustynnej przestrzeni
A moje myśli wracają do domu, tak, moje myśli wracają do domu

Jestem dzieckiem natury
Nie potrzeba wiele by mnie oswobodzić
Jestem dzieckiem natury
Jestem jednym z dzieci natury

Pod łańcuchami górskimi, gdzie wiatr nigdy się nie zmienia
Dotyka zakamarków mej duszy, dotyka zakamarków mej duszy

Jestem dzieckiem natury
Nie potrzeba wiele by mnie oswobodzić
Jestem dzieckiem natury
Jestem jednym z dzieci natury



Mój dom teraz tonie we floksikach.
Natura ma teraz barwy fioletu, amarantu. Lubię ten kolor na tle zieleni.














Nie da się ukryć, że 4 lata temu krzewy, jak i wnuczek byli mniejszych rozmiarów.



KORZYSTAJ Z OKAZJI


Dwie rzeczy nigdy nie wrócą:
wypuszczona z łuku strzała
i niewykorzystana okazja

Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale chyba nie wszyscy potrafią korzystać z nadarzających się szans, jakie podsuwa nam samo życie.

Niejeden partner miał w życiu okazję, aby dokładniej poznać swoją partnerkę "od podszewki", ale wygodniej przyjmował jej wizerunek taki, w jakim się starannie przed nim prezentowała, a dokładniej - ukrywała. On jednak, uganiając się za koleżanką z pracy, która nagle stała się wirtualna (i praca i koleżanka), mógłby wcześniej odkryć, że ta blondynka, z którą "#pozostaje do znudzenia w domu" jest tak naprawdę szatynką. Na nogach "pajączki" i to wcale bynajmniej nie rozszerzone naczynka krwionośne, ale ... delikatnie owłosione (odnóżki) długie nóżki jego wybranki, na skutek braku depilacji. 

Jak to się dzieje? 

Wszystkiemu winne zamknięte gabinety kosmetyczne,  fryzjerskie, przez co odrosty wyszły na popas.
Czy tylko ona tak się zapuściła?
Nie, bo ta wirtualna dama, ta czarnulka z pracy, nagle lekko przysiwiała (?), bo już dawno włosów nie umalowała. I usta jakieś nie takie same, bo  nieumalowane, bo przecież szminki i błyszczyki zastąpiły ...maseczki. 

A jeśli on jest metroseksualny, a fryzura klapnęła na amen, to
... czas zwijać manatki i szukać innej okazji...?

... nowego mieszkanka?
... nowej partnerki?

Może przystojnej z ... długimi nogami, bo te nogi będzie widać od razu? Przynajmniej do zweryfikowania...

Może dać  ogłoszenie do prasy?


OKAZJA 

Andrzej Waligórski 



Pewien malarz, co malował pikasy

I uważał że ma talent wielki,
Podał raz ogłoszenie do prasy: 


"Poszukuję przystojnej modelki,
Ale taniej, bo jestem ubogi,
Tylko żeby miała długie nogi!!!"


No i siedzi w swej pracowni nazajutrz
Aż ktoś puka, więc ten malarz patrzy,
A tu cichcem drzwi się otwierają
I przychodzi Wojciech Samotraczyk,
Eks-urzędnik co nie zrobił kariery, 
Gęba wredna, lat sześćdziesiąt cztery, 


Wszedł, kapelusz rzucił na ławkę, 
Palto wiesza na gwoździu, na murze, 
A następnie podwija nogawkę, 
Ukazując kosmate odnóże, 
Owinięte w elastyczny bandaż 
I powiada - Długa noga, nieprawdaż? 


- Bardzo długa - rzekł malarz - a ino,
Ale ty mi stąd zaraz zjeżdżaj podlecu
Razem ze swoją niedomytą kończyną,
Bo ci zaraz ją wyrwę z pleców!

Tutaj zęby wyszczerzył jak zwierzę,
I wyrzucił faceta za dźwierze. 
I jął czekać na modelkę smukłą... 


Lecz niestety - nie przyszła żadna,

I teraz temu malarzowi jest strasznie smutno,
I wydaje mu się, że ta noga Samotraczyka była nawet całkiem ładna,
Ale ten Samotraczyk się obraził i więcej już go nie ujrzycie...
Oj, jak my nie umiemy korzystać z tego, co nam daje życie!!!



Chyba należałoby tu zacytować Benjamina Disraeli:
" Ważną rzeczą w życiu jest wiedzieć, kiedy skorzystać z okazji, ale nie mniej ważne jest wiedzieć, kiedy nie należy z niej korzystać."

Gdyby nie stawiał malarz w ogłoszeniu warunku, że musi być..."młoda", to na rynku kobiet o pięknych długich nogach... skolko godno.






Skoro malarstwo, to może trochę alegorii na jego temat, aby nie oceniono wpisu za mało ważny i płytki wątek.


Alegoria  malarstwa wg obrazu Vermera


ALEGORIA MALARSTWA

To, co ważne – odbywa się w głębi,
za kotarą widoczne częściowo –
Klio w sukni w kolorze gołębim
stroi skroń aureolą laurową.

W jednej dłoni tryumfalna fanfara,
w drugiej – tom starożytnej historii.
Tak pozuje potomnym – a malarz
prezentuje się nie mniej wytwornie. 

Wypaliły się świece Habsburgów 
pod solidnym, flamandzkim sufitem; 
w świetle dnia – szachownica z marmuru, 
mapa świeżych wolności i zwycięstw. 

A artysta? – Sztalugi, taboret, 
pludry, beret, wycięte rękawy – 
widzi w sztuce historii podporę 
(oraz własny gościniec do sławy). 
Przez lat trzysta kotara Vermeera 
jedwabnemu lśnić światłu pozwoli, 
aż ją kupi doradca Hitlera 
i ukryje na pięć lat – w sztolni soli. 

Tyle scena… a morał? Pointa? 
Że Malarstwo – Historii jest lustrem? 
Że zdobyta raz wolność jest święta? 

Płótno artysty – 
puste. 

Jacek Kaczmarski 
Osowa, 5.4.2003