Translate

środa, 6 maja 2020

UCISZYĆ TEN BUDZIK!!!



Mam swój Trójkąt Bermudzki. Wielu  go ma, nawet  łatwo można sobie go "zlokalizować". Ja akurat mam w Poznaniu, około Półwiejskiej. Od momentu znalezienia miejsca na parkingu (przez męża, bo ja tylko pasażerem jestem), już po wyjściu z auta dostaję uczucia uderzenia w pierś, ale walcząc z tą "psychiczną" trochę przypadłością, a także z brakiem formy , walczę z przeciwnościami i prę do przodu, aby nie spóźnić się na wyznaczoną godzinę wizyty lekarskiej. Może niedokładnie się wyraziłam... nie wychodzę z auta, ale ruszam z kopyta, więc która maszynka bez rozruchu od razu zadziała odpowiednio?
Co ja zrobię, jak taka dziwna jestem? 
Nie cierpię spóźniać się. 
A przecież czas podróży nie zależy ode mnie, a doktor i tak nie ucieknie... poczeka.... wszak to wizyta w klinice prywatnej. Najwyżej kolejkę przeskoczę.

Dzisiaj, idąc do medyka miałam trochę duszę na ramieniu, bo w nocy obudził mnie alarm tak piskliwy czterokrotnym dźwiękiem, że wybudzona ze snu zbaraniałam. 
Co to było?
A może  mi się tylko to  śniło?
Chyba to nie ustrojstwo, pod które na dobę byłam podłączona?
Mąż śpi jak zarżnięty, wróć, wtedy nie wydawałby żadnego dźwięku, a on chrapie w najlepsze. Postanowiłam go nie budzić. Jedno wiem, to nie mąż wydawał te dźwięki. Nie wchodzą one w zakres jego repertuaru. Wszystkie jego zagrywki w zakresie chrapania przez tyle lat znam doskonale.

Przed zaśnięciem, zgodnie z zaleceniem lekarza, miałam na monitorze nacisnąć odpowiednią ikonkę, wykonałam poprawnie zadanie, ale o żadnych ewentualnych pobudkach nocnych nie było mowy.
O  ponownym zaśnięciu od ręki ... też nie. W głowie kołatała się myśl, że może wysiada mi rozrusznik serca, ale przecież on ma działać jeszcze z 6-7 lat. Jednak  może przymocowanie czujników Holtera obok niego  coś pokiełbasiło w działaniu?
Jak zwykle czarne myśli przypomniały mi opowieść znajomej, która będąc u córki w Anglii, też została wybudzona ze snu przez dźwięk "budzika". Pomyślała, że sąsiedzi zza ściany ustawili sobie czas na nocny, więc spokojnie zasnęła. Kiedy jednak po powrocie do Polski w krótkim czasie usłyszała podobny dźwięk, zorientowała się, że żadni bliscy sąsiedzi przecież obok niej nie zamieszkują, a sygnał wydobywa się z jej własnej piersi. To było ostrzeżenie, że nadciąga czas na wymianę baterii w jej stymulatorze serca.

Dlaczego nie miałam w nocy wziąć podobnego przypadku pod rozwagę do siebie? 
Noc zawsze przynosi czarne myśli.
Gdyby to jednak te dobowe badania i ewentualne przerwanie łączności miałoby być przyczyną, ułożyłam się na innym boku, z ręką z pulsometrem o "wystrzałowym palcu wskazującym", wg mnie, w najlepszej pozycji.
Chyba zasnęłam, kiedy znów obudził mnie ...dźwięk, ale o innym tonie, niższym, przypominający faktycznie budzik.
To już nie sen. Fabuła nie przewidywała żadnych dźwięków.

Nie dać się szaleństwu ... do rana jeszcze z 6 godzin.
Po przebudzeniu, czyli o 7. rano znów przycisnęłam odpowiednią ikonkę. Wszystko, na oko,  działało. Na ucho ... serce też rytmicznie pracowało. Palec świecił.

Skoro przeżyłam, to postanowiłam, że nie bedę już dzisiaj straszyć wnuka tym wystrzałowym palcem, ale zrobię coś pożytecznego, póki żyję i zajmę się jego edukacją. 
Wczoraj już po opublikowaniu posta wprowadziłam odpowiednią zabawę z dzieckiem. Wyszukiwaliśmy w złożonym wyrazie innych ukrytych słów. Spodobało mu się to na tyle, że dzisiaj od rana sam zaproponował mi dalszy ciąg tej zabawy, a ja już  skruszona, wcześniej obiecałam sobie że pokaże mu d..., nie, nie wypnę się na własnego wnuka, ale  pokażę  ten wyraz, niech wreszcie da mi spokój.
Nie wymyśliłam tego sama, to nowopoznana blogerka Ewa zaproponowała mi w komentarzu takie rozwiązanie.
Jak zacznie go wypisywać na płotach, to nawet gdyby mnie kroili w paseczki,  nie przyznam się, że to mój uczeń. Gorzej, bo Kuba to wielki papla, zaraz leci do mamy, albo taty.
Przecież kiedyś i tak dotarłby do wiersza Juliana Tuwima,  w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w tę część ciała pocałowali.

