Translate

niedziela, 31 stycznia 2016

GRATIS w TOLEDO ------ II odcinek „Wojaże po Europie-1981”



Dzisiaj agencja PAP przedstawia film video z wypowiedzią dżihadysty, który straszy w imieniu organizacji Państwo Islamskie zamachami gorszymi niż 11 września i 13 listopada. 
Cytuję:

     „Dżihadysta w swojej wypowiedzi wymienia Hiszpanię i Portugalię, podkreślając, że celem IS jest powrót Al-Andalus, czyli terytoriów na Półwyspie Iberyjskim, które między VII a XV wiekiem były pod panowaniem muzułmańskim. Wspomina w szczególności hiszpańskie miasta Kordobę i Toledo”. 


<><><><><><><><>


 Jednym z wielu odwiedzanych  przeze mnie  miast w europejskiej podróży w maju 1981 roku  były m.in. miasta hiszpańskie, takie jak: Barcelona, Walencja, Awila, Saragossa , a także Toledo.

Toledo

      Samo wymienienie tego miasta (Toledo) w takim kontekście zagrożenia, które przecież wcale nie musi się spełnić, wywołuje we mnie jakiś sprzeciw przeciwko złu.
 Przeżyłam na tym wyjeździe lęk związany też z jednym z zamachów. Poznałam pobieżnie  to piękne miasto, a szczególnie jednego z właścicieli sklepu z pamiątkami.


 Ale muszę wrócić do wspomnień z dwóch dni wcześniej, nim dojechałam z wycieczką do Toledo. Poprzednio trzy dni przebywaliśmy w Walencji.




         Kiedy zwiedziliśmy miasto zgodnie z założonym programem, zaczęliśmy spędzać czas wolny na zakupach. Autokar zatrzymał się przed dużym sklepem obuwniczym, w którym zakupiłam białe skórzane sandałki dla jednej z moich córeczek (4-latki), za którymi już bardzo tęskniłam. Byłam juz poza domem 12 dni, a przede mną jeszcze 13 dni podróży. Starszej córce (7 - latce) kupiłam w Wiedniu zegarek, ale dopiero w Polsce dowiem się, że to był szmelc! Tu w Hiszpanii marzyłam sobie, że kupię jej piękną  komunijną sukienkę, jakie prezentowane były w witrynach sklepowych. Niestety, miały taką samą cenę, jak ślubne. Nie stać mnie było na taki wydatek.   

       Po wejściu do autokaru uczestniczyłam w prezentacji zakupionych pamiątek. Zmiennik naszego głównego kierowcy, młody człowiek usłyszawszy wymienioną przeze mnie cenę sandałków, wyciągnął z pudełka piękne białe ażurowe kozaki na szpilce, które zakupił dla żony za taką samą cenę jak za moje sandałki. Wszystkie towary dla dzieci w Hiszpanii były porównywalne z towarami dla dorosłych. Żadnych ulg, dotacji.  Za te pieniądze mogłabym w Polsce kupić 10 par sandałków ze skórki, tyle że już podeszwa byłaby sztuczna ale za to  mniej sztywna, nie śliska. Takie sobie tłumaczenie przyjęłam i postanowiłam nie rozpamiętywać nieekonomicznego zakupu. Przecież to nie problem.

      Problem to zaczął się za moment, kiedy do autokaru około godz. 19-ej, (a było to 13 maja) wpadła nasza współpasażerka, biała ze strachu i roztrzęsionym głosem krzyknęła:  
- Papież nie żyje!



        
Przerażona opowiedziała, że jakieś 10 minut temu weszła do sklepu po pomarańcze. Sprzedawca myśląc, że jest Włoszką, ponieważ ma ciemną karnację i czarne kręcone włosy, przekazał jej tę informację z ogromnym współczuciem, sam będąc niezwykle przerażony. Hiszpanie na każdym kroku podkreślali swój katolicyzm. Kiedy przedstawiła się  jako Polka, nie krył empatii.

        Zapomniałam o sandałkach. Myśli szalały w mojej zrozpaczonej głowie. Tyle kilometrów od domu, toć to niewątpliwie wybuch III wojny światowej, jak wrócę do domu!? Co będzie z moją rodziną?
        Kiedy po czasie dotarły do nas strzępki wiadomości, że jednak szczęśliwie papież przeżył, pozostało tylko oczekiwanie na wieści o jego rekonwalescencji.

         I tak następnego właśnie dnia dotarliśmy do Toledo. I tutaj stało się zadość zwyczajowi robienia zakupów po zwiedzaniu zabytków, muzeów i podziwianiu miasta. Czekała na mnie w jednym sklepie  z pamiątkami niespodzianka. Właściciel, dowiedziawszy się, że jestem z Polski położył swoją dłoń na własnej piersi, mówiąc „Papa”. Dał wyraz szacunku dla naszego papieża. Wyraził obawę, czy w takim razie  Papa zrealizuje swój plan wizyty w Hiszpanii, na którą się tak nastawili. 

        Byłam dumna, że Hiszpanie tak kochają naszego Ojca św.  A sklepikarz za to, że w takim momencie spotkał rodaczkę ukochanego Papy, wręczył mi gratis komplet widelczyków do ciasta lub przystawek. Miały one rękojeści z czarnego metalu inkrustowanego delikatnymi żyłkami złota.  Wiedziałam, że te bogato zdobione przedmioty nie mogą być prawdziwym rękodziełem toledańskich mistrzów, bo przekraczałyby kilkakrotnie wystawioną cenę. Ważny jest jednak odruch serca. 

Zaskoczona i trochę speszona chciałam jakoś wynagrodzić stratę w utargu sklepikarza w tym dniu i zakupiłam u niego za normalną cenę inkrustowane piękne kolczyki, chociaż nie miałam jeszcze wtedy przekłutych uszu.



      Po powrocie do autokaru, jak zwykle następuje okazanie  zakupionych pamiątek. Nieopacznie pochwaliłam się gratisem. O, ja głupia! Pół autokaru poleciało do sklepiku. Niestety,  właściciel sklepu z pamiątkami gratisów już nie zastosował.