Translate

środa, 16 czerwca 2021

SKOWRONKOWE TRELE


Obraz udostępniony dzięki
uprzejmości autora
Anny Maddock

W każdym bowiem dorosłym 
mieszka dziecko, którym kiedyś był, 
a w każdym dziecku 
dorosły, którym kiedyś będzie.

John Connolly, Księga rzeczy utraconych


Właśnie temu dziecku, który mieszka w dorosłym, proponuję poniżej legendę o niepospolitej matce i o skowronku.

MATKA

 Za wsią na rozstajnych drogach stała figura Matki Boskiej, wtulona w wielką kępę bzów i jaśminów. Błogosławiła wsi i światu całemu, uśmiechała się do Boskiego swego Dzieciątka, do ludzi , do ptasząt, co wyśpiewywały od świtu do nocy nad jej głową, do kwiatów, co u stóp jej rosły.

  Najbardziej lubiła dzieci. Że to był maj, to schodziła się  tego drobiazgu pod wieczór cała gromada na majowe nabożeństwo.

 Czasem przychodziła z nimi pani nauczycielka, czasem przychodziły same ze Stefką młynarzówną, która jako najstarsza, modlitwy im i litanie czytała.

  Przynosiły dzieci, co tam które miało. Leżała jeszcze pod figurą fujarka, co ja Stach wykręcił z wierzbiny i Panu Jezusowi przyniósł, coby Mu się tam w figurze nie cniło siedzieć. Cała figura obstawiona była garnuszkami, a w nich kwiatów moc, co je dzieci za dnia uzbierały, a że jaśminy i bzy rosnące koło figury akurat kwitły, więc Matka Boża cała w kwiatach tonęła.

 A jednego dnia, kiedy już dzieci po nabożeństwie rozchodzić się miały, został przy figurze mały Wojtuś sierotka, co u sołtysa za pastuszka służył; zaczekał, aż wszyscy poszli i po cichutku, skradając się ku podstawie figury, położył na niej małą kromkę chleba. Czarnego sierocego chleba.

  Nie miał biedny Wojtuś ani matki, ani ojca. Sam był na świecie, ludzi się bał, a tylko do tej Niebieskiej Panienki przychodził z ufnością i miłością wielką. Bo ona jedna tylko miała dla niego zawsze miły, łagodny uśmiech, a choć nic do niego nie mówiła, zawsze mu się od tego spojrzenia w duszy jaśniej robiło.

 Ściemniło się. Wrócił do wsi  Wojtuś, zjechali z pola gospodarze. Tonie już  wszystko w ciemnej mgle zmroku, nie widać już wsi, tylko czarne kępy drzew znieruchomiałe w wieczornej ciszy i tylko gładka tafla stawu lśni resztkami blasków. Kwiaty układają się do snu, tylko jeden jaśmin  nic jeszcze o spaniu słyszeć nie chce. O tej porze jego kwiatki najbardziej pachną, najszerzej płatki swe rozkładają. Ot , marek nocny. Spać już, spać!

  Zbiera się do spania i Królowa Niebios. Miała ona pracy za dnia wiele. I wszystkich bied  ludzkich i gniewy uciszać, i od krzywdy bronić, i za wszystkimi się wstawiać. A i kwiatom trzeba pomóc od porannego chłodu i południowego upału ochronić i wracającym z ciepłych krajów ptakom drogę do domu pokazać. I dzieci przygarnąć, co  z modlitwą do niej przyszły, i Wojtusia sierotkę przytulić.

 Zbiera się już Matula Boża do snu, Jezusiczka ogarnia i ciepłym przyodziewkiem okrywa, żeby Dzieciątko w nocy nie zziębło.

 Nagle wśród wieczornej ciszy rozległ się słabiutki, ledwie dosłyszalny pisk.

Drgnęło serce matczyne.

Piszczy znowu. - Co to?

 Wytężyła Matka Najświętsza oczy i patrzy, a tu tuż koło miedzy, niedaleko  figury, ukryte w trawie gniazdko skowronków, a w nim kilka piskląt.

 Matka ich z wieczora odleciała i nie wraca, a im i głodno, i chłodno.

Ilustracja  Wandy Świeżyńskiej
Źródło: "Legendy" Kazimierza Konarskiego

 Mamuś! Mamuś! -  wołały jedno przez drugie, drżąc z głodu i zimna.

 Matce Bożej (luto) zimno się zrobiło na sercu.Sieroty jakieś widać. Trzeba iść im pomóc.

 I niewiele myśląc, ruszyła Najświętsza Panienka na miedzę. Drzemiącego już Jezuska położyła na podstawie , poprosiwszy jaśminów o opiekę nad Dzieciątkiem i baczenie, by nie spadło. Skuliły się jaśminy u podstawy w gąszcz nieprzebyty, a Panienka Niebieska pochwyciwszy Wojtusiową kromkę, ruszyła miedzą ku gniazdku. Przysiadłszy na ziemi, rozchyliła trawę i drobnymi okruszynami poczęła karmić drobny szereg pisklęcy.

