Translate

sobota, 16 stycznia 2016

INŻYNIER STOMATOLOG

         Za 3 dni wylatujemy do USA, a ja jeszcze nie spakowana. Mąż twierdzi, że zdąży. Nadchodzi pomoc.
Przyjechała córka z Poznania.  Pomaga mi spakować się. Jest jakaś niewyraźna.
         - Coś ci, córeńko, dolega? – pytam
         - Nie, nic ważnego, mamusiu - zapewnia.
         Kupujemy odpowiednie kosmetyki. Przecież  zakładamy, że wrócimy pięknie opalone ku zazdrości znajomych. Wybieramy kremy ze średniej mocy filtrem.
        - Weźmy ze sobą  jakieś leki, przecież musimy  być zabezpieczeni  na wszelki wypadek - zwracam się do córki podejrzewając, że coś przede mną ukrywa.
        - Leki można wziąć ze sobą, ale pod warunkiem, że jest zalecenie lekarza – odpowiada.
Wiem, że ma rację.


Mąż przygląda się naszym zabiegom podczas pakowania i stwierdza z wesołością:
        - Dziewczyny, pakujecie się, jakbyście się przeprowadzały na stałe, to tylko dwa tygodnie, a tam możecie chodzić prawie nago. Po co wam tyle ciuchów? To ja , jadąc do Iraku na cały rok zabrałem ze sobą jedną walizkę?
        - No i co – odpowiadam- dorobiłeś się w tym Iraku złamanego ząbka.
        - Nie tylko - rzuca mąż – nie wiem, czy stać nas byłoby na wojaże po ,,Stanach,, i to na dwa pełne tygodnie - i wybucha śmiechem.
        - Skoro o tym mowa, to muszę się przyznać – mówi zmartwiona córka - że trochę mnie ćmi ząb.  Chyba muszę sprawdzić go jeszcze przed wyjazdem , bo trochę dolarów musiałabym wydać na jego leczenie w ,,Stanach,,. Tam lepiej tryskać zdrowiem.
        - Kochanie, to może od razu idź  u nas do dentysty – proponuje ojciec córce. – Nie mamy przecież czasu. Mogę cię na jutro umówić.
        - A znasz jakiegoś dobrego? – pyta zaniepokojona.
        - Nie martw się , córuś - wtrącam się do rozmowy – kto jak kto, ale twój tata w stomatologii sam ma dość duże doświadczenie. Kilku dentystów też zna.
        - Już daj spokój – broni się mąż - nie ma co wspominać.
 Córka nie daruje i prosi o wyjaśnienia.
        - Pamiętasz, dziecko, powrót taty z Iraku?- pytam. – Nasza 6-letnia Sandra rozpłakała się na lotnisku, kiedy  wytęskniony przez nią tata podszedł do barierki, podał jej  płaczącą lalkę i wrócił na dalszy ciąg odprawy. Było zamieszanie, dopóki nie domyśliliśmy się, że lalce trzeba włożyć do buzi smoczek. Przynajmniej już tylko Sandra płakała. Po kilku dniach  wyciągnęliśmy od niej zwierzenia. Sądziła, że     tata wraca do Iraku. Skąd dziecko miało wiedzieć, że to tylko dalszy ciąg formalności związanych z przylotem. Ale ty też miałaś nie tęgą minę.
        - Bo nie mogłam, cię, tatusiu, rozpoznać po roku nieobecności – przypomina sobie córka. – Oglądałam cię na  zdjęciach, ale wróciłeś  z trzydniowym zarostem i nie miałeś z przodu jednego zęba. No właśnie, a jak trzyma się ten implant?
        - Świetnie , córeczko, świetnie, ale żałuję, że dałem się namówić mamie na zmianę. Ten pierwszy byłby najtrwalszy - wspomina.
        - A czym się różnił od tego? – pyta zaciekawiona córka.
        - Ej tam, niech Ci lepiej opowie mama, czemu jej się nie podobał, bo ja tego zrozumieć nie mogę. Zresztą nie miałbym tyle z tym implantem przygód.
        - Skoro  sobie życzysz, żebyś nie żałował – chętnie podejmuję temat i opowiadam zaciekawionej co raz bardziej córce.
   
