Początek lat 90-tych.
Do miejscowej parafii zgłaszamy chęć przyjęcia przez nas na okres jednego miesiąca dziecka spod Czarnobyla. Oczekiwanie przez kilka dni na przyjazd autobusu z dziećmi staje się nieznośne. Nie wiemy, w jakim wieku zostanie nam przydzielone dziecko, stąd na każdy wiek jest coś przygotowane. Nie dawaliśmy żadnych warunków wiekowych, ale niewiadoma podnosi ciśnienie.
Wreszcie jest informacja o terminie przyjazdu autobusu. Na spotkanie wychodzi mąż z córkami. Ja przygotowuję obiad i niecierpliwie spoglądam na ulicę.
Po upływie godziny wraca moja rodzinka z małą walizeczką, prowadząc kruszynę za rączkę. To 7-letnia Tania, mała blondyneczka, w zniszczonym ubranku.
Dzieciątko jest wystraszone, zamknięte w sobie. Trudno z nią nawiązać kontakt i to nie z powodu języka (rosyjskiego uczyłam się od 5 klasy do studiów włącznie, tj.12 lat, mąż też nie mniej).
Tania wyrwana ze swojego środowiska obawia się, jak później wywnioskujemy, że może już nie wrócić do swoich. Łzy ukradkiem ociera, nie chce spożywać obiadu, nie cieszą ją łakocie, zabawki, nowe ubranka.
Zdajemy sobie sprawę, że adaptacja musi potrwać. Tania upatrzyła sobie mojego męża. Mimo, że mamy kilkanaście lat starsze od niej córki, to jednak męskie towarzystwo jej lepiej odpowiada. Wchodzi mężowi "na głowę" i to nie tylko w przenośni. Mnie akceptuje powoli, ale po zapewnieniu, że nie chcę jej zastępować na stałe mamy, bo tego Tania najbardziej się obawia.
Z informacji opiekunki, która jest zakwaterowana w innej rodzinie dowiadujemy się, że Tania jest wychowanką domu dziecka. Matka naturalna odwiedza ją, ale Tania upatrzyła sobie z wzajemnością kucharkę z domu dziecka i ma nadzieję, że ta ją adoptuje. To o niej mówi "mama".
W czasie wycieczek autobusem do Mińska Tania pakuje się na kolana kucharki i jest niezmiernie wtedy szczęśliwa. Mąż kucharki jest kierowcą autobusu z domu dziecka, ale jest mniej wylewny w okazywaniu zainteresowania dzieckiem. Dlatego mój mąż nie jest zagrożeniem i taki tata, jakim mógłby być w marzeniu Tani, to prawdziwy skarb.
Już wiem, dlaczego Tania nie dała się przebrać pierwszego dnia w nowe ciuszki. Pracownicy domu dziecka liczyli się z tym, że dzieci zostaną obdarowane nową odzieżą, ale ona wcale docelowo nie będzie ich. Mają te stare przywieźć ze sobą mimo, że są poplamione i podarte.
Już na granicy może być odzież skonfiskowana przez celników. Poza tym w domu dziecka to nie dzieci decydują, jakie ubranko do kogo należy. Komuna to komuna, należy się dzielić wszystkim. Tak uczył Lenin, a Tania wszystko nam o wujku Wołodii opowiedziała, mimo, że zdała dopiero do II klasy.
A ja myślę, ze administracja też ma swoje dzieci i warto, aby i one poparadowały w strojach z zachodniej granicy.
Tania czuje się u nas już bardzo swobodnie. Po odłożeniu starych ubranek do jej walizki, chętnie przebiera się w nowe. Częstuje się gumami do żucia ze sklepiku, pytając:
- Eto wkusno? ( fonetycznie)
W jaki sposób dziecku opowiedzieć smak? Trzeba go poczęstować. Tania wyczuwając sposób na zdobycie większej ilości słodyczy, pyta o każdy rodzaj gum, ciastek, czekoladek i upycha sobie po kieszeniach. Później wybiega na ulicę i częstuje dzieci. Typowe dla wychowanków domu dziecka w komunie. Wszystko jest wspólne.
Tania, jak i inne dzieci jest pod opieką naszego ośrodka zdrowia. Przeprowadzamy jej wszystkie niezbędne typowe badania dla dzieci, które przyjechały z okolic Czarnobyla. Aplikujemy jej odpowiednie leki, aby odtruć ją chociaż trochę przez ten miesiąc i "postawić na nogi". Najmniej smakuje jej miód, a to też w jej sytuacji lek.
(Przepraszam za jakość zdjęcia) Tania z autorką posta |
Pod koniec pobytu Tania już pozbadła męża zupełnie, z resztą rodziny też "jest za pan brat". Wysuwa już żądania, jakie prezenty chce zabrać dla mamy i taty. Mama przede wszystkim ma otrzymać kosmetyki, a tata "briuki" - spodnie i to nie byle jakie - dżinsy.
Kupujemy jej całą walizkę nowych ubranek, otrzymuje też prezenty od naszych przyjaciół. Na podróż, mimo, że to czerwiec, ubieramy ją w wypasiony dresik, aby przynajmniej to przewiozła przez granicę dla siebie. Może jako ulubienica kucharki nie zostanie ograbiona z tego w domu dziecka. Dziecko przybrało na wadze, zaróżowione i zaokrąglone policzki zmieniły jej troszkę rysy.
Żegnamy się z Tanią z wielkim żalem, to już nie jest to samo wystraszone dzieciątko, jakie było przed miesiącem. Gdyby to tylko było możliwe, moglibyśmy ją adoptować. Prawnie to niemożliwe. Ona jednak pokochała mamę z domu dziecka no i ... mojego męża.
<><><><><><><>
Za niecałe 2 miesiące otrzymaliśmy podziękowanie od pani kucharki wraz z plikiem listów od chętnych do handlu na polskich targach miejskich z prośbą o zakwaterowanie u nas.
Nie mieliśmy jednak środków finansowych, a przede wszystkim chęci na wybudowanie hostelu dla Rosjan, więc stała się rzecz najgorsza w tej historii z dzieckiem z Czarnobyla w roli głównej.
Straciliśmy przez to kontakt z Tanią i to jest trudne do zaakceptowania przez nas do dzisiaj.