Translate

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

EFEKT KAMELEONA



"W kultowym już eksperymencie amerykańskiego psychologa polskiego pochodzenia, doktora Roberta Zajonca, badanym były pokazywane zdjęcia portretowe różnych osób. Ich zadaniem była ocena podobieństwa między osobami z fotografii. Uczestnicy badania bez problemu połączyli ze sobą zdjęcia najbardziej podobnych osób. 


Okazało się, że badani zobaczyli niemal bezbłędnie podobieństwo między osobami, które były w długoletnich związkach. Im związek był dłuższy, a pary bardziej z niego zadowolone, tym ich twarze zostały ocenione jako bardziej do siebie podobne. Również za tym fenomenem stoi mimikra – najchętniej naśladujemy mimikę tych osób, które znamy i lubimy. Twarze osób starzejących się u boku partnera zyskują podobny układ zmarszczek mimicznych, ponieważ przez lata pracowały w nich podobne grupy mięśnie.
(...)
Czy podoba się to nam, wychowanym w kulcie indywidualizmu, czy nie, pragnienie przynależności pozostaje jedną z najsilniejszych ludzkich potrzeb. Szczęśliwie zostaliśmy wyposażeni w umiejętności naśladownictwa, ułatwiające nam wkupywanie się w łaski nowego otoczenia. Taka wiedza może otwierać zupełnie nowe możliwości. Jako terapeuta czy sprzedawca można w ten sposób zdobyć zaufanie klienta, czy pacjenta. A na nudnym przyjęciu, możesz nieoczekiwanie spotkać miłość życia, która na podstawie kilku niewinnych gestów uzna, że masz w sobie „to coś”. I nie będzie to błyskotliwy dowcip ani świetnie skrojony garnitur, ale efekt kameleona."
Żródło: na:Temat
autor :Helena Łygas
"Efekt kameleona, czyli o tym, jak niewinne naśladownictwo drastycznie zmienia relacje międzyludzkie na korzyść imitatora"

Na stronie "badanie.net" Weronika Trzmielewska postawiła pytanie: Czy naśladownictwo może prowadzić do negatywnych konsekwencji? 

"Wiele badań opisuje pozytywny wpływ naśladownictwa na więzi społeczne, ich trwałość i satysfakcję z relacji. Badanie opublikowane w Social Psychological and Personality Science pokazuje, że to rozmowa z nieznajomym, który nie kopiuje naszych zachowań, a nie spotkanym przypadkiem „kameleonem”, może mieć wpływ na lepsze oceny związków romantycznych.
Naśladownictwo (mowy, ekspresji mimicznych, zachowań) najczęściej opisuje się jako mechanizm, który pełni ważną rolę w tworzeniu i utrzymywaniu relacji, a naśladowcy wzbudzają większą sympatię (Kulesza, 2016). Ludzie naśladowani chętniej niż nienaśladowani dzielą się intymnymi informacjami na swój temat. Naśladownictwo zdaje się potencjalnie sugerować korzyść obu stron społecznej interakcji – zyskuje zarówno naśladowca jak i naśladowany. Jednak czy naśladownictwo może prowadzić do negatywnych konsekwencji? Holenderski zespół badaczy Marina Kouzakova, Johan Karremans, Rick van Baaren oraz Ad van Knippenberg postanowili to sprawdzić w 2010 roku. Naśladownictwo, wg. tych autorów, traktowane było jako naturalny proces zachodzący w relacjach międzyludzkich, założono więc, że jego brak jest rejestrowany i odczuwany jako sygnał odtrącenia w interakcjach. Badacze wydedukowali, że nienaśladowani gorzej zniosą „odrzucenie” przez nieznajomą osobę, dążąc do poprawy samopoczucia przez zbliżenie się do swoich najbliższych – tzn. do partnerów romantycznych. Sprawdzali, więc czy sytuacja braku naśladowania bardziej niż jego wystąpienia spowoduje wzrost poczucia bliskości i satysfakcji z bieżących związków romantycznych u nienaśladowanych ludzi."
No to teraz wypada mi zacytować nie kogoś innego, jak tylko ... Ludwika Jerzego Kerna. I na tę okoliczność znalazł odpowiedź: nie warto naśladować





sobota, 27 kwietnia 2019

ZALETY ZEWNĘTRZNE TO NIE WSZYSTKO


Czy zalety zewnętrzne mogą być języczkiem u wagi podczas rekrutacji pracowników?

 Tym razem na szali kładę, już nie pierwszy raz, politykę kadrową. Pisałam już o słoniu w składzie porcelany. Nie winię tu tylko przykładowego słonia, ale i  "kadrowego".

