Translate

piątek, 1 kwietnia 2016

NAUCZ SIĘ ŚMIAĆ Z SAMEGO SIEBIE




"Naucz się śmiać z samego siebie do woli. Nie traktuj siebie i swojej sytuacji zbyt poważnie".

I kto to powiedział?

Nie oczekujcie od razu odpowiedzi, cierpliwości... Sami się domyślicie na końcu cytatu.

Cytuję dalej:


  "Śmiech sprawia, że twoje brzemię staje się lżejsze, a serce unosi się w niebiańskie krainy. Radosne tony wzlatują w przestworza i łączą  się z anielskimi pieśniami pochwalnymi. 

  Raduję się, słysząc śmiech swoich dzieci - tak, jak każdy rodzic. Przepełnia Mnie radość, gdy widzę, że ufasz Mi na tyle, by móc beztrosko cieszyć się życiem.

   Zrzuć ze swoich barków ciężar ziemskich spraw, który odbiera ci Radość Mojej Obecności.
Lepiej weź na siebie Moje jarzmo i ucz się ode mnie. Albowiem jarzmo Moje jest słodkie, a Moje brzemię lekkie."
Prz 17,22, Prz 31,25; Mt I,23; Mt II,28-30 

 <><><><><><><><><>

    To teraz czuję się usprawiedliwiona przed tymi Czytelnikami, którzy może mi zarzucają  jakąś frywolność w opisywaniu historii mojego życia lub relacji bieżących wydarzeń, przepełnionych  humorem.




<><><><><><><>>><>

Skoro już mamy za sobą i śmiech i powagę to przystępuję do wspomnień na wesoło i wracam do dziecięcych lat.

<><><>
    Mam już całe 8 lat.
Ależ zimno na dworze, śnieg, lód....dobrze, że chociaż wiatru nie ma. Gdybym jeszcze mogła w tych nowych skórzanych trzewiczkach pobaraszkować na ślizgawce. Szkoda, że muszę dbać, abym zelówek za szybko nie zdarła. Tylko bałwana mogę do woli lepić. Ale on może mieć tylko 3 kule i co dalej mam robić?

 Monika Balton -Radość tworzenia

   Mam od 3 miesięcy już 3 siostrzyczki, bo od września rodzina powiększyła się o bliźniaczki, dziewczynki. A miał być jeden braciszek. Chyba ten bocian, źle zrozumiał, bo tatuś, chodził jakiś niezadowolony. 

    Teraz z mamusią jest nas 5 kobietek, a tatuś jeden. I tylko on pracuje, mamusia nie może, przecież ktoś musi się nami zająć. Wiem, że nie nadąża tatuś z kupowaniem nam bucików, jakoś tak szybko nam podobno stopy rosną. Jak to możliwe, czy szybciej, niż reszta ciała? Może i tak, bo ja wciąż jestem najmniejsza w klasie. Aniołek mi podpowiada,  że w końcu ja też urosnę. Nie wiem, czy będę mieć 2 metry, bo moja mamusia jest wysoka. Nie wiem też, ile ma centymetrów, bo tylko ja i moja starsza siostrzyczka mierzymy się w drzwiach. Robimy kreski nad głową. Moje są jedna przy drugiej. Coś za małe te odstępy. 

     W klasy też nie skaczę za dużo, tylko wtedy, kiedy biegnę daleko od domu, albo w szkole. 

    Nie lepiej byłoby mi biegać boso? Skóry własnej bym sobie przecież nie zdarła, a i żabek nie trzeba byłoby pod piętę podbijać. Tak sobie myślę, ile to koniki muszą się nacierpieć, kiedy im podkowy przybijają. A wcześniej kowal nożem kopytko ścina. Widzę, bo na tej samej ulicy są dwie kuźnie. 

   Za nimi dalej jest kiosk z gazetami. Tam dopiero zbierają się dzieciaki. Nie, żeby sobie gazety kupować, wcale nie. Tam jest najpiękniejsza na całej ulicy ślizgawka. Moje marzenie.... Szkoda, że po drugiej stronie ulicy jest biuro taty. Siedzi przy oknie i może mnie zauważyć. Nic z tego, w dzień nie poślizgam się. Ale coś wykombinuję. Przecież mróz nie będzie trwał wiecznie, muszę się pospieszyć.
    
