Cichaczem, nie wiadomo którego dnia i o jakiej porze "wyjechali" nieproszeni goście bez pożegnania, czyli zastosowali metodę, jak przy przybyciu.
(art by dd McInnes - detal odwrócony)
Też nie wiadomo, którego dnia i o jakiej porze szerszenie postanowiły przez jakiś czas zadomowić się u nas na tarasie , wybierając sobie miejsce pomiędzy pokryciem dachowym a sufitem tarasu.
Skoro nie byliśmy świadkiem ich wyprowadzki, należało sądzić, że wciąż tam koczują.
Może jestem niesprawiedliwa, posądzając je o brak kultury, bo przecież Kuba zapraszał na taras, co prawda pszczoły, budując dla nich domek, ustawiając go właśnie na tej ściance, nad którą się zadomowiły... szerszenie.
Już kilka dni temu mąż próbował szerszenie z "poddaszka" tarasu wyeksmitować specjalnym preparatem chemicznym, co było ogromnym zagrożeniem dla zdrowia, a nawet życia dla niego, ponieważ jest uczulony na jad pszczoły. Odczulał się kiedyś profesjonalnie, ale nie mamy pewności czy skutecznie.
Czy szerszeń może Cię zabić? | Polimaty #92
Ponieważ w okolicy wlotu szerszeni są półki na zabawkowe autka Kuby i Michała, a ten ostatni już teraz, nie pytając, sam potrafi się tam wskrabać po stole, trzeba było sprawę szerszeni załatwić definitywnie i profesjonalnie.
W lewym górnym rogu znajdował się wlot szerszeni
Zgłosiliśmy sprawę miejscowej straży pożarnej, zaznaczając, że nie ma w pobliżu firmy dezynfekującej, która takimi sprawami się zajmuje.
Przyjęto zgłoszenie, po czym... na sygnale... zajechała straż pożarna, pomimo rozkopanej ulicy częściowo zamkniętej (pisałam już wcześniej, że wreszcie robią nam ulicę z kostki wraz z chodnikami...itp)
Na ten moment roboty drogowe się zatrzymały, bo ekipa zdębiała, że pod ich nosem coś się dzieje, czego oni świadomi nie byli.
Przyjechał naczelnik OSP z załogą. Najpierw odbyło się przekazanie terenu obiektu i mienia objętego działaniem ratowniczym.
W potwierdzeniu pisemnym określono miejsce zdarzenia, datę i i czas oraz zgodę na nadzorowanie i zabezpieczenie , terenu i mienia i obiektu., ktore były objęte działaniami ratowniczymi
W uwagach były zalecenia:
Zachować ostrożność przez 24 godziny. Dzieci z dala od miejsca usunięcia gniazda.
Podpisy złożyli naczelnik OSP i mój mąż.
Teraz przystąpiono do działania, czyli odkręcania listew pod daszkiem, aby można było najpierw spenetrować zagrożone miejsce i ewentualnie je stamtąd wyeksmitować.
I co było dalej?
Komórka mi padła...
Szerszeni już nie było, wcześniej same się podobno wyprowadziły, ponieważ nie byliśmy dla nich gościnni.
Przy wprowadzce altana była ukwiecona różami... teraz już przekwitły i zostały przycięte, aby mogły kwitnienie powtórzyć, więc ... PORZUCIŁY NAS 😀
(art by dd McInnes)
Ale pozostawiły swoje gniazdo wielkości pięści człowieka.
Panowie strażacy zabrali ze sobą gniazdo, aby je zutylizować i odjechali. Na ten moment jeszcze trochę energii w komórce wyłuskałam.
Taką mają procedurę, aby gniazdo ze sobą zabrać, chociaż w internecie znalazłam taką radę:
Tak, jak dzieci nie powinno być podczas usuwania gniazd szerszeni, tak i nie powinno być podczas odtwarzania tej piosenki, bo ona przeznaczona jest dla dorosłych z poczuciem humoru oraz dla ćwiczenia dykcji 😀
Wreszcie nasz przyszły pierwszoklasista wrócił ze spływu kajakowego , na którym był z tatą wraz z kilkunastoma dwuosobowymi załogami kajakowymi. Był to spływ dla ojca z synem lub z córką.
Trasa: Wierzycą do Wisły i do zamku krzyżackiego w Gniewie.
Co było w programie:
pływanie kajakiem dziką rzeką wspaniała przyroda, noclegi pod namiotami, wieczory przy ognisku z kiełbaskami, chipsy z pokrzyw, robinsonki i inne potrawy survivalowe, zwiedzanie zamku krzyżackiego w Gniewie, rozmowy o wyzwaniach, jakie stoją przed ojcami, wiele gier i konkursów z nagrodami tutaj
Już w maju 2016 roku w czasie promocji takiego spływu kajakowego w czasie pikniku "Santo Fanto" w naszej miejscowości Kuba, jako maluch już zapałał ciekawością do kajakatutaj
Kubuś trenuje na trawie (sucha zaprawa)
W tym roku dla Kuby realny udział w spływie to była niezła zaprawa. Jego tacie też zresztą po rocznym siedzeniu przy komputerze podczas prowadzenia zdalnych wykładów akademickich bez praktykowania w tym czasie jakichkolwiek rekreacji fizycznych, ten wysiłek musiał dać się we znaki. Wielkiej pomocy z syna chyba nie miał, troszeńke się ... przeliczył. Od czasu do czasu synek machnął wiosłem, aby tacie pomóc, chyba, że chodziło o zawody... a to co innego. Kuba lubi rywalizacje. Ale na ogół się nie przemęczał. Na początku przecież musiał mieć czas na rozważanie poważnych kwestii. Akurat, kiedy tata "walczył o przetrwanie", aby nie wpłynąć na powalone drzewa przez ostatnie wichury, Kuba, ni stąd ni zowąd - zadawał kardynalne pytania , np. :
tatusiu, czy ty miałeś kiedyś sombrero?
albo:
o... jaki ślimaczek, widzisz tatusiu?
czy też:
popatrz, tatusiu , popatrz... pasikonik nam wskoczył do kajaka!
