Translate

piątek, 31 sierpnia 2018

WEJŚCIÓWKA DO NIEBA, CZYLI NEPOTYZM


Przecież jestem emerytką! Chcę wreszcie odpocząć. Ze wstydem muszę przyznać, że stwierdzenie iż "żadnej pracy się nie boję", jak Irena Kwiatkowska , powiedzieć nie mogę. To ja specjalistką byłam od zatrudniania. Że też SGH taki lekki kierunek w moich młodzieńczych latach wymyśliło! Za to będę  tej uczelni wdzięczna do końca świata, a nawet i w niebie. 

I tak lekko nawiązałam do spraw kadrowych i nieba. Najlepiej będzie, jak przedstawię to wierszem, jako, że w tym miesiącu odkryłam "powołanie do poezji".
Stworzyłam nawet na swoim profilu w Google+ "Teresa Cz." "Kolekcję Dziecięcą", w której zamieszczam napisane przeze mnie wierszyki z gifami. Wystarczy kliknąć na zdjęcie tej blondynki w koku w prawym górnym rogu, na stronie, w której teraz jesteście - to dla nowicjuszy ta uwaga :-))), a już na mojej stronie będziecie.

Ad rem
 Rzecz opisuję, która miała miejsce wczoraj i do obecnej chwili mnie rozśmiesza. Wyjaśnię tylko określenie "na glebie"
Jest to pozycja wnuka 4,5 letniego , leżącego na kolanach z wystawioną gołą brudną pupą, opartego przedramieniami na dywaniku podłogi w toalecie. Pozycja podobna, jak przybierał do snu, kiedy był mały.



Art by Donald Zolan

 To pozycja oczekującego wnuka na dokonanie "końcowych" czynności higienicznych przez mamę, tatę czy babcię. Nie daj Boże, jeśli tak jest w przedszkolu. Trzeba to sprawdzić, czym prędzej!

On twierdzi, że jest tak samo, ale nie we wszystko małemu filozofowi należy wierzyć. Mały umie  wodę  spuścić i umyć ręce, ale na tym umiejętności, czy chęci w tym zakresie się kończą. Ale, ale... Podciągnąć gatki też potrafi.




BABCIU, KUUUUUPA!

Babciu, kupa! - wołasz, chcesz do toalety.
A czy musisz pytać czynić gwałtu rety?
Ponad cztery lata chwalisz się tym wszędzie
Jaki samodzielny chłopak teraz będziesz

Pędź więc szybko chłopcze, toaleta czeka,
potrzebującego przyjmie tam człowieka.
Chyba sam dasz radę, chcę odpocząć wreszcie.
Czy podcierać pupę długo będę jeszcze?


„Tak - rzecze mój wnuczek, czując się w potrzebie
- Aż do końca świata,  a nawet i w niebie.”



Za te perspektywę niebiańskiej roboty
Sprałabym mu tyłek za jego głupoty.

Patrząc z innej strony, takie małe lenie
pracują na ziemi na moje zbawienie.
Jak się tam dostanę, nie będę hostessą,
Ale też na pewno nie pissuardessą.

Gdy higiena pupy była dokonana,
Tajemnica nieba została wyznana.
Resztę sprostowania obrazu zaświata
Niech wykona mama albo nawet tata.

Wnusio chciał mieć i w niebie wygodę, a przy okazji załatwiłby babci nie tylko wejściówkę ale nawet pracę. Taki mały, a już kadrowiec. Rodzinne. A gdzie konkurs? Tak po znajomości?

Jak do tej pory dziecko miało wiedzę, że w niebie nic nie boli, można mieć wszystkie zabawki, o jakich się tylko zamarzy, słodycze bez wydzielania itp.

Taka wizję sobie stworzył po śmierci bardzo schorowanej i zbolałej za życia mamy zaprzyjaźnionych dzieci. Dostał informację, że tam, gdzie teraz ciocia przebywa nie  cierpi już bólu. Do tego doszły anioły i spełnianie próśb modlitewnych. Teraz uważa, że nawet dla dzieci jest tam wyjątkowo dobrze. Powiedzenie o niebo lepiej, ma specjalną wymowę. Rodzina uważa, aby nie rozpędził się za bardzo, bo wyraża chęć jak najszybszego tam dostania się, aby osiągnąć to, czego tu rodzice mu zabraniają. 

