Jesień, a szczególnie wrzesień, to czas, kiedy swój organizm tradycyjnie poddawałam regeneracji.
art by Frederic Leighton, Płonący czerwiec
Czemu lubię wrzesień?
Czy tylko ja go lubię?
Frank Sinatra - The September Of My Years (wrzesień moich lat)
Pewnego dnia odwracasz się i jest lato Następnego dnia odwracasz się i jest jesień I wiosny i zimy życia? Cokolwiek się im wszystkim przydarzyło
Jako człowiek, który zawsze wędrował po drogach Teraz wracam po wczorajsze dni Dopóki nie pojawi się dawno zapomniana miłość I stwierdzam, że wzdycham cicho jak zbliżam się do września Ciepły wrzesień moich lat Jako człowiek, który nigdy nie zatrzymał się w życzeniu studni Teraz oglądam dziecięce karuzele A ich śmiech to muzyka w moich uszach I stwierdzam, że uśmiecham się delikatnie jak zbliżam się do września Ciepły wrzesień moich lat Złoty, ciepły wrzesień moich lat
Źródło: Musixmatch Autorzy utworu: Cahn Sammy / Van Heusen Jimmy Tekst utworu The September Of My Years
Nadszedł czas, abym skorzystała również z resetu internetowego. Zatem - krótka (nie wiem, jak długo wytrzymam), przerwa w blogowaniu. Daję Wam, Kochani, szansę odpocząć ode mnie, jednak będzie mi miło, jeśli zechcecie zaglądać do archiwalnych postów, nawet, jeśli kiedyś już je czytaliście. Ja sama nie wszystko pamiętam, co tam wśród tych wpisów się znajduje, a natworzyłam ich już 822.
John White Alexander - Odpoczynek,1895
art by Corinne Ko
Może myślicie, że przeczytałam sobie książkę "Mój rok relaksu i odpoczynku" Ottesy Moshhfegh i chcę, jak ona, odciąć się od rzeczywistości, nie wychodzić z domu, leżeć na kanapie.
Nie, ja twardo stąpam po ziemi. Mimo tego, przy okazji polecam tę książkę.
"Mój rok relaksu i odpoczynku" to opowieść o niemożliwej do przezwyciężenia samotności i braku radości życia pomimo tego, że na pozór wszystkie okoliczności sprzyjają dobrej i wygodnej przyszłości bohaterki tej historii. Mimo, że jest młoda, szczupła, wykształcona, zamożna, to jednak czuje się nieszczęśliwa i samotna.
A ja już jestem stara, w tym roku skończę 75 lat i one mnie nie przerażają. Czasem muszę wykonać rachunek matematyczny, aby obliczyć, ile to tych lat mam na koncie, bo na co dzień się nimi nie przejmuję. A jednak jestem szczęśliwa, bo nie narzekam na samotność, co nie znaczy, że nie potrzebuję czasu na relaks i odpoczynek.
Nie będę zaczynać od spraw najcięższych. Od lekkich, jak sen weźmie początek tego wpisu. Nawet dosłownie rozpocznę snem w ostatnich miesiącach, zakłócanym nad ranem przez mojego pupila, a raczej pupilkę. Wystarczy, że mąż wstanie pierwszy, a Toffi już łypie tymi swoimi czarnymi ślepkami na moją poduszkę. Jeśli widzi, że rzęsy leżą opadłe na policzki, sama układa się ponownie na swoim posłanku obok łóżka z niezadowoleniem i lekkim pomrukiem i zasypia jeszcze , a może tylko czuwa.
gif z Tenor
Teraz mój ruch, otwieram oko i spoglądam na zegarek, aby sprawdzić, czy jeszcze mogę pozostać w objęciach Morfeusza. Muszę to robić bez ruchu, bo tylko na to czeka psinka. Niestety, coraz ciemniejsze poranki i tarcza budzika niezbyt widoczna. Nawet pokusiłam się pół roku temu i zawiesiłam na ścianie naprzeciw łóżka duży dekoracyjny zegar retro z dużym cyferblatem, ale nic z tego, nie widać w szarości pokoju. Żałowałam, że nie świeci w nocy.
W końcu za kilka minut, bo dłużej ta ciciubabka nie da się ciągnąć, Toffi wspina się na łapki i liże mnie po dłoni. Gdybym dalej nie dawała znaku porannej aktywności, zaczyna bezczelnie szczekać. I tu już następuje pełna pobudka.
A teraz, po takim wstępie, mogę przejść do bardziej drastycznych opowiadań, w których wskażę los amerykańskich dziewcząt (Radium Girls).
