Translate

środa, 25 marca 2020

OD CZEGO TU ZACZĄĆ...

Są tacy ludzie, którzy żarty spalają, nim jeszcze otworzą usta.


I tak własnie tą ilustracją spaliłam cały artykulik.
Ułożyłam sobie wcześniej, że to, co gdzieś tam wyszperałam w książkach, będzie się nadawało na nowy temat na bloga. Miałam stopniować emocje i zainteresowanie tematem, aby w końcu wyjawić bohatera tematu. 
Skoro już wszystko padło na starcie, to mogę sobie dowolnie szkielecik wpisu formować.
I, jak w tytule padło, od czego by tu zacząć...
Chyba od tego, jak to dawno... dawno...bo z pięćdziesiąt lat temu, pewien wiejski lekarz nie zajęty zwalczaniem koronawirusa (do głowy mu  takie zło  nawet nie przyszło), zajechał do pewnego miasteczka, zahamował kopytkami swojego konika, naprężając jego cugle, po czym zaparkował przy tylnych drzwiach sklepu drogeryjnego (Rossmanna jeszcze na rynku nie było), wszedł do środka i wdał się w pogawędkę ze sprzedawcą.

Dośc długo ze soba rozprawiali, nie mieli przecież smartfonów, zatem liczydła były w ich użyciu, wobec czego godzinka przemknęła, jak galop konika.

Nagle stary doktor wyszedł ze sklepu żwawym krokiem, by ze swej bryczki wyciągnąć wielki staromodny kocioł z dużą drewnianą łyżką (używaną do mieszania ewentualnej zawartości kotła) i zaniósł to na zaplecze sklepu.
Nasz pierwowzór Rossmanna dokładnie obejrzał kocioł, sięgnął po portfel i wyciągnął z niego zwitek banknotów stanowiący wszystkie swoje oszczędności  ( 500$) i przekazał lekarzowi.
Doktor wówczas wręczył mu w zamian kartkę papieru, na której wypisany był sekretny przepis.

"(...)Słowa umieszczone na tym skrawku papieru warte były zaiste królewskiej zapłaty! Ale doktor o tym nie wiedział! Te magiczne słowa wyjaśniały, jak rozpocząć warzenie w kociołku pewnego specyfiku, ale ani stary lekarz, ani młody sprzedawca nie zdawali sobie sprawy, jak fantastyczne fortuny wyprodukowane zostaną w tym prostym naczyniu.
Stary doktor był uradowany, że sprzedał swój pomysł wraz z urządzeniem za całe 500 dolarów. A młody sprzedawca zyskał właśnie ogromną szansę życiową, wydając oszczędności całego dotychczasowego życia na zakupienie skrawka papieru i starego kociołka! Nie uświadamiał sobie oczywiście, że pewnego dnia kociołek ów napełni się złotem, w sposób przerastający legendę o cudownej lampie Alladyna.
Tym, co ów sprzedawca naprawdę zakupił, był pomysł!
Stary kociołek, drewniana łyżka i tajemny przepis na kartce papieru były tylko akcesoriami. Cudowne wykorzystanie owego kociołka rozpoczęło się od tego, że nowy właściciel dodał do receptury pewien składnik, którego stary doktor nie znał.(...)
Masz oto do czynienia ze zdarzeniem prawdziwym, które jest bardziej zadziwiające od wszelkiego zmyślenia, z faktem, który stał się formą materialną pewnego pomysłu(...)
Kimkolwiek jesteś Czytelniku(...) i gdziekolwiek mieszkasz, jakikolwiek uprawiasz zawód, zapamiętaj na zawsze, że ilekroć ujrzysz wyrazy Coca-Cola, natykasz się na (...)imperium, które wyrosło z prostego pomysłu i z owego cudownego składnika, który sprzedawca ze sklepu drogeryjnego, Asa Candler, dodał do tajemnej receptury starego doktora - wyobraźni! (...)



Ale samego napoju nie mam zamiaru zachwalać, no bo cóż, sam artykuł jest jakby jego niezamierzoną reklamą.


Coca-Cola w latach 50-tych, która była symbolem amerykańskiego imperializmu, zawierająca orzeźwiającą kofeinę (i Bóg wie, co jeszcze) była w Polsce niedostępna, ale już powstawały na jej temat satyry;

Np.: Marian Załucki pisał:

"Ostatnio naukowcy doszli drogą żmudnych badań i analiz, że Coca-Cola zupełnie nie szkodzi na socjalizm".