Wg psychologii, rozważając wady i zalety człowieka, można stwierdzić, że   osoby skromne z natury przyznają się do swoich zalet, jak i wad. Natomiast te pewne siebie z fałszywą skromnością będą z łatwością wyliczać wady.
Ci z brakiem pewności siebie są przeświadczeni, że posiadają tylko same wady i każdy inny na ich miejscu jest od nich lepszy w każdej dziedzinie.

Nie zwalnia to jednak  kandydatów na nowe stanowisko od mierzenia "zamiarów wg sił", ani tym bardziej angażujących ich rekrutantów do postawy: "sprawdzi się  lub nie w czasie stażu , ale zalety zewnętrzne kandydat ma ...imponujące... dlatego... dajmy mu szansę ".

Jak zwykle, podpieram się poezją Ludwika Jerzego Kerna:
"SEKRETARKA" Przekrój,18 października 1953 roku










czwartek, 25 kwietnia 2019

PRZYJĘCIE ŚWIĄTECZNE


Jeszcze trwa OKTAWA WIELKANOCNA. 
Oprócz doznań duchowych, co niektórzy pamiętają doznania fizyczne. A to zmęczenie pań domu, jeśli nie zamówiły cateringu , a to wstręt przed spojrzeniem w lustro, aby nie widzieć drugiego podbródka lub dodatkowej fałdki na brzuchu. Bo nie chciało się podnieść czterech literek od stołu , żeby spacerku doświadczyć. Część bohaterów dyngusowych kąpieli kuruje się teraz w łóżeczkach.

Niektórzy może niewiele pamiętają z tych dni świątecznych, bo miarka się ciut ciut przebrała. Sądzę jednak, że to już nie te czasy, kiedy w trakcie zawziętej dyskusji rodzinnej nagle ktoś zsuwał się pod stół, i to wcale nie z braku ciętej riposty, ale zbyt słabej głowy a mocnego  czy nadmiernie spożytego trunku. Przyznać należy, że po krótkim w parterze odpoczynku, znów liczba gości się zgadzała, już wypoczęty człowiek z zadowoleniem wynurzywszy się spod stołu, oświadczał "już jestem... na czym to skończyliśmy?"

Na tę okoliczność przedstawiam wiersz Ludwika Jerzego Kerna, opublikowany 22 listopada 1953 roku w Przekroju:


czwartek, 18 kwietnia 2019

MOŻNA I TAK... ALE CZY WARTO?


Jak zwykle, czekam na gości, tym bardziej w okresie świątecznym. Ale znam takich, którzy w tym czasie wyjeżdżają. I nie dlatego, aby odciąć się od przygotowań świątecznych (tych porządkowych, jak  i kulinarnych) ale też od...gości. Zresztą teraz nawet dla tych, którzy nie chcą opuścić wielkanocnych obrzędów religijnych. domy wypoczynkowe też są na tę okoliczność przygotowane i nawet do świątyń podwożą.

Ludwik Jerzy Kern też coś przygotował:


WSZYSTKIM MOIM GOŚCIOM - DROGIM CZYTELNIKOM 
ŻYCZĘ

WESOŁYCH ŚWIĄT

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

URZECZYWISTNIĆ MARZENIA


Pewien aktor filmowy opowiadał autorowi książki "Potęga Podświadomości" -  Josephowi Murphy: "pomagając ojcu w gospodarstwie marzył  o tym, żeby zostać gwiazdorem ekranu - choć wiedział, że ze swoją szkolną wiedzą daleko nie zajdzie. Myśl o aktorstwie nie dawała mu spokoju - ani przy koszeniu, ani przy dojeniu krów. "Stale widziałem swoje nazwisko ułożone z wielkich, świetlistych liter nad wejściem do wytwornego kina. Latami oddawałem się temu marzeniu, aż w końcu uciekłem z domu. Brałem wszystkie, nawet najpośledniejsze zajęcia, jakie mi proponowano w filmie.. Statystowałem, później awansowałem do coraz większych ról  mówionych, aż pewnego dnia rzeczywiście ujrzałem swoje nazwisko w takim rzęsistym świetle, o jakim marzyłem w dzieciństwie!" Zakończył słowami:
Doświadczyłem na sobie, że konsekwencja w marzeniach przynosi sukces!"

Jak to jest z tą konsekwencją?
Moja starsza córka, mając 4 lata twierdziła, że jej wymarzonym zawodem jest sprzątaczka. W tamtym czasie uwielbiała babrać się w zlewozmywaku, tłukła na potęgę szklanki, kładąc je do zlewu do góry dnem w koszyczkach.
Ale konsekwentna widocznie nie była, bo źle skończyła... nie została jednak, jak marzyła sprzątaczką, ale... starszym wykładowcą jednej z filologii na uniwersytecie. Może za mało wspierałam ją w tych marzeniach? 

