Translate

czwartek, 24 lutego 2022

WIERNOŚĆ JEST NUDNA?

(art by Maria Magdalena Oustunizen)

Dzisiaj na tapetę wzięłam kontrowersyjny w tych czasach temat - WIERNOŚĆ.
Zainspirował mnie obraz Pierr`a Subleras`a (wybaczcie, ale nie dałam go w czołówce... będzie głębiej w tym poście) o tematyce wspomnianej wierności, a dokładniej, braku jej w zachowaniu żony. 
A jej  mąż co na to? 
Oczywiście  cechuje się miłością do niej , ale i... brakiem zaufania. Zdaje się, że miał ku temu powody wcześniej. Jak wykorzysta swoje artystyczne umiejętności? 
Przeczytaj w cytacie niżej:

Obraz artysty ilustratora Pierre'a Sublerasa "Seddle of the Pub" opowiada o ciekawej historii odtworzonej na podstawie bajki Jeana de la Fontaine`a.


Zazdrosny artysta bardzo kochał swoją żonę, ale musiał być na chwilę poza domem i aby uchronić żonę przed zdradą, namalował w intymnym miejscu osła ( jako pieczęc czystości).  Niestety, ale kochanek żony też był artystą i po zdradzie znowu namalował rozmazanego już osła. Ale zapominając, jak dokładnie wyglądał rysunek lub po prostu nie lubił kopiować kolegów, namalował osiołka samarytaninem... Wracając do domu, zazdrosny mężczyzna poszedł sprawdzić intymność żony i był bardzo rozczarowany tym, co zobaczył, udało mu się po prostu trzymać język za zębami.... "Niech piekło pochłonie was oboje... czyli świadek, który miał pilnować i co go osiadło... "


Dla osób znajacych język francuski, poniżej rarytasik, bajka w oryginale:

Un peintre estoit, qui, jaloux de sa femme,
Allant aux Champs lui peignit un baudet
Sur le nombril, en guise de cachet.
Un sien confrare, amoureux de la Dame,
La va trouver, et l'asne efface net;
Dieu sçait komentarz ; puis un autre en remet
Au mesme endroit, ainsi que l'on peut croire.
Celu-cy, par faute de memoire,
Il mit un Bast ; l'autre n'en avait point.
L'Epoux revient, veut s'éclaircir du poinct.
Voyez, mon fils, dit la bonne commere,
L'asne est témoin de ma fidelité.
Diantre soit fait, dit l'Epoux en colere
Et du témoin, et de qui l'a basté.

Wierność to cecha ludzi najinteligentniejszych...
I nie wiem, czy w tym miejscu kogoś nie obraziłam...

Trudno... , to przecież nie tylko moja opinia, ale przecież mnie nie tłumaczy, że są też tacy, którzy myślą podobnie, jak ja.
Zgadzam się z tym, co przeczytałam w artykule autorstwa Małgorzaty Rybak na temat wierności na co dzień:

"Wierność to nie tylko brak zdrady. Odkryjcie jej głębię, a wasza więź się umocni

Łatwo jest deklarować wierność, gdy jako zakochana para trzymamy się za ręce i patrzymy w gwiazdy. Zupełnie nowego znaczenia nabiera wierność po ślubie, gdy życie nosi przydeptane kapcie, miewa nieuczesane włosy; gdy padają niecierpliwe słowa, a stosik mojego bałaganu pojawia się w twoim ulubionym miejscu.

Z wiernością jest trochę tak jak z życiem wewnętrznym. Można je zatrzymać na poziomie etyki minimalnej – „nikogo nie zabiłem i nic nie ukradłem”. Jestem wierny, bo nie mam nikogo „na boku”, nie uwikłałem się w romans, a na szkoleniu po wieczorze integracyjnym nie trafiłem do pokoju koleżanki. Wierność można oprzeć na „braku niewierności” – i wówczas, podobnie jak etyka minimalna, nie będzie służyć budowaniu relacji z drugą osobą. Pytanie zaś brzmi, w jaki sposób wierność może pomóc stworzeniu głębokiej, bliskiej więzi w małżeństwie.

Wierność to dotrzymywanie słowa

Kiedy jestem wierny, znaczy, że można na mnie polegać. Że dotrzymam danego słowa – cenię jego wartość i nie rzucam go na wiatr, gdzie zgubi swoje znaczenie. Nie dlatego, że takie mam zasady, ale by nie zawieść twojego zaufania. Jeśli obiecuję wyjść z tobą na spacer, nie oddam tego czasu sąsiadom ani pracy, ani komuś, kto akurat zadzwonił. Jeśli umawiamy się, że coś załatwię – nie zapomnę o tym. Nie dlatego, że druga strona mogłaby się zezłościć, lecz dlatego, że wzajemne zaufanie budują gesty pamięci i szacunku.


Przeżywaniu wzajemnej wierności sprzyja zawsze, gdy wszelkie ważne decyzje, mające wpływ na nasze wspólne życie, podejmujemy razem, a nie z kolegą/koleżanką, własnymi rodzicami czy szefem. „O, to ciekawa propozycja, chciałabym pogadać o tym z mężem”. „Wiesz, nie odpowiem ci teraz, bo chcę zapytać moją żonę też o zdanie w tej sprawie”. To rzuca światło na relację: widać, że jest ona w naszym życiu czymś ważnym, a mąż czy żona to życiowy partner na dobre i na złe – nie zaś kwiatek do kapelusza.

Wierność to akceptacja twoich trudnych emocji

Wierność – to także nauka ciebie, dzień po dniu. Zapamiętywanie, ciągle i ciągle od nowa, jak reagujesz na stres, co z tobą robi zmęczenie i czego potrzebujesz, gdy wydarzy się między nami konflikt. Czy zamykasz się w sobie, czy potrzebujesz czasu, czy będziesz próbować wszystko od razu przeanalizować i szukać rozwiązań? Wierność przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy twoje ścieżki są tak bardzo różne od moich.