Kobiety malujące blaty zegarków , styczeń 1932r. (Wikimedia)
Te młode kobiety były wprost szczęśliwe z zatrudnienia.
"(...) Praca była fantastyczna – mniej więcej trzy razy wyższa niż średnia płaca pracujących dziewcząt – a praca była lekka. Dosłownie praca była lekka, ponieważ głównym zadaniem, jakie powierzono młodym damom, było nakładanie świecącej farby na tarcze zegarów, wskaźników przyrządów i zegarków na rękę dla United States Radium Company.
Po nałożeniu na tarcze cienkiej warstwy białej farby, impregnowanej nowo odkrytym pierwiastkiem radu, ich wskazówki naturalnie jarzyły się i ułatwiały odczytywanie w nocy lub w ciemnym rowie we Flandrii.
Bez wyjątku „dziewczynom radu” powiedziano, że farba jest bezpieczna w użyciu, więc praktycznie nie podjęto żadnych środków ostrożności, gdy miały do czynienia z niezliczonymi dawkami radioaktywnej trucizny, a nawet spożywały je (...)
(...)Mężczyźni, którzy pracowali dla USRC, nosili ołowiane fartuchy, aby chronić ich przed promieniowaniem, o którym wiadomo było, że ma skumulowany efekt. Dziewczyny ze sklepu nie miały żadnej ochrony, a nawet zachęcano do lizania pędzli, aby uzyskać drobny punkt w pracy nad szczegółami.
Powodem, dla którego firma stosowała tę różnicę, było to, że inżynierowie-mężczyźni mieli do czynienia z ogromnymi paczkami surowca, podczas gdy dziewczęta nigdy nie były narażone na więcej, niż niewielką ilość na raz. Dzień po dniu w czasie wojny i przez wiele lat dziewczyny z radem malowały wojskowe i cywilne zegarki i tarcze, liżąc pędzle i obchodząc się ze słojami z nalewką radową tak niedbale, jak z jakąkolwiek farbą.
Ta farba naturalnie przeniosła się na dziewczyny, których ubrania i skóra świeciły, gdy wracały z pracy do domu. Dziewczyny uznały, że to świetna zabawa; zapewnione przez swoich przełożonych, że są całkowicie bezpieczne.
Niektóre dziewczyny zaczęły nawet nosić swoje najlepsze suknie balowe do pracy w piątek, aby w ten weekend świecić na tańcu. Dziewczyny malowały paznokcie radem, posypywały włosy płatkami, a nawet nakładały go na zęby."
I tu już nie wiem, czy opowiadać, czy cytować dalej, bo historia z każdym wersem byłaby smutniejsza, a opis przebiegu choroby popromiennej, na którą zaczęły zapadać pracownice tego zakładu jest wyjątkowo drażliwy. Można zajrzeć na stronę Wikipedii tutaj
W przypadku większości radowych dziewczyn windykacja przyszła za późno. Wiele zmarło młodo, zwykle w straszliwym bólu i strachu, podczas gdy inne żyły przez wiele lat z osłabionymi kośćmi, utraconymi zębami i różnymi formami raka, co mogło być spowodowane kontaktem z radem jako nastolatki.
Karygodne jest to, że firma bagatelizowała warunki pracy kobiet i zlecała falszowanie wyników badań lekarskich, które mialy znaleźć przyczynę zachorowań. Ostatecznie firma USRC popadła w ruinę z powodu kosztów medycznych i sądowych.
Farba nasączona radem była nowym wynalazkiem w 1917 roku. Chociaż Pierre i Marie Curie po raz pierwszy zidentyfikowali ten pierwiastek w 1898 roku, dopiero w 1910 roku Marie z powodzeniem wyizolowała jego próbkę do pracy. Para od razu wiedziała, że ich odkrycie jest niebezpieczne.
Piotr i Maria Skłodowska - Curie, 1905
Maria doznała kilka nieprzyjemnych oparzeń, niewłaściwie obchodząc się z radem. Piotr powiedział kiedyś, że nie mógłby znieść myśli o dzieleniu pokoju nawet z kilogramem materiału, ponieważ obawiał się, że oślepi go to i spali mu skórę.
Curie pracowali z dużymi ilościami czystego radu. Powszechna mądrość w tamtych czasach była jednak taka, że odrobina tego materiału była dobra dla ludzkiego zdrowia. Na początku XX wieku setki tysięcy ludzi piło tonik z radem, myło zęby pastą radową i nosiło kosmetyki radowe, które nadawały skórze jasny, radosny blask.
Zmieszany z odpowiednim rodzajem farby, rad miałby świecić po wystawieniu na działanie światła, dzięki czemu tarcza zegarka pomalowana tym materiałem mogła wchłaniać energię w ciągu dnia i pozostawać widoczna przez całą noc. Był to jeden z cudów nauki bardzo optymistycznego wieku.
Co cię nie zabije, to cię wzmocni?
Tamte dziewczyny radowe zapłaciły zdrowiem lub życiem za błędy swych pracodawców i za brak pełnej wiedzy na temat skutków dzialania radu, natomiast obecni chorzy na raka często zawdzięczają zdrowie, czy nawet życie radioterapii.
Niechybnie nadciąga jesień z katarem i kichaniem. Tak zaczyna swój wpis pesymistka (realistka).
Nie piszę o złotych czy rudych kasztanach i pięknym dywanie z kolorowych liści pod stopami. Przecież już pisałam w ubiegłych latach, a nie lubię się powtarzać. Natura , co prawda się powtarza, ja też prędzej naturalna niż sztuczna jestem, ale realizm u mnie zawsze górą, romantyzm... od czasu do czasu.
A więc muszę pomyśleć o szczepieniu p/grypie już teraz. W tym roku nie dam sie wykołowac przez terenowe urzędy, które takim, jak ja senior(it)om zapewniały darmowe szczepionki (o tym tez pisalam w ub.r, ale przypomnę tym, którzy nie czytali wówczas moich perypetii).
Ja przynajmniej nie doczekałam się tego "szczęścia", bo naiwnie czekałam, że do mnie zadzwonią, jak się zobowiązali zresztą z przychodni, że sami mnie "wciągną na listę" chętnych na szczepienie. "Lista już się wyszczepiła" - taką odpowiedź dostałam, kiedy w końcu zniecierpliwiona dodzwoniłam się sama. "Lista" pewno przestała kichać, ale nie ja.
Muszę jednak zgłosić się najpierw do lekarza, aby na podstawie wykonanych badań lub wywiadu przeprowadzonego ze mną wydał skierowanie na szczepienie, z wystawieniem recepty. Ciekawa jestem, czy nie udałoby się telefonicznie i przez E-receptę. Sprawa załatwiona byłaby bez kontaktu osobistego z lekarzem.
Szczepionkę wykupię sobie sama na własną rękę, nie licząc na przychodnię lekarską, jeśli... będzie dostępna w aptece ( w ub. roku nie miałam takiego szczęścia, abym w którejkolwiek aptece mogła ją wykupić). Dlatego zaczynam starania już od najbliższego poniedziałku.
Wracając do badania lekarskiego, które ewentualnie mnie czeka przed uzyskaniem skierowania na szczepienie, to cieszę się mimo wszystko, że warunki trochę się zmieniły w porównaniu do tych z XVIII w.
Gdyby odbywały się w XVIII w. np. w Chinach to badanie lekarskie wyglądałoby tak, jak opisuje w Atlas Obscura Sabrina Imbler 27 marca 2019r.
"Chińskie kobiety musiały kiedyś wskazać swoje problemy medyczne na lalkach z kości słoniowej
Przez wieki miniaturowe kobiety z kości słoniowej pomagały prawdziwym kobietom szukać pomocy medycznej.
Jadeitowa lalka diagnostyczna spoczywa na maleńkiej haftowanej narzucie. JAMIE REES/DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CLENDENING BIBLIOTEKi I MUZEUM HISTORII MEDYCYNY, UNIVERSITY OF KANSAS MEDICAL CENTER
CZĘSTO, GDY KOBIETA SPOTYKAŁA SIĘ z lekarzem w XVIII-wiecznych Chinach, nie pozwalano jej się z nim zobaczyć. Zamiast tego siedziała za zasłoną lub bambusowym parawanem, gdzie musiała zmapować swój ból na ciele, które nie było jej własnym. Jej ręka lub ręka bliskiej kobiety przebijała zasłony lub parawan i gestykulowała w kierunku nagiego ciała lalki z kości słoniowej. Jeśli pacjentka miała trudności z oddychaniem, mogła przesunąć palcem po zakrzywionej klatce piersiowej lalki. Na bóle menstruacyjne gładki brzuch. (...) Po przestudiowaniu tych tajemniczych komunikatów lekarz postawił diagnozę.