Małego "filozofa" trzeba jak najszybciej sprowadzić na ziemię, aby nie spowodował jakiegoś nieszczęścia. Takie dawne ostrzeżenie " Nie baw się małymi bateriami od samochodzików, bo połknięcie może skończyć się nawet śmiercią" wg niego może też być furtką do nieba. Sam to wydedukował. Byłam przerażona.  Okazuje się, że pojęcie śmierci i nieba musi być ostrożnie dziecku dawkowane w zależności od stopnia jego rozwoju emocjonalnego.




czwartek, 30 sierpnia 2018

KONIK NA BIEGUNACH


Kuba dzisiaj dłużej spał niż zwykle. Śnił mu się kosmos, a to za sprawą przyklejonych na suficie nad łóżkiem świecących w ciemności gwiazdek. Sam je przyklejał, a kiedy po zaciemnieniu pokoiku rozbłysły niby prawdziwe rozgwieżdżone niebo, zawołał „łaaaaał!!!!”

Ale już widno. Ranek . Dziś nie idzie do przedszkola. Z kuchni słyszy mamę. Śpiewa nieznaną dla niego piosenkę o jakimś koniku i to na biegunach. Wie, że są zimne bieguny z pingwinami, z igloo, a przede wszystkim biegun kojarzy mu się ze św. Mikołajem. Ale co ma konik do biegunów. No, żeby jeszcze renifery, no to by zrozumiał.

Wsłuchał się bardziej, kiedy wszedł do kuchni.

 Mama śpiewała karaoke. Wiedział, co to jest to karaoke, bo ma taką płytę, na której jest jego najulubieńsza na ten moment piosenka „Co wyczynia Bartek Koniczyna”. Ale on jeszcze się nie odważył śpiewać w ten sposób. Woli sobie sam śpiewać, kiedy ma ochotę. Kiedy jadą samochodem, to prosi mamę lub tatę, aby wciąż puszczali ją od nowa.

A ten konik, o którym mama śpiewa to zwykła zabawka, taka mała huśtawka. Podobno może rozkołysać i rozbawić. A jeszcze jedno, chyba najważniejsze – jest drewniany, a nie z plastiku, jak prawie wszystkie zabawki.

Takiego konika podobno ma babcia, mama Taty. To jeszcze zabawka cioci, kiedy była mała. On jest bardzo stary i trochę zniszczony. Nie ma ogona. Kuba koniecznie musi go dosiąść. On już wie, jak to się robi. Najpierw bawił się w dosiadanie konika na ściętym balu drewna. Nawet kask miał na głowie, skąd to wie, że głowę trzeba chronić? Widział  już kiedyś strój dżokeja.



Starsza kuzynka Marysia zabrała go kiedyś na swoją jazdę konną. Wsadzili Kubę nawet na siodło, trzymała go przed sobą Marysia. Nie mieli wyjścia, bo z takim żalem spoglądał na prawdziwe koniki z za ogrodzenia,  że nie może ich dosiąść, aż żal im się Kuby zrobiło i zmiękło serce panu od koników. 

art by Donald Zolan, animacja: Irina Marinina/Mira1/

Jak dorośnie, to chyba się zapisze do tego klubu i będzie z Marysią się ścigał. Tylko, czy nie rozśmieszy jej tym pytaniem?




Tylko czy wolno się ścigać? 
To jest pytanie, które zada Marysi przy najbliższym spotkaniu. Żeby tylko nie zapomniał. Chyba nie, bo jak do tej pory, to babcia pyta Kubę o coś, czego nie pamięta, a on jakoś wszystko wie. Taki „pamiętnik”. Niby nie słyszy, bo w tym czasie się bawi, ale sobie w pamięci zapisze i jak ktoś zapomni, to on wygrzebie szybciutko z tej swojej dziecięcej jeszcze głowinki.