Wierność potrzebuje uświadomienia sobie, że jesteśmy oddzielnymi osobami (...). Moje emocje są moje, a twoje – są twoimi. Nie muszę ich brać na siebie, mogę pozwolić ci być tobą. Możesz bywać smutny, zmartwiony lub zły. Wierność nie polega na chodzeniu za drugą osobą krok w krok, bo to niszczy prawdziwą bliskość. Każda strona w małżeństwie potrzebuje przestrzeni i czasu dla własnego dojrzewania.

Łatwo jest deklarować wierność, gdy jako zakochana para trzymamy się za ręce i patrzymy w gwiazdy. Zupełnie nowego znaczenia nabiera wierność po ślubie, gdy życie nosi przydeptane kapcie, miewa nieuczesane włosy; gdy padają niecierpliwe słowa, a stosik mojego bałaganu pojawia się w twoim ulubionym miejscu. To właśnie twoja słabość domaga się ode mnie nowego zrozumienia wierności. Czy umiem cię przyjąć takiego, jakim jesteś? Czy będę odtąd podejmować usilne próby ulepienia ciebie w zupełnie nowy byt na moje podobieństwo?
Wierność to stawianie granic w czasach kryzysów

Szczególnie nasze zranienia, które dochodzą do głosu w małżeńskim życiu, wymagają osłony wierności: prób zrozumienia drugiej strony, gdy ujawni się jej słabość. Możemy rozmawiać o tym, jakiej potrzebujesz ode mnie pomocy, by iść do przodu. Wierność będzie oznaczała, że nie będę wykorzystywać tego, co mi powierzasz w zaufaniu, przeciw tobie: opowieść o niepowodzeniach, zawodach i lękach, momentów przyznania się do wad czy do braku racji. Boleśnie godzi we wzajemne zaufanie wykrzykiwanie w kłótni tych intymnych odsłon słabości.

Wiernością będzie także postawienie ci granicy, gdy twoje działania niszczą nasze małżeństwo, rodzinę i ciebie. Gdy wpadniesz w nałóg albo będziesz używać przemocy. Wierność bowiem oznacza, że zależy mi na tobie, twoim dobru i godności.

Wierność buduje więź; czyni z niej bezpieczne schronienie i dom na skale. To, że pamiętasz, że żona prosiła o kupienie cukru. Że nie wypomnisz mężowi przy ludziach drugiego kawałka szarlotki i nie opowiesz, jak go szef objechał. Nie zażartujesz głupio z żony przy waszych znajomych. I jeśli obiecałeś jej wspólną kawę, nie umówisz się z mamą na zakupy".

Nie łudzę się, że przekonałam tym postem kogokolwiek do wierności, jeśli dotąd był niewierny.
 Bo przecież wciąz wokół słychać takie słowa:

WIERNOŚĆ JEST NUDNA
wykonanie: Natalia Kukulska ( teledysk do filmu "Och, Karol 2)

Nie mów nic znam tę minę
Możesz iść dobrze wiem że nie zginiesz
Nie wiesz sam czego szukasz
Bawisz się jakby nie było jutra
Między nami nic nie było
Parę nocy trochę wina
To za mało by Cię mieć
Może tylko się łudziłam
Może lekko pogubiłam
Nie bój się nie zrobię scen
Mnie nie oszukasz
Przecież to nie pierwszy raz
Nie próbuj mnie szukać
Lepiej żebyś został sam
Kiedyś się uda
Jeszcze przyjdzie na nas czas
Wierność jest nudna
A tego nie chce przyznać żadne z nas
Jak nie ja będzie inna
Tak już jest przecież to nie Twoja wina
Nie wiesz jak to powiedzieć
Nie martw się mogę zrobić to za Ciebie
Między nami nic nie było
Parę nocy trochę wina
To za mało by Cię mieć
Może tylko się łudziłam
Może lekko pogubiłam
Nie bój się nie zrobię scen
Mnie nie oszukasz
Przecież to nie pierwszy raz
Nie próbuj mnie szukać
Lepiej żebyś został sam
Kiedyś się uda
Jeszcze przyjdzie na nas czas
Wierność jest nudna
A tego nie chce przyznać żadne z nas
Tyle kobiet wokół Ciebie
Czeka tylko na skinienie
Nie odmówisz choćbyś chciał
Tylko nie mów że się zmienisz
Chyba sam w to już nie wierzysz
Karol ja Cię dobrze znam
Mnie nie oszukasz
Przecież to nie pierwszy raz
Nie próbuj mnie szukać
Lepiej żebyś został sam
Kiedyś się uda
Jeszcze przyjdzie na nas czas
Wierność jest nudna
A tego nie chce przyznać żadne z nas
Mnie nie oszukasz
Przecież to nie pierwszy raz
Nie próbuj mnie szukać
Lepiej żebyś został sam
Kiedyś się uda
Jeszcze przyjdzie na nas czas
Wierność jest nudna
A tego nie chce przyznać żadne z nas



P.S  25.02.22
godz.09.24
Jeśli nie czytasz komentarzy pod postem, to spieszę uzupełnić wiedzę na temat związku inteligencji z wiernością:

"Co mówią badania?
Rodolfo Llinás nie jest jedynym, który mówi o związku między inteligencją a wiernością. Badania prowadzone przez Satoshiego Kanazawę, specjalistę w dziedzinie psychologii ewolucyjnej, doprowadziły do podobnych wniosków. Wykazał on, że osoby z wyższym ilorazem inteligencji (powyżej 106) bardziej doceniają wierność w związku. Wśród kobiet tendencja jest nieco odmienna: generalnie większość z nich przywiązuje dużą wagę do wierności i nie ma to powiązania z ich poziomem inteligencji.

Powyższe badania wykazują, że monogamia stanowi najwyższe stadium ewolucji człowieka. Początkowo człowiek zależał bardzo ściśle od instynktownych zachowań typowych dla ssaków. To doprowadziło go do poligamii. Jednak zarówno w historii ludzkości, jak i w historii poszczególnych jednostek ludzkich, monogamia wydaje się mieć związek z najwyższym stopniem ewolucji.

