Translate

czwartek, 25 kwietnia 2019

PRZYJĘCIE ŚWIĄTECZNE


Jeszcze trwa OKTAWA WIELKANOCNA. 
Oprócz doznań duchowych, co niektórzy pamiętają doznania fizyczne. A to zmęczenie pań domu, jeśli nie zamówiły cateringu , a to wstręt przed spojrzeniem w lustro, aby nie widzieć drugiego podbródka lub dodatkowej fałdki na brzuchu. Bo nie chciało się podnieść czterech literek od stołu , żeby spacerku doświadczyć. Część bohaterów dyngusowych kąpieli kuruje się teraz w łóżeczkach.

Niektórzy może niewiele pamiętają z tych dni świątecznych, bo miarka się ciut ciut przebrała. Sądzę jednak, że to już nie te czasy, kiedy w trakcie zawziętej dyskusji rodzinnej nagle ktoś zsuwał się pod stół, i to wcale nie z braku ciętej riposty, ale zbyt słabej głowy a mocnego  czy nadmiernie spożytego trunku. Przyznać należy, że po krótkim w parterze odpoczynku, znów liczba gości się zgadzała, już wypoczęty człowiek z zadowoleniem wynurzywszy się spod stołu, oświadczał "już jestem... na czym to skończyliśmy?"

Na tę okoliczność przedstawiam wiersz Ludwika Jerzego Kerna, opublikowany 22 listopada 1953 roku w Przekroju: