Translate

sobota, 28 marca 2020

BALKONOWA KONWERSACJA

"Powiedz mi, czy można żyć bez śmiechu?
Musisz się śmiać, aby przeżyć."
Jonathan Coe



Włosi koncertują na balkonach. 
O, mamma mia! 
Co za ukryte talenty ci sąsiedzi mają! 
Gorzej z tymi, którym słoń na uszy nadepnął, a myślą, że są następcami  Pawarottiego. Mogą najwyżej tej wysublimowanej widowni jelita potargać. 
Nawet sąsiad uciszyć ich już nie werbalnie, ale i fizycznie gotów jest, ale niestety, sceną jest balkon z innego piętra. 
I co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? Ani gonić nie da się, ani nie ma gdzie zwiać. Spiewak ostatecznie z balkonu zejść może, z bólem zrezygnować z widowni, ale w mieszkaniu dalej fałszując niemiłosiernie, arię ciągnąć. Taka karma.


A co w Polsce na balkonach? Przed koronawirusem było tak: tutaj
Dzisiaj...pani Zagadulska z I piętra  do pani Pieprztykowskiej z III piętra, na pytanie, co słychać, odpowiada:

- A krew mnie zalewa na to więzienie w chałupie. Wszystko przez te Włochy.
- ??
- Jeździli tam na narty nasi Polacy, jakby Zakopanego nie było, czy umieli jeździć, czy nie,... i zwozili nam koronawirusa. I jeszcze z kwarantanny zwiewają ... choroby jedne.

Nie wiem, czy się zgodzić z panią Zagadulską czy nie, ale w jednym chyba rację muszę jej przyznać. Jeżdżą ci co umieją już jeździć na nartach, a także ci, którzy mają nadzieję, że tam zdobędą te umiejętności.



 Powinnam napisać: jeździli, bo trochę się ten sport zimowy ukrócił, jak na razie. 

Jeśli wierzyć jednemu satyrykowi, co mu na nazwisko Andrus, to i on najlepszym narciarzem w 2008 roku nie był. Co prawda nie wiem, czy w Alpy jeździł, czy tylko w góry polskie. Chcę tylko wspomnieć o jego umiejętnościach narciarskich. Zakładam, że to zmyślił, aby blog był ciekawszy. Złożył bowiem na swoim blogu (osławionym między niewiastami) samoocenę  narciarską. Pisał, że dziwnym trafem , kiedy on przyjeżdzał na narty, spadały ceny w hotelach, zamykali restauracje, a nawet za darmo rozdawali karnety na wyciągi. Sam twierdzi, że chyba to nie był koniec sezonu, jak go niektórzy pocieszali, ale strach iinnych narciarzy, aby ich , przy swoich umiejętnościach, zjeżdżając ze stoku, nie uszkodził.

Podobno jacyś jego przyjaciele (chociaż sam twierdzi, że "przyjaciele" to słowo na wyrost, bo żaden prawdziwy przyjaciel by tego nie pokazał), nakręcili i podarowali mu video, na którym sfilmowali jego zjazd. 
Jednak muszę tu zacytować, bo sama tego tak komicznie nie opowiedziałabym:

"Boże! Jakież to pokraczne! Swoimi słabymi umiejętnościami odebrałem całe piękno temu sportowi. Jakiś taki równocześnie przykurczony i rozkraczony, zwalisty i niekształtny. I proszę  nie litować się nade mną, nie mówić, że mam mnóstwo zalet (podobnie w taki sposób szlachetni paryżanie pocieszali Quasimodo)".
Pan Artur Andrus sugeruje, że wartoby powołać dla takich (oferm.. to mój przypis, bo ja jestem jeszcze większą ofermą, bo wcale na nartach nie jeżdzę) , jak on wydawać licencję na jazdę nocną na stokach.  A kto miałby takie licencje wydawać? Też na to ma propozycję nasz satyryk. Trzeba byłoby powołać Radę Narciarstwa Rzeczypospolitej Polskiej. 
Pan Andrus sobie wyobraża, co taka rada mogłaby mu zakomunikować:

Orzeczenie Komisji Weryfikacyjnej Rady Narciarskiej RP w sprawie kilkuletnich treningów narciarskich obywatela Andrus Artura

Po konsultacjach, po konsyliach,
Po kwarantannie i kwerendzie
Rada Narciarska zawiadamia,
Że z Pana nic nie będzie.
Przez cztery lata sztab trenerów
Przetoczył z Panem różne boje,
Pana się nie da ukształtować,
Pan nie rozumie pewnych pojęć.
"Kolana razem", ale stojąc,
A pan tak jakoś brzydko siada,
"Gogle" to nie wyszukiwarka,
"Kijek" to nie jest żadna szpada,
"Trzeba się oprzeć na językach"
To wychył w przód, a nie na dresach
Plakietki kursów British Council
I Instytutu Cervantesa.
"Krawędziowanie" to nie forma
Tak zwanych pospolitych kantów.
Pana przyłapał w zeszłym roku
Oddział szwajcarskich policjantów,
Jak Pan z laptopem i suwmiarką,
Przy zjeździe do ciemnego lasu,
Za siedem euro o trzy dni
Przedłużał ważność skipassów.
"Pługiem na orczyk" to nie to samo
Co kłonicą na bronę,
"Dupa do stoku" to nie nazwa
Narciarskiej narzeczonej.
W Pańskim narciarstwie, mimo chęci,
Nie znajdujemy żadnych zalet,
Proszę więc narty zdać do sklepu
Lub punktu skupu europalet.
I proszę się nie odwoływać,
Bo wiecej zrobić się nie da.
Niech Pan spróbuje jeszcze w wojsku.
Jako żywa torpeda.

Myślę, że to orzeczenie musiałoby być jeszcze bardziej drastyczne, gdyby miało mnie dotyczyć, ale nie dam nigdy szansy nikomu, swoim przyjaciołom również  do nakręcania video. Nie będę chować głowy w piachu... śniegu. Zabiorę głos w tej sprawie. Nie pojawię się nigdy, przenigdy na stoku.



To znaczy ustalone: sporty zimowe to nie dla mnie.
Gdyby ktoś  w czasie kwarantanny, albo przymusowym przebywaniu w domu ociupinkę nudził się, to zawsze jeszcze mozna podszkolić się w jeździe na nartach. Proponuję filmik MIKI.




Jednak nauczyciel był kiepski, a może ze mnie dalej ofiara losu, a nie prymus w nauce, bo umiejetności w jeździe na nartach nie osiągnęłam po tym filmiku, ale za to na podstawie orzeczenia komisji, zdobyłam wiedzę na temat terminów sportowych. Ale żeby nie znaleźli innego określenia  dla "dupy do stoku" ?


A wiosną późną lub latem, jeśli koronawirus odpuści...