W poprzednią niedzielę wybrał się na rowerach z rodzicami ( ma 4 i pół roku) i to  owłasnych siłach ( na swoim małym rowerku) dojechał 4 km do pałacu, gdzie przejeżdżał się karetą ciągnioną przez jednego konia. Chyba z tej radości, że taka go czeka rozrywka, nie narzekał w czasie podróży. O dziwo, również powrót był "gładki" i na następny dzień nie było "zakwasów". A przecież pokonał w sumie 8 km. Jak dotąd, jest to jego rekord życiowy. Chyba czas najwyższy aby sprawić mu większy rowerek.




You Tube:  Urszula - Konik na biegunach





piątek, 17 sierpnia 2018

WEEKENDOWY WYJAZD NA DACZĘ?


Jeśli sądzisz, że kilkudniowy weekend nie jest w stanie wytrącić  cię z rytmu codziennego stresu, to zapewniam cię, że nie masz racji. W tych dniach łatwiej zregenerujesz swoje siły . o tym zapewnia nas Agnieszka Mościcka - Teske - dr n. hum., psycholog, psychoterapeuta, adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu SWPS w Poznaniu.


 "...jeśli decydujemy się na weekendowy wyjazd to warto zwrócić uwagę na czas i jakość podróży. Droga do celu nie powinna nam zabrać więcej czasu niż sam pobyt. Miejmy na uwadze, że organizm musi się fizjologicznie przystosować do nowych warunków otoczenia: strefy czasowej, wilgotności, naświetlenia, temperatury, etc. i potrzebuje na to trochę czasu.
– Lepszy jednak krótszy urlop niż żaden – zapewnia psycholog – Czasami troszcząc się o samochód oddajemy go do warsztatu i myjni… warto też pomyśleć z troską o sobie samym – nie wystarczy nam jedynie codzienne dolewanie benzyny, od czasu do czasu wskazana jest głębsza regeneracja i temu właśnie służy urlop."
ŹRÓDŁO: Zwierciadło.pl "Jak wypocząć w długi wekend? Katarzyna Margielska
Większość zapracowanych rodaków marzy jednak o co najmniej dwutygodniowym odpoczynku, bo wg nich weekend  tylko "rozdrażnia". Udaje namiastkę urlopu, a tak naprawdę wybija z rytmu.
Czy możliwe jest odreagowanie stresu po całym roku pracy, podczas dwóch tygodni urlopu? 
Odpowiada psycholog, Robert Milczarek z Centrum Rozwoju HOLIS
"Niestety nie wymyślono jeszcze takiego sposobu. Dlatego tak ważne jest aby zadbać o jakość własnego odpoczynku podczas całego roku. Tzn. podstawą jest odpowiednia ilość snu w trakcie doby, czas na relaks w ciągu dnia (minimum godzina), jakościowy relaks podczas weekendów (kilka godzin) oraz krótsze, ale częstsze przerwy urlopowe (np. weekendowy wyjazd co kilka miesięcy). Ten wolny czas podczas roku, to świadome odpoczywanie w krótkich odcinkach czasu. Np. jedna godzina jazdy na rowerze lub czytania książki ale potraktowana jako systematyczny nawyk, może być dla naszego organizmu dobrym sposobem na regenerację codzienną. Wystarczy pomyśleć, że jedna godzina dziennie, to 365 godzin w roku, a to daje ok. 15 dodatkowych dni czystego czasu aktywnego wypoczynku! Jeśli potrafimy zbudować sobie nasz indywidualny system regeneracji w ciągu roku, to wtedy dwutygodniowy urlop jest tego dobrym, pogłębionym uzupełnieniem. A nie jedynym rozpaczliwym wołaniem o odpoczynek."
ŹRÓDŁO:polki. pl, Jak wypocząć na urlopie? - rozmowa z psychologiem, Marta Kosakowska
Jeżeli nie lubisz wyjazdów "na daczę", to (a zwracam się teraz do panów) zabierz swoją ukochaną w miejsce, gdzie jeszcze nie była i z tobą, tak właśnie z tobą, będzie dopiero w pełni szczęśliwa, pozbędzie się swoich lęków. Przy twoim boku, nie koniecznie musi to być Malibu.

Miley Cyrus- MALIBU
Nigdy nie chodziłam na plażę, 
Ani nie stałam przy oceanie
Nigdy nie siedziałam przy brzegu, 
Pod słońcem, ze stopami w piasku 
Ale przyprowadziłeś mnie tu 
I cieszę się, że to zrobiłeś
Bo jestem teraz wolna 
Jak ptaki łapiące wiatr
Zawsze myślałam, że mogłabym utonąć, 
Więc nigdy nie pływałam
Nigdy nie pływałam łodzią,
Nie rozumiałam jak się unoszą,
I czasami bardzo się boję tego, 
Czego nie rozumiem

Ale jestem tutaj, obok Ciebie
Niebo jest bardziej niebieskie w Malibu
Obok Ciebie, w Malibu
Obok Ciebie 

Oglądaliśmy zachodzące słońce 
Podczas spaceru
Mogłabym spędzić resztę życia, stojąc tutaj rozmawiając 
Wyjaśniłbyś mi morski prąd, a ja tylko uśmiechałabym się 
Z nadzieją, że pozostanę taka sama 
I nic się nie zmieni 
I będziemy razem, tylko przez chwilę
Czy w ogóle istniejemy? 
Tak właśnie jest, gdy pomyślę życzenie, 
By odpłynąć z rybami
Czy powinno być tak gorąco przez całe długie lato?
Nigdy bym Ci nie uwierzyła, 
Gdybyś trzy lata temu Powiedział, 
Że będę tutaj pisać tę piosenkę 

Ale jestem tutaj, obok Ciebie
Niebo jest takie niebieskie w Malibu 
Obok Ciebie, w Malibu 
Przy Ciebie

Obok Ciebie 
Niebo jest takie niebieskie w Malibu 
Obok Ciebie

Jesteśmy zupełnie jak fale, które płyną tam i z powrotem 
Czasami czuję się jakbym tonęła
A Ty jesteś obok, by mnie uratować
I chcę Ci podziękować z całego serca 
To zupełnie nowy początek 
Marzenie spełniło się w Malibu




czwartek, 16 sierpnia 2018

RESZTKI MORALNOŚCI STARSZEGO PANA

"To nie jest ważne, że się czegoś chce, choćby się chciało tak, jak dzisiaj mnie. Jak mnie, gdy spotkam twój szalony wzrok.


To dziś, a za rok?

A widzisz, ot i cały problem ten - w człowieku jednak siedzi dżentelmen. (Nie przesadzajmy, ale po co płacz? Uważaj lepiej, patrz!)


W tym cała rzecz, że ciebie dla mnie szkoda. Powiedzmy wprost (masz chustkę, otrzyj łzy), tyś piękna, w każdym razie młoda, a widzisz ja? Poza tym jestem zły.

Ja już mam plan wszystkiego ułożony, mam swe okresy nudy, gorzej, kart. Są dni, gdy bridge ważniejszy jest od żony. Nie, nie ma co, nie jestem ciebie wart.

Ty nie zrozumiesz nic dlaczego, co, ach pomyśl, byłoby prostszego co, jak teraz, skoro jesteś u mnie, więc wziąć cię? Sama chcesz.

Lecz jednak coś jest ponad głosem krwi, gdzieś w duszy resztka moralności tkwi, (nie przesadzajmy, ale znowu płacz. Tu jest chusteczka, patrz).



W tym cała rzecz, że ciebie dla mnie szkoda. Bywają też uczucia ponad stan. Powiedzmy wprost, ty jesteś taka młoda, a ja? Cóż ja? Właściwie  - starszy pan.

Więc dobrze, idź



 o tak.


Już bez lamentu odeszła , ach, dziecko głupie tak. Jak wiele wprost odwrotnych argumentów  miałbym dziś, gdybym ją kochał też."
Tekst: Marian Hemar

Andrzej Bogucki - Ja wiem, że ciebie dla mnie szkoda (Syrena Record)




środa, 15 sierpnia 2018

WENUS Z MILO


"Mężczyźni proszę panią, samoluby
Dla męża babsztyl dobry jak jest gruby.



A kobieta kocha dietę,
Bo ubóstwia mieć sylwetę
Niby bluszcz 
Po cholerę mnie ten tłuszcz?!

