Translate

niedziela, 25 lipca 2021

SPŁYW KAJAKOWY I...CEREMONIA Z BRICZESAMI




Wreszcie nasz przyszły pierwszoklasista wrócił ze spływu kajakowego , na którym był  z tatą wraz z kilkunastoma dwuosobowymi załogami kajakowymi. Był to spływ dla ojca z synem lub z córką.



Trasa: Wierzycą do Wisły i do zamku krzyżackiego w Gniewie. 

 Co było w programie:
pływanie kajakiem dziką rzeką
wspaniała przyroda,
noclegi pod namiotami,
wieczory przy ognisku z kiełbaskami,
chipsy z pokrzyw, robinsonki i inne potrawy survivalowe,
zwiedzanie zamku krzyżackiego w Gniewie,
rozmowy o wyzwaniach, jakie stoją przed ojcami,
wiele gier i konkursów z nagrodami tutaj

Już w maju 2016 roku w czasie promocji takiego spływu kajakowego w czasie pikniku "Santo Fanto" w naszej miejscowości Kuba, jako maluch już zapałał ciekawością do kajaka tutaj

Kubuś trenuje na trawie (sucha zaprawa)

W tym roku dla Kuby realny udział w spływie to była niezła zaprawa. Jego tacie też zresztą po rocznym siedzeniu przy komputerze podczas prowadzenia zdalnych wykładów akademickich bez praktykowania w tym czasie jakichkolwiek rekreacji fizycznych,  ten wysiłek musiał dać się we znaki. Wielkiej pomocy z syna chyba nie miał, troszeńke się ... przeliczył. Od czasu do czasu synek machnął wiosłem, aby tacie pomóc, chyba, że chodziło o zawody... a to co innego. Kuba lubi rywalizacje. Ale na ogół się nie przemęczał. Na początku przecież musiał mieć czas na rozważanie poważnych kwestii. Akurat, kiedy tata "walczył o przetrwanie", aby nie wpłynąć na powalone drzewa przez ostatnie wichury, Kuba, ni stąd ni zowąd - zadawał kardynalne pytania , np. :
tatusiu, czy ty miałeś kiedyś sombrero?
albo: 
o... jaki ślimaczek, widzisz tatusiu?
czy też: 
popatrz, tatusiu , popatrz... pasikonik nam wskoczył do kajaka!
Żeby tacie lepiej się wiosłowało, nucił sobie, na ulubioną  jakąś melodię,  nie pod nosem (ale pod wąsem też nie, ze względu na swój wiek), taką oto frazę swojego autorstwa:
Jak ja nie lubię spływu kajakowego, 
Jak go  nie lubię 
Jak ja nie lubię spływu kajakowego
Jak go nie lubię

Ja nienawidzę pływać kajakiem
Ja nienawidzę pływać kajakiem

itp... do znudzenia.
 Już nie odważyłam się zapytać zięcia, co on sobie w myśli nucił wówczas w odpowiedzi swojemu synowi i czy nie miał chęci zdzielić smyka wiosłem lub wyrzucić poza burtę.
Pokonywali codziennie kilkanaście do 20 km i byli jedynymi nowicjuszami. 
Nie było  łazienek, co wcale im nie przeszkadzało.
W następne dni było "podobno" lepiej. Współpraca między synem a ojcem nabrała "kolorytów". Zdaje się, że będą te informacje nam dawkować , jak kroplówkę . 




Kuba na pierwszym planie w kajaku w zielonej czapeczce

 Kuba zupełnie zmienił podejście do tego sposobu turystyki, gdy nagle po wywrotce kajaka, w newralgicznym miejscu

Fotka ze spływu z lat poprzednich( mat. Organizatora)

... znalazł się pod wodą (z kajakiem nad głową). Bez żadnej paniki odbił się stopami od dna i wydawało mu się , co wiecej, nadal jest tego pewny, że sam bez pomocy taty wynurzył się na powierzchnię. No i tej wersji się trzymajmy ...
Ale frajda! ... stwierdził tylko po wynurzeniu i jest to najlepsze jego wspomnienie. 


