Translate

wtorek, 30 lipca 2019

PÓŹNA STYLIZACJA czyli MARA SENNA


Roztrzaskałam sobie laptopa.
Wszystko przez tę ukradkowo organizowaną przez siebie sesję.
Wieczór upalny, ale ma się  chyba na burzę. Tym razem oczekiwaną  przeze mnie burzę, bo niesie nadzieję na rzęsisty deszcz. A tego nie tylko ja pragnę, ale cała wysuszona, spragniona też ziemia. Może mniej będę latać z tym wężem po działce bezskutecznie, bo za moment nie ma śladu podlewania. Jak dotąd zaczął schnąć, rozprowadzony na płocie z siatki, milin amerykański. Jeszcze biedny nie zdążył ani razu zakwitnąć, a szkoda. Jednak życie jeszcze w nim się tli, umrzeć mu nie dam.
 Jeśli się też sam postara, to zakwitnie tak:


Ad rem.
Mąż zasnął już ze słuchawkami na uszach. Mogę głośniej buszować po domu i znów oświetlić pokój. Przecież nie mam specjalnego atelier. Rolę takiego miejsca w domu przejął mój kominek. Stanowi odpowiednie tło. Gorzej z oświetleniem wieczornym. Ale to też nie wielka wada, bo uzyskuję niezamierzony nastrój. 

Zainspirowana rozwiązaniem stylizacji przez Barbarossę, gościa mojego bloga, postanowiłam zieloną spódnicę ze second hand połączyć z moją żorżetowo- jedwabną sukienką, która kiedyś była suknią długą do ziemi. Wypatrzyłam ją parę lat temu w butiku w Płocku na Grodzkiej. Była wówczas wiosna. Prezentowała się pięknie na wystawie w połączeniu ze ślicznym kapeluszem, przedstawiając  nadchodzącą wielkimi krokami wiosnę. Nie mogę zdradzić, czy była tania. Sami się domyślcie :) Ale wtedy jeszcze byłam czynna zawodowo.
 Od pewnego czasu suknię tę skróciłam, co nie wyszło jej na dobre. Nosiłam ją też do białych spodni w upalne dni jako kasak. Trochę ją upinałam, aby nieco wydawała się krótsza. Może z czasem uaktualnię tego posta, to i z tymi spodniami się zaprezentuję. Na razie buszuję po "przedogródku"




Ale wciąż tęsknię do pierwotnego stanu tej sukienki. 
Skoro już materiału odciętego nie mam do przyszycia (zrobiłam z niego plisę doszywając do halki, aby przedłużyć ją oraz uniemożliwić prześwity, które trochę mnie deprymowały), to....
jak wspomniałam wyżej.... natchniona przez Barbarossę, zaczęłam usilnie grzebać w mojej garderobie, aż natknęłam się na ciemnozieloną spódnicę.
Hura!!!
Pasowała, jak ulał!
Kupiłam ją  2 miesiące temu w ciuchlandii. 
Mam taki zwyczaj, że kupując coś, co mi się nadzwyczaj podoba, nie zwracam uwagi na rozmiar (jeśli nie ma właśnie odpowiadającego moim... gabarytom). Z większego da się przecież zrobić mniejszy. A z mniejszego... zawsze można coś wykombinować :)

A więc, jak na razie, przypięłam tę spódnicę do dolnej części halki sukienki i na niby  "kompatybilnie" pasuje do niej. Celowo użyłam tu określenia informatycznego, bo w tej sesji, jak już wspomniałam, mój laptop fiknął kozła na podłogę i trochę wystraszona, czy nie obudzę męża, zbierałam biegusiem odkruszone rogi obudowy, sklejając je plastrem. Myślę, że wszystkie cząstki te małe i te duże, na tyle są ze sobą teraz kompatybilne, że nie będę jeszcze musiała nowego laptopa kupować.


 Rogi- lewy górny ekranu i prawy dolny komputera   w plastrach.

Póki co, ze słabą baterią, nocą, fotki pokazują mnie niewyraźnie, jak  widać niżej. Gdyby mąż się nagle obudził,  zaskoczony, potraktowałby mnie,  jako marę senną.






A rankiem,  już po lekkiej burzy i orzeźwiającym ziemię i mnie, deszczu, przyszedł czas na dokończenie przerwanej  w nocy sesji.

Te barwy spódnicy i bluzki są zbliżone do oryginału




Niestety kolory w oryginale są trochę inne. Spódnica - zgniła zieleń, a bluzka - pudrowy róż.


No i na koniec - stylizacja ...nobliwa, jak na emerytkę przystało :)


Tym oto postem rozpoczęłam nową tematykę na blogu, wyraźnie zaznaczoną tytułem (PÓŹNA STYLIZACJA), aby wiadomo było z góry, czego się w nim spodziewać . Jest to stylizacja kobiety w późnym wieku, a i pora dobowa sesji - też nie wczesna :)

Dobrze byłoby mieć fachowego fotografa, to i zdjęcia byłyby profesjonalne. Trudno, jest, jak jest.