Rok 2000, kwiecień.
Tadeusz jest rodowitym góralem z Sądecczyzny. Z Polski wyjechał wraz z kolegami „na zachód” w okresie wojennym jako 16-letni chłopak. Po długiej tułaczce dostał się do Stanów. Brał udział w wojnie koreańskiej. Został ranny ( do końca życia odczuwał tego skutki w postaci bólu kolana, nie mówiąc o zbolałej duszy). Jako zawodowy żołnierz został przeniesiony do Niemiec. W wolnym czasie przyjeżdżał do znajomych w Belgii, dzięki którym poznał moją śliczną kuzynkę Krystynę.
Pobrali się i osiedlili w USA, a Tadeusz zrezygnował z wojskowości, tracąc przez to prawo do emerytury wojskowej. Mimo, że już 55 lat mieszka poza Starym Sączem, to wciąż czuje się góralem.
Dzisiaj firma ubezpieczająca samochód
przysłała życzenia urodzinowe Tadeuszowi z przypomnieniem przedłużenia terminu
umowy na następny okres. Dzieje się tak corocznie. Henryk z Kasią wybrali się
nad ocean. Podobno nie będą tam długo, bo słońce praży niemiłosiernie. Nie było
czasu na opalanie się na plaży, nie licząc spacerów w koszulkach i krótkich
spodenkach. Być może nasz czas jest tak zorganizowany przez kuzynów, abyśmy nie
mieli możliwości wylegiwać się na plaży w Daytona i nie dostali poparzenia
słonecznego lub jakiegoś udaru! Od
pierwszego momentu po wejściu do łazienki zauważyłam wśród kosmetyków Krystyny
kremy do opalania z filtrem UVA/UVB ponad 80, a nawet i 90-tki. Pomyślałam, że
oni, tubylcy, są już tak spaleni, że muszą się aż tak chronić. Niestety,
Krystyna wyprowadziła mnie z błędu. To filtry przygotowane dla nas! A ja
myślałam, że się tutaj opalę. Przecież nie mogę wrócić z Florydy do Polski
biała! Próbuję dzisiaj nawet z tą 90-tką skraść trochę słońca przed domem na
trawniku, ale widzę, że Tadeusz jakoś dziwnie się kręci, spoglądając często w
stronę uliczki prowadzącej nad ocean. Nie będę go dodatkowo drażnić tą sytuacją
z opalaniem, bo może myśli, że powinnam spędzić cały czas na Florydzie w cieniu
palmy.
Wracam
do klimatyzowanego pokoju szklanego, skąd widać ogród. Może tu zdołam się
uwolnić od dręczących mnie myśli: dlaczego, do jasnej Anielki, nie widać
jeszcze na horyzoncie Henryka z Kaśką?.
- Teresa, nie wiesz dlaczego ich
jeszcze nie ma? – słyszę zniecierpliwionego Tadeusza - Przecież tak długo na
plaży bez przygotowania, to niebezpieczne!
- Tadeusz, ja sama się niepokoję –
dzielę się z nim obawą.
- Przecież znasz Henryka. Bez opowiadania się nam, pojechał
parę dni temu plażą na rowerze kilka kilometrów. Pokazał mi ten ogromny
budynek, do którego dotarł. Nie mogłam uwierzyć, że w upale pokonał taką odległość.
A więc to już 71 lat minęło
Tadeuszowi? Złożę mu życzenia po powrocie Henryka i Kaśki. Niech tylko szybko
wracają. Ze szklanego pokoiku widzę Tadeusza w fotelu w swoim ulubionym kąciku
naprzeciw telewizora i biblioteczki.
