Translate

wtorek, 5 kwietnia 2016

KOŃSKIE ZDROWIE

   Koń by się uśmiał!


    Przez dwa dni miałam dwa blogi, jednak ten nowy, religijny (jakiś szatanek zadziałał ;-)) nie przetrwał. Usunęłam go.  Jestem wściekła  na siebie i na wydawnictwo książki, że nie raczyło nawet odpowiedzieć na maila. Trzeba chyba mieć końskie zdrowie, żeby to wszystko ogarnąć.
      Byłyby na tamtym blogu poważne rozważania w oparciu o książkę Sarah Young "Jezus mówi do ciebie". Trudno, nie czas płakać nad rozlanym mlekiem. 

 Przepraszam Czytelników tamtego, już nieistniejącego bloga, że rozbudziłam nadzieję.

  Muszę jakoś siebie i Was, Drodzy Czytelnicy, czymś rozweselić, a nuż się uda?



    Ale i na tym blogu też udało mi się kilkakroć przemycić coś poważniejszego, a nawet połączyć z humorem w jednym poście. 

    Spróbuję i tym razem, bo jedno wcale nie musi wykluczać drugiego.

Ireneusz Krosny

     Chyba znacie Ireneusza Krosnego, świetnego mima, który potrafi rozśmieszyć do łez (zależy od stopnia poczucia humoru widza). 


Pan Krosny albo milczy, albo  zabiera głos w bardzo istotnych sprawach.  

 Skończył teologię, więc wie, o czym mówi.

    W rozmowie z Marcinem Jakimowiczem, przyznaje: 


" Modlę się przed spektaklem. Proszę, by to doświadczenie radości, które ludzie będą mieli, było głębokie, przemieniało ich, pozwalało odpocząć, odetchnąć. Pan Bóg dał mi taki dar, że wychodzę na scenę, a ludzie się śmieją. I to na całym świecie. To też forma powołania. I obojętnie, czy gram w Polsce, Korei czy w Hiszpanii, modlę się za publiczność".

   Prawdopodobnie w sierpniu, jak Bóg pozwoli, a pewne wydawnictwo mi nie zablokuje, albo, co gorsze, wsadzi do kozy (na odszkodowanie nie mam forsy) - na tym drugim blogu zamieszczę (teraz tylko wycineczek :-) jedną z kartek dzienniczka Sary.

"...Naucz się bardziej cieszyć życiem... Odpręż się (..)Jestem nierad, że ludzie robią skwaszone miny i idą przez życie ze sztywną obojętnością. Gdy zaś przemierzasz kolejne dni z dziecięcym zachwytem, rozkoszując się każdym błogosławieństwem, dajesz dowód zaufania Pasterzowi, który nigdy cię nie opuszcza. Im łatwiej koncentrujesz się na Mojej Obecności przy tobie, tym łatwiej jest ci cieszyć się życiem".( Sarah Young "Jezus mówi do Ciebie" W miłości Jezusa odnaleźć pokój i szczęście")

     A cieszyć się można z wszystkiego.
 Ja np,: cieszę się, że mam końskie zdrowie. Doszłam do takiego wniosku, od kiedy media doniosły, że konie ze słynnej stadniny w naszym kraju padły, jeszcze z nieustalonych przyczyn. Póki co, mówi się o nadużyciu pewnego środka z grupy kokcydiostatyków ( czego to w nazwach nie wymyślą, aby człowiek czuł się upokorzony swoim nieuctwem).  
Wykonano  badanie "...paszy, którą dostawały konie. Okazało się, że w próbkach owsa znaleziono niedopuszczalne i niebezpieczne dla koni antybiotyki, które dodaje się do pasz dla kurcząt rzeźnych. Jeden w bardzo wysokim stężeniu.

     „Rzeczpospolita” podaje, że w dwóch z czterech próbkach pasz odkryto środek o nazwie monenzyma (z grupy kokcydiostatyków). Lek ten podaje się zwierzętom rzeźnym, m.in. kurczętom. Konie bardzo źle reagują na ten antybiotyk; powoduje on u nich anoreksję oraz biegunkę połączoną z silną kolką".

   No i jak mam się nie radować, że to nie mnie dotknęła anoreksja połączona z biegunką oraz silną kolką?

   Słucham? Nie jestem koniem? A no właśnie, powiem nawet, że jestem silniejsza niż koń. 

   Dlaczego się tak cieszę? A no środki, które zaszkodziły (jeśli to jeszcze udowodnią) silnym koniom, zjadam w udkach, skrzydełkach i innych częściach (kuperków nie jadam) ptaszków rzeźnych, czyli kurcząt. 

    Nawet swoje córki karmiłam od kilku miesięcy po ich narodzinach zupkami na kurczakach. Już wtedy straszono antybiotykami. 
 Nic więc dziwnego, że moje dziewczyny wyrosły na śmigłe panny, ocierając się w pewnym okresie swojego życia o modeling. A ja głupia myślałam, że wzrost i urodę mają w genach (słyszę po drugiej stronie komputera jakieś złośliwe uwagi, nie osądzajcie mnie tak źle)... po ojcu..

   Przez te wszystkie lata niepotrzebnie się pieszczę:

  - Panie doktorze, tylko bez antybiotyków. Dojdę do zdrowia bez tej trucizny. Jestem alergikiem, nie wolno mi...

   No i dochodzę, nawet o dziwo, dość szybko. Taki, dajmy na to, katar. Jednym potrzeba aż 7 dni, a mnie tylko 1 ...tydzień. Żartowałam, po 2, góra 3 dniach mija, jak ręką odjął.

  Bo wszystko to wiara. Wierzę, że mam większą odporność, bo nie używam antybiotyków. Wyzdrowieć muszę szybciej, niż ci nafaszerowani tym świństwem. Podświadomość dostaje informację i działa.

    A jak moja podświadomość przyjmie informację o koniach, kurczakach i moim menu?

   Nie powiem, że w ogóle nie biorę antybiotyków. Jest wyjątek:  po operacji oczu. 

    No bo doktorzy zakleją mi organ i już nie dowidzę ulotki informacyjnej o leku, i już mnie mają. A do tego, przez część doby mam znieczuloną (powiedziałabym - zamrożoną) część głowy, w którą można stukać, jak w drewniane wiadro. A może to właśnie ta część mózgu powinna kontrolować medyków, jakie leki mi podają?

  Nie wiem, czy dobrze, że wspomniałam o tej zamrożonej głowie, bo co niektórzy, czytając "moje głupotki", pomyśleć mogą, że do tej pory mi nie odtajała.