A przecież zapoznał tam kolegów ( były też 2 dziewczyny) w różnym wieku.: od rówieśnika do 20-letnich chłopaków z ojcami. Wieczorami ognisko gry i zabawy. 


Codzienne rozkładanie i składanie namiotu. Na zamku w Gniewie ostatniego dnia pozwolił zamknąć się na pewien krótki czas wraz z dwoma kolegami przez przewodnika w ciemnym, ciasnym lochu ... łaaaał...!

W następne dni było "podobno" lepiej. Współpraca między synem a ojcem nabrała "kolorów". Zdaje się, że będą te informacje nam dawkować , jak kroplówkę. Wystarczyło, aby organizator imprezy obiecał Kubie, że jak wzmoży aktywność w zakresie współpracy z tatą, to ... dostanie po dopłynięciu do celu tego dnia ... cukierka. 
A nie lepiej, jak osiołkowi, umieścić byłoby na kiju, czy jakimś innym wysięgniku, przed kajakiem cukierka? "Prułby" tym kajakiem, ile sił. 
Zaznaczyć muszę, że słodycze Kuba w domu ma ograniczone. A tam na spływie nutella itp.

Brał aktywny udział w składaniu rzeczy do plecaków, ładowaniu ich na samochód zabierający wszystkie bagaże uczestników. Pomagał przy składaniu co rano namiotu, by wieczorem rozbijać w następnym miejscu do którego danego dnia dopłynęli. I tak od poniedziałku do piątku, nie tracąc siły na wieczorne zabawy i gry przy ognisku organizowane przez odpowiednio przygotowaną do tego osobę.
W pewnym momencie zapytał tatę, czy czasem nie warto już teraz zapisać się na taką samą imprezę na przyszły rok.

Na marginesie wspomnę, że tej nocy , już po powrocie ich do domu, w Polsce na innym spływie kajakowym, i na innej rzece,  na skutek zderzenia się kajaków, miał miejsce śmiertelny wypadek. Nurt wody porwał 46-letniego uczestnika, ktorego, niestety, mimo reanimacji nie udało się uratować.

 Każdy spływ jest niebezpieczny...
Druga nasza córka, siostra mamy Kuby , usłyszawszy w nocy tę informację  (nie wiedząc, że już wrócili  i na jakiej trasie pływali oraz że już smacznie śpią w domu) przerażona liczyła na palcach  w nocy, ile lat ma tata Kuby. Nie chciała nocą do nas dzwonić. Powoli doliczyła się, że tata Kuby przecież jest dużo młodszy od tego nieszczęsnego turysty. Od tego momentu twierdzi, że taki spływ z dzieckiem nie jest najlepszym wariantem czynnego odpoczynku. 

Kiedy teraz, w tym kontekście patrzę na swojego wnuka, to wydaje mi się, że po tym spływie wyrósł chłopak już ze swoich przysłowiowych "krótkich spodenek", żeby nie powiedzieć z  "sukieneczki".Nie pomyliłam się, pisząc o "sukience". Już wyjaśniam, dlaczego takie skojarzenie  przyszło mi do głowy.

Nie tylko  mnie intryguje, jak różne ceremonie i rytuały ewoluują i/lub znikają wraz ze zmianą naszego świata.
Tym razem na tapetę biorę świętowanie przez stulecia pierwszej pary spodni chłopca. Może to wydaje się dziwne, bo teraz chłopcy od niemowlęctwa są ubierani w spodenki, co nie było takie oczywiste jeszcze w XVI wieku i przez dalsze stulecia. Sukienki były ubiorem dla małych dzieci bez względu na ich płeć. 
Te najwcześniejsze  sięgały do stóp, jak współczesne szaty do chrztu , zanim zamieniano je na krótsze sukienki. Wśród biedniejszych dzieci były to całkowicie androgyniczne ubrania, które mogły być przekazywane z jednego rodzeństwa na drugie. Jednak bogatsze rodziny mogły sobie pozwolić na rozróżnienie między odzieżą męską a kobiecą za pomocą koloru lub lamówek.

