Translate

środa, 6 lipca 2016

TIME





Mój rodzinny zegar




 Tykanie zegara wypełnia chwile szarego dnia.... PINK FLOYD - TIME

 Zegar wiszący na ścianie. Niby taki zwykły czasomierz dla kogoś, kto nie wiąże z nim żadnych emocji, żadnych wspomnień. Czego był świadkiem, komu odmierzał czas, komu bił jak marsz Mendelsona, a komu żałobnie? 

 Nie znam początkowej historii tego przedmiotu. Pozostał w Elblągu pozostawiony przez wysiedlanych mieszkańców pochodzenia niemieckiego. Nie dał się schować w kieszeń, jak taki oto mały, kieszonkowy, który mógł z właścicielem ruszyć w nieznane.

Antique Pocket Watch - Ashmolean Museum fot. da noriko.star


   Moi rodzice, którzy znaleźli się na terenach dawnych Prus po wojnie,  osiedlili się w dzielnicy opuszczonej przez takich wysiedleńców w domu, urządzonym przez nich. Przedmioty pozostawione, między innymi taki zegar ścienny, towarzyszył im, a przez pewien okres i mnie, przez całe ich dalsze życie.

    Moi rodzice przeprowadzali się 8 razy, a wraz z nimi ten zegar. To on wskazywał czas, kiedy ja i moje siostry przychodziłyśmy na świat.  Wyprowadzał nas swoim dźwiękiem z domu, kiedy ruszałyśmy samodzielnie w świat. Zawsze witał nas swoim miarowym tykaniem, ilekroć przekraczałyśmy drzwi rodzicielskiego domu.

  W bezsenne noce można było liczyć uderzenia dźwięczące jak dzwon, ale tylko do dwudziestej czwartej, bo za pół godziny i następne,  wciąż można było zastanawiać się, czy to wpół do pierwszej, pierwsza czy wpół do drugiej w nocy. Jedno uderzenie odpowiadało każdej z wymienionych godzin. Oczekiwanie, czy będą dwa uderzenia, tj. godzina druga, najczęściej usypiało lepiej, niż liczenie baranów.  

 Ja nie liczyłam żadnych owieczek, ani baranów, nie usypiało mnie to, bo i zwierzątkom tym nie ufałam.

Nie wszystkim członkom rodziny odpowiadało bicie zegara w czasie snu. Wtedy  unieruchamiano kowadełko, przywiązując go sznurkiem do stałej części zegara. Czułam wtedy, że wyrządza się mojemu ulubionemu zegarowi gwałt. Nawet wtedy, kiedy czuwałam nocami przy umierającym ojcu, nie przeszkadzało mi jego tykanie czy gong.

 Kiedy odprowadził mojego tatę na  wieczny spoczynek, wymierzając mu ostatnią sekundę życia, zabrałam mamę z zegarem do mojego domu.


   Mamy już odeszła, bo i na nią przyszedł czas, a zegar nadal jest wśród nas. 

Pięć lat póżniej, czyli w ubiegłym roku przeprowadziłam się do nowo zaprojektowanego przez męża domu i wybudowanego w innej części Polski. Zabrałam ze sobą zegar.

Bo jak to w piosence,  to nie sztuka wybudować nowy dom, sztuka sprawić, aby miał w sobie duszę. A duszą tego domu jest stary zegar po przejściach.

 

   Już nie jest taki sam. Zniszczoną sprężynę usunął zegarmistrz, wmontował części elektroniczne, wahadło unieruchomił. Serce mnie bolało, że nie słyszałam tykania, a tym bardziej gongu, więc nie mówiąc nikomu, umieściłam w środku, w miejscu z zewnątrz niewidocznym, inny zegarek, który głośno tyka. Wciąż nie jest to samo. Nie ma gongu.  Rodzina jeszcze nie odkryła mistyfikacji.
   Wiem, że kiedyś nadejdzie chwila, że ten zegar i mnie odmierzy czas, kiedy ze sobą nie będę mogła zabrać (i obym nie miała takiego pragnienia), ani ukochanych osób, ani żadnej rzeczy, tym bardziej nawet najmniejszego zegarka, bo pójdę sama i boso.


Za Ernestem Bryllem można powiedzieć,że:

"Choćby Was opuścili wszyscy przyjaciele
Jest jeszcze Jakiś, o którym nie wiecie,
Więc trzeba ruszyć, szukać Go po świecie,
Jako iskierki w wygasłym popiele.
Ale tak trudno w drogę - Jak nagle zostawić
graty choć odrapane, ale uzbierane,
Samochód, telewizor, lodówkę, mieszkanie
I strach, który przez lata się każdy obsprawił.

Ale tak ciężko wyjść lekko na drogę
Na brzeg nieznany w ubraniu jedynym
I na bosaka pójść morzem za Bogiem,
I jak Piotr Jemu wierzył, zawierzyć innym.

Piotr się przewrócił. My też zatoniemy
Lepiej czekajmy zamknięci za drzwiami.
Niech ten Przyjaciel do nas  dojdzie morzem ciemnym.
Wyjrzyjmy przez judasza. Może go poznamy."

   Ponieważ czas płynie nawet i w tej chwili i zegar wskazuje godzinę 22.30, a ja jestem baaaaardzo dzisiaj senna przez dżdżystą pogodę, muszę już kończyć. Inaczej zasnę nad laptopem, a nie mam długiego warkocza, jak na poniższym gifie, więc nie sposób mnie byłoby dobudzić.
  Zapraszam na następny post. Dobranoc :-)

Animacja - Raymond Chadler, Art by - Drazenka Kimpel