Translate

wtorek, 12 kwietnia 2016

GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?

Bogart, amant filmowy

   Dymem z fajki próbował opalić moje i mojej współtowarzyszce blade lica. Przecież nie przewidziałam dobroduszności doktora i nie zabrałam na egzamin ze sobą maski przeciwgazowej. Dmuchał nim na nas prosto w twarz, bacząc, aby kierunek był jak najbardziej właściwy. Wprost delektował się tym. Krztusiłam się, ale postanowiłam, że będę twarda. Nie dam się pokonać na samym początku egzaminu.

Jakby tego było mało najmłodszy doktor na uczelni, syn słynnego profesora, eksploatował  kopalnię odkrywkową w lewej dziurce swojego nosa, a i z urobkiem z tejże kopalni się  nie ukrywał.

W takim anturażu miałam się skupić i odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie:
-  Kto jest ojcem cybernetyki ?

     Pamięć mam fotograficzną, więc przebiegłam wizualnie cały „Zarys teorii organizacji i zarządzania” autorstwa  Jerzego Kurnala i nigdzie nie zauważyłam żadnego ojca, a podobno widzieć powinnam. Audiencja  się zakończyła z wiadomym skutkiem.

   Już na korytarzu gorączkowo rzuciłam się na książkę wraz z kolegą, który za chwilę miał wejść na egzamin. No i  gdzie znalazłam tego „ojczulka”?

     Skromnie pan profesor Jerzy Kurnal, czy może wydawnictwo jego dzieła, umieścili nazwisko twórcy cybernetyki w dolnym marginesie pod kreską przy gwiazdce maleńkim druczkiem.
Norbert Wiener – do końca życia będę pamiętać to nazwisko ojca cybernetyki.  Poszukiwanie nie było płonne, bo uratowało tyłek koledze. Pan doktor widocznie niejednego żaczka na to łapał, ale mojego kolegę nie zdążył.

     Jedna z współuczestniczek egzaminu (egzaminowane były po 2 osoby jednocześnie), od razu po wyjściu z sali napisała podanie do dziekanatu,  barwnie opisując  (co najmniej, jak ja wyżej) zachowanie doktora, prosząc o egzamin komisyjny z wykluczeniem jego szanownej osoby ze składu tejże.

    A ja, co miałam wparować na salę z tasakiem, jak ten student na UAM w Poznaniu?
W mojej uczelni jeszcze czegoś takiego nie było. A gdyby tak koleżanka nie chciała ratować mojego egzaminatora, (a śmiem przypuszczać, że byłoby jej to co najmniej obojętne), to po moim ewentualnym  emocjonalnym występku,  nie miałby szans zostać profesorem i nie założyłby jednej z renomowanych prywatnych uczelni ekonomicznych w Warszawie. A tak, to z przyjemnością czytam o sukcesach jego uczelni, w duszy zakładając, że to i po części moja zasługa. A i ja nie pisałabym teraz bloga, bo zza więziennych krat wydawałabym raczej "zapiski wczesnej kryminalistki".

    A  nawiązując do tego przypadku z tasakiem na UAM w Poznaniu, zauważyłam, że notka poszła po wszystkich mediach. Student zaatakował tasakiem profesora chemii.  Sama zaczęłam interesować się szczegółami i zauważyłam w wyszukiwarce google calutką stronę linków.

   Na samym dole nawet jest coś po węgiersku o tasaku. To i oni? Ciekawe, jak to widzą nasi bratankowie.

  Filologii węgierskiej nie kończyłam, ale od czego Google. Wklepuję 

Műanyag tasak

i co to znaczy?
Plastikowe torby 
 
Upsss..

 Wykonałam nierozważnie o jeden rzut tasakiem za 
daleko.  Znane sa jednak i takie  przypadki, kiedy i torbę
 foliową zakładano sobie na głowę, jeśli życie stawało się
 za trudne albo absurdalne dla mężczyzny 
(patrz Jerzy Kosiński - choć tu sprawa nie jest do końca
 wyjaśniona).

   Swoją drogą, to uczelnia pewno teraz ma
 zagwozdkę.
Co z pracą magisterską bohaterki? Wiadomo,
że uczestnicy zajścia  (w obronie oprócz studentki 
brali udział pracownicy administracji) zostali 
uhonorowani.
Czy aby promotor, czujący dozgonną wdzięczność
 za obronę swojego życia będzie obiektywny przy 
ocenie pracy magisterskiej? 
A może w nagrodę od razu dać dziewczynie   
doktorat… 
 na razie „Honoris causa”?

Odważna kobieta, nie ma co.
Gdzie ci mężczyźni (wyłączając pracowników Wydziału
 Chemicznego UAM)?
 A wy panowie? Sfrustrowani, od razu za tasak, 
a nawet siekierę? 
Na profesora, …bo nie chce się czekać na audiencję 
po materiały do pracy licencjackiej - tasak
Na urzędniczkę ,… bo za mało wydała bonów 
towarowych - siekiera
Na policjanta… - siekiera
Na kibica przeciwnej drużyny…- siekiera
Na żonę, dzieci…. – wszystkie ostrza do 
wyboru, jakie w szufladzie ze sztućcami 
kuchennymi znaleźć można.

 No, nie powiem, że…. nóż się w kieszeni otwiera.
Gdzie ci mężczyźni? O to już pytała ładnych 
parę lat temu, Danuta Rinn.
Czy są tylko na  ekranach kin?

Dla mnie wzorem prawdziwego mężczyzny od 
dzieciństwa  był mój ojciec.
W swojej młodości doszukiwałam się w jego 
wczesnych fotografiach podobieństwa do Bogarta. 
To normalne, że rodziców gloryfikuje się, ale muszą 
oni wcześniej dać dziecku do tego powody.

Mój niezapomniany, Tata, Śp.Stanisław, za którym niezmiernie tęsknię