(Lily Brayton by Theremina, via Flickr) |
Powodów do radości w życiu można znaleźć dużo, jeśli tylko się postarasz.
Ja , dla przykładu , cieszę się z tego, że mój mąż ... nie prowadzi bloga.
Przecież nie wybierałby tematu w uzgodnieniu ze mną, tak, jak i ja jestem w kwestii tematyki mojego bloga samodzielna. Co więcej, mój mąż nawet nie czyta moich "wypocin".
Oj, przesadziłam trochę, przesadziłam, w końcu pisanie przychodzi mi z łatwością, więc żadnego potu nad klawiaturą nie uświadczysz. Inną rzeczą jest to, czy, jakby to powiedzieli przodkowie, nie piszę "po próżnicy". Dla tych, którzy czytają, piszę z przyjemnością.
A co by tu napisał mój mąż, np: o żonie?
Może na początek posłużyłby się poezją Antoniego Murackiego?
POCHWAŁA MONOGAMII
Antoni Muracki
Od lat dwudziestu z okładem
życie pozbawia mnie złudzeń:
kobieta, z którą się kładę
tą samą jest – gdy się budzę.
Wszak szans jest raczej niewiele,
że w jednym miejscu i czasie
w konkretnym, mniej więcej, celu
tą samą wciąż spotyka się.
Po nocy jeszcze się łudzisz,
gdy jesteś po dwustu gramach.
Nic z tego, kiedy się zbudzisz
nad ranem, patrzysz – „Ta sama!”
A myślę, że w sprzyjających
okolicznościach przyrody
ożywić mógłby mój pejzaż
obiekt ciut mniej zabytkowy…
Być piękny, smukły i lśniący,
zawsze otwarty – tu haczyk:
dla wszystkich zwiedzających –
więc również i dla rogaczy.
Przyznaję, mogło być gorzej,
wizja szatańska się wdziera,
budzę się niczym w horrorze
i widzę Leszka Bergera
lub koszmar z Ulicy Wiązów,
z grubą tapetą, choć w stringach,
ujawnia się dość rozwiązłą
blondyną po trzech liftingach.
Już lepszy niż ta loteria
szept, co do szału podnieca:
„Jestem dziś dzika jak preria!
Podrap mnie, stary, po plecach”.
I żadna świtu odmiana
w bliskiej przyszłości nie czeka.
Choroba lepsza – gdy znana
I zaoszczędzę na lekach
Mam to szczęście, że oboje mamy poczucie humoru, więc poezja wyżej zacytowana nie byłaby powodem do obrazy.
W naszym domu na pewno nie dzieje się , jak w czarnej dziurze u Nohavicy, bo inaczej mój kochany mąż głowiłby się już teraz, jak tu sobie załatwić łatwy i "przyjemny(?)" sposób porzucenia życia, aby już nikogo z rodziny nie wkurzać. I to na pewno nie byłaby wina monogamii. Ale przecież to człowiek anioł - "do rany przyłóż".
Czasem mąż się buntuje, bo np. dzisiaj wysyłałam go po kupno sznura. Nie zdążyłam mu wyjaśnić zastosowania tego sznura, tzn. że ma służyć do wieszania bielizny. Przecież dla pranych codziennie ubranek niemowlaka mojego sznura nie starcza. Nie ma to, jak "suszenia prania na słońcu". I tak dziękuję Bogu, że córka nie używa pieluch z tetry, chociaż to byłoby ekologicznie.
Czy chętnie mąż udał się do sklepu?
Parafrazując Kubusia, stwierdził że z wielką miłością, wiernością i żalem, musi mi odmówić, bo dzisiaj zaplanował już sobie front robót budowlanych (z pożytkiem dla wnuków). Żółta zjeżdżalnia kilka miesięcy temu zakupiona wciąż czeka, aby skomponować ją z domkiem dla dzieci.
Nie omieszkał jednak zapytać, kto ma się na tym sznurze wieszać. O sobie chyba nie myślał, bo dzisiaj razem z zięciem i przy znikomej pomocy Kubusia rozpoczęli budowę drewnianego domku z żółtą zjeżdzalnią, w sąsiedztwie budynku garażowego. Przecież budowa musi mieć kierownika, no nie?
Czasem mąż się buntuje, bo np. dzisiaj wysyłałam go po kupno sznura. Nie zdążyłam mu wyjaśnić zastosowania tego sznura, tzn. że ma służyć do wieszania bielizny. Przecież dla pranych codziennie ubranek niemowlaka mojego sznura nie starcza. Nie ma to, jak "suszenia prania na słońcu". I tak dziękuję Bogu, że córka nie używa pieluch z tetry, chociaż to byłoby ekologicznie.
Czy chętnie mąż udał się do sklepu?
Parafrazując Kubusia, stwierdził że z wielką miłością, wiernością i żalem, musi mi odmówić, bo dzisiaj zaplanował już sobie front robót budowlanych (z pożytkiem dla wnuków). Żółta zjeżdżalnia kilka miesięcy temu zakupiona wciąż czeka, aby skomponować ją z domkiem dla dzieci.
Nie omieszkał jednak zapytać, kto ma się na tym sznurze wieszać. O sobie chyba nie myślał, bo dzisiaj razem z zięciem i przy znikomej pomocy Kubusia rozpoczęli budowę drewnianego domku z żółtą zjeżdzalnią, w sąsiedztwie budynku garażowego. Przecież budowa musi mieć kierownika, no nie?
Gdzieżby tu takie myśli samobójcze, jak u Nohavicy... broń Panie Boże!
