Ale dzisiaj odstawiłam!
Mama i tata długo będą mi to pamiętali. Dobrze, że nie dostałam w pupę. Przecież ja chciałam dobrze, ale tak jakoś wyszło.
Opowiem wszystko od początku, jak na spowiedzi. Jeszcze się nie spowiadałam, jestem jeszcze za mała, ale grzechy sobie ciułam, oj ciułam. Będę musiała chyba stanąć w kolejce na końcu, żeby mnie nikt nie poganiał. Ciekawe, jak tam dosięgnę tej kratki.
Ale co będę się martwić na zapas, może ksiądz się zlituje nad małą grzesznicą i wyjdzie do mnie z tego zamknięcia i sobie pogadamy, jak już wszyscy odejdą od kratki.
Ale co będę się martwić na zapas, może ksiądz się zlituje nad małą grzesznicą i wyjdzie do mnie z tego zamknięcia i sobie pogadamy, jak już wszyscy odejdą od kratki.
Na nasze podwórko przyjechali Cyganie. Dzieciaki mówią, że jakiś "tabor" przejeżdżał przez miasto.
Jeden wóz zatrzymał się na naszym podwórku. Będą tu jakiś czas. Ludzie pozamykali kury w biały dzień w kurnikach. Słyszałam, że kur w tym podwórku, gdzie mieszkają, nie kradną, to po co ten lament.
Dzieciarnia z okolicznych podwórek zbiegła się, żeby zobaczyć, jak będą się Cyganie zadamawiać. Jakie tam znowu zadamawianie. Przecież oni nie będą mieszkać w naszym domu, tylko, o zgrozo, w wozie!
Mają ładne firaneczki z falbanami w okienkach, nic nie mogę przez nie zobaczyć. Koń odwiązany, dzieciaki cygańskie biegają na bosaka. Baaaaardzo kolorowo ubrane.
Nagle z wozu wychodzi ich mama. Spogląda w naszą stronę i mówi do mojej, która przyszła wołać nas na obiad.
- Jaka ładna czarnulka, podobna do Cyganeczki. Pewno pani nam ją ukradła. Niech pani uważa.
O kim ona mówiła, chyba nie o mnie?
No skąd mi to przyszło do głowy, przecież czarnulka to Basia.
Zaśmiała się, ale mamusi wcale nie było do śmiechu. Zabrała nas szybko z podwórka.
Ale jak kur ze swojego podwórka nie kradną, to może Basi tym bardziej nam nie zabiorą?
Do tej pory bałam się burzy, teraz do strachów doszli jeszcze Cyganie.
Zaraz, zaraz... Jak to ukradła?
To Basia nie jest nasza?
No to, jak mówi Tatuś, jest dylemat. Czyżby bocian pomylił adresy? Muszę ją zamknąć na klucz w domu, żeby już nie wychodziła na podwórko, dopóki nie odjadą Cyganie.
Przecież pamiętam fotografię, na której mamusia trzyma malutką Basię na ręku. Coś mi tu nie pasuje. Mówiła, że na tym zdjęciu ja też jestem. Jak to ja? Chyba że w krzakach schowana, ale przecież musiałam być malutka, bo Basia starsza ode mnie. Taka wyrodna mamusia to nie jest, żeby do zdjęcia mnie ukrywać w krzakach. Mówiła, że jestem pod sercem i na zdjęciu mnie nie widać. To nie znaczy, że bocian? Ja już głupia jestem, ale w coś muszę wierzyć.
Mówią, że Basia jest podobna do tatusia, czarne włosy, wielkie oczy. Tego nie wiem, bo tatuś jest siwy. Babcia opowiadała, że tatuś osiwiał jednej nocy na wojnie. Ja to , tak mówią, jestem kopią mamusi. Jaką znów kopią? Mamusia ładna , wysoka, kręcone włosy, a ja kruszyna, cieniutkie blond włosięta.
Jak tylko się pojawiłam w rodzinie, to od razu mnie zawieźli ochrzcić, nawet chrzestnego mam z łapanki. Taka byłam cherlawa.
Na Basię zawsze zwracali ludzie uwagę, że taka ładna czarnulka, Cyganeczka, że wyrośnie na śliczną pannę. Ja już się przyzwyczaiłam, że jestem przezroczysta, jak na tej fotografii w ogrodzie.
Nikt mnie nie widzi. Widocznie najpierw trzeba być niewidzialnym, żeby się kiedyś ujawnić.
Basia mi się śniła, że była już duża i taaaaka ładna!
Basia broniła mnie zawsze przed chłopakami. Nawet taki Andrzejek, łobuziak jeden, to w dziób od niej dostał, aż mu się gwiazdy pokazały. No i dobrze mu, przynajmniej teraz chodzi z daleka od nas. Podobno wyjedzie z mamą do Ameryki. A niech tam sobie jedzie, jeszcze go tam nie znają!