Ciekawe, czy wytrwały w marzeniach, a raczej w postanowieniach będzie mój 5 letni wnuczek, który dzisiaj targając z Lidla zakupione przeze mnie kolejne lego ( trochę na wyrost, bo od 8 do 11 lat), obiecywał mi, że jak dorośnie, to przewiezie mnie na przyczepie. Nawet nie  załapałam, jakiego pojazdu. 

Przyczepa! Też mi się zemścił, za to, że proponowałam, aby do jutra ze składaniem lego zaczekał, bo dzisiaj, to ani dziadka w domu nie ma, a rodzice goszczą przyjaciół. Sam może sobie rady nie dać, a jeszcze w gościnie przeszkodzi. To on, tak mi mówi,  będzie się tak  głośno zachowywał, aby zwrócić gości uwagę, a może sami zechcą się pobawić i mu pomogą, gdyby takiej pomocy potrzebował.  Jeszcze szelma radował się głośno, jak to babcia na tej przyczepie będzie podskakiwała. Chyba, żeby mnie na niej unieruchomił! 
Lisandro Rota

Oglądałam się tylko na boki, czy pracownicy układający na ulicy światłowód pod internet i tv słyszą, co za jazda mnie jeszcze na tym padole czeka. 


Dobrze, że wnusio nie ma tyle wyobraźni, że jak on już będzie taki duży, aby babcię na przyczepie wozić, to już może  w karawanie moje członki będą podskakiwać w mojej ostatniej ziemskiej podróży. Chociaż przyznać muszę, że ulice ładnie, równo kostką są wyłożone, aby corocznie biegnący tą trasą półmaratończycy nóg nie połamali.

Ale trasy takiej nie można sobie wymarzyć, bo nikt nie zna dnia ani godziny, to i trasy nie można być pewnym. Co, jak co, ale projektować swoich ostatecznych dni na tej ziemi nie mam zamiaru. Będzie, co będzie.  

PS
Z radością donoszę, że wnusio o przyczepie już zapomniał, bo po 3 godzinach przyszedł do mnie, chwaląc się złożonym pojazdem z lego i nawet podzielił się ze mną gumą do żucia. 

Teraz smacznie chrapie w towarzystwie pojazdu. Niepotrzebnie stresowałam się tą grożącą mi przejażdżką na przyczepie. Przecież pogody też by mi nie zagwarantował.



piątek, 12 kwietnia 2019

PRAGNIENIE A WYOBRAŹNIA



Upływało już kilka dni, od czasu kiedy wypadało ponowić zaproszenie znajomych do siebie na kawę. Dwukrotnie termin został odwoływany z powodu dziwnych przeciwności: a to angina mnie dopadła , innym razem nieplanowany, acz nagły wyjazd męża  w celach zawodowych. 

Bez większego namysłu mąż wziął w ubiegłą sobotę sprawy w swoje ręce i bez porozumienia ze mną wykonał telefon, zapraszając gości na piątek, czyli dzisiaj, na godz. 16.
I zaczęło się!
Jak to piątek?
Dlaczego nie ustaliłeś terminu ze mną? Przecież dentystę mam tego dnia! Nie zdążę wrócić.
Po rozliczeniu godzin i minut, przy dobrym sprężeniu, może....
Ale nadszedł czas, kiedy ksiądz w niedzielę w ogłoszeniach przypomniał o corocznej  ekstremalnej drodze krzyżowej właśnie na ten piątek. Mateczko Kochana, a toć to pragnienie męża, aby w tym roku też w niej wziąć udział! Czeka na niego 40 km nocnej trasy!
Jak pogodzi to z wizytą, która może przeciągnąć się do późnego wieczora?
Nie, trzeci raz wizyty nie odmówi...
To samo jakoś się rozwiąże...

I tu ... wczoraj... telefon.
Przeprasza znajomy, że niestety, nie przyjdą w piątek. Pękła mu szczęka (sztuczna szczęka ) i nie chce się w takim stanie pokazywać pani domu (maczo bez zębów? :-)  Naprawa trochę potrwa. Umówi się na spotkanie trochę później.

Chyba mąż nie modlił się o taki przebieg sprawy, bo jest życzliwym człowiekiem. On po prostu uważał, że sprawy tak się potoczą, że  jednak na tę drogę i tak  wyruszy. 
Chcąc pokonać ten kłopot, zaangażował własną, kierowaną naukowo wyobraźnię, mając pewność, że nastąpi wszystko, cokolwiek jego wyobraźni wyda się prawdą.
Przyznam, że każdy z nas na swój sposób z osobna  rozmyślaliśmy, że dobrze byłoby, aby nasi przyszli goście sami przesunęli termin na każdy inny, byleby nie był to piątek, bez względu na przyczynę? Ale sami z tą inicjatywą do nich nie chcieliśmy zadzwonić. Sprawa miała  się sama rozwikłać.

W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy: "Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie."(Mt 18,19). 

Co to znaczy? Czy nie chodzi tu o harmonijne połączenie albo zgodę świadomości i podświadomości co do jakiejś idei, pragnienie  lub wyobrażenie?


Joseph Murphy w swojej książce "Potęga podświadomości" pisze:

"...O tym, jak  pokonywać sprzeczności między pragnieniem a wyobraźnią, mówi przykład jednej z moich znajomych. Marzyła ona o przyjaznym zażegnaniu pewnego sporu prawnego - jej wyobraźnia lubowała się jednak w wizjach niepowodzenia, strat, upadłości i nędzy. Chodziło tu o zawikłany problem prawniczy, którego rozwiązanie zdawało się odsuwać w nieskończoność.

Na moją propozycję zaczęła co wieczór przed snem wprawiać się w trans i przywoływać radość i ulgę, jaka odczułaby po szczęśliwym zakończeniu procesu. Wiedziała, że to wyobrażenie musi zgadzać się z pragnieniami. Przed zaśnięciem wyobrażała sobie siebie w ożywionej rozmowie z adwokatem. I zawsze kazała mu wypowiadać słowa: "Sprawa znalazła ze wszech miar zadowalające rozwiązanie i zdołano uregulować ją polubownie poza sądem". Gdy tylko w dzień dopadał ją dawny strach, natychmiast w umyśle wyświetlała sobie ten film. Wkrótce bez trudu umiała sobie wyobrazić głos, gestykulację i uśmiech adwokata. Scene te powtarzała tak często, aż całkowicie utrwaliła sie ona w jej umyśle i wyobraźni. I rzeczywiście - po paru tygodniach adwokat zadzwonił, że stało się zgodnie z jej życzeniem.

Pora tu wspomnieć słowa psalmisty:
"Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca przed Tobą, Jahwe, moja skało i mój Zbawicielu" (Ps19,15)

Niech twoje myśli i uczucia "znajdą uznanie", a siła i mądrość podświadomości uwolni cię od choroby, zniewolenia i cierpień"
....
"Twoim najsilniejszym atutem jest wyobraźnia. Wyobrażaj sobie tylko rzeczy dobre i piękne. Ty i Twój los jesteście tym, czym twoje myśli i wyobrażenia.
W stanie podobnym do snu sprzeczność między świadomością a podświadomością jest najzupełniej wyłączona. Tuż przed zaśnięciem wyobrażaj sobie zawsze z radością spełnienie pragnień. Zasypiaj spokojny i budź się radosny."

Skoro już post jest na ukończeniu, zostało mi jedno: wyobrazić sobie, że mój mąż przebywa swoją drogę w spokoju, idzie właściwą trasą, jest pełen energii, ma odpowiednią pogodę, wygodne buty.

Dlaczego nie używam w swojej wyobraźni i werbalizacji słów:
"nie błądzi, nie jest znużony, nie obciera nóg?"
 Podświadomość nie zna słowa "nie".

Dostaje zadanie: błądzić, znużenie, obtarcie nóg... i Przyjmuje do realizacji.

W ubiegłym roku pobłądził, nie znając dobrze trasy i nadrabiał kilka kilometrów, odczuwał przeogromne znużenie i odgniótł paznokcie u nóg.

W tym roku wszystko będzie inaczej. Widzę go i wspieram modlitwą. A nie jestem w tym odosobniona. Mamy dzieci, które tatę wspierają. Oprócz laterenki, która oświeca mu drogę,  mam nadzieję, że prowadzą go aniołowie , przynajmniej 2, jego i mój, który dostał takie ode mnie zadanie. A na nim jeszcze sie nie zawiodłam.


środa, 10 kwietnia 2019

POWSTAŃ JUŻ DZIŚ, NIE PODDAWAJ SIĘ




"Kiedy smutek w duszy twej
Kiedy nie wiesz, dokąd pójść
Spójrz na krzyż Chrystusa
Pomyśl, że
To wszystko dla ciebie...

Kolejny raz już nie masz sił
Nie walczysz już, chcesz poddać się
A Chrystus z krzyża swego
Mówi ci:
"To wszystko dla ciebie!
Dla ciebie..."

Ref. "Nie poddawaj się!"
Tak mówi tobie dziś Pan
On na drodze swej
Także upadki miał /x2

Powstań już dziś..."

(Magdalena Kania)





Kto by przypuszczał, że teraz zaproponuję rap:
(Najlepszy Przekaz W Mieście - Zawsze do celu) ?

