Ale niech tylko żona zdecyduje się iść do apteki po syrop dla biedaczyny, on ... w pełnej świadomości zachrypniętym głosem, nie zapomni, niby od niechcenia, dodać:
- A.... kup, kochanie, przy okazji piwko, zrobisz mi grzańca, może się wypocę. Tylko nie jedno, weź od razu 2, a może lepiej 3, najlepiej... 5.
A jeśli coś umknęło pamięci, to zawsze można jeszcze żonie przypomnieć przez telefon.
No... chyba teraz szybko nie wróci.
W spokoju można sobie obejrzeć igrzyska olimpijskie. Tylko tak bez piwa?
Z tym symulowaniem lepiej nie przesadzać. Lekarze nie zawsze trafiają z diagnozą.
W 1972 roku amerykański psycholog David Rosenhan opublikował pracę naukową pt "Zdrowy w chorym otoczeniu". Opisywał w niej eksperyment przeprowadzany w szpitalach psychiatrycznych. Zebrał 7 ochotników: studenta psychologii, lekarza pediatrii, malarza, gospodynię domową i 3 psychologów. Ochotnicy specjalnie się przygotowali, nie myjąc się wcześniej, nie używając kilka dni wcześniej pasty do zębów, przebrani w brudne ciuchy, dzwonili do szpitala, że słyszą nieokreślone głosy.
Przyjęto ich do szpitala. Nie rozpoznano wśród nich ani jednej zdrowej osoby.
6 z 7 usłyszało diagnozę schizofrenii, a 1 - stan depresyjny.
Już nie wspomnę, że uczestnicy obawiali się w szpitalu pobicia i gwałtów, że należało ustanowić prawnika na wszelką ewentualność.
Wynik eksperymentu w następnym szpitalu, który się zarzekał. że oni na pewno takiej plamy nie dałby... był jeszcze gorszy.
Ad rem...
Nie należy symulować....
A nuż lekarz postawi inną diagnozę, niż sobie symulant zaplanował?
Jak już symulujesz, to nie rób z siebie cierpiętnika, bo zdiagnozują depresję, chociaż zbytnia wesołkowatość.... też może zaprowadzić nie tam, gdzie planujesz.
Źródło: Faktopedia.pl
Źródło: Faktopedia.pl