Translate

sobota, 6 sierpnia 2016

SZEPTEM DO MNIE MÓW

Dzisiaj miało być słonecznie i upalnie. Takie słowa usłyszałam z tv. Ani jedno, ani drugie mnie nie doświadczyło. Czy mam do prognostyków żal za brak trafności?
Ależ skąd ! 





To wcale niezbyt istotne słowa, szczególnie dla mnie. Nikt ich mi nie wykrzyczał, nie szeptał mi do ucha. Mogłam nie słuchać, nie brać do serca.

 Przyjęłam pogodę z pokojem ducha, taką jaką na dzień dzisiejszy niebiosa mi podarowały.


Lubię szept. Pamiętam moją babcię i mamę, które szeptały swoje modlitwy. W dzieciństwie nie mogłam tego zrozumieć. Przecież można się modlić w myśli, duchowo. Takiej rozmowy z Bogiem sie po nich spodziewałam, bo taką wtedy praktykowałam. Teraz, kiedy ich zabrakło, sama szepczę. Ale myślę, że z innych powodów. Z powodu podzielności uwagi. Niepożądanej w tym przypadku podzielności. Potrafię się modlić, ale myślami bujam w wirtualnej przestrzeni cyfrowej. Dlatego resetuję się i zaczynam szeptać. Muszę słyszeć, wówczas jestem świadoma swojej rozmowy z Najwyższym.

Ale okazuje się, że ten szept nie powinien być  obojętny człowiekowi. Podoba sie również Komuś. 

"...Jestem na odległość modlitwy wypowiadanej szeptem, słucham uważnie nawet najcichszych westchnień. Ludzie, gdy są w sobie  zakochani, lubią przebywać jak najbliżej siebie. Często szepczą sobie miłosne  wyznania, słowa, których nikt inny nie może usłyszeć.
Na taką bliskość i tysiąc słów o miłości zawsze możesz liczyć, wchodząc w relację ze Mną. Ja jestem blisko wszystkich, którzy Mnie wzywają, nawet jeśli to wezwanie jest najcichszym z szeptów. Składam tę obietnicę wszystkim, którzy wzywają Mnie szczerze.

Odpowiadam oczywiście również na modlitwy milczące, lecz ich szeptanie może ci poczuć Moją bliskość. Wsłuchując się we własny głos, choćby najcichszy, wzmacniasz swoją więź ze Mną, swoją świadomość Mojej niewidzialnej obecności i wtulasz się w Moje czułe objęcia. Choć rzadko rozmawiam z Moimi dziećmi w słyszalny dla nich sposób, w sercu możesz usłyszeć Mój delikatny szept. Usłysz mnie, gdy mówię: "Jestem przy Tobie, kocham cię, nie opuszczę cię ani porzucę"
( cytat z książki Sarah Young - "Jezus jest blisko. Czerpać nadzieje z obecności Jezusa") 

 Gdy jednak szept cię boli i mróz ściska ci krtań, wolisz pomilczeć, to posłuchaj piosenki z albumu Atramentowa - Pomilczenie. Wykonanie: Stanisława Celińska.




Ale byłabym nieszczera, gdybym tu napisała, że oprócz szeptów niczego w moim domu nie słychać.
Przecież dziękuję Bogu, ...""że obdarzył nas radością oglądania wnuka. Jego anielski uśmiech, szczebiot niewinny - ( oj, nie zawsze niewinny :-) - jego beztroski gwar napawa moją duszę poczuciem niewymownego szczęścia. Dzięki niemu  nasz dom zakwitł, jak wiosenny sad. W jego osobie widzę Twoje (Boże) błogosławieństwo dla mojej rodziny".  
To część mojej dziękczynnej modlitwy za wnuka.

Trochę smuteczku wprowadziłam do posta, a gdzie radość?

Opowiem, jak cieszyłam się, z pierwszych słów wnuczka: "mama, tata, baba, dziadzia". Teraz już wchodzi deklinacja. Używa nawet wołacza. I obojętne mi jest: mamo, tato, dziadzio, ale żeby zaraz "babo"....?

Jaka babo? No i co szósty raz powie ... (po uprzednim groźnym spojrzeniu baby) śpiewnym przymilnym głosikiem "baba Teeeenia". 

   Ale dziecko szeptu nie toleruje. Ostatnio ćwiczy własne struny głosowe. Od niemowlęctwa to tata unosił go sobie ponad głowę i kręcąc się z nim wkoło "śpiewał" (krzyczał) swoim basem "Sarajewoooo" (olimpijska przyśpiewka). Czyni zresztą to cały czas. Nie powiem, głos ma świetny, słuch nieskazitelny.  Arię z kurantem mógłby z powodzeniem w operze śpiewać. 

    Nim się przeprowadziliśmy do obecnego domu, to cały poznański blok drżał od tego "śpiewu". Nie dlatego zabraliśmy ich stamtąd. Nic więc dziwnego, że teraz synek chce naśladować tatę.

  Pewnego razu, wracając ze spaceru nie chciał za szybko wstępować w progi domu, gdzie już czekała babcia i nie zaśpiewał jeszcze arii, jak tata, ale za to  "zaharczał", jak lew, którego umie naśladować, z tekstem nie innym, jak "Baba nieeeeee".


 I to "nie" było bardzo gardłowe. Chyba było dla jego strun i uszu fajnym zaskoczeniem, godnym częstego praktykowania, co nieusilnie kontynuował przy każdej nadarzającej się okazji.

 I odtąd niczego  winna baba stała się symbolem do wyrażania dezaprobaty wnuka do wczesnego powrotu do domu. Szybko rodzice zareagowali, aby ćwiczenia głosowe nie odbywały się na koszt  babci i zaczęli stosować karę odbierania ulubionej zabawki. 

    Kiedy jednak dziecko zapałało chęcią do ćwiczeń artykulacyjnych głosu, bo spojrzawszy na babcię, chęć do tego się wzmagała, rozpoczynały się wyścigi. Czy babcia pierwsza złapie zabawkę, czy wnusio?

   Ostatnio, po moim wejściu do jego pokoiku, w celu nakłonienia go do odwiedzenia łazienki



najpierw chwycił zabawkę, ulubionego "dan dana" (traktor) i schował za plecy, a dopiero pozwolił sobie nadwyrężyć struny głosowe, chociaż na kilka sekund, dopóki nie zakończyliśmy I rundy zapasów   na dywaniku. Kto wygrał? Nieważne. 



Walkowerem oddałam grę, bo maluch od razu mnie 
obcałował  w oba policzki oraz dan dana w podwozie (bo było świadkiem niecnego czynu) 



i nie powiem, że aż szeptem, ale zawadiacko wyartykułował "baba Teeeeenia". Nie, nie zmuszałam go do tego, np.: przyduszając, bo i po co? W końcu nauka żadnego dziecka nie idzie w las, 



 a on z tego wyrośnie i z innego powodu będziemy zapasy na dywanie uskuteczniać, a później szeptać sobie do uszka. A   jak opuści dom szeptać będziemy .... przez telefon. 
Wtedy to babcia będzie się cieszyć, bo wnuczek(?) nie jestem taka pewna... wolałby chyba rozmawiać z młodziutką panną.