A jednak, odważyłam się:

"Do celu masz niewiele, mmm, tak 
A gdy upadniesz pomogę Ci wstać 
Po prostu walcz, nie poddawaj się 
to może być Twój szczęśliwy dzień"


sobota, 6 kwietnia 2019

WIRTUALNY BLIŹNIAK

Pochodzę z rodziny długowiecznych. Nie biorę pod uwagę osiągniętego wieku mojej babci, której urzędnik spraw obywatelskich wspaniałomyślnie wstawił datę urodzenia o 20 lat do tyłu. Kiedy odkryliśmy, że ma już 125 lat zaczęliśmy namawiać ją, aby zaczęła z osiągniętego wieku czerpać jakieś profity od państwa. Nie dała się namówić. Uczciwość, uczciwość, jeszcze raz uczciwość. Ale dowodu osobistego nie zmieniła.
Dożyła szczęśliwie do 97 roku życia.

Nie mogę powiedzieć, aby pracowała ciężko. Była pogodną osobą, pogodzoną z naturą, często otoczona wianuszkiem kochających ją wnucząt. 

Nie miała bliźniaka, który skutecznie odradzałby jej zamążpójście, ale większość życia przeżyła jako wdowa. Zawsze była samodzielna. Ceniła sobie wolność.

W serwisie Fakt24 (13 sie 15znalazłam interesujący mnie temat o długowieczności. 
Tym razem wypowiadają się najstarsze bliźnięta na temat długowieczności. Przeżyli 102 lata ( nie wiem, czy panowie jeszcze żyją i czy dokumenty na temat daty ich urodzenia były w porządku :-))



" Najstarsze bliźniacze rodzeństwo na świecie – Peter i Paulus Langerock – z dumą mówią o tym, jak udało im się przeżyć razem tak długo.
Mężczyźni, urodzeni tuż przed wybuchem I wojny światowej, przeszli naprawdę wiele życiowych zawieruch. Co zatem sprawia, że pomimo 102 lat na karku wciąż są w formie?
–„ Nasz sekret? Całe życie ciężkiej pracy, punktualność i kieliszek czerwonego wina dziennie” – zgodnie twierdzą Peter i Paulus. Bracia mówią, że nigdy też przesadnie nie dbali o swoje zdrowie – zwłaszcza w kwestii spożywanego alkoholu. Także teraz, spędzając dni w belgijskim domu opieki, nie wyobrażają sobie dnia bez kieliszka dobrego bordeaux.
Z przymrużeniem oka mówią też o kolejnym sposobie na długie i szczęśliwe życie: to bycie singlem! Bracia nigdy się nie ożenili, bo, jak twierdzą, nigdy nie zaakceptowali wyboru drugiego bliźniaka. – „Nie ma wiele rad, których mógłbym udzielić. Po prostu nie traćcie czasu na bezsensowne czynności, nie objadajcie się i nie uganiajcie się za kobietami” – mówi Paulus.
Czyżby sposób na długowieczność był aż tak prosty? Coś w tym musi być, skoro bracia o przeprowadzeniu się do domu opieki zadecydowali dopiero w wieku... 99 lat, kiedy uznali, że są już za starzy na prowadzenie własnego domu!
Cóż, można im tylko pozazdrościć formy!"
autor:KN


No cóż bliźniaka nie mam, chociaż mam siostry rodzone bliźniaczki. Chyba jednak to tak nie działa.
Ja ewentualnie mogę sobie wirtualnie ( nie in vitro :-) bliźniaka stworzyć.




To ja w młodości. 
Fotomontaż stworzyłam wspólnie z Michele Giammaria 

Wina też nie piję. Nie czas na uganianie się za mężczyznami. Trudno, straciłam okazję na długowieczność. 

A czas nieubłagalnie leci...

Chyba, że geny po babci... Nie, babcia nie uganiała się za kimkolwiek. Ale kieliszeczka.... nie odmawiała :-)
Kochana Babcia Waleria :-) 
Walerianę tylko z leków stosowała, ale lekarza odwiedziła pierwszy raz pod koniec życia, kiedy krostka, a może pryszcz ( coś jakby młodzieńczy :-), który spóźnił się ponad 90 lat) na nosie jej wykwitł i została przez swojego syna na oględziny lekarskie siłą dostarczona. 

HUŚTAJ MNIE, HUŚTAJ, PSIAJUCHO

II wersja postu  HUŚTAWKA z 24.06.2018




Na starość troszeczkę dziecinniejemy. Dlatego wstępną fotkę wybrałam właśnie taką. Wracamy do czasów, kiedy przyjemność huśtania wywoływała u nas poczucie bezpieczeństwa.



George Hillyard Swinstead (British 1860-1926) huśtawka

Źródło: Arkè Photos 10 stycznia 2015

Haunt of an Urban Tarzan,  1955, byJohn Drysdale



    Bardzo często słyszymy, że kołysanie dzieci jest naganne.
Okazuje się jednak, że się mylimy.
W internetowym serwisie "Dzieci są ważne" dziecisawazne.pl dla rodziców (chociaż jestem babcią, to tam zaglądam ) podane są argumenty za częstym bujaniem, huśtaniem i kołysaniem malców.


