Dlaczego nieforemna litera? Już spieszę wyjaśniać.
Cała ulica jest "ślepa" czyli nieprzejezdna. Stanowi maleńkie oddzielne osiedle.
Ta prawa linia ukośna (ulicy) jest bardzo krótka, zawiera 2 zabudowane działki, natomiast lewa ma długość tylko po jednej stronie 11 działek budowlanych już zagospodarowanych i tyle samo po przeciwnej stronie. Kupując działki przy tej ulicy (ślepej), dokonaliśmy niezłego wyboru, mając do dyspozycji kilkanaście wówczas wolnych przy dłuższej "odnodze". Mamy większy spokój, mniejszą częstotliwość w ruchu pojazdów itp.
I gdzie ten tata Kuby i Michała postanowił się udać?
Jak to gdzie?
Zapuścili się panowie w tę lewą, dłuższą część, bo tam więcej do oglądania dla ledwo drepczącego malucha, trzymającego się taty za wskazujący palec. Widok ciekawy... Tata około 190 cm, a dzieciątko - mikrusik (jako urodzeniowo skrajny wcześniaczek, chociaż nasz życiowy gladiator), a przed nimi na bolidzie 7,5 letni wyrośnięty mądrala.
Czasem wydaje mi się, że dzieci już rodzą się z wiedzą geniusza
Czasem trudno opiekunom, rodzicom czy dziadkom dostosować się w rozmowach do ich poziomu nie wiedząc, jak ich traktować.
Dziecko to jeszcze, czy mędrkujący "dorosły"... szczególnie, kiedy najwięcej czasu spędza z dorosłymi, zamiast z rówieśnikami. To taki skutek pandemii i nauczania domowego.
Obrany kierunek spaceru odpowiadał obydwu chłopakom, najpierw kierowali się w pobliże posesji, gdzie w słońcu baraszkowały dwa zaprzyjaźnione koty, często nas odwiedzające. Koty już od lat upodobały sobie kawałeczek zieleni przed naszym domem, czyniąc sobie z niej kuwetę, aż musiałam w końcu wypaloną część trawniczka potraktować cynamonem.
Podobno nie znoszą tego zapachu. Teraz jeden z nich przeniósł się rankiem na nagrzany od wschodzącego słońca nasz parapet.
No i jak się ten kot, a konkretnie kotka Tosia odwdzięczyła za możliwość wygrzewania się na parapecie?
Drapnęła w rękę głaszczacego ją Kubę, całe szczęście, że nie zarysowała Michałkowi twarzyczki, bo miałaby tam bliższy zasięg. A tak jej ufali...
Babcia też w tym czasie zażywała świeżego powietrza przed domem i zaproponowała szybki powrót Kuby do domu, aby zdezynfekować miejsce zadrapania. Spotkało się to z oczywistym oporem poszkodowanego. I nie ważne było, że z tą opinią zgadzał się tata. To babcia wyszła z tą propozycją i to zostało odnotowane w łepetynce wnuka. Po chwili nadjechał na rowerku kolega Kuby mieszkający "na wierzchołku lewej odnogi "ypsilon"... kojarzycie?
Yhyyyy... właśnie stamtąd... i zaczęła się wspólna zabawa w pobliżu naszego domu , czyli w części krótszej tej greckiej literki.
A co z Michałkiem?
Właśnie puścił bączka ( a może i coś więcej) i tata postanowił sprawdzić w domu, czy nie czas na zmianę pieluchy. W tym celu postanowiliśmy zrobić podmianę, ja miałam zerkać na starszych chłopaków, Kubę i jego kolegę, aby czegoś nie wywinęli... w końcu to ulica, mimo, że ślepa, a dzieciaki nieprzewidywalne w swoich pomysłach. Kuba z bolida przesiadł się na swój rowerek, tym razem średni, bo ten właściwy rozmiarem został poprzedniego dnia zdemolowany przez niego (poprzebijał koła). Chłopcy postanowili urządzić sobie wyścigi po uliczce w części dłuższej odnogi. Przecież tyle pojazdów na podwórku Kuby czeka
... nie licząc kilku rowerków na strychu, które "rosły" wraz z nim. Teraz chodzi z tatą lub dziadkiem na skatepark, ale używa tam hulajnogi. Ale urządzać sobie na rowerach wyścigi na jezdni osiedlowej?
