Wróciłam z kliniki okulistycznej.
Spoglądam
na statystykę swojego bloga i smutno mi. Dzisiaj nie było jeszcze żadnej odsłony. Za to wczoraj, w momencie
opublikowania nowego posta o 22-ej, ponad 20 wyświetleń. Co prawda to nie 60,
jak było przedwczoraj po meczu z Chorwacją, ale może wtedy Polacy chcieli sobie
odreagować i coś z przymrużeniem oka było na miejscu.
Muszę, więc swojego Czytelnika „nakarmić”.
Nawet
pokuszę o się o dość ryzykowne stwierdzenie, jakoby mój sposób prowadzenia i tematyka
bloga miała coś wspólnego z Tadeuszem
Różewiczem, ponieważ:
1. Nie mam w tym momencie
żadnego pomysłu na nowy post a czas nagli. Więc, czy czasem nie jest odpowiedni poniższy cytat:
„Zaraz zrobimy kawę. Wprawdzie nie mam kawy, filiżanek i pieniędzy, ale od czego jest nadrealizm, metafizyka, poetyka snów”.
(z książki "Kartoteka. Kartoteka rozrzucona" Tadeusza Różewicza)
2.
Posty są bardzo różnorodne, związane bardziej lub mniej ze sobą, czasem zupełnie oderwane od pozostałych, bez
usystematyzowania chronologicznego wspominanych wydarzeń (jak porozrzucane kartki w kartotece ).
Wracając do kliniki, nasuwa mi się obrazek
z poczekalni przepełnionej pacjentami oraz osobami im towarzyszącymi. Budynek kliniki
co prawda na zewnątrz jest pięknie odremontowany, ale wnętrze tego kolosa
jeszcze długo będzie gościć różnego rodzaju ekipy remontowe. Przyznaję, że
podziwiam personel medyczny tam pracujący. A twierdzę to na podstawie moich
obserwacji i doświadczeń osobistych wynikających z 4-letnich tam cyklicznych
odwiedzin.
Jednak
pacjenci poradni zasługują na mój
specjalny szacunek, że znoszą warunki, tzw. poczekalni, czyli korytarza. Ale naczekać
się na swoją kolej muszą, nie ma zmiłuj. Cierpliwość biednych wyczerpie się tym
bardziej, jak zbliża się godzina przedpołudniowa.
Siedzą bowiem młodzi, w sile wieku, ale i staruszkowie oraz inwalidzi. Część z zaklejonym okiem czeka na wizytę kontrolną, inni na konsultacje, czy skierowanie na operację.
Jest też staruszek siedzący na wózku z wyciągniętą nogą, o którą potykają się wszyscy ci, którzy udają się na blok operacyjny. A są to pędzący lekarze, pielęgniarki pchające łóżko z leżącym chorym, wioząc biedaków na operację i pacjenci, udający się na zabieg. Korytarz poradni jest takim miejscem łącznikowym oddziału szpitalnego z blokiem operacyjnym.
Co chwila wychyla się z poradni pielęgniarka lub lekarz wywołujących szczęśliwca. Dziesięciometrowy korytarz jest podpierany krzesłami lub
plecami pacjentów a także wspomnianym
wózkiem. Wykorzystywana do tego celu jest
również część oddziału szpitalnego.
Chorzy w bieliźnie, z opatrunkami na oczach
po przebytej operacji mieszają się z pacjentami poradni wystrojonymi w odzież
zewnętrzną. Mimo, że na dole szpitala funkcjonuje bezpłatna szatnia, to
większość pacjentów taszczy przed sobą kurtki
lub ubiera w nie krzesła w korytarzu.
Przyjęcia w poradni godzone są przez lekarzy z ich bezpośrednim udziałem podczas przeprowadzanych operacji. Wymykają się wtedy
bocznymi drzwiami na przyległy korytarz , aby udać się szybko na blok operacyjny. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie
żal. Tylko pacjenci są zdziwieni, że częstotliwość wywoływania ich do gabinetu
jest jakby rzadsza.
Czas niecierpliwego oczekiwania na swoją kolejkę (jaka
tam kolejka, tu tylko rządzi przypadek)
dobiega końca.
O, to jednak wszyscy traktowani są bez
wyjątków, bez względu na znajomości. Nawet słynny piosenkarz (Pan Jerzy), siedzi obok mnie i
czeka, a kiedy odzywa się komórka, zwraca się do mnie:
- Jaka przyjemna muzyka.
Nie zadbałam wcześniej o dobry wybór
dzwonka. Mam zainstalowany taki, jaki dała fabryka. Przecież mam również
wykształcenie muzyczne, wiec wypadałoby zastanowić się nad wyborem. Nie
musiałabym teraz być zażenowana. Liczę na miłą konwersację, gdy znów wychyla się zza drzwi pielęgniarka
wywołująca pacjentkę. W tym czasie piosenkarz zrywa się z krzesła i prowadząc,
jak się później dowiem, siostrę, znika za drzwiami gabinetu.
Po
dłuższej chwili pani doktor wywołuje kobietę, która przez cały czas czyta książkę.
Siedzi w oddali od drzwi gabinetu lekarskiego i usłyszawszy swoje nazwisko
zrywa się, jak długodystansowiec rozpoczynający bieg. Książka wypada jej spod
pachy. Słyszy jednak:
- Pani doktor, proszę wolniej, poczekam.