„Nie kołysz (nie noś...), bo się przyzwyczai” – jeden z najpopularniejszych mitów powtarzanych jak mantra w wielu polskich domach. Tymczasem bujanie to najlepsza stymulacja zmysłów, jaką możemy zapewnić maluchowi. Nie dość, że rozwija, uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa, pomaga zbudować między rodzicem a dzieckiem niepowtarzalną więź. Czy znasz wszystkie powody, by jak najczęściej bujać, kołysać i huśtać swojego maluszka?



1. Bujanie uspokaja i wycisza emocje

– wszystko dzięki temu, że maluch spokojny ruch kołysania zna jeszcze z okresu prenatalnego. Bujanie pozwala zasnąć wielu dzieciom znajdującym się w brzuchu mamy. Większość z nich wybudza się dopiero wtedy, gdy mama kładzie się do łóżka – spać. Kto doświadczył wieczornych harców w brzuchu, ten wie, że trudno je przeoczyć (i przy nich zasnąć).

2. Daje poczucie bezpieczeństwa
– bo kołysany maluch przypomina sobie rzeczywistość z brzucha mamy, w którym było mu ciepło i dobrze. Z tego samego powodu dziecko kołysane szybciej zasypia, a samo lulanie do snu jest jedną z najstarszych tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
3. Pobudza mózg do aktywności
– badania naukowe dowodzą, że kołysanie pomaga w wytwarzaniu się połączeń między neuronami, co zwiększa potencjał intelektualny dziecka. 

4. Wpływa na rozwój układu przedsionkowego
– czyli część systemu nerwowego, odpowiedzialną za zmysł równowagi oraz koordynację ruchową, która to swój najintensywniejszy rozwój przechodzi w pierwszych dwóch latach życia dziecka. To właśnie ten układ pozwala maluchowi opanować trudną sztukę skakania na jednej nodze, chodzenia po krawężniku czy jeżdżenia na rowerze.

5. Rozwija wyobraźnię przestrzenną
– maluch zyskuje świadomość ruchu i swojego ciała, uczy się łączyć doświadczenia zmysłowe w spójny, całościowy obraz.

6. Wzmacnia mięśnie całego ciała
– choćby mięśnie posturalne. Dlatego bujanie zaleca się dzieciom z obniżonym napięciem mięśniowym.

7. Wspomaga procesy koncentracji uwagi i uczenia się
– ale także rozwój mowy i percepcji słuchowej. Badania pokazują też, że przyspiesza rozwój motoryczny dziecka – te bujane szybciej siadają, raczkują, czworakują, stawiają pierwsze kroki.

8. Pozwala rodzicom odpocząć
– różne bujaki, hamaczki i huśtawki, w których można malucha posadzić i pobujać, dają rodzicom upragnioną chwilę wytchnienia. Dziecko zajęte sobą, rodzic z kubkiem ciepłej herbaty w ręku – czasem tak niewiele wystarczy, by naładować swoje akumulatory na kolejne godziny zabaw, harców i… nocnych pobudek.

9. Jest doskonałą zabawą
– niezależnie od wieku. Starsze dzieci cieszy widok huśtawki, na której można poszybować niemalże do nieba. Mniejsze wolą raczej monotonny ruch bujania, ale generalnie – huśtanie, bujanie, lulanie to wciąż ulubiona zabawa, łącząca pokolenia.

10. Jest dla wszystkich
– bo nie tylko dzieci lubią bujanie. Leżenie w hamaku to relaksująca aktywność nie tylko dla najmłodszych. Mamy karmiące z pewnością doceniają hamaki, w których mogą się schować razem z dzieckiem i dyskretnie je nakarmić a jednocześnie ululać do snu."

To teraz na wesoło o huśtaniu:

"Huśtaj mnie, huśtaj, psiajucho


animation Irina Marinina /Mira 1/ 

Huśtaj mnie, huśtaj fest

animation Michele Giammaria /MIKI4/

Ja już ni mogiem, dziewuchu,


by Anatoly Kozelsky,animation Michele Giammaria 

Bum straszni zmynczony jest.
...
Całuj mnie, całuj, dziewucho

Całuj mnie, całuj fest



animation Irina Marinina /Mira 1/ 

Ja już ni mogiem psiajucho,
bum straszni zmynczona jest."


Słowa Ludwik Ludwikowski-Halski

Muzyka Józeh Lehrer

A poniżej wersja Bodo z filmu ("Strachy")

"Buja cię, Antek, psiajucha,
Buja wysoko fest,
Boś ty jest fajna dziewucha,
Jam zdrowy chłopak jest."



"Bujaj się, Fela, bo jutro niedziela", to już rzecz nie o huśtawce, ale "bujnięciu się" z przyspieszeniem.
"Fela" to koń dorożkarza. Jak tu nie wzmóc energii na myśl o weekendzie i zwiększonym zarobku, a cóż to, że nie z jazdy jaguarem... bez dachu...
Dorożka, to jest to!