W ostatnich stuleciach chińskiej dynastii Qing te misternie rzeźbione lalki medyczne były jedyną opcją dla schorowanej kobiety, pisze historyk medycyny Howard Dittrick w swoim artykule z 1952 r. w Biuletynie Historii Medycyny „ Chińskie Lalki w Medycynie ”. Od 1300 roku do końca XIX wieku chińskie dynastie Ming i Qing zapoczątkowały kult czystości, który uniemożliwiał lekarzowi fizyczne zbadanie pacjentki lub rozebranie się przed nim. A w tym czasie Chiny pozwalały tylko mężczyznom być lekarzami. W 1879 r. Szpital Misyjny Kantonu stał się pierwszą instytucją medyczną, która przyjmowała kobiety do swojej klasy medycznej, zgodnie z rozprawą na Uniwersytecie Columbia o chińskiej opiece medycznej nad kobietami na przełomie XIX i XX wieku, autorstwa Shing-ting Lin. Decyzja ta została podjęta nie z jakiegoś feministycznego ideału, ale raczej z reakcji na przekonanie, że lekarze-mężczyźni nie powinni dotykać pacjentek.
Lalka diagnostyczna spoczywa na miniaturowej kanapie. KOLEKCJA POWITALNA/CC BY 4.0
Chińskie lalki diagnostyczne przedstawiają leżącą kobietę, zwykle nagą, z wyjątkiem pary bransoletek na nadgarstkach i okazjonalnego wachlarza. Chociaż większość lalek wyrzeźbiono z kości słoniowej, można je było również wyrzeźbić z jadeitu, bursztynu, brązu, drewna, a nawet lapis lazuli. Dittrick zauważa, że wszystkie lalki przybierają tę samą pozę: opierają się na lewym ramieniu, a druga na ciele. Rzeźbiarze odróżniali dorosłe kobiety, z włosami związanymi w kok, od dziewcząt z warkoczami lub bliźniaczymi kucykami. Wczesne rzeźby często przedstawiają również Chinki ze skurczonymi lotosowymi stopami, co jest ładnym określeniem bolesnej i erotycznej praktyki wiązania stóp. Aby zachować pewien stopień skromności, stopy lalek były zawsze obute w buty lub bandaże krępujące.
Kobiety z wyższych sfer mogły przynosić lekarzom własne piękne, spersonalizowane lalki, podczas gdy biedniejsze kobiety musiały zadowolić się własnym, bardziej szczątkowym modelem lekarza. Bardziej luksusowe lalki – takie jak misterna lalka z dynastii Ming pokazana powyżej na niebieskim kocu – spoczywały na miniaturowych kanapach, z których niektóre miały nawet jedwabne poduszki lub haftowane narzuty. Aby usunąć ostatnią warstwę kontaktu międzyludzkiego, bogatsze panie po prostu oznaczały dotknięte chorobą części lalki tuszem lub węglem, a następnie wysyłały lalkę do lekarza za pośrednictwem komunikatora.
Lekarze późnych cesarskich Chin nie widzieli problemu z diagnozowaniem i leczeniem pacjentów na podstawie samych wskazówek i słów (lub nawet mniej). W rzeczywistości było to zbliżone do podstawowej praktyki w tym czasie również dla pacjentów płci męskiej (chociaż mężczyźni nie mieli problemów z rozbieraniem się przed lekarzem), ponieważ uczeni lekarze stwierdzili, że kontakt fizyczny jest poniżej nich, pisze Shing-ting Lin. Nic dziwnego, że gładkie, wypolerowane powierzchnie lalki z kości słoniowej okazały się niewystarczające dla pewnych medycznych problemów kobiet. Położne i inne pracownice niższej klasy musiałyby zająć się wszystkim, co ginekologiczne lub położnicze, takie jak zarządzanie miesiączką lub poród."
Gdybym wiedziała wcześniej, ale byłam wówczas małą dziewczynką, nie czytałam Polityki, tym bardziej nie było szans na wertowanie Dodatków, bo te zostały do tygodników wszelkich wprowadzone później.
W dzieciństwie byłam z siostrą na wakacjach u kuzynów w Gdańsku. Otrzymałyśmy od kuzynki termos i zostałyśmy wysłane po lody do kawiarni. Nie pamiętam, dlaczego akurat przyniosłyśmy do domu truskawkowo-śmietankowe, może odpowiadały nam kolorystycznie, a może nie było wielkiego wyboru.
Nie przyzwyczajone do spożywania nadmiernych porcji takiego deseru (w naszym mieście kupowało się jednorazowo lody w rożku lub w "waflu" z jedną, najwyżej trzema gałkami), musiałam tę zachłanność dziecięcą odpokutować nudnościami (co najmniej).
