Zastanawiam się, czy nazwa mojego bloga jest właściwa. A może lepsza byłaby "Pechowa emerytka"?
<><><><><><>
W
tym sezonie moda na buty ze szpicem. Właśnie w takie kozaki wystrojona wychodzę
do sklepu osiedlowego. Za mną w
niewielkiej odległości kroczy sąsiadka. Wejście do sklepu posiada duże
półkoliste schody o 3 stopniach. Ze względu na długi czubek buta, nie zdążyłam
przyzwyczaić się i dokładnie
wymierzyć szerokość stopnia. Moje ciało w ruchu
nagle zostaje zatrzymane i padam twarzą w dół jak długa, przykrywając
całą swoją postacią trzystopniowe schody. Gdyby nie czub zmieściłabym się na stopniu z powodzeniem.
W ciągu 2 sekund słyszę nad sobą męski głos:
<><><><><><>
W ciągu 2 sekund słyszę nad sobą męski głos:
-
Nic się pani nie stało?... Podniosę panią.
- Nie, nic, ale dziękuję, poleżę sobie - odpowiadam, unosząc głowę i uśmiecham się do
niego, licząc na to, że nie jest jedyną osobą w pobliżu.
Zdziwiony
moją reakcją szarmancki Pan minął mnie, odwracając się jeszcze w drzwiach sklepu.
Za moment nadchodzi sąsiadka i widząc, jak
się sama gramolę, domaga się wyjaśnień na temat przyczyny odrzucenia przeze
mnie pomocy eleganckiego mężczyzny.
Przyczyna jest bardzo prosta. Niewielki
szok, jaki doznaję przy upadku, nad którym nie mogę zapanować, muszę najpierw
przeżyć w spokoju. Przecież już gorzej być nie może. Ochłonę, wyciszę się, żeby
przejść do następnego etapu. Nagłe szarpnięcie w górę, kiedy przed chwilą
leciałam w dół? Nie, dziękuję, odsapnę, poleżę sobie. Zdążę sama lub przy pomocy
innej osoby postawić się do pionu. Ale przecież trzeba najpierw sytuację gruntownie zanalizować:
* po pierwsze - czy żyję?
* po drugie - czy jestem w jednym kawałku?
* po trzecie - jakie mam urazy ciała?
* po czwarte - a co tam... , poleżę sobie, może to jedyna wolna chwila na odpoczynek tego dnia.
* po pierwsze - czy żyję?
* po drugie - czy jestem w jednym kawałku?
* po trzecie - jakie mam urazy ciała?
* po czwarte - a co tam... , poleżę sobie, może to jedyna wolna chwila na odpoczynek tego dnia.
><><><><><><><><><<>><
Taki komfort funduje mi na spacerze mój
mąż., kiedy wybieramy się na spacer poza miasto. Na żwirowej trasie w pewnym
odcinku drogi należy pokonać stare zdezolowane torowisko. Pech chce, że wystaje
na mojej ścieżce jakaś śruba pozostała po
podkładach kolejowych. Jak może być inaczej ? Kto na nią trafia?
Zawadzam się o śrubę. Posuwistym ruchem szoruję ramieniem po żwirku, aby w końcu zatrzymać w pozycji śledzia, jak długa, na drodze. Leżę w nowiutkiej modnej skórzanej kurtce, w ciemnych okularach (w kilka
tygodni po operacji oka). Nie liczę na męża pomoc. I dobrze. Przecież muszę
poleżeć, choć ból ramienia doskwiera.
I tu, jak w poprzednim przypadku mam zadziwioną zaistniałą sytuacją świadka zajścia. Tym razem mężczyzna
nie pomaga, dlaczego? Obserwująca kobieta znajduje się w dużej odległości, a na
dodatek ma wózek z dzieckiem. Może gdyby była bliżej, kto wie?
Nie mam okazji jej wyjaśnić, że mąż po
operacji kręgosłupa stosuje się do zaleceń lekarza:
„Proszę Pana, od tej chwili, proszę nie
schylać się nawet po chusteczkę, którą
upuści kobieta. Mógłby Pan zostać w
takiej pozycji do końca swoich dni”.
Nie jestem lekką, przezroczystą, batystową chusteczką, skądże znowu!
Mam przecież około 60 kg żywej wagi.
Nie jestem lekką, przezroczystą, batystową chusteczką, skądże znowu!
Mam przecież około 60 kg żywej wagi.
A więc mój ukochany, jak się tłumaczy, czeka z bólem serca, aż sobie poleżę, ochłonę
z wrażenia. A on już wie, że nie lubię
natychmiastowego szarpania. Jednak mężowi „ból serca” szybko ustępuje miejsca chichotowi z widoku, wg
niego, komicznej sytuacji.
- Tak
to bywa, jak kulawy prowadzi ślepego - stwierdza.
Niewielki
ślad na skórzanej kurtce przypomina mi:
„Dziękuję,
poleżę sobie”.