Ale co z tym grzechem, o którym na początku pisałam?
To grzeszek kłamstwa. Wszyscy szukają klucza od domu, a ja w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć, że on leży jak trusia w kieszonce mojego fartuszka. Jak dobrze, że nie mam dziurawej kieszeni, bo podobno wszystko na mnie się pali.
Ale jest jeszcze jedna dobra rzecz. To okna od naszego mieszkania. Są nisko przy ziemi, więc tatuś nóg nie musiał łamać, jak wyskakiwał przez okno, kiedy leciał do ślusarza.
Jeden wóz zatrzymał się na naszym podwórku. Będą tu jakiś czas. Ludzie pozamykali kury w biały dzień w kurnikach. Słyszałam, że kur w tym podwórku, gdzie mieszkają, nie kradną, to po co ten lament.
Dzieciarnia z okolicznych podwórek zbiegła się, żeby zobaczyć, jak będą się Cyganie zadamawiać. Jakie tam znowu zadamawianie. Przecież oni nie będą mieszkać w naszym domu, tylko, o zgrozo, w wozie!
Mają ładne firaneczki z falbanami w okienkach, nic nie mogę przez nie zobaczyć. Koń odwiązany, dzieciaki cygańskie biegają na bosaka. Baaaaardzo kolorowo ubrane.
Nagle z wozu wychodzi ich mama. Spogląda w naszą stronę i mówi do mojej, która przyszła wołać nas na obiad.
- Jaka ładna czarnulka, podobna do Cyganeczki. Pewno pani nam ją ukradła. Niech pani uważa.
O kim ona mówiła, chyba nie o mnie?
No skąd mi to przyszło do głowy, przecież czarnulka to Basia.
Zaśmiała się, ale mamusi wcale nie było do śmiechu. Zabrała nas szybko z podwórka.
Ale jak kur ze swojego podwórka nie kradną, to może Basi tym bardziej nam nie zabiorą?
Do tej pory bałam się burzy, teraz do strachów doszli jeszcze Cyganie.
Zaraz, zaraz... Jak to ukradła?
To Basia nie jest nasza?
No to, jak mówi Tatuś, jest dylemat. Czyżby bocian pomylił adresy? Muszę ją zamknąć na klucz w domu, żeby już nie wychodziła na podwórko, dopóki nie odjadą Cyganie.
Przecież pamiętam fotografię, na której mamusia trzyma malutką Basię na ręku. Coś mi tu nie pasuje. Mówiła, że na tym zdjęciu ja też jestem. Jak to ja? Chyba że w krzakach schowana, ale przecież musiałam być malutka, bo Basia starsza ode mnie. Taka wyrodna mamusia to nie jest, żeby do zdjęcia mnie ukrywać w krzakach. Mówiła, że jestem pod sercem i na zdjęciu mnie nie widać. To nie znaczy, że bocian? Ja już głupia jestem, ale w coś muszę wierzyć.
Mówią, że Basia jest podobna do tatusia, czarne włosy, wielkie oczy. Tego nie wiem, bo tatuś jest siwy. Babcia opowiadała, że tatuś osiwiał jednej nocy na wojnie. Ja to , tak mówią, jestem kopią mamusi. Jaką znów kopią? Mamusia ładna , wysoka, kręcone włosy, a ja kruszyna, cieniutkie blond włosięta.
Jak tylko się pojawiłam w rodzinie, to od razu mnie zawieźli ochrzcić, nawet chrzestnego mam z łapanki. Taka byłam cherlawa.
Nikt mnie nie widzi. Widocznie najpierw trzeba być niewidzialnym, żeby się kiedyś ujawnić.
Basia mi się śniła, że była już duża i taaaaka ładna!
Basia broniła mnie zawsze przed chłopakami. Nawet taki Andrzejek, łobuziak jeden, to w dziób od niej dostał, aż mu się gwiazdy pokazały. No i dobrze mu, przynajmniej teraz chodzi z daleka od nas. Podobno wyjedzie z mamą do Ameryki. A niech tam sobie jedzie, jeszcze go tam nie znają!
Ale co z tym grzechem, o którym na początku pisałam?
To grzeszek kłamstwa. Wszyscy szukają klucza od domu, a ja w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć, że on leży jak trusia w kieszonce mojego fartuszka. Jak dobrze, że nie mam dziurawej kieszeni, bo podobno wszystko na mnie się pali.
To moi rodzice i siostry bliźniaczki |
Ale jest jeszcze jedna dobra rzecz. To okna od naszego mieszkania. Są nisko przy ziemi, więc tatuś nóg nie musiał łamać, jak wyskakiwał przez okno, kiedy leciał do ślusarza.