Od tamtej pory wystarczy, że spojrzę na deser o różowym kolorze i zapachu truskawek czy malin , delikatnie określając, "nie najlepiej się czuję". Co ciekawe, oddzielnie mogę spożywać te owoce i lody. Połączenia już nie toleruję. Uwielbiam takie o smaku tiramisu.
I oto mam wyjaśnienie reakcji mojego organizmu.
We wspomnianej "Polityce" (tom34), a dokładniej w dodatku do niej, który mi podrzuciła córka,
czyli "Poradniku Psychologicznym 2/2019 - ja my oni" znalazłam artykuł Elizy Koźmińskiej- Sikory - "Myśli w brzuchu. Czy jelita - tzw. drugi mózg człowieka - mają swój własny rozum".
Ten zbudowany z istoty szarej jest komputerem pokładowym o niezmierzonej inteligencji. Długo cieszył się pozycją jedynego. Bo ten trzewny przez stulecia posądzany był wyłącznie o trawienie i wydalanie.. W końcu jednak wzbudził zainteresowanie swoja wyrafinowaną strukturą oraz inteligentnymi funkcjami. I media oglosiły go "drugim mózgiem" Zawdzięcza to rosnącym możliwościom badania przebiegu procesów fizjologicznych, dzieki czemu człowiek wie coraz więcej na temat struktury i fizjologii jelit.
Problem "inteligencji" jelit jest w artykule szeroko rozwinięty, nie będę tu opisywać, czego z artykułu się dowiedziałam ( polecam dotrzeć do całości - zakupić w internecie), poza tym, że te nasze jelita są , kto by pomyślał.... emocjonalne.
Przytoczę taki przykład, który wyjaśni mi awersje do lodów owocowych.
"... Pobyt w restauracji, w której doszło do nieprzyjemnej sytuacji, np. rodzinnej awantury, może na zawsze zniechęcić go do zjadanej wtedy potrawy, choć dokonuje się to poza świadomością. Co więcej, kolejny raz zjedzona potrawa może być przyczynkiem niestrawności. Choć powiązana z nią reakcja była czysto emocjonalna, mózg zapamiętał proste połączenie: "stek-skurcz jelita". Tworzące się w ten sposób sieci pamięciowe mogą być bardzo rozległe i skomplikowane. A mózg nastawiony na ich tworzenie wykorzysta je później przy podejmowaniu różnorodnych decyzji, niekoniecznie związanych z jedzeniem. W tym sensie emocje mają powiązanie ze stanem, w jakim znajdują się jelita, a jelita mogą silnie reagować na płynące z mózgu sygnały emocjonalne(...)"
U mnie żadnej awantury, ani nic w tym sensie nie było, przecież byłam małym gościem , ale najzwyczajniej "przejadłam" się tymi owocowymi lodami. Z siostrą, zjadłyśmy cały termos.
Jest jeszcze jedna cecha jelit, której nie mogę pominąć, chociaż mogłabym na to przeznaczyć już nowy post. Jednak jeśli jeszcze nie zanudziłam, to mam kilka interesujących informacji z tego artykułu na temat "intuicji trzewi", czyli odbioru sygnałów ze strony jelit.
Czyżby jelita były aż tak inteligentne?
"(...)Ta niezwykła umiejętność wiąże się z całym systemem osi mózg-jelita-mikrobiom. Mózg od chwili urodzenia rejestruje wszystkie zdarzenia mające związki emocjonalne z odczuciami trzewnymi i tym, co dzieje się w świecie wewnętrznym i zewnętrznym człowieka. Zapisuje je w niezwykle pojemnej bazie danych mózgowych wspomnień integrujących i interpretujących informacje płynące z ciała. Wspomniany wcześniej system uwydatniania ma na celu wyławiania ważnych z punktu widzenia mózgu informacji spośród trylionów tych, które docierają do niego w każdej milisekundzie. To jak program przeciwdziałania terroryzmowi poprzez monitorowanie rozmów telefonicznych. Tylko pojedyncze słowa, które wydają się ważkie z punktu widzenia zagrożenia bezpieczeństwa przebijają się przez niewyobrażalny szum informacyjny i docierają do odpowiednich służb. Ale cała reszta informacji nie ulega zapomnieniu czy wykasowaniu. Stanowi bogaty magazyn wiedzy opartej na doświadczeniu, która nie jest uświadomiona i do której człowiek sięga, nie wiedząc nawet, że to robi. Jest czymś w rodzaju przeczucia.
