Translate

środa, 15 czerwca 2016

PIKNIK, SANTO FANTO I GAUDI



Dzisiaj już środa. 
Jakby nie liczyć, już 3 dzień mija od dnia, który w naszej parafii był dniem radosnego Pikniku Wszystkich Świętych. 


To już tradycja. 
W ubiegłym roku zainaugurowano tym sposobem integrację mieszkańców mojej miejscowości, nie tylko chrześcijan. Udało się, więc weszło do kalendarza również w tym roku. Oprócz liturgii na placu kościelnym, odbywają się połączone koncerty grup muzyczno-wokalnych, różne inne atrakcje, a także Santo Fanto. 
Zapewniono  nie tylko strawę duchową, ale też tą przyziemną, zresztą bardzo smaczną.

    Mój wnuczek, jak wspomina córka, został usilnie zapraszany do spożycia pomidorówki, celem wybawienia prezbitera od codziennego jej spożywania po pikniku, bez przerwy przez cały tydzień. Nie powiem, aby młody dawał się długo prosić.
Nawet po jej spożyciu, kajakiem po trawie powiosłował nie gorzej, niż łyżką w pomidorówce. 


Kajak to promocja nadchodzącego w wakacje parafialnego spływu ojców z synami lub z córkami.

  A Santo Fanto to po prostu loteria.  Ludziska przynoszą na tę loterię różne fanty, ale można także ofiarować modlitwę za osobę, która wylosuje dany fant. Jest jeszcze jedna forma udziału w Loterii. Ofiarodawca może zadeklarować jakąś usługę, z dokładnym wyszczególnieniem rodzaju, zakresu. Fant jest podstemplowany przez parafię i usługodawcę. 

   Ta ostatnia forma spodobała się mojemu mężowi. Oprócz nowych albumów dotyczących historii tego miejsca, postanowił zaoferować darmowe sporządzenie przez siebie projektu budowlanego domu dla szczęściarza.

   I teraz zaczęło się oczekiwanie...
Kto to wylosuje, czy spełni warunki do budowy domu, a może to będzie dziecko  niezadowolone z takiej karteczki zamiast zabawki i po prostu podrze ją z rozczarowaniem i złością?

   Tego sprawdzić nie mogliśmy, bo tego akurat dnia musieliśmy wyjechać o 500 km dalej, na inną uroczystość. Czekało na nas sporo przyjaciół z lat studenckich, z którymi utrzymujemy częsty kontakt. Wszyscy byliśmy zaproszeni na 50-rocznicę kapłaństwa dawnego naszego duszpasterza akademickiego, obecnego profesora historii sztuki sakralnej. 

    Musieliśmy darować sobie piknik parafialny, a co za tym idzie nie obserwowaliśmy przebiegu Santo Fanto.

 Podróż powrotną tego dnia odbywaliśmy dość szybko, ponieważ transmisja meczu uziemiła większość Polaków. Jechaliśmy jak Baba Jaga na miotle, tj. bez utrudnień na drodze. 


O 24-ej byliśmy już w domu. Tego dnia zrobiliśmy w obie strony 1000 km.

   I teraz czekamy. Czy ktoś zadzwoni? A może wspaniałomyślnie przekaże wyciągnięty los komuś z rodziny, kto planuje budowę? A może odsprzeda za flaszeczkę wyskokowego napoju? Wszystko jest  praktycznie możliwe. 

 A może jakiś miejscowy biznesmen (a gmina jedna z najbogatszych) zażyczy sobie kolejnego wypasionego domu?

    Na razie telefon oraz domofon milczą, jak w zmowie.

  Rodzinka żartuje sobie, aby ofiarodawca ewentualnej usługi już przygotowywał się na nietypowy projekt. A co, jak za darmo, to przecież wszystkie chwyty dozwolone, prawda? 

   A może szczęśliwy gracz uzna, że sprawy formalne (zatwierdzenie projektu i inne) bierze na siebie, a projektant niech dopełni tego, co obiecywał. 

  A może tak coś w stylu.... Gaudiego? 

Dlaczego nie? 
Ja, np.: uwielbiam tego Hiszpana. Był to święty człowiek. Tak się najczęściej mówi o człowieku dobrym (takim, jak mój mąż :-), ale Gaudi to święty w dosłownym znaczeniu. Architekt zmarł w powszechnej opinii świętości. Jego odejście było tragiczne. Został potrącony przez tramwaj w Barcelonie. Ze względu na ubogi strój, sądzono, że to żebrak, więc nikt nie spieszył się z odwiezieniem go do szpitala. Dostarczono go do hospicjum dla ubogich, gdzie konał przez 3 dni. Jednak pogrzeb był już wspaniały. Antoni Gaudi został zgodnie ze swoim  życzeniem, pochowany w krypcie budowanej przez niego świątyni, Sagrada Familia. Obecnie odbywa się proces jego beatyfikacji. 26 czerwca minie równo 90 lat od jego śmierci.

" Był samotnikiem, którego życie przypominało życie mnicha. Po trudnym doświadczeniu miłosnym przeżytym w młodości, nigdy nie związał się z żadną kobietą, przyjął postawę eremity, wybrał celibat. Wielki architekt, ale i osoba głęboko wierząca. Sztuka była dla niego sposobem ewangelizacji. Twierdził, że artysta jest jedynie kontynuatorem dzieła Boga - "Wielkiego Architekta"." (PolskieRadio.pl)  


   Miał człowiek fantazję. Nazywano go czarodziejem architektury. Myślę, że niewielu na świecie znalazłoby się, aby bez komputera stworzyć tak przestrzenne dzieła, które sprawiają wrażenie, jakby ich nie dotyczyła grawitacja. W projektach jego budynków nie ma ani jednego prostego kąta.

   Oglądałam jego dzieła w Barcelonie  w roku 1981. Nie opisywałam na blogu o tematyce podróżniczej moich spostrzeżeń na temat architektury, ponieważ bardziej mnie interesowały  stosunki międzyludzkie w czasie wycieczki.

   Jednak przyznaję, byłam pod wrażeniem Sagrady Familii

Parku  Güell






ale przede wszystkim Cassa Batllo. 

Cassa Batllo

Cassa Bat
    No i teraz nasz rodzinny architekt zachodzi w głowę, co, jeśli w ogóle, przyjdzie mu zaprojektować zgodnie z życzeniem, jakie obiecał na Santo Fanto. Broni się, że projekt będzie musiał spełniać wszystkie potrzebne warunki techniczne, zgodnie z przepisami budowlanymi w Polsce.

     A czy nie musi być oprócz tego fantastyczny, jak u Gaudiego?
Schody w Casa Batloo

Nie... nie w Polsce. To nie Hiszpania 100 lat temu, należy uwzględnić obecne reżimy budowlane. 

   Co prawda, to nawet mamy w rodzinie takiego "Gaudiego" - Jacka w Nowym Jorku. Młody kuzyn, architekt, ma nie mniejszą fantazję i zdolności, co Gaudi. Ale wspólne dzieło na odległość nie wchodzi w rachubę.

   Tak więc czekamy z niecierpliwością na telefon lub dzwonek do drzwi, a tymczasem popatrzmy sobie na film, przedstawiający Casa Batllo,  dając się ponieść   wyobraźni z dziewczyną z filmu.