Translate

wtorek, 24 maja 2016

JAK PENELOPA CRUZ

    Nie mam dzisiaj żadnej chandry, no bo i przyczyny do niej nie znajduję. 
Świeci piękne słoneczko. Wyrzutów sumienia też żadnych. Wczoraj pogadałam sobie przez kratkę, choć mogłabym  "face to face" w pokoiku. Lubię jednak tradycję i pewną tajemniczość. Przecież rozmawiam (oczywiście za pośrednictwem księdza)  z samym Bogiem. 

    A już myśleliście, że prowadziłam konwersację przez kraty więzienne?

  Nie, niczego nie ukradłam, ani nikogo nie ukatrupiłam, jak na razie, bo to nigdy nic nie wiadomo na zapas.
Mówią, że okazja czyni złodzieja.

     A ja właśnie zaczęłam od chandry, której nie mam, ale mimo to wybrałam się do galerii. I chociaż tu nie muszę wyjaśniać, że nie jako "galerianka" z powodów etycznych, bo i tak nie podejrzewacie mnie o to ze względu na mój wiek.  
No to wszystko jasne.

    I tak, jak w moim poście pod tytułem "Co by tu kuuuuuuuuupić?" zastanawiam się, chodząc od butiku do butiku, a nuż mi coś w oko wpadnie.

     Chyba nie tylko ja mam ten dylemat, bo oto dwie dziewczyny o różnych kształtach figur też przeglądają wieszaki kuszące najmodniejszymi okazami mody kobiecej.

  Obsługa butiku chyba bez większego doświadczenia. Kto wie, czy nie jest tu zastosowana najkorzystniejsza metoda polityki zatrudnienia - staż opłacany przez jakieś biuro pracy, czyli również przeze mnie. Jaka płaca, taka praca. 

    Wspomniane młode klientki zatrzymują się przy spodniach. Niestety, coś w rodzaju leginsów, to nie dla mnie. Myślę, że chyba tylko dla tej szczuplejszej. Chociaż nie, ta o kształtach Penelopy Cruz, pewno w marzeniach widzi się równą koleżance i także wybiera spodnie o tym samym rozmiarze. 

    Dziecko, myślę sobie, kochaj, ty, kochaj swoje kształty, przecież taka Penelopa rozsławiła tę część kobiecego ciała, jak dotąd nikt. 

Penelope Cruz

  Chociaż może przesadziłam, Rubens też zrobił swoje.

Wenus z lustrem Rubens

 Wezmę sobie spódnicę trochę dłuższą i szczuplejszą, nie dlatego, że ja też porównuję się do córki. To ona w czasie studiów zrobiła sobie kurs modelki, a nie ja. Zawsze mogę jej zrobić prezent. Gdybym nie trafiła w gust, umiem sobie skrócić. Zresztą, to też pewna asekuracja przed ewentualnymi uwagami, że szafa mi się nie domyka, a tu jeszcze nowy zakup. A tak, to nie dla mnie, a skoro nie podoba się córce, to trudno..., wezmę dla siebie. Wilk syty i owca cała.

     Tak sobie rozważam w przymierzalni, kiedy dochodzi mnie z sąsiedniej kabiny, chichot i okrzyk:

"My God!".

  Korpulentna dziewczyna, wciska spodnie na krągłą pupę. Koleżanka radzi jej przychylić się, aby się upewnić, że będzie czuła się w nich swobodnie. Chyba ją posłuchała, bo dźwięk ... prucia.... (tak sądzę, bo do czego innego można go przyrównać, bez zapachu?) doszedł do moich uszu, wcale nie przylepionych do ścianki. Wszystko słychać, bo dzieli nas zamiast drzwi, kotara. 
   
     Co teraz zrobią konsumentki?
Postanowiły po wspólnych chichotach, przeplatanych utyskiwaniami, co następuje:
 - rubensowska piękność wyjdzie w spodniach do kasy, oznajmiając, że są tak świetne, że ona już w nich pozostanie. Ma długą tunikę, nie będzie rozdarcia widać. W domu jakoś poceruje. Wciąż ufa, że jej rozmiar - to eska, a materiał - uciągliwy. Druga dziewczyna, zrezygnowała z zakupu.

    Nasza "Penelopa" metkę do skasowania podała niedoświadczonej stażystce, dopytując ją o satysfakcję z pracy, aby odciągnąć uwagę od nietypowego zakupu i czym prędzej zaczęły dziewczyny zmierzać do wyjścia. Pierwsza, oczywiście, wyparowała przyjaciółka klientki. Za nią podąża właścicielka feralnych spodni. Ale  co to?

    Oczy klientów galerii skierowane na nią, bo ten sygnał, który chce ją ogłuszyć, przy przekraczaniu drzwi, najwyraźniej jej dotyczy.
 "My God!" - słyszę już drugi raz w tym butiku. Dziewczyna wraca, kierując się do kasy. Przecież zapłaciła, ma paragon,  ale ten ... klips, o którym zapomniała, ale gdzie głowę miała ekspedientka? 
Jak to pisałam? 
"Jaka płaca, taka praca?"

    I tak dobrze, że od drzwi nie podprowadził ją pod rękę jakiś ochroniarz, bo nie byłby to polonez z krasym licem dzieweczki w  posuwistym kroku z pięknym oficerem.

'Polonez' na Placu Zamkowym w Warszawie

   Już widzi się, jak zawstydzona przebierałaby nóżkami, ledwo dotykając podłogi, kiedy pod pachę chwytając oszustkę, ochroniarz ciągnąłby ją do pakamerki.



   A co najgorsze, ten klips jest przyczepiony do paska z tyłu, a tam widok tak osławionych ostatnio przez media gołych pośladków kobiecych (przez te stringi).

    No i tu dalszy problem.
 Aby dotknąć klips do urządzenia rozmagnesowującego, trzeba by rubensowską piękność wziąć pod pachę i przystawić pewną częścią ciała do urządzenia. Tego byłoby już za wiele. Musiała jednak zdjąć z siebie te przeklęte gacie w przymierzalni, przebrać się w swoje stare ciuchy i .... przełknąć ten gorący kartofel.

     A nie trzeba było tak od razu?
Ale jestem wredna, co?