- Babciu, ale mam strzały!
Mowa o strzałach do zabawkowego łuku. Ale czy on taki zabawkowy, to nie powiedziałabym, bo szkodę na zdrowiu można nim też wyrządziić, jakby się bardzo postarał. Mój wnuk bardzo się chyba nie starał, bo jest dość zręczny i nieraz samo tak jakoś wychodzi.
Może jednak wrócę do wczorajszego dnia.
Kuba wpadł, jak oparzony z zewnątrz do domu z żalem
- Mamuuuuś, a dziadziuś złamał mi strzałę!
Nie zatrzymywałam go, przeleciał, jak strzała w całej swojej okazałości obok mnie, pędząc do góry na skargę.
Okazało się, że kilka razy celował w dziadka, mimo ostrzeżenia, że jak trafi w niego, to w konsekwencji dziadek nie udokuruje jego łepetyny laurowym wieńcem... ale unieszkodliwi strzałę.
Widocznie chciał się przekonać, co za sposób unieszkodliwienia dziadek ma na myśli, więc zaryzykował ... i z premedytacją trafił.
W konsekwencji strzała poszła w drebiezgi.
Nie....takiego zakończenia to się wnusio nie spodziewał. Wszakże to nie były zawody, bo dziadek nie miał łuku, ale umowa dżentelmeńska była?
Wieczorem , przyniesiony "na barana" przez tatę, miał przeprosić dziadka, ale skruchy od razu nie było.
- Kuba w jakim celu mnie dusisz na karku? Co masz do powiedzenia dziadkowi?
- Ja? Nic... to tatuś mnie zmuszasz, abym dziadziusia przeprosił?
- A nie masz , za co?
.....
- Dziadziuś, ja cię jednak z miłością, serdecznością przepraszam, że strzeliłem w ciebie. Już nie będę, zresztą, sam wiesz, że to niemożliwe, nie mam już strzały. Nawet gdybym miał, to drugi raz mi się nie musi udać.
- Kuba ale się motasz. Prosta sprawa, jak strzała... będziesz próbować strzelać do człowieka?
- Nie, nie będę , obiecuję.
To było wczoraj, a dzisiaj...
Dzisiaj chyba dziadkowi żal się zrobiło wnuka, więc nim młody pojawił się na bajkach już został powiadomiony, że ma nową z regulowaną wysokością stopkę do rowera (przy poprzedniej rower nie był wystarczająco stabilny).
Radość Kuby była jeszcze większa, kiedy dowiedział się, że razem z dziadkiem pojadą na rowerach w wierzbową uliczkę w łąki, wytną sobie kilka wierzbowych gałązek i wystrugają z nich kilka strzał z prawdziwego zdarzenia.
Wycieczka się udała, spotkali 2 sarenki po jednej stronie drogi, a po drugiej leżała mlodziutka, chyba dopiero urodzona sarenka, bo jeszcze nie umiała podnieść się pewnie na nogi. Kuba był obok niej na wyciągnięcie ręki. Nie posiadal się z radości.
Po przyjeździe do domu sam strugał jedną ze strzał kozikiem dziadka. Jest cieńsza i dalej "niesie", niż ta złamana. Pozostałe dopracował dziadek.
Przy obiedzie rozmowa toczyła się wokół dzisiejszych przeżyć.
Nawiązałam do aktualnego hobby sportowego wnuka:
- Kuba , teraz z ciebie taki mały Tell.
- Nie słyszałem o Telu. Kto to taki?
- Też strzelał z łuku. Potrafił jabłko na głowie...
...i tu zimne i srogie spojrzenie całej rodziny i wymachiwanie rąk w moim kierunku ...
Wszyscy widzą, jak wiję się jak piskorz, aby odwrócic uwagę od Tella.
Rozumiem... zmieniamy temat... kontynuuję:
...co ja to mówiłam... aha... potrafił jabłko na głowie nosić i wcale mu nie spadało na ziemię. Taki był z niego ekwilibrysta. W ogóle był zdolny facet.