Czy kobiety są bardziej intuicyjne?
Intuicja podpowiada, że tak.
Badacze lubią jednak twarde dowody. Obecnie wydaje się, że są silniej uwrażliwione na takie odczucia somatyczne, jak ból brzucha, smutek i lek. Przypuszczalnie dlatego, że przechowują więcej emocjonalnych wspomnień z fizjologicznych stanów, takich, jak miesiączkowanie, ciąża czy poród, a ich system uwydatniania jest bardziej skłonny rejestrować wszystko, co się z tym wiąże."
Człowiek idzie zwykle na łatwiznę. Przyjmuje raz ustalone przez praktykę zasady, ufa ślepo statystykom. O kurza stopka, tego to już pisać nie powinnam, wyrzucą mnie, jak nic, z Klubu Absolwentów SGH. Dawna Szkoła Główna Planowania i Statystyki wychowała takie pisklę, które kala własne gniazdo? Do tego takie wątpliwości w czasie spisu powszechnego... ale zaryzykuję, przecież członkowie tego klubu raczej nie czytają tego bloga.
Czy mam udowodnić, że jednak znajduje się chociaż ociupinka racji, w tym, co twierdziłam?
Otóż weźmy takie 3 zawody: kierowca auta, dyrektor i jubiler.
Gdyby zapytać w sondzie ulicznej przechodniów na ul. Marszałkowskiej w Warszawie, jakie największe niebezpieczeństwo w pracy może grozić kierowcy, derektorowi, a jakie jubilerowi, to większość odpowiedziałaby... kierowca ginie w wypadku samochodowym, spowodowanym przez siebie lub innego kierowcę, dyrektor umiera na zawał, a jubiler...
oczywiście, postrzelenie przez złodziei biżuterii.
Stereotyp.
Tak, stereotypami posługujemy się na co dzień. Opisując jakąś kategorię ludzi, przypisujemy im, uogólniając, upraszczając te same cechy całej grupie.
Skąd powstały takie nawyki?
Większośc społeczeństwa ma potrzebę kontrolowania otaczającego ich świata. Stereotypy mogą dawać poczucie, że rozumiemy otaczającą nas rzeczywistość. Mało tego - dzięki nim możemy usprawiedliwić własne działania wobec przedstawicieli grup opisywanych za ich pomocą.
A tutaj taka historia...
Gleb Gorbowski Jakowlewicz dał przykład w tekście do piosenki kabaretowej, że w życiu może być zgoła inaczej, niżby z tej przykładowej sondy wynikało.
WOŁGĄ KOLORU BEŻ
(BALLADA SZOFERSKA)
Tekst: Gleb Gorbowski,
tłum. Andrzej Drawicz, Ziemowit Fedecki
Kompozytor: Marek :Lusztig
Wołga powinna być stereotypowo czarna albo beżowa, a tu...?
Załóżmy, że jestem młodą dziewczyną. Śmieszne, bo niemożliwe?
Przecież to tylko założenie... Potrzebne mi jest ono do rozważań w tym poście.
Jestem młodą dziewczyną i ... zapomniałam jeszcze dodać jednego warunku, nie noszę ciemnych okularów... mam jeszcze zdrowy wzrok. Mogą mi młodzi chłopcy spoglądać w oczy.
Słuch mam dobry, nawet i dziś, więc do uszu dociera taka piosenka (zacznę od tekstu):
Rogaliki na śniadanie
autor tekstu: Janusz Odrowąż
Nie wiem nie wiem
Jak to wytłumaczyć mam
Przecież przecież
Ledwie parę godzin cię znam
Pewnie pewnie
Moje słowa zdziwią cię
Może śmieszne
Trochę są zmartwienia me bo chcę
Rogaliki na śniadanie
Z tobą jeść
Wspólną szafę na ubranie
Z tobą mieć
Pantofle ranne dawać ci przed snem
I wychodzić na dwór z naszym psem
Razem głośno śmiać się w kinie
Ja i ty
Razem łykać aspirynę
W mokre dni
Mieć z tobą wspólny sufit wspólny piec
Czego więcej można chcieć
I doprawdy aż się boję
To taki dziwny fakt
Starczyło tylko raz popatrzeć w oczy twoje
A już marzę tak
Rogaliki na śniadanie
Z tobą jeść
Wspólną szafę na ubranie
Z tobą mieć
W radościach i kłopotach razem być
I już więcej nie chcę nic
I już więcej nie chcę nic
I doprawdy aż się boję
To taki dziwny fakt
Starczyło tylko raz popatrzeć w oczy twoje
A już marzę tak
Rogaliki na śniadanie....