Art by Cecilii Beaux z 1885 roku, Ostatnie dni dzieciństwa , przedstawia małego chłopca przytulanego przez matkę w okresie poprzedzającym jego założenie pierwszych spodni (garniturku)

Teraz taki zwyczaj zakładania dziewczynkom i chłopcom bez względu na płeć  jednakowego uniformu, by nie podkreślać różnicy ich płci pasowałoby zapewne genderowcom . Bywa, że mamy zakładają teraz małym dziewczynkom spodenki z jeansu  lub inne spodenki czy legginsy landrynkowego koloru,  ale już chłopcom sukienek... raczej nie.
Przez setki lat uważano, że spodnie mają właściwości transformujące. Zamieniały małego chłopca z bezpłciowego dziecka, powstrzymywanego od wspinaczki po drzewach lub od innych hałaśliwych czynności przez długie spódnice, w chłopca gotowego wkroczyć w surowy świat mężczyzn.

Ten sam chłopiec - w sukience i bryczesach

Bracia Walter i Andrew (Andy) Hagenbuch,
 1912

Portret małego chłopca
by Jean-Baptiste Camille Corot z 1843 r.
 wykorzystujący męskie rekwizyty,
takie jak bicze lub miecze,
aby komunikować płeć 

XVII-w. portret francuskiego króla Ludwika XIV
i jego brata, księcia D'Orleans,
pokazuje różnicę w ubiorze chłopców

Chłopiec flamandzki z 1625 roku w sukience 

Spodnie bryczesy były przepustką do szerszego świata, pisze Anne S. Lombard w Making Manhood: Growing Up Male in Colonial New England . „Bryczesy pozwalały chłopcu podróżować: biegać, wspinać się na wozy i przez płoty oraz jeździć konno. Jego siostry pozostawały ubrane w sukienkach, co ograniczało ich ruchy i trzymało je bliżej domu”.

 Co najmniej od połowy XVII wieku większość matek z wielką starannością planowała to bardzo ważne wydarzenie w życiu ich synów. Niektórzy nawet opóźniali to wydarzenie tak długo, jak mogli, ponieważ dla niektórych oznaczało to w istocie utratę tego chłopca.

Ceremonia, dzięki której młodzi chłopcy zrobili pierwszy znaczący krok w męskość…

Breeching oznaczał  bardzo bolesną zmianę zarówno dla matek, jak i ich małych synów.

Najwcześniejsze wzmianki o ceremoniach "briczingu" (breechingu)  - nazwa pochodząca od bryczesów, dla małych chłopców można znaleźć w listach i pamiętnikach z połowy XVII wieku. Ale jest całkiem prawdopodobne, że ceremonie te miały miejsce w wielu rodzinach jeszcze wcześniej, ale albo nie zostały one zarejestrowane, albo te zapisy zaginęły. Niewielu ludzi, nawet wśród klas wyższych, było piśmiennych w XVI i na początku XVII wieku, a najmniej z nich stanowiły kobiety. Ale ponieważ coraz więcej kobiet nabywało umiejętności czytania i pisania, wykorzystywały tę wiedzę do rejestrowania ważnych wydarzeń w ich życiu i życiu ich dzieci, w tym ceremonii, dzięki której ich młodzi synowie opuszczali domową sferę kobiet i wkraczali w świat mężczyzn.

Najwcześniejsze wzmianki o ceremoniach briczingu dla małych chłopców można znaleźć w listach i pamiętnikach z połowy XVII wieku. Ale jest całkiem prawdopodobne, że ceremonie te miały miejsce w wielu rodzinach jeszcze wcześniej, ale albo nie zostały one zarejestrowane, albo te zapisy zaginęły. Niewielu ludzi, nawet wśród klas wyższych, było piśmiennych w XVI i na początku XVII wieku, a najmniej z nich stanowiły kobiety. Ale ponieważ coraz więcej kobiet nabywało umiejętności czytania i pisania, wykorzystywały tę wiedzę do rejestrowania ważnych wydarzeń w ich życiu i życiu ich dzieci, w tym ceremonii, dzięki której ich młodzi synowie opuszczali domową sferę kobiet i wkraczali w świat mężczyzn.

