Translate

piątek, 3 grudnia 2021

BAREJA W CUKIERNI I "CENÓWKI"


"Deser" poobiedni w wąskim gronie (bo tylko z mężem i jedną z córek ), przebiegł dzisiaj na wesoło.

Nie było żadnego ciasta mojego wypieku, za to babka marmurkowa zakupiona przez męża w miejscowej cukierni.

Córka wspomniała, że ostatnio wzięła ją chętka na rurki z kremem. Miała kilka dni temu  na uczelni  wizytację kontrolną, przeprowadzoną przez 2 urzędniczki sprawdzające wydatkowanie funduszy unijnych. Panie poobserwowały zajęcia przez pewien czas, po czym, jak wcześniej ją uprzedziły,  "zmyły się". Może nie znają angielskiego? U koleżanki prowadzącej zajęcia z hiszpańskiego były dłużej, bo... czują sentyment do Hiszpanii. 

Wynik tej kontroli pozytywny, ale pisemny protokół będzie później. Niemniej jednak miała córka jakiś stresik. Chciała zatem wygłuszyć go ... rurkami z kremem. Udała się do cukierni, gdzie zawsze rurki były w ofercie. Wyprowadziłam ją z błędu, że raczej  chyba były one z budyniem. 

Nie... Z budyniem nie mają...

W końcu doszłyśmy do wniosku, że one były z bitą śmietaną, ale też  takie uwielbia.

Na miejscu w cukierni poza rurkami, córka zapałała oskomą na ... makowca. 

Obsługująca pani 


już zabierała się do wyciągnięcia na ladę odpowiedniego ciasta, kiedy usłyszała:

- Proszę połowę makowca, ale tego z prawej...

Córka skarcona wzrokiem przez ekspedientkę usłyszała pouczającym, niskim głosem, że:

- Ten z prawej, to nie makowiec... 

to ...   S T R U C E L

a makowiec to ten z lewej! 

Moja córeńka zawsze w domu jadła makowiec w formie rolady, i jak sobie dobrze przypominała, nigdy mama nie nazywała tego ciasta jakimś niemieckim strutzlem!

Niech będzie i strucel... dyskutować nie będzie, bo głos na wykładzie sfatygowała, a struny głosowe ma na wagę złota, teraz kolej na wykłady ekspedientki. Każdy w końcu ma swoją rolę do odegrania, czas i miejsce. Dała wzburzonej pani ekspedientce  satysfakcję.

Jakby tego wykładu było mało, pani ekspedientka zwróciła się w stronę kasy (gdzie już stała córka)  do koleżanki - kasjerki finalizującej zakup w ten sposób:

- Halina... ludzie nie widzą tych "cenówek"!?

- A co  ja ci poradze, że nie widzo. No, nie widzo, jak to ludzie... 

(konkurencja dla Stanisławy Celińskiej, która by zaśpiewała: 

czy te ludzie wstydu nie majo...

czytać nie umiejo, 

czy so ślepe ...  (T.Cz,)

A "te ludzie" stoją przy kasie, traktowane, jak powietrze i przez Panią Halinę, jak  i przez ekspedientkę. Reakcji na "dziękuję" i "do widzenia" nie było. Załoga sklepu musi być   konsekwentna, skoro  nie wita klienta, to nie wypada go żegnać i zapraszać ponownie. W końcu takich  rurek z kremem w okolicy nie ma. 

Faktycznie, klient jest tak łakomy na te rurki, że i tak przyjdzie, może scenariusz do następnej sceny z Barei zobaczy i usłyszy.

Już kiedyś używałam  animacji Iriny Marininy. Przedstawiał on zbuntowaną ekspedientkę za to, że właściciele sklepu zamieścili informację (z  prawej strony - w jęz. rosyjskim), że klient ma prawo żądać, aby piwo było nalewane do kufla przez ekspedientkę do pełna, bo taka jest miara 0,5 l.

Obrażona ekspedientka, natomiast, wywiesiła, informację swoją ( z lewej strony):   PIWA  NIET - fonet. po rosyjsku, a co oznacza: PIWA NIE MA. 

Strajk?


Teraz wszystko jasne...

Córka nie była aktywna w trakcie wykładu ekspedientki nie dlatego,  jakoby zabrakło jej argumentów , ale dlatego, żeby nie zastała następnym razem takiej sytuacji:



Mąż słuchając tego opowiadania córki stwierdził:
 "Morał z tego taki, moje kochane, że "cenówki" trzeba czytać".

Dzisiaj szanowny małżonek kupił w aptece dwie butle preparatu witaminowego  wzmacniającego serce i nie tylko. Stwierdził, że należy teraz uważać z używaniem ich, bo jedna przeznaczona jest dla mężczyzn, a druga dla kobiet. Nie gwarantuje za skutki, bo mogą być fatalne. Muszę zwracać teraz uwagę, na "cenówkę" butelki (etykietę).

Może wyrosłyby mi wąsy?

Ciekawe, co stracił lub co zyskałby mój mąż, pijąc moją miksturę?

Córka przypomniała sobie, że na początku jej pracy, na zakończenie sesji egzaminacyjnej kilka jej studentek, skądinąd bardzo sympatycznych, mimo uprzedzenia, że jest przeciwna wręczaniu prezentów, pokusiły się o zakup, prawdopodobnie nie czytając "cenówek", jakiegoś kompletu kosmetyków kobiecych. Postanowiły, że i tak, ukradkiem, zrobią swoje. No i wykorzystując nieuwagę córki, podrzuciły na stolik i... uciekły.

Córka była wówczas młodą dziewczyną, tuż po studiach, zadbaną, po kursie modelek, a podarunkiem były:

- krem przeciwzmarszczkowy

- lifting na skórę 

- krem niwelujący cienie i worki pod oczami

Żartowaliśmy wówczas sobie, że ostatecznie mogę jej pomóc i przejąć podarunek, aby dalej... komuś przekazać, bo nawet wtedy nie używałam takich kosmetyków. Miałam około 50 lat, wyglądałam tak, jak na poniższej fotografii zrobionej na uroczystości (absolutorium) córki. W końcu było to 21 lat temu.

Tło wykonałam wczoraj
na swój świąteczny profil FB

I tak dobrze, że w zestawie nie było corega tabs (kleju lub środka czyszczącego do sztucznej szczęki), bo wtedy byłoby faux pas na całej linii 😀

Cenówki chyba studentki nie czytały...

Zbliżają się mikołajki, prezenty świąteczne, zatem wypadałoby czytać "cenówki", a poważnie - etykiety, aby te nasze prezenty były trafione.



PS.

Gdyby, Drogi Gościu, zainteresował Cię przepis na wigilijny makowiec, to odsyłam tutaj