Oto następny dowód, że nie ma równych i równiejszych. Za paniami doktorkami zatrzaskują się drzwi. Odkąd pacjenci zniecierpliwieni szturmowali gabinet, zlikwidowano klamkę.
Oto następny dowód, że nie ma równych i równiejszych. Za paniami doktorkami zatrzaskują się drzwi. Odkąd pacjenci zniecierpliwieni szturmowali gabinet, zlikwidowano klamkę.
Wychodzi, a raczej wypuszczana jest kolejna pacjentka i skarży się osobie jej
towarzyszącej:
- Wygląda
na to, że z lewym okiem nie jest jeszcze tak źle, nerw wzrokowy nie jest w
najgorszym stanie. Przynajmniej nie pogorszyło się od poprzedniej wizyty,
natomiast w lewym nastąpiła progresja. Mam coraz mniejszy zasięg pola widzenia.
- I co teraz?- pyta opiekunka chorej.
- Być może źle stosowałam leki. Teraz do
obydwu mam wkraplać ten silniejszy, ale nie o 21-ej, tylko o 9– ej. Najlepiej skutkuje
ten lek właśnie stosowany rano o 9-ej. Następną wizytę mam za 5 tygodni, wtedy
będzie wiadomo, czy lek stosowany o właściwej godzinie obniży mi ciśnienie w
oku.
W
tym momencie wtrąca się do rozmowy pani siedząca na krześle (podtrzymuje drzwi
do korytarza, aby wózki z pacjentami na łóżkach mogły się przecisnąć).
- Kto to słyszał – mówi - żeby działanie kropli o jakiejś godzinie miało
takie znaczenie dla oka. Skoro stosuje się raz na dobę, to co to za różnica o której
godzinie.
Do dyskusji dołączył młody intelektualista, który jest opiekunem
siedzącego na wózku dziadka z
usztywnioną nogą. Inwalida już wcześniej
został wepchnięty z wózkiem w niszę, obok drzwi dla administracji gospodarczej,
aby nie przeszkadzał poruszającym się po
korytarzu.
A
zatem młodzieniec z poważną miną uświadamia uspokojonych już kolejkowiczów:
- Bo proszę państwa, nasze organy żyją według swojego „rozkładu”, rano i w porze obiadowej są aktywne organy trawienne, a wieczorem i nocą wydalnicze. Prawdopodobnie dla oka najkorzystniejsza pora to właśnie 9 rano.
Dziadek też chce wtrącić swoje trzy grosze, więc dodaje:
- No tak, może masz rację, ale np. w moim wieku są już takie organy, które przez żadne krople o którejkolwiek porze dnia nie zostaną pobudzone do aktywności.
Młodzieniec pąsowieje, szturcha dziadka:
- No, co ty, dziadek, bądź poważniejszy.
- Przecież ja mówię o mojej sparaliżowanej nodze – odpowiada zdziwiony dziadek.
Wesołość wśród oczekujących pod drzwiami gabinetu zostaje zauważona przez wyglądającą zza drzwi pielęgniarkę, która nie może pojąć, co tak usposobiło do wesołości część pacjentów. Nerwowe ich utyskiwania od rana nie uchodziły przecież uwadze personelowi medycznemu poradni.
Tymczasem temperatura negatywnych emocji, która wzmagała się z każdą upływającą godziną, jakby powoli zczynała opadać.
A co z moim wzrokiem? Jakie zalecenia?
Ostrożny tryb życia.
No dobrze, ale czy mogę dalej kontynuować bloga?
Jeszcze można, ale bez przesaaaaaaaaaady! :-)
Dzisiaj, tj. 22 lutego 2016 roku jestem uszczęśliwiona odkryciem. Znalazłam w internecie artykuł dający mi nadzieję na wyzdrowienie:
- Bo proszę państwa, nasze organy żyją według swojego „rozkładu”, rano i w porze obiadowej są aktywne organy trawienne, a wieczorem i nocą wydalnicze. Prawdopodobnie dla oka najkorzystniejsza pora to właśnie 9 rano.
Dziadek też chce wtrącić swoje trzy grosze, więc dodaje:
- No tak, może masz rację, ale np. w moim wieku są już takie organy, które przez żadne krople o którejkolwiek porze dnia nie zostaną pobudzone do aktywności.
Młodzieniec pąsowieje, szturcha dziadka:
- No, co ty, dziadek, bądź poważniejszy.
- Przecież ja mówię o mojej sparaliżowanej nodze – odpowiada zdziwiony dziadek.
Wesołość wśród oczekujących pod drzwiami gabinetu zostaje zauważona przez wyglądającą zza drzwi pielęgniarkę, która nie może pojąć, co tak usposobiło do wesołości część pacjentów. Nerwowe ich utyskiwania od rana nie uchodziły przecież uwadze personelowi medycznemu poradni.
Tymczasem temperatura negatywnych emocji, która wzmagała się z każdą upływającą godziną, jakby powoli zczynała opadać.
A co z moim wzrokiem? Jakie zalecenia?
Ostrożny tryb życia.
No dobrze, ale czy mogę dalej kontynuować bloga?
Jeszcze można, ale bez przesaaaaaaaaaady! :-)
<><><><>
Dzisiaj, tj. 22 lutego 2016 roku jestem uszczęśliwiona odkryciem. Znalazłam w internecie artykuł dający mi nadzieję na wyzdrowienie:
http://www.agh.edu.pl/blog-naukowy/info/article/implanty-nadzieja-na-jasna-przyszlosc/