Translate

wtorek, 15 czerwca 2021

MOSKITIERA I VAN GOGH



 Czekam na rozkładany wygodny fotel, aby zażywać popołudniowej drzemki na świeżym powietrzu. Jest taras... 


czyli na brak miejsca nie narzekam, fotel w końcu gdzieś odpowiedni znajdę, ale jest jeszcze coś, co muszę unieszkodliwić, albo utrudnić do siebie dostęp. To fruwające bzyczące i czasem kąsające małe stworzonka. Nawet najwygodniejszy fotel z kilkoma opcjami układania pozycji nic nie pomoże, jeśli nie znajdę jakiejś dla siebie moskitiery. Przecież nie założę sobie maski weneckiej, chociaż....wisi, co dopiero przytwierdzona do ścianki tarasu w połączeniu z makramą.



Maska ma za mało miejsca "na oddech". Ja się w niej po prostu duszę. Nie jest maską na drążku, ale wiązana i przylegająca ściśle do twarzy. Jak widać ma bardzo smętny wyraz twarzy. Przy zamkniętych powiekach można mieć skojarzenie snu... wieczystego, a nie o taki sen w czasie sjesty chodzi, prawda?
Nadaje się bardziej na maskę pośmiertną , niż na bal maskowy.

Wnuczek podpowiedział mi, że można coś wykombinować z osłon na talerze. Twierdzi, że jeśli usnę na tarasie w pozycji twarzy "na popielniczkę", to mogę połknąć niejednego komara, a może nawet muchę. Nie na próżno wokół tarasu posadziłam rośliny odstraszające komary, lawendę, pelargonie, aby takiej sytuacji z komarami uniknąć. ale skoro tak sądzi? Czy ja mam twarz okrągłą i pełną, jak sagan, aby takie urządzenia wykorzystywać do ochrony twarzy?



Znalazłam taką osłonę w internecie, która przypominała mi tę, jaka już mi się dawno ... zużyła.
Chyba ją sobie kupię, bo mialam do niej sentyment. Może to dziwne, ale do rzeczy też mogę żywić uczucia, a myślalam, że już takich nie produkują. Te nowe też odpowiadałyby mi i byłyby bardzo użyteczne, bo w okresie letnim posiłki obiadowe i nie tylko, jadamy na tarasie, a muszki wszelkiej maści też najczęściej na to samo mają ochotę, co powinno być tylko naszym udziałem.





Okazuje się, że wędkarze już dawno o siebie zadbali i mają swoją moskitierę.




Idąc tym tropem, już nie musiałam kombinować, jak zasadzić sobie na głowę ochronę przed owadami na talerze, ani zdejmować moskitiery z wózka młodszego wnuczka i obwiązywać sobie wokół szyi.


 Znalazłam w internecie odpowiednią moskitierę, 



którą ostatecznie mogę sobie sama zrobić.



 To nic, że widokiem przypominam pszczelarza z wędkarzem w jednej osobie.... Ważne, że jest sposób na komary i muchy, bo przed meszkami i tak się nie obronię.

I co mi zrobicie teraz?


by Kim Jung Man

Właściwie to nie tylko przedstawicielom tych zawodów, pracujących na wolnym powietrzu przydałyby się takie "woalki".

Ostatnio znalazłam artykuł o van Goghu, który jak wielu artystów, pracował na zewnątrz w żywiołach i narzekał na wiatr i latające owady w słynnych listach do swojego ukochanego brata Theo:

 „Ale po prostu idź i usiądź na zewnątrz, malując na miejscu! Potem dzieją się różne  następujące rzeczy, takie jak: musiałem zebrać dobre sto much i więcej z 4 płócien, które dostaniesz, nie wspominając o kurzu i piasku… kiedy nosi się je przez wrzosowiska i żywopłoty przez kilka godzin,  lub dwa zadrapania na nich przez dziwne gałęzie…” - napisał w liście z 1885 r., cytowanym w komunikacie prasowym Muzeum Sztuki Nelson-Atkins w Kansas City.
Zespół kuratorów i konserwatorów z tego muzeum badał "Drzewa oliwne" Vincenta van Gogha , jedną z 18 prac tego holenderskiego postimpresjonisty. 

Drzewa oliwne by Vincent van Gogh

Większość z tych prac powstała w czasie, gdy był leczony w zakładzie psychiatrycznym we francuskim mieście Saint-Rémy-de-Provence (również miejscu narodzin Nostradamusa) w latach 1889 i 1890. 
W powiększeniu zespół muzealny zauważył niespodziewanego gościa w impasto obrazu — kawałki małego konika polnego.

Źródło: Atlas Obscura

„Uważamy, że martwy konik polny został prawdopodobnie wdmuchnięty w obraz przez wiatr i został złapany przez grubą farbę” – mówi Kathleen Leighton, kierownik ds. relacji z mediami w muzeum. „Van Gogh malował bardzo szybko bardzo gęstą farbą, więc prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że tam jest. Ale nie jesteśmy tego całkowicie pewni”.
Konserwatorka malarstwa Mary Schafer dostrzegła owady na niższym pierwszym planie krajobrazu, ale wyjaśniła, że ​​ze względu na ich wielkość i sposób, w jaki są osadzone, muzealnicy nie będą mogli ich zobaczyć. Nie jest niczym niezwykłym znalezienie owadów lub roślin na obrazach wykonanych na zewnątrz, powiedziała, ale ta badaczka szczególnie się nimi interesuje, ponieważ naturalne elementy mogą pomóc w określeniu pory roku, w której obraz został namalowany.
To jednak nie zadziałało w tym przypadku, ponieważ badanie przeprowadzone przez paleoentomologa Michaela S. Engela z University of Kansas i Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku sugeruje, że owad, któremu brakuje klatki piersiowej i brzucha, był już martwy, zanim wylądował na płótnie, więc mógł tam trafić o każdej porze roku.
Odkrycie jest częścią nieustających wysiłków zmierzających do połączenia badań naukowych nad obrazami artysty z badaniami historycznymi, aby lepiej zrozumieć jego proces pracy. W komunikacie dyrektorzy muzeum Julián Zugazagoitia i Mary Louise Blackwell powiedzieli: „ Drzewa oliwne to ukochany obraz w Nelson-Atkins, a to naukowe badanie tylko zwiększa nasze zrozumienie jego bogactwa”.

No i co z tą moskitierą w trakcie malarstwa w plenerze?
Przecież  malarza ze sztalugami  nie da się usadowić w namiocie - moskitierze. 
Jakie zdanie w tej kwestii miałby sam mistrz?

Mistrz zbiera myśli, mrużąc oczy, chyba szykuje się dłuższy wywód...


następnie , bez mrugnięcia oka - stwierdził...


coś , jakby... mop
Mop?
Rozumiem, Mistrzu...  Mopem arcydzieła zmyć się nie da , aby pasikonika się pozbyć... Za gruba warstwa farby... 
Tego kategorycznie nie wolno robić!?
Czyż nie to chce nam mistrz przekazać?
Nie? 
Trudno , holenderskiego nie znam.

Oczywiście, to był żart... Któż by z mopem podchodził do obrazu jakiegokolwiek, a co dopiero arcydzieła?



Źródło:
Atlas Obscura