Z natury mam figurę Wenus z Milo
Plus, minus, znaczy plus piętnaście kilo.



I nie wyjdę między ludzi
Aż mi znowu się odchudzi
Tu i tam.
To, co więcej od niej mam.



Przez pierwszy miesiąc czuję taki głód,
Potem nie.
Lecz za to w lustrze co dzień nowy cud,
To się wie.

Gdy zaczną topnieć biodra i ramiona,
Już czuję się jak nowonarodzona.
Proteiny, białka, skrobie -
Kiedy tego mam na sobie
Coraz mniej,
No to jasne, że mi lżej.

To wszystko tylko kwestia silnej woli.
Bez tłuszczu tylko trzeba i bez soli.
Gdy herbata nie słodzona i sałata nie solona,
To jest grunt - zaraz pani traci funt.

Niech pani w domu nic a nic nie pieprzy,
Bo pieprz najgorszy - ocet jest najlepszy.
Na śniadanie  - przepis prosty -
Pomidorek, dwa, trzy tosty.
No i cóż, i to, proszę pani, już.




Lunch, wtedy właśnie jeść się bardzo chce.
Otóż, nie! Jedna pastylka witaminy D jako `autre`
Oliwka, śliwka, gruszka, pół jabłuszka,
Cytrynka, dekserynka i pietruszka,
Pomidorek, czasami dla odmiany tościk 
I marynowany rydz.
I już proszę pani, nic.




Kolacja, byle tylko bez kalorii.
Bo kaloria jedna - śmierć całej historii.
Galaretkę sobie zrobię,
Niech się trzęsie jak w chorobie.
No i cóż? I to , proszę pani, już.

Odchudzać się , to wielki trud.
Lecz, jeśli kiszki skręca głód,
To na to też dla pani radę mam:

Niech pani w nocy, na wszelki wypadek,
Do łóżka weźmie pudło czekoladek,
Bułkę z szynką i rolmopsem,
Albo pajdę chleba z klopsem 
Albo dwie! I niech pani w nocy żre!"



Autor tekstu: Marian Hemar "Dieta"






















wtorek, 14 sierpnia 2018

ELEKTRONICZNA NIANIA I TŁUCZONE SZKŁO


Wróciliśmy z wesela. Żeby wrócić, trzeba było wcześniej wyjechać w miejsce zaślubin. To jednak nie takie proste. Myślę o przygotowaniach, tych babskich. Kilkutygodniowe zbieranie odpowiedniej  garderoby ( jakbym nie miała pękatych szaf , ha ha - tak powiedziałby mój mąż), butów oficjalnych oraz do "tańca(?)". 

Podobno królowa angielska też przygotowała jakieś wygodne kapcie dla gości weselnych w czasie ostatnich zaślubin księcia , wnuka swojego Harry`ego z Meghan Markle, kiedy  goście pozostali już poza zasięgiem kamer, zupełnie prywatnie. I to mi się podoba! Oficjałki w kąt, po co odciski maltretować. Przecież im też się coś z wesela należy. 

Co ja sobie zaplanowałam, że tańczyć będę? W takim upale? Nawet w sali klimatyzowanej? A moje latka? Tak szanować ich nie zamierzałam?




Córka nawet zakupiła elektroniczną nianię dla wnuczka, licząc, że ułoży go w pokoju hotelowym do snu a sama z mężem będzie na dole w sali bankietowej balować. Naiwna. Co można usłyszeć przy muzyce , którą  DJ puszcza, używając cholernie mocnych i niskich basów? Na pewno nie chrapiącego synka z odbiornika elektronicznej niani.
Nie było Sławomira. No i dobrze, ale nie chciałam sprawdzać wytrzymałości swojego   stymulatora, choć niewskazane jest przebywanie przy kolumnach głośnikowych dużej mocy. No przecież wiem, że to nie koncert rockowy, ale i tak z chusteczek do nosa porobiłam sobie zatyczki do uszu i w takim stanie wytrzymałam kilka minut, po czym wyręczyłam nianię elektroniczną i dobrowolnie, tak, dobrowolnie, (chociaż córka była temu przeciwna) poszłam do pokoju hotelowego, gdzie mój wnusio błogo spał. Tyle było z uczestnictwa mojego w weselu.