W rzeczywistości niewierność zakłada obfitość wolnego czasu i emocjonalną dyspozycyjność do konfliktu. Gdy lwia część naszego własnego czasu jest zajęta, trudniej tracić jego część na intrygi i strategie wynikające z niewierności. Również nie dysponujemy takimi zasobami energii emocjonalnej, aby płacić cenę za podstępne działania, unikanie przyłapania i utrzymywanie fałszywych pozorów." źródło:Aleteja

środa, 23 lutego 2022

PĄCZKOWANIE

(art by Magdalena Leśniak „Pączek”)


Czy wiesz, jak rozmnożyć pączki?
Podobno przez pączkowanie.
Ale faworyzowanym daniem "czwartkowym" są jednak faworki.
Tego dowiedziałam sie z bluesa.

Posłuchajcie:

Blauzaut - Ballada o pączku i faworku - YouTube

tekst i muzyka - Piotr Walecki

LINK


O, jaka piękna pogoda
Śnieg pączki zasypuje
Na pączki  lukru doda
I nic nie zmarnuje

Bo pączek nie skończony
Tłuste czwartkowe danie
Bo pączek się rozmnaża
Zawsze przez pączkowanie

Faworek - faworytem
Śnieżku na nim dywanik
Leciutkim takim sznytem
Słoneczko świeci nad nim

Pojawia się we wtorek
To ostatkowe danie
Rozmnaża się faworek
Przez faworyzowanie

Poniżej kilka fotografii vintage z  zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Rok 1934. Kobieta sprzedająca pączki
na jednej
z warszawskich ulic.
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przepis na pączki z 1935 roku
Fot. Materiały z Archiwum Państwowego w Przemyślu
(Materiały Wiktora Pitscha)/Narodowe Archiwum Cyfrowe

A czy można przejeśc się paczkami od Bliklego? 
Ludwik Jerzy Kern obawiał sie onegdaj, że nawet w podeszłym wieku , to i "zejść" można, chyba, że... sytuacja jest gorsza, niż zjedzenie 6 pączków.


Ludwik Jerzy Kern  
Śmierć w kręgu rodziny

Jest cicha wieczorowa pora.
Siedzimy całą rodziną frontem do telewizora.
Dziadkowie,
Rodzice,
Synowie,
Córki,
A na ekranie same wybiórki.
To znaczy tacy panowie i panie,
Co są specjalnie wybrani, żeby nas bawić na małym ekranie.


Wieczór taki spokojny,
Milutka atmosfera,
I tu ni stąd ni zowąd czuję, [...]
Że coś umiera.


Patrzę na dziadka,
Co zjadł przed chwilą sześć pączków firmy Blikle,
Czy dziadek sie czasem nie kończy ?
Nie, dziadek jest wesolutki,
Jak zwykle.
Jedna babcia różowa,
Druga babcia różowa,
Uśmiechnięta synowa,
Pełna werwy teściowa, [...]


Na koniec wzrok mój trafia na postać wuja Zdzicha...
Ale on przysnął tylko.
Dycha.


A jednak nie mogę się pozbyć dziwnego niepokoju,
Bo czuję
Wyraźnie czuję.
Że coś umiera w tej chwili i to tu, w tym pokoju.


Jeszcze raz przeskakuję wzrokiem od głowy do głowy
I nagle wiem, co umiera
To umiera piękna sztuka rozmowy

....................

SŁODKA HISTORIA PĄCZKA
historia.org.pl
 autor: Klaudia Kobylańska-Antoszek
 4 LUTEGO 2021 22:41

Są okrągłe, słodkie, tłuściutkie, z lukrem, cukrem pudrem lub posypką. Z różą, czekoladą, adwokatem… Któż nie kocha pączków i potrafi odmówić ich sobie, zwłaszcza w Tłusty Czwartek?
Na rzymskim stole


Pączki tańcujące na tłusty czwartek, 1843 r.

Choć w Polsce znane były dopiero od XII w., historia pączków sięga znacznie, znacznie dalej. Ich początków doszukiwać można się nawet w starożytności, kiedy to Rzymianie raczyli się nimi głównie podczas obchodów zimowo-wiosennego przesilenia. Nie były to jednak pączki w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, przede wszystkim ze względu na fakt, że daleko było im do słodziutkiego deseru, po zjedzeniu którego trzeba dokładnie oblizać usta z pozostałości lukru. Rzymskie pączki wyrabiane były z ciasta chlebowego, a jako dodatek, zamiast marmolady, używane były boczek lub słonina, w efekcie czego powstawała interesująca słona przekąska. Ciekawe czy przyjęłaby się w dzisiejszych czasach?

Być może świat zapomniałby o tym przysmaku, gdyby nie mnisi, którzy przechowali ów przepis. Po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 roku, do którego doprowadziły najazdy ludów barbarzyńskich, mnisi stali się specjalistami w wyrabianiu pączków, a receptura przetrwała dzięki nim kolejne stulecia.
Karnawałowy rarytas


Pączki

Tłusty Czwartek to święto łakomczuchów wypadające w ostatni czwartek przed rozpoczęciem Wielkiego Postu, a więc pięćdziesiąt dwa dni przed Wielkanocą. Jednocześnie to pierwszy dzień ostatniego tygodnia karnawału, przez co dopuszczone jest wówczas objadanie się i przyswajanie nadmiernych ilości cukru oraz kalorii. Nie zawsze jednak dzień ten znany był jako Tłusty Czwartek, lecz jako zapusty lub mięsopusty. To nie zmienia jednak faktu, że od wieków był to czas hucznych celebracji, które niejednokrotnie trwały znacznie dłużej i kończyły się nawet po Środzie Popielcowej (zwanej wówczas Wstępną Środą). Były tańce, kuligi, pijaństwo i obżarstwo, przebieranki – wszystko po to, by nacieszyć się ostatnimi dniami swobody, która poprzedzała post.