O nie... na to babcia zezwolenia nie dała i kategorycznie kolarzy zawróciła, nim rozpędu nabrali. Chyba nie wyobrażali sobie pędzącej w fakirkach starszej pani za ścigającymi się urwisami na rowerach środkiem jezdni, bo tylko w wyobraźni rysowników może zachodzić taka sytuacja, jak na rysunku, tym bardziej, że nasza jezdnia jeszcze nie jest gotowa, nie wspominając o ścieżce rowerowej. Inwestycja jeszcze na etapie przetargu .
Zrozumiałe było, że chłopcy byli zawiedzeni, źli na mnie, co mój własny wnuczek skwitował w mojej obecności, bez żadnego zażenowania, spoglądając przy tym wymownie na mnie, stojącą obok nich:
- A tata mi pozwala tam jeździć!
A w stronę kolegi rzucił:
Muszę ci, Tymek, powiedzieć, że mam bardzo surową babcię...
Babcię i Tymka zamurowało... tę pierwszą nie na długo. Musiałam się bronić, że tata pozostawił mi ich pod opieką. Koty też pomyślą o mnie, że jestem surowa za ten cynamon. Zaraz całe osiedle i zerówka, do której od połowy maja Kuba wrócił, będą wiedzieć od Tymka, że chłopak jest nieszczęśliwym wnuczkiem Herod Baby.
Chłopcy powrócili do zabawy z samochodzikami, robiąc sobie wyścigi małych kartów na podjeździe dla inwalidów u sąsiadki. Na to jest stałe zezwolenie sąsiadki i opiekunów dzieci.
I nagle chłopcy przesiedli się znów na większe pojazdy, czyli Tymek na swój rower, a Kuba na bolida i słyszę wychylającego się zza ogrodzenia Tymka:
- Wiesz, Kuba , muszę Ci przyznać rację...
...odważnie poczyna, myślę sobie z podziwem o Tymku, a ten spojrzał na mnie, zastanowił się... ciekawe, co powie o babci i sytuacji Kuby...... a on szybko dokończył:
... ta zamiana Twojego dużego bolida na mój zabawkowy samochodzik na dwa dni, to niezły pomysł, szczególnie korzystny dla mnie.
Ufffff...
Błyskotliwy umysł...
Geniusz... istny geniusz...
I co powiecie?
Jeśli się zgadzacie, to przecież, jako geniusze, chyba nie formą: Yhyyyyyyy 😀
Nie mogę jakoś wyprzeć z pamięci tego, że Kuba widzi we mnie surową babcię. Pytam go co jakiś czas od tego dnia,
Kuba, czy nie jestem dla ciebie dobra?
Ma tysiąc różnych odpowiedzi, aby zatrzeć tamtą , szczerą do bólu.
Całe szczęście, że Michałek jeszcze nie wyraża opinii na temat babci. To z jej inicjatywy powstał ten placyk zabaw.
Na tym etapie swojego rozwoju Michał krąży swoimi pojazdami wokół domu... ale też pod opieką starszych, która jest niezbędna również na podwórku (tutaj babcia robi za fotografa, ale ma czujne oko).
Teraz wszystko jasne, że żadnej artystycznej aranżacji ogrodu nie może być. Wokół domu tylko plac zabaw, a jeśli roślinka jakaś się może uchować, to tylko dlatego, że ... ma kolce
... rośnie na skarpie
która co kilka dni przyjmuje inne barwy (amarant wiosną , teraz biały + rozmaite kolory kwitnących róż)
i dziecko ma trudniejszy do niej dostęp własną nogą. Wybiera trasę wygodniejszą dla swojego pojazdu, bo łatwiej jechać po kostce niż kwiatach
chociaż to też nie jest wykluczone. Ze skarpy też się fajnie zjeżdża. Sprawdzone. Stąd złamana jedna młoda magnolia rosnąca kiedyś u podnóża tej skarpy, kiedy Kuba zimą zjeżdżał ze skarpy (dla niego wówczas wysokiej) na saneczkach. Była jednak bardzo żywotna ( jak moi wnukowie) i po dwu latach odbiła, i nawet już kwitnie.
Magnolia otoczona kostka brukową z potężnym "kołkiem".
Czyli , krótko mówiąc, dziecko rządzi 😀
I podobno babcia jest surowa...
Nat King Cole też miał dylemat, podobny do mojego i pytał:
Gee Baby, Ain't I Good To You?