Wczoraj wieczorem przeglądałam
biblioteczkę Tadeusza. Zawiera różnoraki zbiór książek o charakterze
historycznym, pamiętnikarskim, geograficznym oraz felietony, eseje a także
reportaże. Najwięcej ma dzieł Melchiora Wańkowicza wydanych w Nowym Jorku,
Paryżu i Londynie w latach 1945 -1959. Są także współcześnie wydane, takie ,
jak Anoda i Katoda wydane pośmiertnie. Dostałam od Tadeusza listę
tytułów, których mu brak , a ja zobowiązałam się do poszukania ich w polskich
księgarniach. Uprzedza mnie, że Wańkowicz nie jest zbyt popularny w Polsce i
brak pewnych wznowień tytułów. Ja sama chciałam zdobyć w Polsce „Karafkę La
Fontaine’a” i nie udało mi się..
Tadeusz w rozmowach naszych nawiązywał
do tematyki niepodległościowej, wspomina czasy swojej młodości, opisuje
sytuację Polski powojennej w pierwszych dniach wolności, ale i powody ucieczki
z kraju, gdzie niepodległość była bardzo wątpliwa. Nie znaczy to, że nie śledzi
sytuacji politycznej, społecznej, gospodarczej czy kulturalnej w swojej
ojczyźnie. Jest wyjątkowo dobrze zorientowany, chociaż jestem zdziwiona,
dlaczego nie mają tu Telewizji Polonia. Niewielu Polaków zamieszkuje ten teren,
stąd brak zainteresowania i niewspółmierne koszty założenia tego kanału.
Tadeusz, nie przestaje być wciąż twardym
góralem, inaczej nie przetrwałby młodzieńczej tułaczki, czy wojny koreańskiej.
Jest jednak w duszy bardzo ciepłym i wrażliwym człowiekiem.
Pamiętam czas urlopu Krystyny i Tadeusza
spędzony w ubiegłym roku u nas. Zorganizowaliśmy im kilkudniowy wyjazd w
rodzinne strony Tadeusza, czyli Kraków,
Stary Sącz, Krynica, Zakopane.
Odżyły jego dawne wspomnienia, kiedy wjechaliśmy na ryneczek w Starym Sączu, a następnie wspinaliśmy się samochodem (ze względu na ból kolana Tadeusza) stromą uliczką do domku jego krewnej, jedynej, która z rodziny mu pozostała. Zaskoczyliśmy ją wówczas swoją wizytą, ale za to jak serdecznie nas powitała!
Stary Sącz |
Odżyły jego dawne wspomnienia, kiedy wjechaliśmy na ryneczek w Starym Sączu, a następnie wspinaliśmy się samochodem (ze względu na ból kolana Tadeusza) stromą uliczką do domku jego krewnej, jedynej, która z rodziny mu pozostała. Zaskoczyliśmy ją wówczas swoją wizytą, ale za to jak serdecznie nas powitała!
Właśnie na obiad
przygotowywała knedle ze śliwkami. Z dziką rozkoszą rzuciliśmy się do
pałaszowania tych smakowitości polanych gęstą śmietaną i do tego posypanych
cukrem. Mniam, aż w tej chwili mam smak w ustach tych knedelków! Tego się nie
zapomina. Smaki i zapachy z dzieciństwa ciągną się smugą za człowiekiem przez
całe życie. Za Tadeuszem aż do Ameryki! No i posypały się opowieści
wspomnieniowe o wspólnych dziecięcych psikusach i młodzieńczych uciechach.
Spoglądałam na twarz Tadeusza, która wyrażała nieopisane szczęście możliwości
dzielenia się tym, co mu w duszy grało przez tych kilkadziesiąt lat na
obczyźnie. Jak niewiele potrzeba, aby człowiekowi sprawić radość.
Ale to nie koniec emocji, bo z pokoiku
obok kuzynka przynosi małe zawiniątko. Cóż w nim może być? Mam dla Ciebie,
Tadeusz, pamiątkę po Twojej zmarłej mamie- mówi i rozchyla bibułkę - to
pierścionek oddany do naprawy oczka. Nie zdążyła go odebrać od jubilera. Nie
muszę chyba opisywać wzruszenia Tadeusza. Po chwili usłyszałam:
-
Rela będzie miała pamiątkę po babci.