I były też pączki – znane w Polsce od XII wieku, chociaż i wówczas przypominały one znacznie bardziej te wymyślone w czasach rzymskich. Smażone ciasto chlebowe nadziewane słoniną i „polewą„ ze skwarek nazywano pampuchami lub też kreplami, a im było tłustsze, tym lepsze. Ze względu na swoją prostotę pojawiały się w zapusty na wielu nawet skromnych stołach i były prawdziwym przysmakiem, którym zajadali się niemal wszyscy, szczególnie jako dodatek do mięsa lub zakąskę do wódki. Fakt ten nie umknął nawet Mikołajowi Rejowi, któremu przypisuje się jedną z pierwszych wzmianek na temat pączków, zapisaną w „Żywocie człowieka poczciwego„ z lat 1567/1568. Napisał on: ”Mnieysi stanowie pieką kreple, więtsi torty”.
Sama słodycz!

Na słodkie pączki w formie znanej nam dzisiaj należało trochę poczekać. Dopiero w XVI wieku nabrały one nieco cukru, a raczej miodu, którym zaczęto je polewać – był to najprawdopodobniej wpływ kuchni arabskiej. Co ciekawe, w Polsce dość szybko przyjął się zwyczaj serwowania słodkich pączków, zwłaszcza nadziewanych migdałami lub innymi orzechami. Powstał z tego nawet pewien zwyczaj – szczęśliwiec, któremu trafił się taki egzemplarz pośród zwykłych pączków, miał zapewniony dobrobyt przez cały rok.

Niestety, pączki wciąż nie spełniały współczesnych norm puszystości – jednym słowem były okropnie twarde. Dopiero wiele lat później, mniej więcej w XVIII wieku nabrały nieco lekkości, a to ze względu na fakt, że zaczęto je wyrabiać z ciasta drożdżowego. Lecz i w tym wypadku pulchniutki pączek nie trafił od razu na wszystkie stoły i cieszyli się nimi głównie bogaci mieszczanie, podczas gdy biedniejsi mieszkańcy wsi wciąż delektowali się znacznie twardszą chlebową wersją.

Kto jednak stoi za tym słodkim, drożdżowym przysmakiem? Nazwisko autora nie jest w tym wypadku stuprocentowo pewne, lecz z dość dużym przekonaniem wskazuje się w tym wypadku Cecylię Krapf, która na przełomie wieków XVII i XVIII prowadziła we Wiedniu dobrze prosperującą cukiernię, w której goście mogli spróbować puszystych kul z ciasta drożdżowego nadziewanych różnego rodzaju owocami. Nawet jeżeli Cecylia nie była pączkową prekursorką, historycy są zgodni co do faktu, że przysmak ten pochodzi z Austrii lub południowych Niemiec. Istnieje jeszcze jedna historia, którą można raczej potraktować jako legendę, mówiąca o niemieckim żołnierzu, który ze względu na swoje słabe zdrowie został oddelegowany nie na pole walki, ale do polowej kuchni, gdzie realizował się, smażąc słodkie ciasto z owocami o kształcie armatnich kul.
Z pączkiem dookoła świata

Kolejka po pączki w Warszawie, 1974 r.


Obok pączka znanego w tradycyjnej formie, jedną z najpopularniejszych odmian tego przysmaku jest oczywiście amerykański donut, kształtem przypominający polskie pączki z dziurką i serem, czyli tzw. oponki. Ich forma wzięła się prawdopodobnie z początkowych trudności ze smażeniem pączków, których środek pozostawał surowy, natomiast owocowe nadzienie niespecjalnie przypadło do gustu amerykańskim konsumentom. Dziś, nawet przy swoim kształcie, donuty mogą kryć w sobie najrozmaitsze nadzienie, lecz często jest to po prostu smażone na głębokim tłuszczu słodkie ciasto drożdżowe. Ponieważ jednak na punkcie donutów oszalał niemal cały świat, zaczęły pojawiać się w wersjach zdecydowanie bardziej fantazyjnych, a więc oblane kolorowymi polewami, z posypkami, czekoladą, orzechami, a nawet, dla podkreślenia ich amerykańskości, piankami marshmallow. Co ciekawe, (jakżeby inaczej!) w Stanach Zjednoczonych obchodzony jest Narodowy Dzień Donuta, który przypada w pierwszy piątek czerwca.

Pączki, w najróżniejszych formach, są uwielbiane niemal na całym świecie, a już na pewno w Europie. Włosi swoje bomboloni nadziewają najczęściej kremem pâtissière, czyli budyniową masą o smaku waniliowym lub czekoladowym, a także konfiturą malinową. Najlepiej by były podawane na ciepło! W Izraelu natomiast królują sufganiyot, które koniecznie muszą być bardzo słodkie, tłuste, a serwowane są głównie podczas Chanuki. Z kolei nieco mniej podobne do naszych pączków greckie loukoumades są małe, chrupiące, polane dużą ilością miodu lub syropu i posypane pistacjami. Podobne są do nich mini-pączki rodem z Turcji, czyli lokma – nasączone syropem cukrowym i podane z posiekanymi orzechami oraz cynamonem. To istny przysmak, który w Turcji sprzedawany jest niemal wszędzie i podczas wycieczki z pewnością traficie na niego na rogu niejednej ulicy. Jeśli natomiast szukacie czegoś zbliżonego do pączków, które znacie i kochacie, możecie skusić się na niemieckie berliner pfannkuchen – są bardzo podobne do polskiej wersji, ale smaży się je na tłuszczu zaledwie kilkadziesiąt sekund, w efekcie czego są znacznie mniej tłuste.

Mężczyzna sprzedający pączki w Polsce, 1934 r.

Szacuje się, że podczas Tłustego Czwartku przeciętny Polak zjada 2,5 pączka. Oczywiście wielu z nas te statystyki mocno zawyża – w końcu to święto pączka, a niezjedzenie go tego dnia może przynieść pecha, który towarzyszyć nam będzie przez cały rok! Bez względu na to, czy przygotowany samodzielnie w domu, czy przywieziony prosto z cukierni, pączek to obowiązkowa pozycja w tłustoczwartkowym menu. Upewnijcie się, że i u was go nie zabraknie!
............................................................