Myślę sobie, że zamieniłam nianię elektroniczną na babcię elektroniczną. Tylko trochę inne baterię mamy. No i ja mam trochę "serca" dla mojego wnuka, mimo tkwiących w nim (sercu) 2  elektrod,  w przeciwieństwie do bezdusznej elektronicznej niani. Przy okazji obejrzałam już trzeci raz ten sam film. Zgadnijcie jaki: Afroamerykanin opiekuje się sparaliżowanym białym mężczyzną na wózku. Staram się być poprawna, aby nikt mnie nie posądził o rasizm.

Przygotowywałam się kilka tygodni, a tu tylko tyle moich radości z tej uroczystości. 

Męża zostawiłam na sali weselnej, a jakże, niech chociaż chłopina reprezentuje mnie. Nie opierał się, a skądże. Razem z córką i zięciem zakończyli swoją weselną bytność gdzieś około 1.30. Na parkiecie pozostali już tylko młodzi podrygujący mężczyźni, bo ich żony lub narzeczone zmęczone z dziećmi lub bez, albo siedziały przy stołach albo też wywędrowały do pokoi hotelowych.

Mój wnusio po przebudzeniu najbardziej nie mógł przeboleć, że nie dane mu było przywalić z całych sił w piniatę. Przespał ten moment. Zresztą nie znaliśmy programu atrakcji dla dzieci. Biedny nie zdawał sobie sprawy, że to był wielki niewypał, bo nie tylko z zawiniętymi oczami nie dawało się jej rozbić, ale nawet po zdjęciu przepasek z oczu,  z całą zawziętością trzeba było dudnić pałką, tak była niefortunnie przez producenta mocno skonstruowana i oblepiona, że żadne dziecko nie dało jej rady rozbić. Dorośli też mieli z nią zagwozdkę.

No cóż, babcia przezornie obiecała, że przy jakiejś okazji, ale dopiero jak pójdzie do szkoły, a więc za jakieś 3 - 4 lata, załatwi mu taką piniatę. Inaczej zażądałby jej "przy najbliższej okazji". Mam więc jeszcze trochę spokoju, nawet gdybym sama nie wytrzymała i okres wyczekiwanie sama mu skróciła. Tak babcie mają.

Wspomnę, że w moim pokoju hotelowym, do którego na sen przeniosłam się po wypełnieniu dyżuru babcinego, w lodówce czekała ładna porcja tortu weselnego, którą dla mnie przyniósł mąż. Czy czasem nie myślicie, że rzuciłam się na niego ( nie na męża!), tj. na ten kawałek tortu, jak ta świnka na obrazku, żeby powetować sobie straty nieudanej wyżerki i zabawy?
Nie... Poczekałam do rana.  Ciśnienie przez noc miało szansę opaść. Wszystko miało być  dobrze. Trzeba  było tylko uwierzyć.




Dlaczego nie mogłam spożywać wykwintnych dań weselnych? Bo musiałam sprawdzać swoje ciśnienie (pół godziny przed  lub po jedzeniu), a jak już dochodziło do badania, to w trakcie wnuczek dorwał się do aparatury i ją przestawił w swoją stronę, bo chciał widzieć jak migają cyferki. Oczywiście wkurzona przerywałam badania, bo i tak wykazałoby ze 300 . I tak z przerwy półgodzinnej czas wydłużał się o następne 20 min. 

Jak wspomniałam, tort spałaszowałam  zaraz po przebudzeniu, na czczo, przed śniadaniem wliczonym w koszt hotelu w systemie stołu szwedzkiego (opłaconego przez rodziców pary młodej). Dopiero rano  przy tym śniadanku byłam swobodna , miałam czas na rozmowę z rodziną, gośćmi weselnymi ( nie wspomnę o popołudniowo-wieczornych "poprawinach" w domu rodziców młodego). Tam dopiero poczułam "luzik". Czułam się jak nowonarodzona, co zauważyli współbiesiadnicy, co najmniej tak, jak ten dzieciak na filmiku, poniżej.
Nie miałam nawet ciśnienia, które ( o czym Wam wcześniej wspomniałam) poprzedniego wieczora, ze względów emocjonalnych: wzrosło mi przed wyjazdem do kościoła na zaślubiny do 186/111. To właśnie było główną przyczyną, że chętnie opuściłam salę weselną.

