Translate

środa, 20 stycznia 2016

FLORYDA - CANAVERAL

       
Kuzyni postanawiają, abyśmy czas spędzony na Florydzie wykorzystali jak najlepiej. Opowiadają, że mieszkańcy  wyspy na Florydzie są emocjonalnie związani z wszystkim, co dzieje się na Przylądku Canaveral. Znają  terminy lotów  i udają się na plażę, aby wspólnie obserwować starty wszystkich obiektów wystrzeliwanych w kosmos z Florydy. Każdy start jest wielkim wydarzeniem dla nich.


Nigdy nie mają pewności, że start będzie udany.  Twierdzą, że do końca życia pamiętać będę tragedię, jaka dokonała się 28 stycznia 1986 o godz.16:39

 Wahadłowiec „Challenger”, ze zbiornikiem zewnętrznym rozpadł się w powietrzu –  Wszystkie zbiorniki eksplodowały. Przez 25 sek. od katastrofy kabina jeszcze wznosiła się, a potem zaczęła spadać i uderzyła o powierzchnię Atlantyku z prędkością ponad 300 km. Przy hamowaniu wystąpiły przeciążenia nie do wytrzymania przez organizm człowieka.
        Rakiety w tym czasie kontynuowały lot i zostały zdetonowane przez oficera bezpieczeństwa ze względu na zagrożenie, jakie stwarzały. Widać było słupy ognia i chmury dymu oraz spadające do oceanu odłamki. Na pokładzie zginęła cała załoga …,- a mówi to były uczestnik wojny koreańskiej, który niejedno widział i przeżył. - Cała plaża była pełna ludzi, gdy zobaczyliśmy te kłęby spalin i części spadające do Atlantyku. Słychać było jeden głos ogromnej trwogi, jęków, zawodu. Jeden wielki szok. Słychać było „Czy to eksplozja?  My God!, My God!”

Wszyscy tu  na Florydzie znają cały 9-osobowy skład tej nieszczęśliwej załogi.




Pechowa załoga Challengera
       Znają ich życiorysy. Zginęły wtedy również 2 kobiety. Jedna z nich była nauczycielką. Udział jej, jako pierwszej nauczycielki w kosmosie, miał być symboliczny. Akcja poszukiwawcza trwała przez pierwszy tydzień po katastrofie.

Na początku były to poszukiwania na wielką skalę. Zaangażowany był Departament Obrony USA, Straż Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Najdłużej poszukiwania prowadził okręt Simpson. Później były prowadzone już tylko przez zespół poszukiwań, odzyskiwania i rekonstrukcji. Pewno chcieli zebrać resztki mogące pomóc w określeniu przyczyn katastrofy.
        
Do tego celu użyli sonarów, nurków oraz załogowych i zdalnie sterowanych łodzi podwodnych. A na jakim obszarze?
Jak  podawali w TV, akcją objęli obszar około 1600 km² a prowadzili chyba do  głębokości 370 metrów.
Mniej więcej do maja zakończyli już główną operację wydobywania szczątków, ale fragmenty promu i rakiety były wyrzucane na plaże Florydy jeszcze wiele lat po wypadku. Jeszcze 11 lat po katastrofie, na plażę w Cocoa Beach morze wyrzuciło dwa duże fragmenty promu.

Dziś jedziemy na Canaveral! 

          Dojeżdżamy autem Tadeusza do  autokaru, przesiadamy się i wyruszamy   na  miejsce. Po drodze mijamy na poboczach aligatory. Dobrze, że siedzę w autokarze!


Logo Nasa
Kosmodrom
                      
        Pierwsze kroki kierujemy do pomnika poświęconego kosmonautom, którzy zginęli   podczas nieudanego startu wahadłowca  ,,Challenger,, 
Jest to ogromna ciemna marmurowa płyta ze zdjęciami i informacjami o kosmonautach. Przed nią wciąż stoją zadumani ludzie.
           W muzeum NASA  oglądamy z bliska rakiety, a także pojazdy wykorzystywane do podboju kosmosu. Jest tu udostępniony ogromny zbiór eksponatów pokazujących dzieje podboju księżyca. Wchodzimy nawet do kabiny kosmonautów. Ależ tu ciasno! 

W kinie IMAX oglądamy film w 3D dotyczący     kosmosu. Zakładamy specjalne okulary. Akcja filmu osadzona jest w stacji kosmicznej. W trakcie projekcji filmu czuję się, jakbym znalazła się w kosmosie, a meteoryty pędzą prosto na mnie. Bezwiednie uchylam się to w jedną, to w drugą stronę, nawet czasem kulę się, abym nie została trafiona  w głowę. Przyjemnym wrażeniem wydaje się siadająca na moim ramieniu nadfruwająca, bajecznie  kolorowa papuga. Ale to tylko miraż.