Natomiast Ludwik Jerzy Kern, tak pisał o tym orzeżwiajacym napoju:




"(...)Za czasów stalinowskich pragnienie Coca Coli objawiali głównie „bikiniarze” czyli „bażanty” - złota młodzież tamtych czasów. Gdy jednak po jakimś czasie Coca Coli zapragnął, niczym kania dżdżu, cały (powiedzmy: prawie cały) naród, gospodarka narodowa wyszła temu pragnieniu naprzeciw. Na początku lat sześćdziesiątych na rynku smakowych napojów chłodzących, obok lemoniady i oranżady, pojawiła się Polo Cocta. Produkował ją potentat na ówczesnym rynku żywnościowym, WSS „Społem”. Jednak Polo Cocta od Coca Coli trochę się różniła. 

Zupełnie niepodobne do charakterystycznej, efektownie fikuśnej cocacolowej butelki było pospolite szklane opakowanie Polo Cocty. Smakiem Polo Cocta przypominała, jak niektórzy twierdzili, słodzone mydliny. Byli jednak i tacy, którzy uważali, że oba napoje są podobnie niesmaczne i mydlany posmak to jest to… co je do siebie upodabnia. Jeszcze inni uważali, że oba napoje są wyborne. 

W połowie lat siedemdziesiątych, już za Gierka, pojawiła się w sklepach oryginalna Coca Cola i Pepsi Cola. Produkowane były w kraju na amerykańskiej licencji. Polo Cocta jednak przetrwała aż do początku lat dziewięćdziesiątych, a później zniknęła…(...) 

(Źródło: Tygodnik Tvp. Hity PRL-u)


Czyżby nie wszystkim smakował ten napój?





Jeden z autorów pewnego video wyobraził sobie, że jak nagra filmik z kilkuletnim dzieckiem popijającym Coca-Colę, to zapewni jej ...fortunę. Prosi o liczne upowszechnianie tego filmiku, a dziecko zostanie gwiazdą YouTuba. Uzależnienie dzieci od tego napoju jest naganne. Wszelkie uzależnienia, nie tylko to.

Niestety, nie pokażę tego filmu, nie będę ułatwiać niczego nierozsądnemu ojcu Shanayi.


Shanaya-drinking-coke-cold-drink-for-the-first-time

Nie dociekając pełnego składu tego napoju, zresztą i tak na to nie mam szansy, zawartość chociażby cukru i kofeiny powoduje, min. otyłość i nadpobudliwość.  Zakaz dzieciom , kiedy już wcześniej dało im się tego zła posmakować, a do tego samemu nie świeci się przykładem, będzie trudny do zrealizowania.

- Nie wolno?

- A ty, mamo, pijesz i jesteś taaaka gruba! 





Coca-Cola kpi sobie z  walki z otyłością. 


TO DZIAŁA ! by Nicole Evans


Skoro butelka ma być mniejsza, z mniejszą zawartością cukru, to przecież jest na to sposób.

By Nicole Evans - Mural



Teraz do sedna sprawy. 

Już nie o Coca-Coli, ale o tematyce książki, z której sugestię tematu i cytaty zaczerpnęłam, a więc z podręcznika Napoleona Hilla "MYŚL! ...I BOGAĆ SIĘ. PODRĘCZNIK CZŁOWIEKA INTERESU".

Zgodnie z zamiarem autora książki (którego żona, pochodząca z miejsca opodal opisywanego miasteczka, opowiedziała tę historię) powinnam poprowadzić wywód na temat roli wyobraźni w I- szym kroku do bogactwa. 

Nie, nie będę tego czynić, bo ta wiedza zawarta w cytowanej historii niech służy ku pokrzepieniu serc. 

Wyobraźnia!

Jej moc!

Teraz , kiedy wszystkim nam jest ciężej, w różnym stopniu, to okazuje się, że czasem tej wyobraźni nam najzwyczajniej brakuje (wychodzenie z domu w czasie kwarantanny, tłumne spacery poza domem, niezgłaszanie danych medykom o możliwych kontaktach z osobami zarażonymi coroną itp.)

A tak na zakończenie jeszcze mi coś zaświtało:

skoro coca-cola działa zbawiennie na niestrawność żołądka, a podobno i gwoździe jej ulegają, to może jest też ona jeszcze nieudowodnionym laboratoryjnie lekiem na koronawirusa?



Może tak Nobla dla mnie? 
Z góry przekazuję całą ewentualnie przyznaną nagrodę na walkę z koronawirusem.