Translate

czwartek, 20 sierpnia 2020

DAJĘ PRACĘ ! ... ALE TYLKO ANIOŁOM...

Dzisiaj przypominam swój stary wpis z 1916 roku.

angelo-sotto-i-vestiti, Animacja Michele Giammaria (MIKI4)


    Czy Wielkopolanie nie słyszeli tego szumu na niebie (nie myślę o dzielnicach, nad którymi kursują samoloty z Ławicy, czy wojskowe błyskawice z hukiem, jak grzmoty F-16)?

    To moje anioły przemierzały Wielkopolskę, aby znaleźć odpowiednie miejsce na ostatnie gniazdo rodzinne. A miały rozległe zadanie, którego realizację opisałam w poście „Pomiary odległości”. ( link na końcu posta). Nie wszystko tam opisałam. Najważniejsze przypadki, niezwykle cudowne dla rodziny, związane z tym miejscem, zachowałam bez publicznego ujawnienia, strzegąc prywatności członków rodziny.

    Ale wcześniej, kiedy mieszkaliśmy jeszcze na Mazowszu, odwiedzaliśmy dość często córki studiujące i mieszkające w Poznaniu, przemierzając ponad 250 km autem.

     Jedna z córek,  zwracała się do mnie z prośbą, jak to miała w zwyczaju, o wstawienniczą modlitwę. Przecież zbliżał się następnego dnia egzamin. „A ucz się”, mruczałam sobie pod nosem niejednokrotnie. „A nie angażuj ze strachu aniołów! Jak trwoga to do Boga, a nie do mnie!”.

    Druga córka wolała kontakt bezpośredni z Wyższą Władzą bez mojego pośrednictwa.

    Ileż to ja musiałam uruchamiać kontaktów anielskich (teraz bez kontaktów, to ani rusz), np. :  Aniołowie  Stróże - mój, córki, egzaminatora.

     A kto za to wszystko zapłaci? 
Oj, sorry, zapomniałam się. Usługi non profit, przynajmniej z niebiańskiej strony, bo córka była bardzo wdzięczna, nie powiem, zanadto zwojów mózgowych nie przegrzewała, a wynik osiągała  wspaniały.

    Miała za co pośrednikom, mam na myśli matkę, jako menadżerowi, oraz zleceniobiorcom niebiańskim, za co dziękować.
Przez wszystkie lata studiów nie miała żadnych potknięć w zaliczeniach i egzaminach.

   Druga córka, ta „Samosia”, też pięknie przez drogę wyższego stopnia edukacji przebrnęła bezproblemowo. Nigdy nie informowała mnie o terminie swoich egzaminów, ale dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim i chwaliła się ocenę bardzo dobrą. Nie jestem jednak pewna, czy Anioł jakiś  nie maczał (?)  w tym swoich…..skrzydełek.

    Ostatnio mam, jakby mniej, roboty jako menedżerka. 
Nie sądzę, aby zleceniodawczyni przeniosła się do szarej strefy. Wolę myśleć, że serwer na linii „ziemia – anielskie przestworza” działa bez zakłóceń, a nie jak u mnie, przy prowadzeniu bloga. Zależy w którym pomieszczeniu pracuję, często pojawia się komunikat: „Podczas zapisywania lub publikowania Twojego posta wystąpił błąd. Spróbuj ponownie. Zamknij". Ach, ten serwer ze swoim słabym zasięgiem!

    W życiu nie mam zamiaru na razie niczego zamykać i wciąż jestem gotowa przyjmować zamówienia od rodziny lub kogokolwiek innego na  prośbę o modlitwy wstawiennicze, oczywiście, non profit!

    Kontakty z aniołami są czasem bardzo  frapujące.

   A oto taki, np.: przypadek. 
  Jechałam z mężem do córek, wówczas jeszcze poznańskich słowików, przepraszam za przejęzyczenie, „słoików”, wioząc im  pomidorówkę w szybkowarze i schabowe kotleciki. Dlaczego w szybkowarze? Sama nie wiedziałam, nigdy tego nie robiłam, brałam raczej słoiki. Kotleciki pozawijałam, każdy oddzielnie, w przezroczyste folijki.

    Na trasie mamy zwyczaj odmawiać głośno wszystkie trzy części różańca. To zajmowało nam połowę trasy do Poznania. Same korzyści, bo czas i trasa szybko mijała, a i kierowca nie słyszał gderania pasażerki: "Kochanie, jedź wolniej..." (to wersja najbardziej łagodna). Mężowi bardzo pasuje wybór tej właśnie modlitwy, bo takie,  jak np.: Koronka do Miłosierdzia Bożego, albo Anioł Pański (które też znamy i odmawiamy), niestety, dałyby mi szybciej możliwość fonicznego włączania się do jazdy jako pilot. A tego mąż nie znosi, nawet, gdyby najbardziej próbował złagodzić nastawienie po modlitwie do mnie jako nawigatorki. 
(O moich umiejętnościach w tym zakresie proponuje poczytać w innym poście- link na końcu) 

    I tak, pewnego razu po zakończeniu odmawiania różańca okazało się, że samochód odmówił kierowcy posłuszeństwa do tego stopnia, że nawet ja, jako nawigatorka struchlałam i nie rozpoczęłam rutynowego nawijania.