    
 Wielkie obiekty astronomiczne, takie, jak: promy, rakiety i inne z wyposażenia statków kosmicznych wystawiane są w olbrzymiej hali, jak również ze względu na swoje rozmiary na wolnym powietrzu/


    Te mniejsze obiekty, jak również ich części stoją lub wiszą pod sufitami w pomieszczeniach.


       
Kapsuła z Apollo
Ciekawą atrakcją jest stymulator startu wahadłowca.

Konsole w Kontroli Misji

Przebywamy w pomieszczeniu Kontroli Misji. Znajdujemy się powyżej za balustradka. Poniżej widać dziesiątki konsoli. Rozpoczyna się operacja. Zapalają się lampki przy konsolach. Migają zaskakująco z różnych miejsc przy tych konsolach, z  których w danym momencie  słychać głos oficerów. Są to oryginalne komendy, które zostały nagrane podczas jednego z lotów.

Następuje napięcie i oczekiwany stymulowany start. Na wielkich ekranach pokazywany jest wahadłowiec z zewnątrz, a także obraz z wewnątrz z kosmonautami. Nie wiem, który lot jest przedstawiony na ekranie, nie rozpoznaję kosmonautów, ale to nie ma znaczenia. 
Nagle wielkie  "łapy" w kosmodromie się odchylają, kłęby dymu ... i rakieta idzie do góry! 
Jeszcze kontakt z kosmonautami. Sekundy mijają, jest bezpiecznie, start udany!
W pomieszczeniu słychać euforię, lampki migają jednocześnie, jak oszalałe przy każdej konsoli, aż robi się czerwono w oczach.
Euforia udziela się również nam, uczestnikom stymulacji, jakbyśmy przeżywali najprawdziwszy realny start .

 Emocje jednak nie tak szybko opadną, bo tuż po wyjściu z tego pomieszczenia stymulacji widzimy gablotę.
Dotykam kawałek skały z Księżyca

Pierwsze marzenie z dzieciństwa niespodziewanie realizowało się z zaskoczenia. 

W gablocie szklanej umieszczona    jest skała przywieziona z księżyca. Przez specjalny w niej otwór  wkładam rękę i dotykam, gładzę kawałek księżyca. Jest to wrażenie , które nie da się opisać. Kto tak długo prowadził mnie po tym świecie, aby teraz zrealizować dziecięce marzenia, ulotne i dawno zapomniane? Oczywiście, że przeżycia z symulacji lotów, wejście do promu wynoszącego kosmonautów oraz zwiedzanie różnych statków, rakiet, łazików, które były na księżycu są ogromne, ale nie przysłaniają tego poczucia grudki srebrnego globu. Pewno, że to nie srebrzysta, lśniąca jak na niebie gwiazda, tylko szara martwa skała, ale Bóg to sprawił, że ktoś to dla mnie przywiózł..


          Wnuki Krystyny i Tadeusza nie mogą sobie odmówić, aby nie wejść do kombinezonów kosmonautów.



 Prezentują się nadzwyczaj okazale.


       Po powrocie z Canaveral zabieramy Tadeusza j jedziemy do mariny  Inlet Harbor na kolację.  Jest już ciemno, ale obiekt jest ładnie podświetlony. Palmy i  pięknie ukwiecona roślinność stwarza przyjemny nastrój, tym bardziej, że po obydwu stronach wejścia płoną pochodnie.

        Zwiedzamy sklep zaopatrzony w miejscowe upominki rzemieślnicze,  ceramikę, koralowce, muszle i odzież . Nie możemy zdecydować się, gdzie wybrać miejsce, czy na molo oświetlonym pochodniami, czy wewnątrz. W końcu pozostajemy pod dachem,  ponieważ chłodek wieczorny i wiatr dają się we znaki. Wybieramy stoliki blisko kuchni, skąd widać krzątających się kucharzy. Co i raz nad patelnię wybucha płomień. Nie wiem, czy to zamierzone. Przychodzi czas na zamówienie menu. Proponują nam świeże owoce morza oraz doskonałe steki. Nie dało mi się wykręcić od tych owoców. Kuszę się na smażone w głębokim tłuszczu krewetki zawijane w boczek. I znów płonie patelnia. Czas oczekiwania umila muzyka na żywo. Krewetki w boczku są przyjemnie chrupiące, więc może zdobyłam nowy dla siebie przepis na owoce morza?