Translate

środa, 27 stycznia 2016

DZIĘKUJĘ, POLEŻĘ SOBIE

      Zastanawiam się, czy nazwa mojego bloga jest właściwa. A może lepsza byłaby "Pechowa emerytka"?

<><><><><><>


    W tym sezonie moda na buty ze szpicem. Właśnie w takie kozaki wystrojona wychodzę do sklepu osiedlowego. Za mną  w niewielkiej odległości kroczy sąsiadka. Wejście do sklepu posiada duże półkoliste schody o 3 stopniach. Ze względu na długi czubek buta,  nie zdążyłam  przyzwyczaić się  i dokładnie wymierzyć szerokość stopnia. Moje ciało w ruchu  nagle zostaje zatrzymane i padam twarzą w dół jak długa, przykrywając całą swoją postacią trzystopniowe schody. Gdyby nie czub zmieściłabym się na stopniu z powodzeniem. 


      W ciągu 2 sekund słyszę nad sobą męski głos:
      - Nic się pani nie stało?... Podniosę panią.
    - Nie, nic, ale dziękuję, poleżę sobie -  odpowiadam, unosząc głowę i uśmiecham się do niego, licząc na to, że nie jest jedyną osobą w pobliżu.
    Zdziwiony moją reakcją  szarmancki Pan minął mnie,  odwracając się jeszcze w drzwiach sklepu.
    Za moment nadchodzi sąsiadka i widząc, jak się sama gramolę, domaga się wyjaśnień na temat przyczyny odrzucenia przeze mnie pomocy eleganckiego mężczyzny.
   Przyczyna jest bardzo prosta. Niewielki szok, jaki doznaję przy upadku, nad którym nie mogę zapanować, muszę najpierw przeżyć w spokoju. Przecież już gorzej być nie może. Ochłonę, wyciszę się, żeby przejść do następnego etapu. Nagłe szarpnięcie w górę, kiedy przed chwilą leciałam w dół? Nie, dziękuję, odsapnę, poleżę sobie. Zdążę sama lub przy pomocy innej osoby postawić się do pionu. Ale przecież trzeba najpierw sytuację gruntownie zanalizować:
     * po pierwsze - czy żyję? 
     * po drugie - czy jestem w jednym kawałku?
     * po trzecie  - jakie mam urazy ciała?
    * po czwarte - a co tam... , poleżę sobie, może to jedyna wolna chwila na odpoczynek tego           dnia.

><><><><><><><><><<>><

      Taki komfort funduje mi na spacerze mój mąż., kiedy wybieramy się na spacer poza miasto. Na żwirowej trasie w pewnym odcinku drogi należy pokonać stare zdezolowane torowisko. Pech chce, że wystaje na mojej ścieżce jakaś śruba pozostała po  podkładach kolejowych. Jak może być inaczej ? Kto na nią trafia?
    Zawadzam się o śrubę. Posuwistym ruchem  szoruję ramieniem po żwirku, aby w końcu zatrzymać  w pozycji śledzia, jak długa, na drodze. Leżę w nowiutkiej modnej skórzanej kurtce,  w ciemnych okularach (w kilka tygodni po operacji oka). Nie liczę na męża pomoc. I dobrze. Przecież muszę poleżeć, choć ból ramienia doskwiera.
     I tu, jak w poprzednim przypadku mam  zadziwioną zaistniałą  sytuacją świadka zajścia. Tym razem mężczyzna nie pomaga, dlaczego? Obserwująca kobieta znajduje się w dużej odległości, a na dodatek ma wózek z dzieckiem. Może gdyby była bliżej, kto wie?
     Nie mam okazji jej wyjaśnić,  że mąż  po operacji kręgosłupa stosuje się do zaleceń lekarza:
   „Proszę Pana, od tej chwili, proszę nie schylać się  nawet po chusteczkę, którą upuści   kobieta. Mógłby Pan zostać w takiej pozycji do końca swoich dni”.

    Nie jestem lekką, przezroczystą, batystową chusteczką, skądże znowu! 
Mam  przecież około 60 kg żywej wagi.

    A więc mój ukochany, jak się tłumaczy,  czeka z bólem serca, aż sobie poleżę, ochłonę z wrażenia.  A on już wie, że nie lubię natychmiastowego szarpania. Jednak mężowi „ból serca”  szybko ustępuje miejsca chichotowi z widoku, wg niego, komicznej sytuacji.
     - Tak to bywa, jak kulawy prowadzi ślepego - stwierdza.

Niewielki ślad na skórzanej kurtce przypomina mi:
„Dziękuję, poleżę sobie”.