 Tak zastała ją skowronkowa matula. Biedactwo miało nóżkę skrwawioną, a skrzydła pomięte i nastroszone. Szukała jakiegoś robaczka i tak nieszczęśliwie nóżkę w jakąś szczelinę w chruścianym płocie wsadziła, że jej przez dłuższy czas wydobyć nie mogła. Szarpała, szamotała się, skrzydełkami biała, wszystko na próżno. Kiedy wreszcie ze strasznym bólem wyciągnęła nóżkę, noc czarna już ogarnęła świat.

  Co tchu w piersiach, co siły w zmęczonych i obolałych skrzydłach ruszyła skowrończa mama ku gniazdku. Jakie było zrazu jej przerażenie, gdy zobaczyłam jakąś postać nad gniazdkiem. A oto przestrach mija, widzi szarzejący w mrokach niebieski płaszcz, a nad głową świetlany krążek. Wzruszenie i wdzięczność odjęło jej siły. Cicho spłynęła i usiadła u stóp Matki Najświętszej.

  Ofiarowała szara ptaszyna dzieci swe służbie Bożej i odtąd skowronki wzlatują zawsze z piosenkami swymi wysoko,  wysoko w niebo.

 Ale najwyżej lecą i najpiękniej śpiewają w czasie majowego nabożeństwa."


(Źródło: "MATKA" - jedna z legend ze zbioru pt.  "Legendy" Kazimierza Konarskiego) 

Na temat śpiewu skowronków dowiedziałam się z artykułu: "Przyroda na wyciągnięcie ręki: Co wiesz o... skowronku?" (Niezależna.pl)

"(...) Wabi krótkim, płynnym „prrit”. Śpiewa przede wszystkim w długim locie tokowym nad łąkami i polami, rzadziej siedząc na ziemi. Zdarza się to przy silnym wietrze, ale spłoszony wylatuje natychmiast z głośnym śpiewem w powietrze. Śpiew jest potoczysty, perlisty, złożony z szybkich, wysokich, wibrujących, świergocących treli, przyjemny dla ludzkiego ucha. Może zawierać naśladownictwa głosów innych ptaków. Najczęściej samiec podrywa się milcząco z ziemi prawie pionowo, po jakimś czasie na wysokości 10–20 m zaczyna śpiewać, następnie nie przerywając śpiewu wznosi się dalej prosto w górę, zataczając łuki, spiralnie, z szybkimi uderzeniami skrzydeł, na znaczną wysokość (100–200 m) i tam zawisa w jednym punkcie. Po kilku-kilkunastu minutach rozpościera skrzydła i powoli powraca spiralnym lotem ślizgowym na ziemię nadal śpiewając. Na wysokości 10–20 m przestaje śpiewać, składa skrzydła i szybko opada, przed samą ziemią wyhamowując przez rozłożenie skrzydeł i ogona. Lądowanie nie sprawia mu trudu.

Skowronki śpiewają przez cały dzień. Zaczynają jeszcze przed wschodem słońca, a kończą po zachodzie. Ich śpiew można usłyszeć zaraz po przylocie z zimowisk (nawet w końcu lutego), a następnie przez całą porę toków i gniazdowania. Tylko podczas mgły milkną na pewien czas, podobnie jak w sierpniu i we wrześniu, w okresie pierzenia. W maju średni czas trwania śpiewu wynosi około 2 minut. Głównym jego celem jest oznaczenie terytorium (tak by inne samce go nie przekraczały) i wabienie samic. Śpiew jest typowy dla ptaków terenów otwartych, gdyż zastępuje melodie wykonywane z wysokich, eksponowanych miejsc.
(...)
Samiec nieustannie śpiewa w locie tokowym, wznosząc się wysoko w górę. Śpiewem utrzymuje też inne samce w odpowiedniej odległości od swego terytorium. Kontynuuje śpiew również wówczas, gdy samica buduje już gniazdo i wysiaduje jaja."

Skowronek
Źródło: Pixabay

SKOWRONEK I SOWA
autor: Stanisław Jachowicz


Skowronek:
Co tam jejmość dobrodziejka
Oczy na światłość przymyka?
Wszak nikt temu nie zaprzeczy —
Światło dzienne niezłe rzeczy.

Sowa:
Wielka mi osobliwość, twoja światłość dniowa,
Chwal ją sobie, kiedy chcesz, nie cierpi jej sowa.

Skowronek:
Od takiego gustu niech nas Pan Bóg broni;
Dobry światło lubi, zły od światła stroni.


Chyba nie jest tajemnicą, że konkurentem skowronka jest... słowik , wcale nie gorzej śpiewający, bo jego żona, wg pewnego poety,  niejaka słowikowa, twierdzi, że jej mężulek słowik,  głosik ma "srebrny", wart mająteczek. 

 Przy okazji muszę się przyznać, że mam żal do tego poety. To właśnie Julian Tuwim oczernił w swoim wierszu "Spóźniony słowik" skowronki, przedstawiając te ptaki, jako bandę rozrabiaków. Tylko czy w tym wierszu o śpiew ptakom chodziło... tego pewna nie jestem 😀 Jak zwykle, to przewidywania żony fatalistki z szeroką wyobraźnią. 