No  więc,  kiedy  on się najmniej tego  spodziewał, na koniec różnych proponowanych wyrazów do odczytania, składających się z prostych tytułów znanych przez niego bajek... w nagrodę... czy Wy to sobie wyobrażacie??... przełamałam się.
- Kubusiu, w nagrodę mam dla ciebie niespodziankę.
- Babciu, coś słodkiego czy zabawka?
- Przeczytaj
- Ooo,  noooooo!!!
- A jednak będę nalegać...
- D...U...P...A  dupa? Dupaaaaaa!!!!!!!
- Mamusiu, mamuś... czy wiesz... a babcia nauczyła mnie jednak czytać i pisać dupaaaaaa!

Jak mało dziecku potrzeba, aby sprawić mu radość, a  nie próbować strzelać zaraz ze wskazującego palca do niego. 
I kto wie, czy to właśnie nie za to  zostałam w nocy  ukarana?
Oto wyjaśnienie nocnej zagadki. 
Na zalecenie doktora palec miałam trzymać w cieple, więc przyjęłam, że w podróży będzie sobie siedział po polsku w kieszeni płaszczyka, zresztą w towarzystwie wszystkich czterech pozostałych palców (po polsku, bo po angielsku kciuk to już nie palec).
A co z ociepleniem w domu? Właściwie to , przyznam się, przesadziłam trochę. Przecież żadne ochłodzenie mu nie groziło, tak, jak wczorajsze stosunki babci z wnuczkiem, kiedy nie chciała go zawezwać na naukę "tego" słowa.
Ubrałam więc ten wystrzałowy palec (pulsometr) w odcięty jeden paluch ze starej rękawiczki. Miał cieplarniane warunki przez cały wieczór, na noc ... piżamki żadnej nie przewidziałam dla niego, ale i tak widocznie było mu za luźno i ślisko, skoro lekko się obluzowało w nasadce i palec wycofał się do tyłu, oddalając się od diody, a ta już  nie przylegała do paznokcia i nie namierzyła pulsu. Puls nie był odczuwalny, a ja niby, wg aparatury, byłam trupem?  Stąd ten alarm! Po przebudzeniu, ręka się poruszyła, palec wrócił na swoje miejsce i wszystko powróciło do normy, do czasu, kiedy za godzinę sytuacja się  powtórzyła.
A podobno, tak dzisiaj twierdził pan doktor,  zwracał mi uwagę, aby palec z paznokciem miał nawet wystawać poza obręb tej nasadki, dlatego ona nie ma formy "naparstka"z krytą końcówką, ale z otworem, więc nic dziwnego, że kiedy palec  się cofnął, ustrojstwo zastarajkowało. Całe szczęście, że nie zakłóciło wyniku badań. Wczoraj tak mnie ta wizyta wytrąciła z równowagi, że zalecenie wypowiadane przez doktora, co do "armatki z palca", umknęło mojej uwadze.
Jak widać, jeszcze żyję i może będę jeszcze Was zanudzać.
Na razie wstrzymam się z opowiadaniem, jak to wnusio odkrywa budowę anatomiczną kobiet. Nie będę go zawstydzać. Myślałam, że atlas anatomiczny człowieka już przestał go interesować, ale nikt nie pomyślał, aby pouszczelniać otwory wentylacyjne w drzwiach łazienki oraz otworu przy zamku. Należało usunąć część zamka, aby uniemożliwić mu samodzielne zamknięcie się w łazience od wewnątrz, ale otworu, niestety, nie uszczelniono.
Dzisiaj przed wyjazdem do lekarza wnusio zapytał, czy ja jestem podobna w budowie do jego mamy oraz czy mam.... nie... na tym zaprzestanę, tak jak i uznałam dalszą część  nieujawnionego tutaj pytania za retoryczne, udając, że już jesteśmy z dziadkiem spóźnieni do lekarza.
 I teraz  dopiero się zacznie ... Myślałam, że wszystkie problemy mam za sobą...
Pytanie kiedyś powróci, tak, jak ta... dupa... i tak długo będzie drążyć, aż babcia się przełamie i udzieli pytania, chyba, że chłopak położy się na podłodze pod moimi łazienkowymi drzwiami i sam sobie udzieli odpowiedzi.
Ale tu nie chodzi o tę wiedzę, ale o uciechę, jaką ma widząc, jak to babcia zwija się i unika odpowiedzi, by wiedzą tą i tak w końcu kiedyś się z nim podzielić.
Ale on wtedy powie
- Babciu, ja i tak to wszystko wiedziałem.
Obiecuję, że nie będę poruszać już tych wstydliwych tematów, bo się przecież przez to kompromituję. Chciałabym obietnicy dotrzymać. Czy mi się uda?

Robert Chojnacki i Andrzej Piaseczny - Budzikom śmierć (1995)


A dzisiaj planuję odespać poprzednią noc, to może takich słabych wpisów, jak ten, będę miała mniej.