Tłusty Czwartek. Przysłowia, powiedzenia, zwyczaje
( źródło: międzyrzecz.biz)
Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła. 
Według jednego z przesądów, jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka – w dalszym życiu nie będzie mu się wiodło. 
W Wielkopolsce z tym dniem związany był zwyczaj pomyjki. Mówił on, że kto nie będzie mył naczyń, pomagał przy stole czy gotować potraw, ten nie będzie się cieszył zdrowiem przez cały kolejny rok.
Opinia Grzegorza z Żarnowca pisarza i kaznodziei kalwińskiego o mięsopustach: Większy zysk czynimy diabłu trzy dni mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc.

Było o pączkach, faworkach.. bo przecież nie samym chlebem człowiek żyje, ale przecież  naszym codziennym pokarmem jest chleb i o nim powinniśmy pamiętać nawet w tłusty czwartek.

wtorek, 15 lutego 2022

MENAŻERIA BEZ KOTA


 Na starość trochę zleniwiałam, jak kocica na przypiecku. Nie bardzo chce mi się "główkować", a tu podobno "Dzień Kota " się zbliża (17 lutego). Naprawdę kota można dostać od tych poprzypisywanych świąt do dni w roku. Dla wszystkich, wszystkiego i z różnych okazji. Kto w tym się połapie bez pomocy mediów, temu w nagrodę... kitekat.

(...)Twój pupilek to usłyszał
"W kitekat zapłata"
Podskakuje więc z radości
Aż się trzęsie chata."

To taki stary mój pierwszy wierszyk z bloga dla dzieci "Bajeczki Sercem Pisane"

http://bajeczkisercempisane.blogspot.com


Chyba każdy Polak ma kota... zwierzaczka, mam na myśli. 

Ja jestem nietypowa, bo mam tylko pieska.

 A tego przysłowiowego "kota"... też trochę mam,  bo , jak inaczej pisałabym takie dyrdymały? 

W komentarzu pod ostatnim postem dla Sikorkowych Pasji odpisywałam, że w mojej "menażerii" (jeden malta-hawańczyk i dwóch niezwykle energetycznych wnuków)  nie ma miejsca na dodatkowe bystre zwierzątko, takie , jak zwinny kociak.

Co prawda, mój piesek aż tak nie rozrabia, jak ten z Hildą

Animacja: Michele Giammaria

... ale też wiele mu nie brakuje pomysłów do rozrabiania 😀

Jak wspomniałam, jestem trochę dzisiaj  leniwa, więc skorzystam z dawnego wpisu o kotach, trochę zmodyfikuję, trochę dodam nowego i będzie gotowe.

Dowód na to, że jestem czasem (?) leniwa...

 Nie oskalpowałam w ubiegłym roku kocura sąsiadki - chociaż jego skórka ogrzałaby mi korzonki i nerki - kiedy podpadł mi, zwijając kiełbasę z tarasu, która sezonowała tam się z powodu koronawirusa. Został przyłapany na gorącym uczynku przez wnuka, kiedy właśnie ciągnął ją po schodkach w dół.

Trochę historii egipskich na temat tych stworzeń.

Nie będzie nudno, a jeśli, Drogi Gościu, uda Ci sie przez to przebrnąć  to w nagrodę zakończę pewnymi humorystycznymi dyrdymałami o kocurze. Takimi kocurami mogą być także... panowie. Kogo miał na myśli autor... poczekajcie do zakończenia wpisu.

Fattah Hallah Abdel - Tutt'Art@ (3)

"Koty były szczególnie lubiane przez starożytnych Egipcjan. Uważano je za święte, jako ucieleśnienie bogini Bastet, która reprezentowała ochronę, macierzyństwo i płodność. Udomowione koty były powszechne w gospodarstwach domowych w całym królestwie: szlachcice uważali je za symbole bogactwa, statusu i łaski, a zwykli ludzie chwalili ich zdolność do zabijania jadowitych węży i ​​trzymania robactwa z dala od spichlerzy. Zranienie kota uznano za poważne przestępstwo, za które groziła nawet śmierć.


Kot egipski, statua


Wiele starożytnych kotów egipskich zostało zmumifikowanych i pochowanych, przystrojonych różną   biżuterią, a wiele zmumifikowanych kotów zostało wystawionych w różnych świątyniach w całym kraju. Jednak niektórzy bezwzględni i przebiegli przedsiębiorcy starożytnego Egiptu wykorzystywali ten fakt, że koty uważano za święte. Hodowali koty tylko po to, aby je zabijać, gdy osiągną dojrzałość: robili to, aby mogli je mumifikować i sprzedawać kapłanom, pielgrzymom i każdemu, kto chciał ozdobić swoją osobistą świątynię prawdziwym zmumifikowanym zwierzęciem.

Taka okrutna przedsiębiorczość była prawdopodobnie tłem historii największego masowego grobu zmumifikowanych kotów, jaki kiedykolwiek znaleziono. W 1888 r. Rolnik kopał studnię na pustyni niedaleko miasta Beni Hasan, jakieś sto mil od stolicy Egiptu, Kairu. W tym czasie okolice Beni Hasan były już znane z kilku grobów szlachciców starożytnego Egiptu, w tym grobowca Amenemhata, który był naczelnym kapłanem za panowania faraona Senusreta I w XX wieku pne. Mimo to rolnik nie spodziewał się, że kopiąc odkryje ukryty podziemny grobowiec, w którym znajdowało się aż 80 000 zmumifikowanych kotów.

Odkrycie rolnika szybko przyciągnęło wielu miejscowych, którzy opanowali teren w poszukiwaniu kosztowności. Nie znaleźli nic, oprócz sarkofagu z brązu wielkości kota i biżuterii, więc zaczęli sprzedawać zmumifikowane koty każdemu, kto je kupił. Ponieważ te kocie mumie były wówczas postrzegane jako bezwartościowe, większość z nich była sprzedawana po marnej cenie. Niektóre z nich zostały sprzedane ludziom w całym Egipcie, którzy trzymali je jako pamiątki, a wiele z nich zostało sprzedanych lokalnemu przedsiębiorcy, który podobno zmielił je i używał do produkcji nawozów i farb.