Prawie wszystkie zapisy ceremonii briczingu zawierają listy matek do bliskich, zazwyczaj kobiet, członków rodziny i przyjaciół o ich planach dotyczących ceremonii. Niektóre kobiety pisały do ​​swoich matek lub innych starszych krewnych kobiet z poradą, co robić i kiedy to zrobić. Inni prosili rodzinę lub przyjaciół mieszkających lub podróżujących do dużych miast o zaopatrzenie się w różne specjalne przedmioty potrzebne na imprezę. Wiele kobiet pisało również o swoich uczuciach związanych z nadchodzącą zmianą w życiu ich małych chłopców. Wiele kobiet bało się tego, ponieważ oznaczało to, że ich mali synowie będą odtąd przede wszystkim kontrolowani przez ojców. Ci mali chłopcy przestaliby być postrzegani jako bezpłciowe dzieci, pozostawiając opiekę nad matką przygotowaną do męskości przez ich ojców i innych prominentnych członków rodziny.

"W dniu samej ceremonii należało dokonać kilku ostatecznych ustaleń. Jeśli pomieszczenie, w którym miała się odbyć uroczystość, było dość duże, wówczas w kącie ustawiano zwykle składany parawan, za którym znajdowało się krzesło i często mały stolik. Nowy komplet ubrań chłopca i jego akcesoria czekały tam rozłożone, gotowe do przebrania się. W niektórych domach nowe ubrania chłopca leżały w pokoju przylegającym do pokoju, w którym gromadzili się wszyscy goście, zwłaszcza jeśli ten pokój nie był zbyt duży. W niektórych bogatych i/lub arystokratycznych domostwach krawiec, który szył te ubrania, stał obok, aby pomóc chłopcu je ubrać. W innych domach służący, a czasem nawet kamerdyner ojca chłopca, mógł pomóc młodemu panu ubrać się w jego nowe ubranie.

Kiedy wszystko było gotowe, rodzina i przyjaciele zbierali się w pokoju, razem z małym chłopcem w sukni i halkach. Przy regencji miał być obecny kolejny gość, miejscowy fryzjer. Podczas gdy nosili neutralne pod względem płci suknie i halki z pokoju dziecinnego, pozwalano chłopcom rosnąć, podobnie jak dziewczynkom. W osiemnastym wieku, nawet po założeniu bryczesów, większość chłopców miała dość długie włosy, zgodne z męskimi fryzurami. Ale przez regencję, kiedy moda na męskie włosy była znacznie krótsza, pierwszym krokiem w ceremonii briczingu było obcięcie włosów małego chłopca. Zazwyczaj te obcięte loki były zbierane i rozdawane obecnym jako pamiątka po wydarzeniu. Po obcięciu włosów mały chłopiec szedł na spoczynek za parawanem lub do sąsiedniego pokoju, aby przebrać się w nowe ubranie. Kiedy się przebierał, podawane były przekąski, zazwyczaj herbata i ciasta lub inne lekkie artykuły spożywcze. Jednak obecni panowie mogli wypić łyk lub dwa czegoś mocniejszego niż herbata.

Kiedy świeżo upieczony młody dżentelmen pojawiał się w nowych ubraniach, krążył po pokoju, chodząc po kolei do każdego gościa. Nie tylko wszyscy gratulowali mu nowego statusu, ale większość ukradkiem wrzucała mu trochę pieniędzy do jednej z kieszeni. W listach i pamiętnikach jest kilka uwag na temat brzęczenia i skrzypienia dźwięków, które wydawali niektórzy z tych chłopców, gdy monety i banknoty wypełniały ich kieszenie. Nie ma żadnych zapisów, które mówią nam, co się stało z tymi pieniędzmi, choć wydaje się mało prawdopodobne, by pozwolono takim młodym chłopcom je zatrzymać. W większości przypadków rodzice prawdopodobnie odkładają je dla nich, być może nawet inwestując je w fundusze na swoją przyszłość.

