Bogart, amant filmowy |
Dymem z fajki
próbował opalić moje i mojej współtowarzyszce blade lica. Przecież nie
przewidziałam dobroduszności doktora i nie zabrałam na egzamin ze sobą maski
przeciwgazowej. Dmuchał nim na nas prosto w twarz, bacząc, aby kierunek był jak
najbardziej właściwy. Wprost delektował się tym. Krztusiłam się, ale
postanowiłam, że będę twarda. Nie dam się pokonać na samym początku egzaminu.
Jakby tego było
mało najmłodszy doktor na uczelni, syn słynnego profesora, eksploatował kopalnię odkrywkową w lewej dziurce swojego
nosa, a i z urobkiem z tejże kopalni się
nie ukrywał.
W takim anturażu miałam się skupić i odpowiedzieć na
zadane przez niego pytanie:
- Kto jest ojcem
cybernetyki ?
Pamięć mam
fotograficzną, więc przebiegłam wizualnie cały „Zarys teorii organizacji i
zarządzania” autorstwa Jerzego Kurnala i
nigdzie nie zauważyłam żadnego ojca, a podobno widzieć powinnam. Audiencja się zakończyła z wiadomym skutkiem.
Już na korytarzu
gorączkowo rzuciłam się na książkę wraz z kolegą, który za chwilę miał wejść na
egzamin. No i gdzie znalazłam tego
„ojczulka”?
Skromnie pan profesor Jerzy Kurnal, czy może
wydawnictwo jego dzieła, umieścili nazwisko twórcy cybernetyki w dolnym
marginesie pod kreską przy gwiazdce maleńkim druczkiem.
Norbert Wiener – do końca życia będę pamiętać to nazwisko
ojca cybernetyki. Poszukiwanie nie było
płonne, bo uratowało tyłek koledze. Pan doktor widocznie niejednego żaczka na
to łapał, ale mojego kolegę nie zdążył.
Jedna z
współuczestniczek egzaminu (egzaminowane były po 2 osoby jednocześnie), od razu
po wyjściu z sali napisała podanie do dziekanatu, barwnie opisując (co najmniej, jak ja wyżej) zachowanie
doktora, prosząc o egzamin komisyjny z wykluczeniem jego szanownej osoby ze
składu tejże.
A ja, co miałam wparować na salę z tasakiem,
jak ten student na UAM w Poznaniu?
W mojej uczelni jeszcze czegoś takiego nie było. A gdyby
tak koleżanka nie chciała ratować mojego egzaminatora, (a śmiem przypuszczać, że byłoby jej to co najmniej obojętne), to po moim
ewentualnym emocjonalnym występku, nie miałby szans zostać profesorem i nie założyłby jednej z
renomowanych prywatnych uczelni ekonomicznych w Warszawie. A tak, to z
przyjemnością czytam o sukcesach jego uczelni, w duszy zakładając, że to i po części
moja zasługa. A i ja nie pisałabym teraz bloga, bo zza więziennych krat
wydawałabym raczej "zapiski wczesnej kryminalistki".
A nawiązując
do tego przypadku z tasakiem na UAM w Poznaniu, zauważyłam, że notka poszła po
wszystkich mediach. Student zaatakował tasakiem profesora chemii. Sama zaczęłam interesować się szczegółami i
zauważyłam w wyszukiwarce google calutką stronę linków.
Na samym dole
nawet jest coś po węgiersku o tasaku. To i oni? Ciekawe, jak to widzą nasi
bratankowie.
Filologii węgierskiej nie
kończyłam, ale od czego Google. Wklepuję:
Műanyag tasak
i
co to znaczy?
Plastikowe torby
Upsss..
Wykonałam nierozważnie o jeden rzut tasakiem za
daleko. Znane sa jednak i takie przypadki, kiedy i torbę
foliową zakładano sobie na głowę, jeśli życie stawało się
za trudne albo absurdalne dla mężczyzny
(patrz Jerzy Kosiński - choć tu sprawa nie jest do końca
wyjaśniona).
Swoją drogą, to uczelnia pewno teraz ma
zagwozdkę.
Co z pracą magisterską bohaterki? Wiadomo,
że uczestnicy zajścia (w obronie oprócz studentki
brali udział pracownicy administracji) zostali
uhonorowani.
Czy aby promotor, czujący dozgonną wdzięczność
za obronę swojego życia będzie obiektywny przy
ocenie pracy magisterskiej?
A może w nagrodę od razu dać dziewczynie
doktorat…
na razie „Honoris causa”?
Odważna kobieta, nie ma co.
Gdzie ci mężczyźni (wyłączając pracowników Wydziału
Chemicznego UAM)?
A wy panowie? Sfrustrowani, od razu za tasak,
a nawet siekierę?
Na profesora, …bo nie chce się czekać na audiencję
po materiały do pracy licencjackiej - tasak
Na urzędniczkę ,… bo za mało wydała bonów
towarowych - siekiera
Na policjanta… - siekiera
Na kibica przeciwnej drużyny…- siekiera
Na żonę, dzieci…. – wszystkie ostrza do
wyboru, jakie w szufladzie ze sztućcami
kuchennymi znaleźć można.
wyboru, jakie w szufladzie ze sztućcami
kuchennymi znaleźć można.
No, nie powiem, że….
nóż się w kieszeni otwiera.
Gdzie ci mężczyźni? O to już pytała ładnych
parę lat temu, Danuta Rinn.
Czy są tylko na ekranach kin?
Dla mnie wzorem prawdziwego mężczyzny od
dzieciństwa był mój ojciec.
W swojej młodości doszukiwałam się w jego
wczesnych fotografiach podobieństwa do Bogarta.
To normalne, że rodziców gloryfikuje się, ale muszą
oni wcześniej dać dziecku do tego powody.
Mój niezapomniany, Tata, Śp.Stanisław, za którym niezmiernie tęsknię |