Wszyscy widzą, jak wiję się jak piskorz, aby odwrócić uwagę od Tella. Sama nawarzyłam piwa, to i go wypiję.
O Adamie i Ewie nie będę chyba mu opowiadać, aby odwrócić uwagę od Wilhelma Tella.
- Ale inny pan, nazywał się Newton, bardziej "znany jest z jabłka". To on bardzo dawno temu, siedział sobie pod jabłonią, kiedy niespodziewanie jabłko spadło mu na głowę i w ten sposób odkrył bardzo ważne prawo .
|
(źródło: Wikikids) |
- Jakie babciu? - ...że dwa przedmioty, które mają swoją masę, jakby ci tu powiedzieć... czyli mają jakiś cieżar... przyciągają się wzajemnie. Ziemia przyciągnęła jabłko. Zresztą jabłko samo dążyło swoją zdolnością przyciągania do ziemi.
A po co ja ci to wszystko tłumaczę? Za mały jeszcze jesteś na taką naukę.
Sama nawarzyłam piwa, to i sama go piję.
Czy on dziadka w głowę trafił? Czy po zasięgnięciu wiedzy o Wilhelmie próbowałby... czy jest to możliwe, strzelać w jabłko... ale kto odważyłby się mu statystować?
Ja... na pewno nie! Musieliby mnie do fotela przywiązać.
- Kuba, a w co ty dziadka trafiłeś?
- Babciu zmieńmy temat... Jak ja używam słowo, jakieś, np. dupa, to od razu zmieniasz temat, a ty sama zaczynasz...
Ale babciu, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
Gdyby dziadziuś mi tamtej jedynej strzały nie złamał, to bym nie miał teraz ich kilka "cienkich i lepiej strzelających".
- Kuba, nie każde zło wychodzi na dobre. Można najwyżej wyciągnąć z niego naukę, jak postępować nie wolno.
Zły wniosek Kuby, oj zły. Dziadek chyba pospieszył się z tymi nowymi strzałami. Przecież to wygląda, jak ten wieniec laurowy za strzał, ale w co?
Muszę dociec, gdzie on dziadka trafił. Wszyscy nabrali wody w usta.
I już wiem, Kuba tajemnicy długo utrzymać nie umie....bo nie sądzę, że nie chciał dziadka wprowadzić w zażenowanie (już cała rodzinka, i tata i mama, już wiedzieli), gdzie trafił, tylko babcia jest z całej rodziny nieświadoma. Śladu jednak na głowie dziadka nie widać.
Wreszcie zostałam sama z Kubą. Zaczynam drążyć.
- Babciu, to jednak mogę użyć tego słowa bezkarnie?
- Bezkarnie...? Kuba jest takie powiedzenie :"Mądrej głowie dość po słowie...". Domyślam się. Bałam się, że w głowę ucelowałeś.
- Najwyżej, babciu, dziadek będzie miał trudności z jazdą na rowerze. Ojej, a on przecież już dzisiaj ze mną jeździł! To go musiało boleć!
A tyle mogłabym mu na temat zabaw z łukiem powiedzieć, jako przestrogę, np, o tym, jak kilkuletni chłopiec, kolega jego mamy, ucelował strzałą w kość policzkową obok jej lewego oka, a potem się dziwił, że poszła na skargę do jego mamy, a już taki ładny kolor, z zielonego na żółty się zmienia, ten ślad od celowania.
Nie przeszkodziło to wcale, aby mama Kuby, jako mała dziewczynka, dalej bawiła się z kolegą, jak ślad się zagoił.
Wspominałam już o tym w jakimś starym wpisie, bo o strzałach z łuku też już na tym blogu było.
Konia z rzędem temu , kto wie, w którym wpisie :)
Na 100% to nie pamiętam, czy Kubie już tej przygody kiedyś nie opowiadałam.
Dochodzę do wniosku, że bloger, który gubi się we własnych 580 wpisach, powinien tę pisaninę zakończyć.