Aż dziewięć ton zmumifikowanych szczątków kotów przetransportowano do Liverpoolu, gdzie zostały sprzedane na dwóch aukcjach organizowanych przez dom aukcyjny Gordon and Co. Podczas drugiej aukcji licytator podobno użył czaszki kota, jako młota aukcyjnego. Ponieważ wielu członków brytyjskiej klasy wyższej w tamtych czasach szanowało ogromną wartość dziedzictwa kulturowego starożytnego Egiptu, większość mumii kotów Beni Hasan została zakupiona przez egiptologów, kolekcjonerów antyków i przedstawicieli różnych muzeów. Tonę pradawnych szczątków kota można było kupić za marną cenę 17 funtów, co w dzisiejszych czasach odpowiada nieco ponad 2000 USD.

Analizy rentgenowskie szeregu zmumifikowanych kotów Beni Hasan przeprowadzono w drugiej połowie XX wieku. Analizy wykazały, że większość kotów miała mniej niż rok w chwili śmierci i prawdopodobnie zostały celowo zabite przez uderzenia w głowę."

Fattah Hallah Abdel - Tutt'Art@ (1)

art by - Emil Goś - Sfinks, 2021

art by Emil Goś - Kot syjamski, 2021
art by Jane Whiting Chrzanoska

Animacja: Michele Giammaria


A teraz zapowiedziane polskie dyrdymały.


KOCUR
Andrzej Waligórski

Siedzi kocur skastrowany na przypiecku,
już o żonie mu nie myśleć ni o dziecku,
Rozrabiają inne koty,
Ale jemu brak ciągoty,
bardziej mleko pachnie mu i dorsz po grecku.

Siedzi kocur skastrowany, fajkę pali,
Na przebytą operację się nie żali:
- To nie taki znów mankament
Żeby aż podnosić lament,
Oby tylko smaczny obiad mi podali!

Siedzi kocur skastrowany na posadzie,
Tłuszcz mu rośnie na podbrzuszu i na zadzie,
Czyści futro, wącha kwiaty
I układa referaty
Które jutro ma wygłosić na naradzie.

Siedzi kocur skastrowany w swojej willi,
Już się taki na kociaki nie wysili,
Już nie będzie łowił myszy
W gronie innych towarzyszy
I w ogóle już się z niczym nie wychyli.



Siedzi kocur skastrowany wśród foteli,
Myśli sobie: - Lepiej że mi usunęli,
Zawsze miałem z tym ambaras,
A tu taki spokój naraz,
Tam wycięli, a tu - medal mi przypięli!

Siedzi kocur skastrowany w swojej chacie
A satyryk zblatowany na etacie,
Jeden mruczy dyrdymały,
Drugi płodzi takie chały
Jakie państwo właśnie teraz tu czytacie.





Podczas ćwiczeń z samoobrony mamy kotki wraz ze swoim dzieckiem zatkniętym w pasie chusty, tata gotuje obiad ( menu  kurze i żabie udka)


A po ćwiczeniach i sutym obiadku mama organizuje czas dla siebie

AbrahamTeniers - Barber Shop with Monkeys and Cats (1629-1670)

Czytałam o pewnym kocie, imieniem Zarathustra ( może go znacie, bo buszuje już od 2018r. po całym internecie), że wyleczył jedną z fotografek z depresji.

„Straciłam matkę w 2008 roku - mówi Swetlana Petrova - i został mi jej gruby rudy kot, Zarathustra. Po śmierci mamy wpadłam w straszliwą depresję, przez dwa lata nie byłam w stanie stworzyć nic kreatywnego. Kiedyś mój przyjaciel w rozmowie nagle powiedział – Dlaczego nie stworzysz projektu ze swoim kotem? Jest taki zabawny.

Najbardziej lubi leżeć na plecach i robić dziwne miny, jakby z kimś rozmawiał. Zaczęłam robić mu zdjęcia i umieszczać na obrazach. Efekt tak mi się spodobał, że wysłałam kilka prac do znajomych, innych artystów i galerii. Spotkały się z ciepłym przyjęciem, wywoływały u odbiorców uśmiech. Tak więc zaprojektowałam stronę internetową dla tych dzieł. Szczerze mówiąc, pochłonięta innymi pracami, trochę o niej zapomniałam.

Po kilku miesiącach inny przyjaciel zobaczył moją stronę i zapytał o kota. Powiedziałam – to mój Zarathustra. A on na to – Twój kot jest w całym internecie!"

 Oto fotografie Swetlany, która na słynnych obrazach wkomponowała swojego kota:


fot.Swetlana Petrova

fot. Swetlana Petrova

fot. Swetlana Petrova

fot. Swetlana Petrova

fot. Swetlana Petrova

fot. Swetlana Petrova

To nie prosta "bułka z masłem" stworzenie komputerowo takiego obrazu... Najpierw trzeba odczekać, czasem kilka  tygodni, aż kot zechce współpracować Trzeba wówczas odpuścić i poczekać na odpowiedni nastrój i tę kocią minę.
Przyznacie jednak, że efekt wspaniały. Częsc z tych fotografii juz znałam wcześniej, ale nie znałam historii ich powstania.


Fryderyka Elkana - Koci twist, 1964



tekst: Wiesław Machejko
muzyka: Piotr Marczewski

Idę ulicą - mówią "kot"
Leżę na plaży - mówią "kot"
Gdy tańczę z tobą - szepcą "kot"
Jak spojrzę w oczy - mówią "kot"
Zielone oczy mam jak kot
Po nocach błąkam się jak kot
Na księżyc gapię się jak kot
I tęsknię, wzdycham tak jak kot

Gdy ci kot przebiegnie drogę
Nie mów, że to pech
Kot ci szczęście przynieść może
Jeśli tylko chce

Chodziłeś za mną tak jak kot
Przez płot skakałeś tak jak kot
Łasić się lubiłeś się jak kot
Słodko mruczałeś tak jak kot
Fałszywy byłeś tak jak kot
Bawiłeś się jak z myszką kot
Odszedłeś nocą tak jak kot
Idź własną drogą tak jak kot