    Pedały nie reagowały na życzenie męża. Samochód rwał przed siebie z prędkością…(nie czyta  tego posta czasem policjant..., a co mi tam...) grubo ponad setkę. Jechaliśmy, dzięki Bogu i aniołkom, bez innych uczestników  drogi szybkiego ruchu tak długo, aż auto  samo się zatrzymało.

    Nie będę opisywać szczegółów, ale naprzeciw trasy znajdował się serwis, w którym zostawiliśmy doholowany (przez dobrego człowieka, mieszkającego w pobliżu) do naprawy samochód z pomidorówką w bagażniku, szczelnie zamkniętą w szybkowarze.  Okazało się, że pękł pasek rozrządu albo coś innego. Przecież nie znam się na mechanice, mogę się mylić. Jestem tylko kobietą z szoferem.

   Sami ustawiliśmy się w ten upalny dzień na drodze z kotlecikami w reklamówce, czekając w charakterze autostopowiczów. No niezupełnie, trochę kasy ze sobą wzięliśmy z domu.

    No i zatrzymał  się anioł w postaci młodzieńca, który miał po brzegi zapchane auto dużymi ściennymi kalendarzami (bez pornografii – bo to był, jako się rzekło – Anioł). 


   Zrobił jednak dla nas miejsce i zawiózł do Poznania. Nie wiem, dokąd dokładnie jechał (ufałam, że nie w zaświaty), chcieliśmy go zwolnić z tej uciążliwości spowodowanej nami już na pierwszym przystanku tramwajowym lub autobusowym, na początku Poznania, aby go dalej nie fatygować, lub w dowolnie wybranym przez niego miejscu. Uparł się, że zawiezie nas do celu. Zajechaliśmy więc pod kilkunastopiętrowy blok z nieprzeliczoną ilością okien, przez które wyglądają gapie. 
A kto im w końcu zabroni się gapić, no kto? Są przecież u siebie!

     Z ogromną wdzięcznością za anielską dobroć młodzieńca (non profit), wygramoliłam się z auta, a z mojej reklamówki, którą wcześniej trzymałam w aucie na swoich kolanach, wytoczyły się,  i szerokim łukiem rozrzuciły na parking, kotleciki schabowe. Prawda, że była to pora obiadowa i może niejeden wyglądający przez okno mrówkowca mieszkaniec miałby na takiego kotlecika ochotę, ale przecież aż tyle ich nie miałam, żeby sprawiedliwie Pyrlandię wykarmić.

     Aniołek rzucił się do pomocy, nawet zaproponowałam mu wspólny obiad, ale podziękował. Zapomniałam, że aniołowie karmią się Miłością Bożą, a nie schabowymi kotletami, jeszcze skalanymi parkingowym pyłem.

    Ciekawa byłam, jak długo mieli naprawiać samochód. Nie dlatego pytałam o to  męża, że nie miałam czym do domu wrócić (urlop wzięłam tylko na 1 dzień), owszem, może też, ale przede wszystkim zastanawiałam się, co z tą pomidorówką? 

   Czy sama w ten upalny dzień stamtąd nie wypełznie, chociaż po kilku dniach, kto wie? 
Nie… przecież była zamknięta szczelnie w szybkowarze. 
Jak to  dobrze, że posłuchałam przed wyjazdem mojego Anioła Stróża, aby zupę zamiast w słoikach, tym razem zabrać w szybkowarze!

<><><><><><><><>

A teraz poważniej.

Co na temat aniołów – jako doskonałych sług Bożych - mówi Pismo Św?

Autor wpisu w Google+: Fiorella Arca

„…Pismo Święte wskazuje nam, że aniołowie - jako doskonali słudzy Boga - pragną pozostawać anonimowi, raczej działać niezauważalnie. Biblijni autorzy przestrzegają nas przed oddawaniem aniołom nadmiernej czci i przed zjawiskiem anielskiego kultu (zwłaszcza pisze o tym święty Paweł). Biblia podkreśla jednocześnie, że zawsze każdy z ludzi może liczyć na anielską opiekę, zwłaszcza ten najmniejszy i najbardziej niewinny - jak choćby dziecko, którego anioł zawsze wpatruje się w oblicze Boga Ojca, o czym zapewnił nas sam Jezus”.


Źródło:
Herbert Oleschko: „Aniołów dyskretny lot”, Wydawnictwo oo. Bernardynów "Calvarianum", Kalwaria Zebrzydowska 1996.
„Pomiary odległości” tutaj
„Autko z szoferem, proszę  tutaj ). 
"Teresa, daj spokój..."tutaj