Jeszcze jeden incydencik. 
Młodzi zażyczyli sobie zamiast kwiatów - wino. 
Ja ze względu na to cholerne  ciśnienie zabrałam ze sobą, oprócz wina :-) - butlę wody mineralnej. Oprócz leków należy dużo pić wody.  Wysiadając z auta przed katedrą w Płocku  z butlą w ręce ( wino zostało w aucie, żeby czekało na właściwy moment), wzbudziłam zapewne radochę niektórym już oczekującym gościom, bo można by sądzić, że centusie poznańscy zamiast wina przywieźli w prezencie... wodę i to nie w extra opakowaniu tylko... pod pachą! 
A więc już na wejściu mogłoby być satyrycznie :-)
Gdyby mi to ktoś głośno powiedział odpaliłabym, że postaram się w katedrze wymodlić, aby na weselu stał się cud , jak w Kanie Galilejskiej. To dla mnie drobiażdżek. Tyle spraw już wymodliłam w życiu dla siebie i innych. Dlaczego nie dla chrześniaka?

Teraz jeszcze tylko się martwię, czy po powrocie  do domu nie przypomni  się  mojemu wnuczkowi zaprezentowany przy powitaniu młodych przed salą weselną zwyczaj rzucania przez nich za siebie 2 związanych kieliszków, po wypiciu toastu. Bardzo mu się to podobało, kiedy rozbite szkło zabrzęczało na posadzce. Poprosiłam go jednak, aby tego babci nie robił w domu. Pocieszył mnie, że przecież trzeba tylko uważać, aby nikt z tyłu , na drodze lotu kieliszków nie stał. 
Co za zbytek łaski! 
Przecież kieliszków tyle ma babcia w domu! Można wypić wodę mineralną, jego ulubiony napój i trach o podłogę! Już widzę, jak pragnienie trawi jego trzewia dopóty, dopóki wszystkie babci ( dziadka?) kieliszki nie znajdą się w proszku. Chyba darowałby sobie wiązanie ich w pary czerwoną wstążką. Szkoda na to czasu.

"Tłuczenie szkła na weselu to tradycja wywodząca się ze starożytnego Rzymu. Podczas urodzin (najhuczniej obchodzili urodziny głowy rodziny) solenizant wygłaszał rytualna prośbę: "Niech mój duch ma mnie w swojej opiece", po czym na domowym ołtarzyku stawiał talerzyk z pożywieniem i wylewał na ziemię kielich wina.

Potem rozpoczynała się uczta. Jeśli w trakcie stłukło się naczynie, był to dobry znak, bowiem wierzono, że hałas odstrasza złe duchy. Rozlany alkohol i rozbite szkło miały więc zapewnić przychylność dobrych duchów i ochronić przed złymi.

Zwyczaj rozciągnął się później na inne uroczystości, m.in. wesele i przeszedł sporo modyfikacji, ale idea pozostała ta sama - zapewnienie rzucającym szczęście. (Polki.pl)"


A więc wróciłam z dziećmi do domu, a mąż pozostał do dzisiaj ( nie na zawsze, wieczorem już wraca) w stronach rodzinnych, bo jak to na filmach bywało, trafiło nam się 1 wesele (dobrze, że nie 4, bo nie zdzierżyłabym następnych trzech) i 1 pogrzeb. O nim dowiedzieliśmy się w trakcie wesela.