Jak myślicie, czy powinnam się zgodzić, kiedy młody człowiek snułby takie wspólne plany na życie ze mną:
- pod wspólnym sufitem
- wychodzenie rano na spacer z psem
- podawanie wieczorem rannych pantofli
- wspólne spożywanie rogalików na śniadania
jeszcze kino, aspiryna i wygrzewanie pod piecem w chłodne mokre dni?
Zauważył ktoś, że o wspólnej szafie nie wspomniałam.
Zrobiłam to z premedytacją.
Dlaczego?
Mój wybranek z fantazji, podobnie do pewnego Janeczka z reklamy salonu meblowego o kobiecym imieniu, był minimalistą. Janeczek nie chce przyjąć w prezencie od swojej mamy dodatkowej szafy, co prawda nie dla siebie, ale swojej małej żony Gośki. To mama (Ewa Kacprzyk, która ostatnio wyskakuje z każdej szafy w tv) wie, że nawet taka mala kobietka musi mieć szafę na wyłączność.
Obecnie jedna szafa jest w 100% zajmowana przeze mnie. W domu mamy ich ...kilka.
No i co? Starający się o rękę, nie mógłby mi wspólną szafą zaimponować. Może liczył na to, że jakiś cienki trencz upchnąłby w tej "wspólnej" szafie? Ale już dalsza część garderoby? Zimowa, na przykład...Nie jestem pewna...
A toż to prosi się o przeziębienie...
Już wiem... stąd przewiduje piec i aspirynę...
Cayetano Arquer Buigas, España, 1932
Wracając ze świata fantazji do rzeczywistości... to tak się składa, że może rogalików codziennie na śniadania nie jadam, a co do podawania pantofli... pantoflarzem pod żadnym względem mąż nie jest. Jak wspomniałam, mamy z mężem tych mebli trochę więcej, niż standard, ale reszta się zgadza, jak w piosence. Kominek to też piec, prawda?
Chociaż ... zaraz... zaraz... spacery z psem.
Za wcześnie mąż wychodzi na spacer z Toffi... W piosence nie było zobowiązania że o 3. w nocy.
Tak w tajemnicy przyznam się, że dzisiaj już piesek przespał całą noc do 6 rano, nie wywoływany przez męża wcześniej.
No to teraz sobie poswingujemy ... wstęp muzyczny trochę długi, ale przecież to muzyka taneczna, a w czasie tańca nie nudzi się nikomu w oczekiwaniu na śpiew 😀
A tak serio... to przecież, jak można byłoby takich "oświadczyn" nie przyjąć?
Przecież te wszystkie oferty wyrażone w piosence można nazwać jednym słowem: MIŁOŚĆ.
A ciuchy? ... Niechby i na wieszaku w kącie przez jakiś czas wisiały... byleby ta miłość była stała i potrafiła trwać co najmniej przez pół wieku, a daj Boże i dłużej.
( W tym roku obchodzimy z mężem 50-lecie malżeństwa (złote gody). Tak się składa, że miłości też...)
Powinnam lubić poniedziałki, w przeciwieństwie do Bohdana Łazuki (inne powody mam, niż bohater filmu). Dzisiaj lubię chyba trochę mniej, bo niewiele z wczorajszego obiadu mi zostało. Trochę zupy, jedna porcja mięsa, trochę ziemniaków i podstawa sosu spod duszonego mięsa.
Przecież grzech to wyrzucić, muszę ruszyć głową, sakiewką zresztą też i bez szemrania, jakie tu próbuję na blogu uskuteczniać, zabierać się do roboty. Kuba je obiad w szkole, więc nie będzie kręcił nosem na coś, co mu akurat nie odpowiada. Dziwne, w szkole podobno nie jest wybredny, jeszcze od początku roku nie trafił na coś, czego nie lubi (tak twierdzi), co więcej, przyjął od kolegi porcję pierogów z truskawkami. Jak mówi, zupy tego dnia nie było... hmmm, a może była , ale nie ta z ulubionych ? Kuba czasem mija się z prawdą. Ciekawe, czy nie podrzucił swojej porcji zupy koledze w zamian za te pierogi.
W każdym razie głodny ze szkoły nie wrócił.
