Translate

poniedziałek, 11 lipca 2016

CHOCHLIK W PARZE Z MELANCHOLIJKĄ

    Spotkałam się już z opinią moich czytelników, a także w grupach społecznościowych, do których zostałam zaproszona, że czytając moje komentarze lub posty bardzo cierpią. Dlaczego? 
  Oto co napisał jeden z nich, po polsku,  jak mu google tłumacz podpowiedział - Amir :"Teresa... Śmiech... boli brzuch, jak  czytam Twoje komentarze :-)" 
  Co zrobię, kiedy mam takie czasem śmieszne skojarzenia?
Wczoraj na jednej ze stron zauważyłam gif riksiarza. Od razu pasował mi do mojego starego posta "Co by tu kuuuuupić " tutaj 
Proponowałam w tym poście, aby kupić rikszę i zostać z mężem maskotką, otwierającą peleton kolarzy w mojej obecnej miejscowości (jako rodzaj mojego usportowienia) i od razu wkleiłam go w odpowiednie miejsce.



Widać na nim, że już mnie mąż z tej rikszy dawno po drodze... wykipował.  Ale żeby tak pod koła peletonu? I nawet nie obejrzeć się za sobą, czy jeszcze żyję?
Mężowi chochlik też nie jest obcy, więc na wszelki wypadek miał propozycje "dwa w jednym".




   Nie jestem osobą pokroju Jasia Fasoli, który to w każdej sytuacji, nawet smutnej, znajdzie powód do ... ubawu. Tym bardziej, kiedy sąsiad nie chce lub nie może podzielać mojego stanu ducha.


   Często zdarza się, że słynni komicy czy aktorzy zabawiający widownię na estradzie do łez, prywatnie w domu są osobami melancholijnymi. 
  Ale przecież nie wszyscy znają mnie...do dna. W gruncie rzeczy jestem duszą melancholijną. Mam "smutne" oczy.
   Nie na próżno w dzieciństwie moi rodzice nazywali mnie "artystką ze spalonego teatru", bo na dnie duszy melancholijnej mieszka sobie od urodzenia  chochlik. I dlatego do tej pory w dobrej komitywie z melancholią, dzieli sobie swoją komnatę, bez zadrażnień sąsiedzkich. 
 To cóż, że smutne oczy!
 Wolę mieć tego chochlika w duszy, niż  w oczach to coś, czym się chwaliła onegdaj pewna była posłanka. (I tu z góry przepraszam obcojęzycznych Czytelników, że nie czują aluzji. To takie nasze narodowe dobro z tej byłej posłanki.)
    Czy w życiu przydarzać nam się będą same dobre wrażenia od samego myślenia o nich? Jeśli tak, to wystarczyłoby rezygnacja z myślenia o nieprzyjemnych i trudnych, aby one nie spotkały nieszczęść i niepowodzeń w naszym życiu.
<><><><>
   Poniżej cytuję Igora Rotberga:

"Idea ta (...) znalazła wyraz w propagowaniu stosowania pozytywnych afirmacji jako remedium na życiowe problemy lub przynajmniej jako sposób na poprawienie naszego samopoczucia. 
 (...)
   Wyniki badań pokazały, że o ile afirmacje korelują pozytywnie ze wzrostem samopoczucia u osób z wysoką samooceną, o tyle osoby, które mają niską samoocenę, stosując takie afirmacje, czują się gorzej. Stosowanie afirmacji u tej ostatniej grupy zwiększa bowiem rozdźwięk pomiędzy uwewnętrznionymi negatywnymi przekonaniami oraz tym, jak się te osoby czują w rzeczywistości, a stanem pożądanym. 
    Problem sprowadza się jednak do tego, że na ogół praktykowanie pozytywnych stwierdzeń o sobie jest zalecane właśnie ludziom z niską samooceną.
   (...) Skoro przekonanie, że dzięki własnej woli i pozytywnemu myśleniu jesteśmy w stanie panować nieomal nad wszystkim, przynosi więcej cierpienia niż radości, czy znaczy to, że mamy zanurzyć się z odmętach smutku? Czy psychologia pozytywna przynosi jedynie naiwną wiarę, że wystarczy chcieć, by móc wszystko osiągnąć? 
    Czy już nie mamy prawa być szczęśliwymi?   
 Oczywiście na wszystkie te pytania należy odpowiedzieć negatywnie. Możemy być szczęśliwi, korzystać z wielu badań prowadzonych w nurcie psychologii pozytywnej, a smutek nie musi być naszym jedynym doświadczeniem. 
   Jedyne, na co warto zwrócić uwagę, to presja społeczna, która może być dla nas bardzo obciążająca. Jest to presja, za którą stoi przekaz mówiący, że musimy być zawsze szczęśliwymi, uśmiechniętymi, zdrowymi, pogodzonymi z życiem i ze światem ludźmi sukcesu. Jest to presja, która sprawia, że zamiast cieszyć się życiem, smucimy się, że nie jesteśmy idealni. " 

 <><><><><>
 Już słyszę, jak oferują mi niektórzy  - kup sobie  pudełko ze stwierdzeniami - afirmacjami. "Afirmacje te inspirują do wprowadzenia pozytywnych zmian. Budują optymizm życiowy. Pozwalają stopniowo zastępować ograniczające przekonania nowymi, pozytywnymi ideami. Zmieniają naszą postawę i oczekiwania, a przez to wpływają na jakość naszego życia. Zmieniając swoje myśli - zmieniasz swoje życie." (Ewa Foley)

 Ale ja już mam Takie różowe pudełeczko!
    I co powinnam z nim robić, a raczej z myślami   zapisanymi na ogromnej liczbie pojedynczych karteczek?

   Jeśli któraś z tych myśli zawarta na karteczce przypadnie mi do gustu, to mam z nią pracować tak długo, jak potrzebuję. Mogę ją nosić przy sobie, położyć w widocznym miejscu, odczytywać wielokrotnie w ciągu dnia, przepisać do swojego kalendarza, włożyć pod poduszkę itp. 

   Czy stosuję się do tego? 

   Nie, chociaż Ewę Foley bardzo cenię.


   Wolę wejść na humorystyczną stronę społecznościową, gdzie mogę do gifa lub innego rodzaju obrazu humorystycznego dodać odpowiedni wesoły komentarz. Lol? To co z tego, ale mija melancholia.

   Ale dostanę burę od córek, które oprócz swoich kilku specjalizacji zawodowych zdobyły uprawnienia i zawodowo praktykują między innymi  coaching. 

Ale wyciągam kartkę i co wylosowałam?

"Nic ani nikt poza mną nie ma mocy irytowania mnie bez mojej zgody"
    Córeńki kochane... nie daję Wam zgody, bo  i tak   wolę posłuchać Stanisławy Celińskiej i do tego również serdecznie Was namawiam. Co z tego, że melancholijna, ale za to jak wykonana!