"Na Targówku szwagra zięć - ulica Mokra numer pięć
Ma swą dorożkę, starą troszkę, stary przy niej koń.
Koń na imię Fela ma i cały ich Targówek zna,
Machając, więc, wołają, więc, gdy jedzie dryńdą zięć.
Bujaj się, Fela, bo jutro niedziela,
pojedziem na spacer w Aleje!
Tłok w tramwajach, w autobusach,
a my luz, a my kłusa,
Bo od Wisły wiatr znajomy wieje.
Bujaj się, Fela, bo jutro niedziela,
w niedzielę na medal zabawa!
Wszystko jedno, niech ja stracę,
ja funduję i ja płacę,
Reszta frajer dziś i wysiadka(... )"


Oby pogoda dopisała, bo klimat zmienny jest




dc. klimatów lwowskich


"Ta , co Pan buja, ta ja ze Lwowa
Nocny pociąg trzecia klasa,
W kurytarzu ona on,
Ona postać rasa klasa,
On jest z Wilna - szyk - bon ton!
Znaczy się ja panią kocham!
Sapie przy tym niby miech,
W uszku grucha, ona słucha,
nagle ona głośno w śmiech!

Ta co pan buja,
ta ja ze Lwowa!
Ta daj pan spokój
Ta ja si na tym znam!
Na te kawałki
ja za murowa!
Ja w sprawach serca
doświadczeni mam!
Ta po co tracić
Nadaremni słowa!
Jak pan mnie kocha,
To wi pan co pan zrób?
To jedź pan ze mną
Do mego Lwowa
I nim co bedzi
to weź pan ze mną ślub"

Emanuel Szlechter - słowa
Henryk Wars - muzyka


"Bujać to my, a nie nas"
"Mój wujek przy pianinie siadł
i zagrał walca z dawnych lat,
śpiewana była piosnka ta,
gdy panna na huśtawkę szła,
a jeśli chłopiec przy niej był,
to ją kołysał z wszystkich sił,
kołysząc szeptał: "kocham cię",
a panna na to, śmiejąc się:

"Bujaj mnie, bujaj, kochanie,
nęci mnie dziś zabawa ta!
Lubię to słodkie bujanie,
bo to swój urok ma!

Bujaj mnie jeszcze przez chwilę,
niech się kołyszę - tak
jak na kwiateczku motylek,
jak chmurka na wietrze lub ptak!"

A potem chłopiec brał z nią ślub,
dwa lata leżał u jej stóp,
a w trzecim roku ona już
łaknęła nadzwyczajnych burz -

gdy z domu wybierała się,
to ciotką zasłaniała się,
a on żoneczkę znając swą,
zawsze z uśmiechem żegnał ją:

"Bujaj mnie, bujaj, stokrotko,
ja przecież to już we krwi mam!
Lecz nie zasłaniaj się ciotką,
bo ją z bilardu znam!

Mogę powiedzieć ci jeszcze,
że ciocia wąsik ma,
jest dżezbendzistą w orkiestrze
i u Bliklego dziś gra!"


Raczej to nie jest wieczór u Bliklego :-)

Gdy punktualny był pan mąż,
o trzeciej z biura wracał wciąż,
a potem zaczął spóźniać się
to o godzinkę, to o dwie,
to w nocy posiedzenia miał,
to coś do załatwienia miał,
że niby praca dzień po dniu,
a na to żonka rzekła mu:

"Bujaj mnie, bujaj, mój złoty,
ja przecież doświadczenie mam!
Znam twe biurowe roboty,
a zwłaszcza jedną znam.
Ładną ma buzię i nogi,
i blond fryzurkę ma,
więc mnie nie bujaj, mój drogi,
bo tak nie potrafisz jak ja!"

JAK ONI TO ROBIĄ?


W ostatnich dniach, aż do końca kwietnia Polacy odczuwają nietypowy ból. Czy to skutek przesilenia wiosennego? A może jakaś alergia, która ogarnia coraz większy odsetek naszej populacji?
Nie...
To ból wynikający z uszczuplenia portfeli.
Najwyższy czas na płacenie podatków za ubiegły rok!
Ci, którzy nie płacą podatków,  mają dylemat: jak przeżyją Polacy bez ich skromnego wkładu w budżet państwowy?
"Jerzy Jurandot - Z czego ludzie dziś żyją?
Ja tak myślę i myślę: z czego ludzie dziś żyją?
Oni są eleganccy, oni jedzą i piją,
Oni grają w ping-ponga, oni jeżdżą na nartach,
Oni tańczą, kochają i szachrują przy kartach,
Oni palą, głosują, piszą weksle, nie płacą,
Przede wszystkim zaś żyją. Zastanawiam się: za co?
I ja patrzę na smoking, w który jestem ubrany,
I zaczynam rozumieć, gdzie jest pies pogrzebany:

Gdzieś na farmie w Australii biorą wełnę od owcy,
Z tego żyje hodowca i rodzina hodowcy,
Ten, co owiec pilnuje, i ten, który je pasie,
I ten, który je strzyże we właściwym im czasie,
Ten, co wełnę sortuje już po zdjęciu jej z owiec,
Ten, co już sortowaną wiezie stąd na parowiec.
Na parowcu jest radość i ogólne wzruszenie,
Bo tam z tego żyć będą ludzie, których wymienię:

Pan kapitan, pan sternik, radiotelegrafiści,
Maszynista, palacze, ten, co komin tam czyści,
Starszy kucharz, kuchciki, ci, co myją podłogi,
Pan porucznik, pan bosman oraz reszta załogi,
Ci, co robią do maszyn różne smary i olej,
Ci, co wełnę ze statku transportują na kolej.
Na kolei znów radość i ogólne wzruszenie,
Bo tam z tego żyć będą ludzie, których wymienię:
Pan minister kolei, dyrektorzy PKP,
Ci, co mają wyrzucać tych, co jadą na gapę,
Zawiadowca i kasjer, i kasjera dwóch synów,
Facet z wodą sodową i sprzedawca "pingwinów",
Numerowi z rodziną, ci, co bilet dziurawią,
Ci, co towar z pociągu do fabryki wyprawią,
A w fabryce znów radość i ogólne wzruszenie,
Bo tam z tego żyć będą ludzie, których wymienię:

Budowniczy fabryki, jego flamma, fabrykant,
I pan starszy prokurent, i pan młodszy praktykant,
Ci, co wzory rysują, wszyscy tkacze i tkaczki,
Ci, co towar farbują, ci, co wiążą go w paczki,
Ci, co paczki zanoszą do przesyłki pocztowej,
By go dostał mój krawiec, pan Konopka z Wierzbowej,
A u pana Konopki znów ogólne wzruszenie,
Bo tam z tego żyć będą ludzie, których wymienię:
Pan Konopka wraz z żoną, jego mama i ojczym,
Jego syn z narzeczoną, czeladnicy wraz z krojczym,
Elektrownia, gazownia, ci, co kredyt mu dali,
I fabrykant guzików, i rysownik żurnali.
Smoking najpierw się kroi, potem szyje i mierzy,
Potem smoking jest gotów, idealnie wprost leży.

Ja go biorę, nie płacę - nie mam, niech mnie zabiją!

No i teraz się pytam:

z czego ludzie dziś żyją?"
A Wy?"

Z czego ludzie dziś żyją - Jerzy Jurandot (recytuje Szymon Kusarek) -YOU TUBE


piątek, 5 kwietnia 2019

ODEJŚĆ CZY POZOSTAĆ?

Olga Krimon via Por amor ai arte


Uwielbiam piosenki Agnieszki Osieckiej. Szczególnie wzrusza mnie piosenka śpiewana przez Ewę Błaszczyk "Ja nie odchodzę, kiedy trzeba". 
I chociaż mam szczęście, że jestem kochana, i nie muszę odchodzić, ani trwać w związku "zimnym", jaki opisuje nasza poetka, to potrafię się wczuć w sytuację kobiety, która nie chce, nie może, czy nie potrafi odejść.

I to nie tylko tekst piosenki mnie urzeka, ale w równym stopniu wykonanie.
Muzyka - Natalia Ivanowa
Zresztą posłuchajcie, przypomnijcie sobie, bo wydaje mi się, że już nie jeden raz ją słyszeliście.
Ale wcześniej tekst, bo film You Tube może za chwilę okazać się niedostępny na blogu.

"Ja nie odchodzę kiedy trzeba, choć nie wołają dawno tam mnie już, to na wieszaku w przedpokoju, wisi pomięty mój kapelusz. Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam, to jedno myślę coraz częściej: że nie odchodzę kiedy trzeba, na twoje szczęście. Ja nie odchodzę kiedy warto, zna mnie przydrożny czarny kot, gram wciąż tą samą zgraną kartą, jak smutny wariat albo łotr. Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam, to jedno myślę coraz częściej: że nie odchodzę kiedy trzeba, na twoje szczęście. Ja nie odchodzę kiedy trzeba, choć chcecie swój wyrazić żal, choć wyciągacie kromkę chleba, nie pora wracać już na bal. Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam, to jedno myślę coraz częściej: że nie odchodzę kiedy trzeba, na twoje szczęście. Ja nie odchodzę i noc nie śpi, choć szum nadziei dawno zasnął i pociemniałe z niekochania przecudne oczy moje gasną. Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam, to jedno myślę coraz częściej: że nie odchodzę kiedy trzeba, na twoje szczęście."