Tego dnia po obiedzie była lekcja wf. Biegi. Kuba zajął zaszczytne... drugie miejsce... od końca. Twierdzi, że zagapił się w czasie startu, ale już po kilku sekundach biegu włączył jakąś tam "przekładnię, odpowiedni bieg" i nie dość że dogonił zawodników, to jeszcze prześcignął kolegę. Po dwóch porcjach pierogów to przecież sukces, nieprawda?
I tak trzymać, wnusiu...
Rozpisałam się, a tu czas na przygotowanie obiadu. Zajrzę do lodówki, może tej sakiewki nie będę musiała naruszać. Nie jestem centusiem, bo w poznańskie wprowadziłam się około 6 lat temu, więc nie było czasu, abym nabrała już cech skąpstwa... zięciowie moi poprawiliby mnie , oszczędności.
A co tam Bohdan Łazuka - Mężczyzna kulinarny- przyrządzał onegdaj ... skopiuję, zacytuję i Was z nim zostawiam.
Donoszę, że przedniej, ani żadnej innej krzyżowej w lodówce nie znalazłam...
Co ja teraz zrobię ???!!!!
Nie chce słyszeć burczenia z brzuchów z głodu swojej rodziny, bo jak im kiszki zagrają marsza i zacznie ta symfoniczna orkiestra fałszować... bo ja mam wyczulone muzyczne ucho.... to już spieszę upitrasić coś z niczego.
.........
A ten gif w podziękowaniu dla Artysty Miki (Michele Giammaria), który zameldował się w komentarzach jako pierwszy pod tym postem. Dziękuję, Miki :)
art by Michele Giammaria(MIKI4)
------------
Następna podpowiedź... tym razem od przyjaciółki zkomentarza na FB pod tym postem dotyczy wiersza Aleksandra Fredry. Dziękuję, Irenko 💓
Wiersz jest na czasie, więc nie mogę go nie zamieścić:
Nie wiem, czym to tłumaczyć, czy może nadciągającą jesienią, czy może coraz częstszą utratą przyjaciół, przechodzących na drugą stronę, że zaczynam oglądać się za siebie.
Nie zmieniam zdania, że ważne jest to, co przed nami, ale człowiek uczy się też na błędach, chociaż źle by było, gdyby miały one stanowić jedyne źródło, z którego czerpie się kierunek właściwej ścieżki życia.
Dziś i 20 lat temu
Wydaje mi się, że miałam w życiu dane szanse " na poprawę" , na zwroty, na ugruntowanie właściwego kierunku swojej ścieżki. Jestem jednak świadoma, że stanę kiedyś zwrócona do tyłu , spojrzę na przebytą ścieżkę i pomyślę... szkoda, że nie mogę już zadośćuczynić za złe uczynki, że nie mogę naprawić, ani uzupełnić tego dobra, które źle spełniłam, ale już szansy następnej nie będzie.
Animacja: Michele Giammaria/MIKI4/ stworzona specjalnie dla tego posta
Ostatnio udostępniałam poezję Leszka Długosza - ulubionego przeze mnie poety, kiedy potrzebna mi była ilustracja muzyczna tematu o śliwkowym kolorze. tutaj
Teraz bardzo trafnie, melodyjnie, nastrojowo i przede wszystkim mądrze Leszek Długosz opowie o swojej ścieżce z młodych lat, która prowadzi do źródła wiedzy życia.
Ty
mnie prowadź ścieżko mała Przez
gęstwinę zdarzeń, w plątaninę dni Gdybyś
jeszcze to wiedziała Jak
pokluczyć, jak zawrócić Pchnąć
na oścież zatrzaśnięte dawno dni
W
ciemnych lasach moja młodość Pod
kamieniem ciężkim twardo, twardo śpi Gdybym
jeszcze mógł ją dotknąć Zbudzić,
spytać, jak to miałem Jak
to trzeba było lepiej iść
Ale
nie wiesz, ale nie wiem Jak
to wszystko gdzieś się zapodziało Z
jakim śpiewem, z jakim gniewem Jak
to poszło, zbiegło, przeszumiało
Sypki
wokół piach, kołysanie traw Lecą,
szumią kalendarze Pełne
nie najlepszych dat
Ty
mnie prowadź ścieżko mała Melodyjko
z tamtych wczesnych, wczesnych lat W
ciemnych lasach gdzieś zostało źródło Jeszcze
mi się śni po nocach Niezmącony
jego jasny blask
Gdybym
ja tej wody jeszcze mógł się napić Pokosztować
jeszcze, gdybym, gdybym mógł Ach,
to czuję, wiem na pewno I
na tamtą stronę świata szedłbym już spokojny Już
bez trwóg