(Pixabay.com) |
Kuba będzie musiał zmienić swoje przyzwyczajenia.
Ze schodów zbiega teraz w podskokach, nie zważając na bramkę, która tkwi tam jeszcze od czasów jego niemowlęctwa. Oczywiście nie jest teraz użytkowana należycie. Nie jest zamykana, bo i takiej potrzeby już nie było od 3 lat.
Młodszy braciszek Kuby, Michał, jest bardzo energiczny, śmiem twierdzić, że przewyższa pod tym względem nawet Kubę. Może się mylę, bo przecież nie mieszkałam jeszcze razem ze starszym wnukiem, kiedy zaczął stawiać pierwsze kroki, a i tak w nowym wspólnym domu zamontowaliśmy, dla wówczas 1,5 rocznego szkraba, bramkę na szczycie dwuzabiegowych schodów. Nie została dotąd zdemontowana, bo wciąż była nadzieja, że Kuba jedynakiem nie będzie. Szybko rozkminił sposób zamykania i wciąż trzeba było coś nowego stosować. Nawet była to w pewnym momencie jego rozwoju nasza syzyfowa praca, bo przechodził...wierzchem ku naszemu przerażeniu. Schody są marmurowe.
Nie pamiętam, ile miał latek i m-cy, kiedy córka zaprosiła go na dość drastyczną lekcję pokazową, by uzmysłowić mu, co może się stać, kiedy nie przyzwyczai się do schodzenia powolnego i uważnego ze schodów, tyłem na czworakach, a w końcu trzymając się poręczy, jak dorosły człowiek. Zrzuciła z góry jędrnego pomidora dużych rozmiarów, ten potoczył się po schodach rozbryzgując się w czerwonych kawałkach, w swoim soku na najniższym podeście.
Zgroza, powiecie?
Jak można było fundować dziecku taki horror?
Mama jest też pedagogiem (nie tylko).
Pozostawić bez komentarza?
Dodam jednak, że nauka odniosła właściwy skutek.
Kuba musi się teraz przyzwyczaić, aby bramkę za soba zamykać, bo Michał niebawem zacznie chodzić i może jego roztrzepanie wykorzystać, a wolę nie wyobrażać sobie dalszego ciągu ewentualnych wypadków. Rodzice muszą mieć oczy otwarte wokół siebie.
Wierzę, że dadzą sobie radę, bo potrafią w dziecku wyrobić dobre nawyki.
Wczoraj, np. byłam zbudowana widokiem pokoiku Kuby o godz. 10. rano. Pościel schowana, zabawki poukładane, biurko w najlepszym porządku. Nie było tak pięknie jeszcze parę latek temu. Trzeba było to robić wspólnie z nim, aż nawyk się utrwalił. Nie jest to jedyny nawyk, który został mu wpojony przez rodziców i dziadków. Nie ukrywam, że bunt był nie tylko w tym okresie rozwojowym dziecka, kiedy to jest normalnym etapem u dwulatków. U Kuby to trwa do dzisiaj, bo jest z natury uparciuchem, zatem tekst, że nie przyzwyczaję się do tego, bo nie chcę, jest na porządku dziennym. Wystarczy zastosować odpowiednią metodę, w której należy ukryć wolę rodzica, a uwypuklić możliwość wyboru dziecka. Tak pokazać mu problem, żeby on sam doszedł do wniosku, co jest wartościowe, etyczne i że nie jest narzucane, ale uzgodnione z nim.
O przykładzie płynącym z góry już nie wspominam, bo to najskuteczniejsza forma nauki, która jest u nas stosowana.
Jeśli człowiek odpowiednio pielęgnuje swoje nawyki, nie ma problemu z ich praktykowaniem w życiu codziennym.
Dla przykładu:
Wczesne wstawanie - na początku może nie chcieć się wychodzić z ciepłego i wygodnego łóżka. Jeśli się jednak walczy, mając stalową wolę, to wczesne wstawanie staje się nawykiem, drugą naturą. Wtedy można to robić bez wysiłku. Czynność jest prowadzona płynnie, łatwo, wdzięcznie, naturalnie i automatycznie. Dlatego dobre nawyki należy pielęgnować z troską i wysiłkiem. Wtedy będą one naszą drugą naturą.
Jeśli człowiek ma zasady, którymi się kieruje w swoim życiu i uważa je za etyczne, wtedy głupotą byłoby pozwolić komukolwiek naginać sobie "kręgosłup" do "jedynie słusznego kierunku", w którym świat pędzi z zamkniętymi oczyma, byleby być zauważonym w głównym nurcie przekształceń kulturowych i etycznych i poczuć sie jednym z tych "oświeconych", a jeszcze najlepiej usiąść na świeczniku, wcześniej spychając z niego kogoś.
Nie zawsze ten ślepy pęd ma cokolwiek wspólnego z KULTURĄ i ETYKĄ.
Czy to problem ostatnich czasów?
Przecież to nic nowego, był jest i będzie.
Pixabay.com |