Nie planowałby inaczej wyjazdu do sanatorium we wrześniu, po uprzednim wykonaniu testu na covid-19. Zrezygnowałam więc na razie z tego sznura, nie będę budowniczych dzisiaj wkurzać. O żadnej prowokacji nie ma tu mowy.
A u Nohavicy działo się tak:
Nie planowałby inaczej wyjazdu do sanatorium we wrześniu, po uprzednim wykonaniu testu na covid-19. Zrezygnowałam więc na razie z tego sznura, nie będę budowniczych dzisiaj wkurzać. O żadnej prowokacji nie ma tu mowy.
A u Nohavicy działo się tak:
CZARNA DZIURA
Muzyka i słowa:Jaromir Nohavica
Tłumaczenie: Leszek Berger
W naszym domu jest jak w czarnej dziurze
Co zrobię to zaraz kogoś wkurzę
Trzeci miesiąc gęby w krąg ponure
Chyba czas rozejrzeć się za sznurem
Nie na drzewo nie właź konar trzaśnie
W grunt przywalisz zaśniesz lecz nie zgaśniesz
Będziesz połamany do imentu
Kliniczny przypadek dla studentów
To wlezę na komin na wysoki
Niech gapią się gapie na me zwłoki
Rozpłaczą się widząc kto to leży
Krzyż zrobią mi z dykty lub z paździerzy
Nie zapłacze nikt, bo lubią świnie
Jak to tak jak w kinie leży w glinie
Wgapi taki w truchło dziób głupawy
I pójdzie załatwiać swoje sprawy
To kupię w aptece cyjankali
By po mnie choć krewni zapłakali
Jak sobie ten napój golnę z gwinta
To wnet mnie utuli ziemia świnta
Lecz pewności brak przez te podróby
Czy ten lek przywiedzie cię do zguby
Ty chcesz być martwy i wreszcie happy
A żyjesz bez nerek za to ślepy
Pójdę sobie gdzieś na torowisko
Zbędą po mnie gacie i to wszystko
Pendolino pogna aż do Pragi
Ja sobie w kostnicy spocznę nagi
Głupiś synku głupiś absolutnie
Pociąg to ci synku nic nie utnie
Wydmuchnie cie z torów i z tych gaci
A za postój mandat każą płacić
Ostatnia nadzieja w palnej broni
Wyceluje se do lewej skroni
Zanim strzele raz dwa trzy odlicze
I spokój mi wyjdzie na oblicze
Ręce ci drżą jak u pijaczyny
Zrobisz sito z usznej małżowiny
I nigdy już przez ten huk z rusznicy
Nie usłyszysz Jarka Nohavicy
Co mam czynić mój ty Boże poradź
By mnie grabarz wreszcie mógł zaorać
Co robić z zasranym mym żywotem
Coś mi dał i nie chcesz wziąć z powrotem
Żywot masz zasrany ty matole
Ciesz się ciulu żeś tam wciąż na dole
Rzuć gorzałę, fajki i kwękanie
Bo dość mam patrzenia z góry na nie
Żywot masz zasrany ty matole
Ciesz się ciulu żeś tam wciąż na dole
Rzuć gorzałę, fajki i kwękanie
Bo dość mam patrzenia z góry na nie
Na na na na na na na na
Pod koniec dnia:
Co zrobię to zaraz kogoś wkurzę
Trzeci miesiąc gęby w krąg ponure
Chyba czas rozejrzeć się za sznurem
Nie na drzewo nie właź konar trzaśnie
W grunt przywalisz zaśniesz lecz nie zgaśniesz
Będziesz połamany do imentu
Kliniczny przypadek dla studentów
To wlezę na komin na wysoki
Niech gapią się gapie na me zwłoki
Rozpłaczą się widząc kto to leży
Krzyż zrobią mi z dykty lub z paździerzy
Nie zapłacze nikt, bo lubią świnie
Jak to tak jak w kinie leży w glinie
Wgapi taki w truchło dziób głupawy
I pójdzie załatwiać swoje sprawy
To kupię w aptece cyjankali
By po mnie choć krewni zapłakali
Jak sobie ten napój golnę z gwinta
To wnet mnie utuli ziemia świnta
Lecz pewności brak przez te podróby
Czy ten lek przywiedzie cię do zguby
Ty chcesz być martwy i wreszcie happy
A żyjesz bez nerek za to ślepy
Pójdę sobie gdzieś na torowisko
Zbędą po mnie gacie i to wszystko
Pendolino pogna aż do Pragi
Ja sobie w kostnicy spocznę nagi
Głupiś synku głupiś absolutnie
Pociąg to ci synku nic nie utnie
Wydmuchnie cie z torów i z tych gaci
A za postój mandat każą płacić
Ostatnia nadzieja w palnej broni
Wyceluje se do lewej skroni
Zanim strzele raz dwa trzy odlicze
I spokój mi wyjdzie na oblicze
Ręce ci drżą jak u pijaczyny
Zrobisz sito z usznej małżowiny
I nigdy już przez ten huk z rusznicy
Nie usłyszysz Jarka Nohavicy
Co mam czynić mój ty Boże poradź
By mnie grabarz wreszcie mógł zaorać
Co robić z zasranym mym żywotem
Coś mi dał i nie chcesz wziąć z powrotem
Żywot masz zasrany ty matole
Ciesz się ciulu żeś tam wciąż na dole
Rzuć gorzałę, fajki i kwękanie
Bo dość mam patrzenia z góry na nie
Żywot masz zasrany ty matole
Ciesz się ciulu żeś tam wciąż na dole
Rzuć gorzałę, fajki i kwękanie
Bo dość mam patrzenia z góry na nie
Na na na na na na na na
Pod koniec dnia:
A gdzie ukrył się najmniejszy pomocnik?
Kuba!
Do roboty!