   Dziś wieczorem Tata z mamą są zaproszeni do sąsiadów na jakąś uroczystość rodzinną. Bliźniaczki będą spać, ja z siostrą będę mogła jeszcze pobiegać, a może ukradkiem poślizgam się? Już się cieszę! Nawet chętna jestem wycałować całą rodzinę.


   Nagle od sąsiadów wychodzi Pan Franciszek i pyta, czy ktoś nie jest chętny przelecieć się do gospody na Rynek. 



Oczywiście, nikt nie mógł mnie ubiec. Przecież na Rynek idzie się obok ślizgawki. 
-  A co mam kupić?
- Tylko ćwiartkę wódki.
O, o, o ....
Już trochę gorzej...., niepotrzebnie się wyrwałam, wstyd się wycofać.

   Przyjmuję zamówienie i ruszam...z kopyta, tzn. na nowiutkich, śliskich zelóweczkach....na ślizgawkę.

   Robię kilka rund i przerwa na dalszą trasę do gospody. Będzie jeszcze czas w trasie powrotnej na ślizganie się nowiutkimi trzewiczkami po lodzie...
  
   Nieważne, że mnie nie widać spod lady i wokół jacyś podchmieleni panowie. Bez większych kłopotów barmanka zawija mi butelczynę w papierową torebkę i ruszam z powrotem.

    Ślizgawka czeka na mnie, a jakże ..jeszcze się nie roztopiła. Trochę się zastanawiam, czy butelczynę odłożyć gdzieś na bok, czy w garści przytrzymać? Chyba to drugie, przecież to nie mój majątek, cudzy, należy o niego dbać.

  Co za pech.... !
Żeby to tak za pierwszym razem? 
Nie dość, że pupa i kolano boli, to szkody ogromne z całą resztą. Butelka rozbita, na potłuczonym szkle z butelki rozwalone kolano, dziura w pończosze. 

   Nad czym tu się najbardziej użalać?
  Chyba nad własnym tyłkiem, bo co ja powiem tacie, sąsiadowi, no co? 

  Nie mogę  przyznać się, że to wszystko przez zakazaną ślizgawkę. Ból w nodze ukryję, pończochy nie pokażę, ale co z truneczkiem, na który biesiadnicy czekają? Przecież nie powiem, że pijak przewrócił się na mnie  pod gospodą. 

    Zaraz ... zaraz ... a dlaczego miałby się nie przewrócić? Przecież już nie jeden raz widziałam zataczających się,  a ja taka mała, ... taka słaba kruszyna. 

   Leżę wystraszona w łóżku pod pierzynką, kiedy do pokoju wchodzi tata po odbiór zakupu i przekazanie sąsiadowi.
Wysłuchuje opowieści o strasznym pijaczynie, co to na jego córeczkę się przewrócił, tłukąc butelkę w "driebiezgi". Lepiej, żeby się Magistrat spalił, taka strata dla sąsiada!

   Córeczka zestresowana utulona przez tatę, ale honor rodziny trzeba ratować.

   Po trunek wybiera się już na swój koszt tata. Oj, coś mi się wydaje, że będę miała twardy sen jak wróci, przecież jestem bardzo zestresowana. Takie przeżycie. Pijak lecący na taką kruszynę. Co tam, butelka. Przecież mogłam się zabić, gdyby pijak odrzucił mi głowę na burtnik. Będę spać, jak zabita, powieka niech mi nie śmie zadrgać. Może i będę nawet chrapać. Muszę przećwiczyć, jak długo można nie mrugać.  
Jutro już będzie lepiej, ale póki co, nie jest mi do śmiechu. Żeby nie było tak strasznie, to może i byłoby śmiesznie.




  Niestety nie ma innej trasy, jak obok ślizgawki, na której leży rozbita butelka, rozszarpana torebka papierowa i 2 krople czystej rodowej krwi  Rh A+
Że też nie posprzątałam po sobie, jak mamusia mnie uczyła

Trudno mleko się już rozlało, raczej wódka i trochę roztopiła moją ślizgaweczkę.

    <><><><><><>

  Tata tylko się uśmiał z małej kłamczuchy, nie budził zestresowanego dziecka, przyłapanego na wyrafinowanym kłamstwie. Przez następne kilka lat często kwitował moje jakieś relacje :" Ty,... mała, ...już nic nie mów, bo na ciebie pijak się przewrócił". Cóż, miał prawo wątpić w moją prawdomówność. 


(Cytaty z książki Sarah Young "Jezus mówi do Ciebie. W miłości Jezusa odnaleźć pokój i szczęście").