Gdy ci kot przebiegnie drogę…

Jestem pogodna tak jak kot
Jestem łagodna tak jak kot
Jestem leniwa tak jak kot
I jestem mściwa tak jak kot
Pójdę za tobą tak jak kot
Trop w trop za tobą, tak jak kot
Zobaczę, kto mi zabrał cię
I nic nie powiem - nie, nie, nie...

poniedziałek, 14 lutego 2022

KARTY WALENTYNKOWE Z OCTEM



 Jeżeli będziesz mieć wciąż przyklejony najlepszy swój uśmiech do twarzy, aby wywoływać pozytywny wizerunek, to i tak kiedyś zmęczysz swoją mimikę. Czasem masz po prostu ochotę np. zbesztać kogoś za to, jak  potraktował kogoś w Twojej obecności lub, nie daj Boże,  Ciebie. Może ktoś inny "truje trzy po trzy", a Ty już nie masz ochoty dalej tego słuchać, co więcej,  nie wypada zwrócić uwagi, że to nudne i nie interesujące Cię, a do tego słyszysz to już enty raz. 
Gdyby, Mój Drogi Gościu, taka sytuacja lub temu podobna zdarzyła Ci  się, a działoby się to... np. w epoce edwardiańskiej... to zawsze miałbyś szansę w okresie Walentynek wysłać takiej osobie kartkę "z octem" , jako swój wentyl bezpieczeństwa, bo chyba nie z okrucieństwa. 
Ale... ale.. 
Moi Goście są kulturalni , więc tego, jak  zresztą i ja, by nie uczynili, bo takie kartki bywały  niegrzeczne, okrutne i obraźliwe.

Jeśli mam być szczera, to bardziej interesują mnie w przededniu Walentynek  inne "obrazki". 
 Przed chwilą przeczytałam, obejrzałam video i zdjęcia z... Wenus.
 
fot. NASA/APL/NRL (po lewej), Magellan Team/JPL/USGS (po prawej)

Ale cóż, jutro Walentynki, już kiedyś o tym dniu dziwacznym pisałam, gdzie wyraziłam swój stosunek do tego skomercjonalizowanego  "święta", zdania nie zmieniłam, więc nie będę się powtarzać, żebym czasem jakiejś kartki z octem od czytelników nie dostała, jako komentarza.

Przy całym załamywaniu rąk nad anonimowymi komentatorami i trollami z mediów społecznościowych, można by pomyśleć, że Internet jest winny wszystkich nieszczęść ludzkości. W końcu, co ludzie mogliby zrobić ze swoimi brzydkimi, złośliwymi myślami, zanim Yelp, Reddit lub Tumblr pomogli im je transmitować?
Właśnie już w latach czterdziestych XIX wieku do lat czterdziestych mogli wysłać im walentynkę z octem. 
Tak, to prawda. 
Niemal tak długo, jak Walentynki były nieznośnie soczystym dniem celebrowania romantycznej miłości, był to także dzień, w którym można powiedzieć wszystkim dokładnie, jak bardzo ich nie kochasz — za pomocą anonimowego wiersza wysłanego pocztą.
 Zacytuję zatem artykuł z Atlas Obscura. Wcześniej, gwoli wyjaśnienia, bo przyda się  w trakcie przegladania tego postu informuję, że  w erze wiktoriańskiej wyrazem zalotów był podarunek rękawiczek (propozycja małżeństwa).

Karta Valentine oznaczająca propozycję małzeństwa
Zamknięta (u góry) brązowa papierowa Valentine, wyprodukowana w Niemczech około 1860 roku, wygląda jak prawdziwa para skórzanych rękawiczek.

Chyba będę też musiała osobiście przetłumaczyć tekst z tych kartek (tłumaczenie wolne), ponieważ tłumacz tekstu umieszczonego na obrazie nie widzi, ale czego się nie robi dla miłego Gościa, prawda?
 „Walentynki z octem” z epoki wiktoriańskiej

"Nie ma to jak otrzymać 14 lutego niespodziankę e-mail z wyrazami nienawiści od niedoszłego kochanka.
Autor: Natalie Zarelli, 13 lutego 2020 r.


Niegrzeczne, okrutne i obraźliwe „Walentynki z octem” z epoki wiktoriańskiej


Octowa walentynka dla odrzucenia zalotów.
Dzięki uprzejmości Mike`a Vitka


Prosisz o odprowadzenie mnie do domu,
Miły panie: dziękuję - ale odmawiam,
Jedna rękawiczka jest dla mnie całkiem wystarczająca,
Jestem z niej zadowolona:
Nie musisz wisieć na płocie,
Aby zobaczyć mnie przechodzącą
Nie mogę dać ci takiej szansy
Już dość! Drogi, nie płacz!

W latach 40. XIX w. pełni nadziei amerykańscy i brytyjscy kochankowie wysyłali tysiące koronkowych walentynek z zawijanymi kursywą i wzniosłymi wierszami. Ale co zrobić, jeśli nie kochałeś osoby, która cię zobaczyła?

W epoce wiktoriańskiej nie było lepszego sposobu na poinformowanie kogoś, że jest niechciany, niż ostateczny obraz: walentynka z octem. Nazywane również „komiksowymi walentynkami”, te niechciane notatki były czasami ordynarne i zawsze trochę emocjonalnie szkodliwe w antyduchowych walentynkach.

Walentynki z octem wcale nie były słodkie. 
Vintage Raphael Tuck, 1906


(tekst z karty pocztowej)
 Walentynkowe pozdrowienia
 Chciwość
Na walizce napis "nagroda"
Pokojówka grająca w karty to
"limit"
  Ona cały czas myśli o kartach;
Jeśli przegra nagrodę,
Och, teraz głęboko wzdycha,
"to takie cudowne nie być w w takiej sytuacji" ( nie być pokojówką)

Walentynki z octem były kupowanymi w handlu pocztówkami, które były mniej piękne, niż ich pełne miłości odpowiedniki i zawierały obraźliwy wiersz i ilustrację. Wysyłano je anonimowo, więc odbiorca musiał odgadnąć, kto go nienawidził; jakby to nie było wystarczająco bolesne, odbiorca regulował opłatę pocztową przy odbiorze. W Civil War Humor Cameron C. Nickels napisał, że walentynki z octem były „bez smaku, a nawet wulgarne” i były wysyłane do „pijaków, osób wrednych, kawalerów, starych pokojówek, dandysów, flirtujących, złośliwców i tym podobnych”. Dodał, że w 1847 r. sprzedaż między zakochanymi walentynkami a tymi kwaśnymi nutami została podzielona przez dużego  nowojorskiego wydawcę walentynek.