<><><><><><><>


       Gdy zobaczyłam tatę na Okęciu, też byłam rozczarowana  brakiem prawej górnej dwójki. Tłumaczył się, że tylko jeden raz zapomniał ukryć przed promieniami słońca hobzę, bułkę iracką. To ona była winna tej szczerby. Ale obiecał mi, że nim pokaże się rodzinie i kolegom odwiedzi dentystę, by w pilnym czasie uzupełnić sobie garniturek, skądinąd ładnych ząbków . W określonym dniu wyznaczonej wizyty stomatologicznej oczekiwałam na swego mężulka w domu, wyobrażając sobie jego promienny uśmiech. Nagle drzwi się otworzyły i… powalił mnie błysk ze srebrnego ząbka tkwiącego w ustach zadowolonego z siebie taty.
        - Tatuś, nie pamiętam u Ciebie tego srebra! - śmieje się córka – No opowiadaj, mamusiu, opowiadaj, co było dalej.
 Nie, tego było jak na mnie , za dużo. Chociaż wytrzymałam cały rok bez taty, obawiając się o jego życie, no bo przecież w Iraku wtedy trwała wojna z Iranem,  czekałam na niego, tęskniłam, pracowałam, prowadziłam dom, wychowywałam was, przypłaciłam nawet  to własnym zdrowiem, to taka niby nieważna sprawa, jak błyszcząca w ustach dwójka była wtedy przeze mnie nie do zaakceptowania. Zażyczyłam sobie, aby czym prędzej wymienić implant na kolor naturalny. Tata się upierał, że to według dentysty trwała inwestycja. Nie dałam się przekonać, byłam nieustępliwa. Musi mnie chyba kochać, skoro w końcu udał się do innego dentysty. Tym razem ząbek już nie był srebrny.-
        - Doktor dał  mi lusterko - przerywa   opowiadanie Henryk - abym się przejrzał. Ząbek, niestety, miał kilka odcieni bieli więcej, niż moje własne . Pan doktor pocieszał:
        -  On szybko ściemnieje, bo chyba pan pali papierosy?
        -  Nie – odpaliłem.
        -  Ale kawę pan pije?- oczekiwał pozytywnej odpowiedzi dentysta, ale usłyszał
        - Też nie.
Nie miałam już sumienia wymagać od taty wymiany, bo ileż można?- opowiadam dalej. Ząbek  był połączony z  naturalnym korzeniem specjalnym wkrętem. Z czasem obluzował się. Wciąż tata mnie obwiniał, że to moja wina, bo srebrny był osadzony mocno, a następne wiercenia, tylko rozborowały korzeń. Znasz , córeńko, tatę z jego siarczystego śmiechu. Pewnego razu rozmawiał z sąsiadem przez płot. Z naszej strony porządek, a po drugiej - materiały budowlane porośnięte chaszczami .  Panowie opowiadali sobie wesołe kawałki, gdy tata z rozbrajającą swobodą parsknął śmiechem i… ząbek wyskoczył mu gdzieś za płot w te chaszcze.
        - Znaleźliście go?- dopytywała rozbawiona córka.
        - Szukaliśmy, choć nie było szans w tym bałaganie. Zrezygnowany poszedłem do innego dentysty po następny egzemplarz – odpowiada córce. - To już było trzecie wiercenie w tym samym korzeniu. A wiesz , jak ja to uwielbiam.
        -  Ale to jeszcze nie koniec tej historii - dodaję.
        - A co jeszcze mogłoby się wydarzyć? - pyta córka.
        -  O , najciekawsze przed tobą - zapewniam i snuję wspomnienia dalej.

Wiesz, że tata  ma dość swobodny kontakt z   pracownikami swojej firmy. Kiedyś podczas jakiejś przerwy w pracy podszedł do stojących przy kupce trocin. Odpadki podczas budowy kontenerów to rzecz normalna. Tata wymaga, aby zachowywać właściwy porządek, więc trocinki były dokładnie zmiecione i usypane w stożek. Właśnie wokół niego zebrali się panowie, opowiadając coś sobie żywo. Sytuacja powtórzyła się , jak pod płotem. Była jedna różnica. Do szukania ząbka szefa rzuciła się niemal cała załoga, ale tata przestrzegł, aby robić to delikatnie, bo  przecież ząbek jest lekki i może nie zagłębił się.  Inaczej trzeba byłoby przesiewać cały stożek trocin. Załoga miała ubaw, ale nie wiem, czy głośno to przy tacie wyrażała. Jakoś tata jest skromny w wypowiedzi na ten temat.
         Córka trzyma się ze śmiechu za brzuch.
        - No i co? Znaleźliście? – wreszcie wykrztusiła z siebie.
        - A i owszem – odpowiada też ubawiony wspomnieniami mąż - Nie będę przedłużał tych wspomnień. Powiem krótko. Owinąłem go w serwetkę i przyniosłem go delikatnie do domu. Wkleiłem sam, na klej epidian zmieszany z inną miksturą. Podobno to trucizna, więc po jakimś czasie musiałem poddać się dentyście, ale nowemu. Teraz ząbek przyjął kolor, jak widzisz trochę żółty. Może to ten epidian?
        - Że jesteś inżynierem, to wiem, ale że w stomatologa  się bawisz, to już za wiele - kwituje córka. - Wiecie co? Ząb już mnie nie ćmi.
        - To nic, lepiej jutro odwiedź dentystę - doradza doświadczony inżynier.