Chociaż chłopiec nosił teraz męskie szaty, nie opuszczał od razu domu, co stanowiło pewną pociechę dla jego matki. Zazwyczaj kształcił się u guwernantki, jeśli rodzina ją zatrudniała, przez co najmniej kilka lat. W kilku przypadkach "briczing" był momentem, w którym bardziej uprzywilejowani synowie arystokracji mieli opiekuna. Rodziny, których nie było stać na opiekuna, mogły wysyłać swoich synów na naukę kilka dni w tygodniu do miejscowego wikariusza lub uczonego, zwykle w wieku sześciu lat. Zwykle minęło kilka lat, zanim chłopiec został wysłany do szkoły z internatem. Jednak ich matki widywały ich mniej, ponieważ większość ojców zaczęła spędzać więcej czasu ze swoimi synami po tym, jak zostali poddani briczingowi, zaczynając ich inicjować w świat mężczyzn. Mogli ich uczyć jeździć konno, polować, lub innych dżentelmeńskich sportów i zajęć. Jeśli chłopiec był pierworodnym, jego ojciec mógł zacząć przygotowywać go do podjęcia przyszłych obowiązków. Chociaż nie wyszedł od razu z domu, chłopiec, który został po briczingu, skutecznie opuszczał domową sferę kobiet."
(Źródło:Historyczne fragmenty Regency England)

Mam marzenie, aby  nasz wnuk wyrósł na człowieka o cechach   leszczyny z  piosenki...

Moje Ulubione Drzewo - Piotr Machalica - YouTube

Tekst: Wojciech Młynarski
Kompozytor: Jerzy Derfel



Pomnę, jak zielone porty mijał kajak śmigły,
Jak mi smakowały "Sporty" nad jeziorem Wigry,
Wieczorami nad namiotem krzyżowałem wiosła,
Ogień rzucał iskry złote, a pod borem rosła:

Moje ulubione drzewo - Leszczyna, leszczyna,
Jak ją za mocno przygiąć w lewo 
- To w prawo się odgina,
A jak za mocno przygiąć ją w prawo - To w lewo bije z wprawą,
A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo!
Upór, co mi z oczu błyska - Leszczyny dziedzictwo!
Jak mnie do ziemi los przyciska, ona mi szepcze: 
- Nic to!
A jak prostuję się, wtedy ona - Powtarza mi: - Tak trzymaj!
Moje drzewo ulubione - Leszczyna, leszczyna

Posiwiała ta Bożenka, w której się kochałem,
Postarzała się piosenka, którą jej śpiewałem
Lecz znad Śniardw, znad Czarnej Hańczy, znad jeziora Jamno,
Wszędzie, gdzie los ze mną tańczy, wszędzie idzie za mną:

Moje ulubione drzewo - Leszczyna, leszczyna,
Jak ją za mocno przygiąć w lewo, To w prawo się odgina,
A jak za mocno przygiąć w prawo, To w lewo bije z wprawą,
A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo!
Więc ochraniaj ją miłośnie - O każdej dnia dobie,
Chroń leszczynę, która rośnie - Nad Hańczą hen i w tobie!
Chroń tę leszczynę, co wciąż od nowa - Prostuje się zajadła,
Trzeba by cały las wykarczować - Żeby padła

A Ty, mój zielony borze
Chroń we mnie nadzieję,
Że póki latem jeden orzech
Szczęśliwie się wysieje,
Znów pójdzie z boru w młodniak zielony
I pójdzie z ojca w syna
Moje drzewo ulubione-
Leszczyna, leszczyna