Jednym z następnym etapów naszej
sentymentalnej wyprawy w Polsce było Zakopane. Nie chodziliśmy po górach ze
względów zdrowotnych Tadeusza, ale zaliczyliśmy spacerek po Krupówkach.
Podjechaliśmy na Kościelisko do kościoła Matki Boskiej Fatimskiej, gdzie zrządzeniem losu trafiliśmy na zgromadzenie odświętnie ubranych górali. Wśród nich mój mąż rozpoznał syna gaździny, która gościła go przed laty, kiedy w czasach studenckich przyjeżdżał na oazowe wakacje. Uściskali się, jak starzy przyjaciele, bo mimo upływu lat rozpoznali się bez trudu. Ale to nie koniec wzruszeń.
Kosciół Matki Boskiej Fatimskiej w Zakopanem |
Podjechaliśmy na Kościelisko do kościoła Matki Boskiej Fatimskiej, gdzie zrządzeniem losu trafiliśmy na zgromadzenie odświętnie ubranych górali. Wśród nich mój mąż rozpoznał syna gaździny, która gościła go przed laty, kiedy w czasach studenckich przyjeżdżał na oazowe wakacje. Uściskali się, jak starzy przyjaciele, bo mimo upływu lat rozpoznali się bez trudu. Ale to nie koniec wzruszeń.
Z kościoła wyszła młoda para górali w odświętnych ludowych strojach i
zaczęła grać kapela góralska. Tadeusz pękł. Łzy lały się strumieniem. Takiej
niespodziewanej uroczystości nie zaplanowalibyśmy mu za żadne pieniądze. Los dla niego był w tym momencie nad wyraz
łaskawy. Kiedy wróciliśmy na parking, urzekł nas widok malutkiego wózka
drabiniastego, na którym siedziała dwójka bliźniaków, góralczyków w swoich
ludowych strojach.
Szczęśliwi i spełnieni zakończyliśmy wówczas dzień w knajpce
z kapelą góralską.
Przy tym rozpamiętywaniu zeszłorocznych
przeżyć nie zauważyłam, jak czas szybko
minął.
Nagle
do ogrodu, nie wiem skąd, weszła biała czapla.
Dobrze, że jestem za szybami, bo szelest fotela, jaki powstał przy moim poruszeniu, mógłby ją spłoszyć.
Ptak nie jest tak wysoki, jak nasze ciemne czaple. Podchodzi pod pień palmy i wykonuje dziwne ruchy szyją, tak, jakby bawiła się ze mną w niemowlęcą zabawę „a ku ku”. Jej główka z częścią długiej szyi wygląda raz z jednej, raz z drugiej strony pnia, a szyja wije się płynnie jak węża..
Dobrze, że jestem za szybami, bo szelest fotela, jaki powstał przy moim poruszeniu, mógłby ją spłoszyć.
Ptak nie jest tak wysoki, jak nasze ciemne czaple. Podchodzi pod pień palmy i wykonuje dziwne ruchy szyją, tak, jakby bawiła się ze mną w niemowlęcą zabawę „a ku ku”. Jej główka z częścią długiej szyi wygląda raz z jednej, raz z drugiej strony pnia, a szyja wije się płynnie jak węża..
Wstaję
cichutko i próbuję wyjść, niestety, spłoszyłam wysmukłą czaplę.
Szkoda, odfrunęła mimo, że w ogrodzie gęsto krzewów i trudno znaleźć wolne miejsce pod słońcem.
Szkoda, odfrunęła mimo, że w ogrodzie gęsto krzewów i trudno znaleźć wolne miejsce pod słońcem.
- A co, była czapla? Widziałam ją z
okna – odzywa się Krystyna stojąca w drzwiach kuchni.- Próbowała złowić
jaszczurkę, ale te małe stworzonka są zwinne i uciekają przed nią zygzakiem. Na
ogół je chwyta.