Dla wrednej sprzedawczyni w twoim życiu, ok 1910r. 

Sprzedawczyni
Gdy czekasz na kobiety
Z niesmakiem na swojej twarzy,
Sposób, w jaki poniżasz i warczysz na nich
Można by pomyśleć, że jesteś właścicielem tego miejsca?


Niektóre walentynki z octem były zabawne lub sarkastyczne i były sprzedawane żołnierzom jako komiksowe walentynki – ale wiele z nich potrafiło naprawdę kłuć. „Lady Shoppers” i sprzedawcy otrzymywali lub wręczali walentynki z octem, upominając o ich wartości; niektóre walentynki z octem nazywały lekarzy nazwiskami, takimi jak „Doktor Sure-Death” (postać, która prowadziła drogie rachunki), a inne zbeształy „głupiego listonosza”, który wysyłał list. Jedna walentynka z octem zatytułowana „Old Maid” i przedrukowana przez magazyn Orange Coast w 1984 roku, jest więcej niż trochę surowa:
„To wszystko na próżno, twoje sknerujące spojrzenia,
Nigdy nie próbuj się schylić,
Z całą swoją krzątaniną, sztyletami i lokami,
Aby znaleźć walentynkę”.

Ruch sufrażystek kobiet z końca XIX i początku XX wieku przyniósł kolejną klasę walentynek z octem, skierowanych do kobiet, które walczyły o prawo do głosowania. Chociaż tylko niewielki procent podłych kartek był poświęcony sufrażystom, Kenneth Florey twierdzi w American Woman Suffrage Postcards , że „z ich kontekstu jasno wynika, że ​​zainteresowanie prawami kobiet było nieodłączną częścią czyjejś zniekształconej osobowości”. Te karty przedstawiały takie kobiety jako brzydkie oprawcy. Nie wiadomo, czy wysłano je bezpośrednio do trollowych działaczy na rzecz praw kobiet, czy też do podobnie myślących przyjaciół, którzy nie zgadzali się z ruchem.

Valentine do sufrażystki. 
Nowojorska Biblioteka Publiczna 
Kolekcja Cyfrowa

 Nie toleruję twojego spóźnialstwa
 Nie popieram sufrażystki!

Sufrażystki miały swoje własne walentynki opowiadające się za prawami kobiet do przekazania 14 lutego. Florey napisała , że rzuca się cień na antysufrażystek frazą „bez głosu, bez pocałunku”. Jednak w świetle rzekomej nieatrakcyjności sufrażystek (według mężczyzn) wiele dziewiętnastowiecznych kobiet skusiło swoich niedoszłych kochanków, wysyłając kartki, które odmawiały poparcia dla sprawy praw kobiet. Jedna z tych kart, cytowana przez Florey, przedstawiała ładną kobietę otoczoną sercami, z prostym apelem: „W tych szalonych dniach sufrażystek jestem pewien, że nigdy nie przeoczysz dziewczyny, która nie może być wojownicza , ale po prostu uwielbia gotować.”


Wiele walentynek z octem z końca XIX wieku zostało narysowanych przez Charlesa Howarda, który w pełnym kolorze umieścił śmieszne karykatury żałosnego obdarowanego. Wydanie Kindergarten Primary Magazine z 1895 roku zaniepokojone moralnymi implikacjami tych kartek dla dzieci; nauczycielka z Iowa napisała , że powstrzymała „pragnienie wysłania wulgarnych walentynek”, opowiadając uczniom historie ze zdradliwego życia Świętego Walentego. W czasopiśmie powiedziano, że nauczyciele muszą robić wszystko, co w ich mocy, aby „aby był to dzień życzliwej pamięci, niż dzień niszczenia zemsty"


Śliska walentynka, ok.1870r.

Nie pociąga mnie twój blask,
Bo dobrze wiem jak bardzo gorzkie
Moje życie byłoby, gdybyś został 
Moim małżonkiem, grzechotnikiem.
O nie, nie przyjmuję pierścionka,
Aby  w przyszłości nie okazał  się żądłem
.....................................................


Edwardiańska pocztówka odrzucająca potencjalnego kochanka. Za pośrednictwem StreetsofSalem.com.

Do mojej Walentynki
To cytryna, którą ci podaję
I licytuj ci teraz
"skidoo"
Ponieważ kocham inną
Nie ma pośpiechu!


Wynagrodzenie
Trzymywany w niewoli
Twoja żona trzyma cię w swoich rękach
Nie ważysz się sprzeciwiać jej poleceniom
I każdy twój wybieg, który masz na myśli Ona wczesniej chwyta ... i ma pieniądze do przepuszczenia.

Dama, uważająca pocałunki pary w publicznym miejscu za niesmaczne, mimo, że  nie ma nic do wyrażania swych emocji w odosobnionych prywatnych sytuacjach - wysyła taką obraźliwą "kartę walentynkową z octem" do "bezwstydników"



Artysta 
Jest prawdziwy najpierw zauważą jego włosy 
Jego beztroska "impresjonistyczna" aura, Maluje straszne śmieci 
Z dużą dozą pośpiechu 
Ale jeśli może je sprzedać, to  co to kogo obchodzi?


Ta  Valentynka z octem z końca XIX wieku  przedstawia   piosenkarkę nie najwższej klasy. Wybaczcie, ale tych okresleń, jakie tu użyto nie będę tłumaczyć, aby nie pozostawić niesmaku.

Animacja: Irina Marinina

Frank Sinatra - My Funny Valentine