Znów mąż nie zabrał ze sobą telefonu ani wody do picia. Komórka ładuje się, ale po co, skoro nie ma jej tam, gdzie powinna, czyli na wycieczce rowerowej? Jak można wybrać się w nieznane bez dokumentów, "bidonu" no i w tych czasach bez komórki?
Nie, nie wygląda to w przypadku mojego męża, aż tak źle.
I strój ma odpowiedniejszy i rowerek też wyższej klasy.
Mówią, że każdy ma to, na co zasługuje.
Wreszcie mąż wrócił, namierzyłam jego ślad po żółtych plamach rivanolu. Kontuzja. Niby nic, a szczypie. Pozbijane do krwi palce na kostkach, pozdzierana z nich skóra. Dobrze, że głowa cała. A dziwiłam się, ile to trzeba mieć samozaparcia, aby w upalny dzień wsiadać na rower z garnkiem na głowie i w rękawiczkach.
Jeszcze dostało mi się, że z chytrości kupiłam mu jakieś obgryzione rękawice kolarskie, które nie chronią całej dłoni.
No pewno, trzeba było podarować kolarzowi z bożej łaski... mufkę futrzaną. Wtedy na pewno ochrona byłaby 100-procentowa. A, zapomniałabym... postawa z taką mufką, byłaby wyśmienita., bo trzymałby się prosto, nie trzymał rękoma kierownicy, tylko w mufce, no i nie musiałby hamować nagle, kiedy... zobaczy dziewczyny na drodze. Nie fiknąłby koziołka przez kierownicę, jak to zrobił.
Trochę konfabuluję. Przyznał się biedaczek do nagłego hamowania przednim hamulcem i do koziołka. Wierzę mu, ale przyczyna? Że to niby ostry zakręt? Coś mi się wydaję, że nie...
Ale komórki nie zabrać ze sobą w tym czasie?
Długa trasa, mózg odwodniony. Zapomina się o całym świecie, a co dopiero o tym, że żona w domu wścieka się, że nie ma kontaktu z mężem. A przyleciałaby w mig biegusiem, na wezwanie telefoniczne, z plasterkami i rivanolem aż na pętlę poznańską i podratowałaby poharatane mężulkowe knykcie.
Teraz zmęczony to i na dziecięcym rowerku nie dałby rady. A może się mylę?
A telefonik leży sobie w domu, jak w najlepsze, pod ładowarką i obok bidon napełniony zimną wodą.
Bo pragnienie to udręka. Należy jak najszybciej starać się je ugasić.
by Giovanni Segantini (1858-1899) - detail |