Mój luby miał odpowiedni ciemny garnitur, jednak ja mogłabym przyprawić swoim strojem weselnym, co niektórych żyjących uczestników pogrzebu, o zawał i byłyby 4 pogrzeby i 1 wesele. Opisywałam, że mój styl ubierania się to: albo szalona extrawagancja albo wysublimowana elegancja. Jeżeli znudzę się jednym, rzucam się w objęcia ( nie mówię wcale o mężczyznach!) drugiemu stylowi. Czyżbym była niezrównoważona? Babcia?
Zapewniam, że nie miałam na sobie, ani ze sobą w walizce, odpowiedniego stroju do okazji żałobnej.
Z mojego punktu widzenia, powinno się liczyć, jaką szatę ma moja dusza, ale otoczenie mogłoby inaczej zareagować. Pomodliłam się za zmarłego w domu.

czwartek, 9 sierpnia 2018

NIETAKT METEOROLOGICZNY

Dzisiaj rodzina moja może sobie pofolgować. Przepraszam, mogłaby. Nie mają siły przy takim upale na żadne figle. To mi nawet na rękę, bo przecież i ja nie mam siły nawet tupnąć na nich swoją nóżką, jak motyl z Kiplinga ( o nim też wspomina Gałczyński).

Ale miałam na tyle siły, aby wskrabać się na piętro na przygotowany przez nich obiadek.  Myślicie, że jestem taka nieczuła na cierpienia bliskich,  kiedy w upalny dzień na piętrze (poddaszu) duszą się bez klimatyzatora?

Nie, mają klimatyzator elektryczny, a ja mimo wszystko też miałam swój udział w przygotowaniu dzisiejszego obiadku. W thermomixie zrobiłam zupę krem ze świeżego ogórka, z myślą o wnuczku.  Dlatgo w thermomixie - bo przecież na gazie prędzej sama ugotowałabym się i byłaby "zupa krem z blondynki". 

Naiwna. myślałam, że malec, mój wnusio, zje ją z apetytem, ale nie wzięłam pod uwagę, że on ma długie zęby na ogórki i pomidory. 

Zapytał z czego ta zupa? 
Niespodzianka. 
Może się da oszukać. 
Sprawdź, jak cudownie pachnie.
 Powąchał.... i ... śmierdzi! 
Tak określa żargonem przedszkolaka każdy zapach, który jest daleki od jego akceptowanych. O, nie zrobię ci zupy kremu z czekolady. Niedoczekanie twoje, szkrabie niewdzięczny!

Na jego szczęście obiad miał drugie danie, bo inaczej, przegłodziłabym szkraba i od razu zapachniałoby mu świeżym ogóreczkiem z koperkiem.

Ale ze mnie Baba Jaga.

No bo upalnie jest.


"Nie tylko źle jest na ziemi,


w raju jest też niewesoło:


Patrzcie - kroplami wielkiemi
pot z twarzy spływa aniołom.

Nic im się nie chce - wiadomo -
ogłupia straszliwy upał.
Nawet ów motyl z Kiplinga
w upał by także nie tupał.



Mój Boże, i Bóg Staruszek
dzień cały wodę sodową
trąbi, miotełką od muszek
machając sobie nad głową.



I małpki pomizerniały,
i szyje schudły żyrafom.
Piotr Żydów wpuszcza i robi
gafę, panie, za gafą.

Od rana aż do wieczora
anioły wzdychają, wzdychają,
pokotem leżą na łąkach
i piwem się polewają.

Opustoszały jezdnie,
a w kramach święci rozliczni
mruczą: - Uff, to już jest nie -
takt meteorologiczny."


Konstanty Ildefons Gałczyński "Upał w raju", 1929


czwartek, 2 sierpnia 2018

HUMORY PTASZYNY W UPALE


Pewna ptaszyna, żyjąc w udręce
Raz zapragnęła chodzić w sukience
Piórka gorące, w upale grzeją
Bal dziś na łące, a piórka się kleją

Pójdzie potańczyć w nowiutkich butach
I w kapeluszu, co to na drutach
Dziergała w gniazdku całe wieczory
By zrealizować swoje humory

Na balu wszyscy byli zdziwieni
Co za ptaszyna w sukni się mieni
Ona szczęśliwa, że upał znosi
uwagi innych głęboko ma " w nosie ".


To początki mojego wierszoklicenia. Zmusiła mnie do tego potrzeba rozweselenia bardzo chorego dziecka, którego historię poznałam na Google+.
Jeśli nie wybaczycie mi poziomu "poezji", to i tak Nikodemek na pewno będzie zadowolony, chociażby z ruchomego obrazka, który mu jego babcia pokaże.