Dzisiaj agencja PAP przedstawia film video z wypowiedzią dżihadysty, który straszy w imieniu organizacji Państwo Islamskie zamachami gorszymi niż 11 września i 13 listopada.
Cytuję:
„Dżihadysta w swojej wypowiedzi wymienia Hiszpanię i
Portugalię, podkreślając, że celem IS jest powrót Al-Andalus, czyli terytoriów
na Półwyspie Iberyjskim, które między VII a XV wiekiem były pod panowaniem
muzułmańskim. Wspomina w szczególności hiszpańskie miasta Kordobę i Toledo”.
<><><><><><><><>
Jednym z wielu odwiedzanych przeze mnie miast w europejskiej podróży w maju 1981 roku były m.in. miasta hiszpańskie, takie jak:
Barcelona, Walencja, Awila, Saragossa , a także Toledo.
Samo
wymienienie tego miasta (Toledo) w takim kontekście zagrożenia, które przecież
wcale nie musi się spełnić, wywołuje we mnie jakiś sprzeciw przeciwko złu.
Przeżyłam na tym wyjeździe lęk związany też z
jednym z zamachów. Poznałam pobieżnie to
piękne miasto, a szczególnie jednego z właścicieli sklepu z pamiątkami.
Po wejściu do autokaru uczestniczyłam w
prezentacji zakupionych pamiątek. Zmiennik naszego głównego kierowcy, młody
człowiek usłyszawszy wymienioną przeze mnie cenę sandałków, wyciągnął z pudełka
piękne białe ażurowe kozaki na szpilce, które zakupił dla żony za taką samą cenę
jak za moje sandałki. Wszystkie towary dla dzieci w Hiszpanii były porównywalne
z towarami dla dorosłych. Żadnych ulg, dotacji. Za te pieniądze mogłabym w Polsce kupić 10 par
sandałków ze skórki, tyle że już podeszwa byłaby sztuczna ale za to mniej sztywna, nie śliska. Takie sobie
tłumaczenie przyjęłam i postanowiłam nie rozpamiętywać nieekonomicznego zakupu.
Przecież to nie problem.
Problem to zaczął się za moment, kiedy do
autokaru około godz. 19-ej, (a było to 13 maja) wpadła nasza współpasażerka,
biała ze strachu i roztrzęsionym głosem krzyknęła:
- Papież nie żyje!
- Papież nie żyje!
Przerażona opowiedziała, że jakieś 10 minut temu weszła do sklepu po pomarańcze. Sprzedawca myśląc, że jest Włoszką, ponieważ ma ciemną karnację i czarne kręcone włosy, przekazał jej tę informację z ogromnym współczuciem, sam będąc niezwykle przerażony. Hiszpanie na każdym kroku podkreślali swój katolicyzm. Kiedy przedstawiła się jako Polka, nie krył empatii.
Zapomniałam o sandałkach. Myśli szalały
w mojej zrozpaczonej głowie. Tyle
kilometrów od domu, toć to niewątpliwie wybuch III wojny światowej, jak wrócę
do domu!? Co będzie z moją rodziną?
Kiedy po czasie dotarły do nas strzępki
wiadomości, że jednak szczęśliwie papież przeżył, pozostało tylko oczekiwanie na
wieści o jego rekonwalescencji.
I tak następnego właśnie dnia
dotarliśmy do Toledo. I tutaj stało się zadość zwyczajowi robienia zakupów po
zwiedzaniu zabytków, muzeów i podziwianiu miasta. Czekała na mnie w jednym
sklepie z pamiątkami niespodzianka. Właściciel, dowiedziawszy się, że jestem z Polski położył swoją dłoń na własnej piersi,
mówiąc „Papa”. Dał wyraz szacunku dla naszego papieża. Wyraził obawę, czy w
takim razie Papa zrealizuje swój plan wizyty w Hiszpanii, na którą się tak
nastawili.
Byłam dumna, że Hiszpanie tak kochają naszego
Ojca św. A sklepikarz za to, że w takim
momencie spotkał rodaczkę ukochanego Papy, wręczył mi gratis komplet
widelczyków do ciasta lub przystawek. Miały one rękojeści z czarnego metalu inkrustowanego delikatnymi
żyłkami złota. Wiedziałam, że te bogato
zdobione przedmioty nie mogą być prawdziwym rękodziełem toledańskich mistrzów,
bo przekraczałyby kilkakrotnie wystawioną cenę. Ważny jest jednak odruch serca.
Zaskoczona i trochę speszona chciałam jakoś wynagrodzić stratę w utargu sklepikarza w tym dniu i zakupiłam u niego za normalną cenę inkrustowane piękne kolczyki, chociaż nie miałam jeszcze wtedy przekłutych uszu.
Po powrocie do autokaru, jak zwykle następuje okazanie zakupionych pamiątek. Nieopacznie pochwaliłam się gratisem. O, ja głupia! Pół autokaru poleciało do sklepiku. Niestety, właściciel sklepu z pamiątkami gratisów już nie zastosował.
Zaskoczona i trochę speszona chciałam jakoś wynagrodzić stratę w utargu sklepikarza w tym dniu i zakupiłam u niego za normalną cenę inkrustowane piękne kolczyki, chociaż nie miałam jeszcze wtedy przekłutych uszu.
Po powrocie do autokaru, jak zwykle następuje okazanie zakupionych pamiątek. Nieopacznie pochwaliłam się gratisem. O, ja głupia! Pół autokaru poleciało do sklepiku. Niestety, właściciel sklepu z pamiątkami gratisów już nie zastosował.