 Dorota Miśkiewicz - Spóźniony słowik
do słów Juliana Tuwima
i muzyki Witolda Lutosławskiego

Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan słowik przed dziewiątą miał być na kolacji.
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej – i słowika nie ma!

Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
A na deser – tort z wietrzyka w księżycowym blasku.

Może mu się co zdarzyło? Może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka – głupstwo, bo odrosną, ale głos – majątek!

Nagle zjawia się pan słowik, poświstuje, skacze…
„Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!”
A pan słowik słodko ćwierka: „Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!”


Jeszcze nie kończę z Julianem Tuwimem. Bo przecież to od czasu, kiedy w swoim wierszu użył  ptaszyny w niecnej roli bandziorów, teraz za jego przykładem symbolem nieszczęścia jest  skowronek z bandą skowroniątek. Nie wierzycie?
 Autor piosenki "Kartka z kalendarza - Andrzej Jakubowicz tak to ujął:

Spotka cię poważna klęska
obrazisz paru ważnych gości
zakochanych do szaleństwa
ale wciąż bez wzajemności

To nieszczęście
to skowronek z bandą skowroniątek
a co gorsze jest już przesądzone
że to dopiero jest początek

Weź Kopciuszka do łóżka
wytrwaj w błędzie na komendzie
gdzie drinki się podaje w puszkach
a oddech zmienia stan skupienia

Leci kartka z kalendarza
znowu cię wyrolowali w życiu
tak się ach! zdarza
gdy masz inne plany
inne, inne plany,
inne plany

Śpiewa: Martyna Jakubowicz




Żółw i skowronek 
Benedykt Hertz 

Razu jednego w południe gorące 
Żółw na ląd wyszedł, sztywno zadarł głowę 
i z rozkoszą wdychając powietrze majowe, z
a miłe ciepło błogosławił słońce 

Ale, że senny, więc przymyka oczy 
i, rozmarzony, coraz wolniej dysze..... 
Gdy nagle śpiew Skowronka mąci słodką ciszę 
I budzi go z uśpienia. 

Żółw nadstawia ucha 
I słucha. 

Ptak drobniutkim szczebiotem 
dziwne rzeczy prawi: 
O chmurce białej, co każdego rana, 
w blaski szlachetne odziana, 
u krańca nieba się bawi... 

O ciemnych falach tej olbrzymiej wody, 
w której co wieczór gaśnie żar słoneczny... 
O wielkiej górze, z której blask odwieczny 
W dal rozrzucają nie stopione lody... 

Wtem ziewnął słuchacz i rzekł kurcząc szyję: Blaga... Żaden żółw tego nie widział, jak żyje...


Ten skowronek nie jest taki znowu "ostatni", skoro sam Bóg tworzy litanię do niego. Skąd wiem o tym?
Do poetów, mających dobre zdanie o skowronku zaliczyć należy Agnieszkę Osiecką.

 LITANIA DO SKOWRONKA

autor: Agnieszka Osiecka
recytuje:  Anna Szałapak


Jeszcze zdążę wam zaśpiewać,opowiedzieć,
jeszcze zdążę posadzić drzewa cudowne,zielone.
Jeszcze zdążę zapomnieć i wspomnieć,
znowu nie wiedzieć...
I znajdę czas na śmiech, na rozpacz - słowo.

We mnie tłucze się wiatr i śpiewa róg,
posłuchajcie, posłuchajcie,
litanię dla skowronka już pisze Bóg,
posłuchajcie, posłuchajcie,
już przystanął z ciekawością czas.
żegnam was...

Jeszcze zdążę was przytulić i odtulić,
jeszcze zdążę otworzyć
ściany cudowne w purpurze.
Jeszcze zdążę zakwitnąć, zaszumieć,
znowu się zgubić,
i znajdę czas na strach
i na nadzieje płowe.

We mnie tłucze się wiatr i śpiewa róg,
posłuchajcie, posłuchajcie,
litanię dla skowronka już pisze Bóg,
posłuchajcie, posłuchajcie,
już przystanął z ciekawością czas.
Żegnam was...

P.S.
16.06.2021
Nie mogę się powstrzymać, aby nie dołączyć legendy przekazanej mi w komentarzu na FB do tego wpisu przez moją przyjaciółkę Irenę. Dziękuję, Irenko 💓

"- A co to tak na niebie śpiewa?
- Skowronek, tata.
- Ano, widzisz, skowronek. A wiesz, skąd się wziął skowronek?
- Przyleciał.
- Przyleciał swoją drogą. Ale szedł raz Pan Bóg polem, a jeden chłop orał. Ciężko? Spytał go Pan Bóg. Oj, ciężko, Panie Boże. To wziął Pan Bóg grudkę ziemi, cisnął ją ku niebu i rzekł, niech ci śpiewa, lżej Ci będzie."
Wiesław Myśliwski, "Kamień na kamieniu"