- No to już jasne, co to był za taniec
szyją. A swoją drogą to te maleńkie jaszczurki chodzą tu po tarasie. Nie wejdą
do sypialni? – pytam z obawą?
- A zamykasz drzwi? – słyszę roześmianą
Krysię.
- Bardzo szczelnie – odpowiadam.
- Jak będziesz miała szczęście to możesz
zobaczyć szkodnika mojego ogrodu.
- A masz jakiegoś? – trochę się boję,
aby nie był szkodliwy i dla mnie.
- Tak. Podobne można w Polsce kupić pod nazwą
strelicja, ale nasze są barwne. Białe widzę pierwszy raz – przyznaję.
- Te kwiaty u swej nasady mają bardzo
słodką, miodową wręcz cząstkę. To jest przysmak wiewiórek. Te łobuziaki odgryzają
kwiat, który strącają na ziemię, a one pałaszują samą słodycz na górze –
opowiada Krysia.
Odwiedzają
nas także szopy. Te goszczą się na palmach. Ale aligator jeszcze nas nie
nawiedził. Możesz być spokojna. Zosia miała kiedyś aligatora w garażu i nie wie
jak on tam się dostał.
- Spokojna to ja będę- mówię wkurzona -
jak wróci Henryk z Kasią. Chociaż nie wiem, czy rzeczywiście będę spokojna, bo
może porozwieszam ich na palmach!
Uderz w stół a nożyce się odezwą.
- Gdzie byliście i dlaczego tak długo?
– na przemian pytam z Tadeuszem i Krystyną zawieruszonych plażowiczów.
Oni jednak z wiązką nieciekawych
kwiatków, wśród których prym wiedzie astromeria podchodzą do Tadeusza i
składają mu urodzinowe życzenia. Głupio mi , ale wściekłość mnie nie mija.
Tadeusz też zażenowany, nie wie , czy
udawać zadowolonego, czy jednak swoje zakłopotanie tak długą nieobecnością niesfornych
gości z Polski jawnie okazać..
Wszystko
się wyjaśnia. Nie doszli do plaży, udali się na Atlantic Ave. Postanowili
poszukać kwiaciarni., aby niespodziewanie uhonorować dzisiejszego jubilata. Ale
tu odległości są większe, pieszych ludzi na ulicach, niestety , nie
uświadczysz, żeby dowiedzieć się, gdzie ta kwiaciarnia i czy ogóle jest.
Do Shopping Center kawał drogi.
Dobrze, że natknęli się po drodze na stację paliw i dostali od jej pracowników kwiaty
z wazonu, nie wiem, czy pierwszej świeżości. I jak tu nie podziwiać takiego
poświęcenia w podrównikowym upale?
Rzeczywiście,
sprawy załatwia się w Port Orange samochodem, a nie na nóżkach, do tego w samo
południe. Nic więc dziwnego, że Kasia i Henryk byli totalnym zaskoczeniem dla
obsługi stacji paliw, widząc ich bez samochodu. Dlatego bez oporów, a raczej z
wielkim rozbawieniem zdobyli od nich te kwiaty.
A dlaczego Tadeusz tak się
niecierpliwił? Dostawał białej gorączki na myśl, że może któreś z nich trafił
udar, a przecież nie mamy tak wysokiego ubezpieczenia, aby pokryć leczenie w
szpitalu w USA. Gdyby, nie daj Boże, taka potrzeba zaistniała, to goszczących
nas kuzynów puścilibyśmy z torbami, albo sami zostalibyśmy żebrakami.
Rok 2016, styczeń
Dziś nie ma już Tadeusza wśród nas. Odszedł 20 sierpnia 2014 r. pochowany z najwyższymi honorami. Na ręce Krystyny złożono flagę amerykańską, która w czasie uroczystości pogrzebowych otulała urnę. z jego prochami.
Panie świeć nad duszą GÓRALA !