Żeby tacie lepiej się wiosłowało, nucił sobie, na ulubioną jakąś melodię, nie pod nosem (ale pod wąsem też nie, ze względu na swój wiek), taką oto frazę swojego autorstwa:
Jak ja nie lubię spływu kajakowego,
Jak go nie lubię
Jak ja nie lubię spływu kajakowego
Jak go nie lubię
Ja nienawidzę pływać kajakiem
Ja nienawidzę pływać kajakiem
itp... do znudzenia.
Już nie odważyłam się zapytać zięcia, co on sobie w myśli nucił wówczas w odpowiedzi swojemu synowi i czy nie miał chęci zdzielić smyka wiosłem lub wyrzucić poza burtę.
Pokonywali codziennie kilkanaście do 20 km i byli jedynymi nowicjuszami.
Nie było łazienek, co wcale im nie przeszkadzało.
W następne dni było "podobno" lepiej. Współpraca między synem a ojcem nabrała "kolorytów". Zdaje się, że będą te informacje nam dawkować , jak kroplówkę .
Kuba na pierwszym planie w kajaku w zielonej czapeczce
Kuba zupełnie zmienił podejście do tego sposobu turystyki, gdy nagle po wywrotce kajaka, w newralgicznym miejscu
Fotka ze spływu z lat poprzednich( mat. Organizatora)
... znalazł się pod wodą (z kajakiem nad głową). Bez żadnej paniki odbił się stopami od dna i wydawało mu się , co wiecej, nadal jest tego pewny, że sam bez pomocy taty wynurzył się na powierzchnię. No i tej wersji się trzymajmy ...
Ale frajda! ... stwierdził tylko po wynurzeniu i jest to najlepsze jego wspomnienie.
A przecież zapoznał tam kolegów ( były też 2 dziewczyny) w różnym wieku.: od rówieśnika do 20-letnich chłopaków z ojcami. Wieczorami ognisko gry i zabawy.
Codzienne rozkładanie i składanie namiotu. Na zamku w Gniewie ostatniego dnia pozwolił zamknąć się na pewien krótki czas wraz z dwoma kolegami przez przewodnika w ciemnym, ciasnym lochu ... łaaaał...!
W następne dni było "podobno" lepiej. Współpraca między synem a ojcem nabrała "kolorów". Zdaje się, że będą te informacje nam dawkować , jak kroplówkę. Wystarczyło, aby organizator imprezy obiecał Kubie, że jak wzmoży aktywność w zakresie współpracy z tatą, to ... dostanie po dopłynięciu do celu tego dnia ... cukierka.
A nie lepiej, jak osiołkowi, umieścić byłoby na kiju, czy jakimś innym wysięgniku, przed kajakiem cukierka? "Prułby" tym kajakiem, ile sił.
Zaznaczyć muszę, że słodycze Kuba w domu ma ograniczone. A tam na spływie nutella itp.
Brał aktywny udział w składaniu rzeczy do plecaków, ładowaniu ich na samochód zabierający wszystkie bagaże uczestników. Pomagał przy składaniu co rano namiotu, by wieczorem rozbijać w następnym miejscu do którego danego dnia dopłynęli. I tak od poniedziałku do piątku, nie tracąc siły na wieczorne zabawy i gry przy ognisku organizowane przez odpowiednio przygotowaną do tego osobę.
W pewnym momencie zapytał tatę, czy czasem nie warto już teraz zapisać się na taką samą imprezę na przyszły rok.
Na marginesie wspomnę, że tej nocy , już po powrocie ich do domu, w Polsce na innym spływie kajakowym, i na innej rzece, na skutek zderzenia się kajaków, miał miejsce śmiertelny wypadek. Nurt wody porwał 46-letniego uczestnika, ktorego, niestety, mimo reanimacji nie udało się uratować.
Każdy spływ jest niebezpieczny...
Druga nasza córka, siostra mamy Kuby , usłyszawszy w nocy tę informację (nie wiedząc, że już wrócili i na jakiej trasie pływali oraz że już smacznie śpią w domu) przerażona liczyła na palcach w nocy, ile lat ma tata Kuby. Nie chciała nocą do nas dzwonić. Powoli doliczyła się, że tata Kuby przecież jest dużo młodszy od tego nieszczęsnego turysty. Od tego momentu twierdzi, że taki spływ z dzieckiem nie jest najlepszym wariantem czynnego odpoczynku.
Kiedy teraz, w tym kontekście patrzę na swojego wnuka, to wydaje mi się, że po tym spływie wyrósł chłopak już ze swoich przysłowiowych "krótkich spodenek", żeby nie powiedzieć z "sukieneczki".Nie pomyliłam się, pisząc o "sukience". Już wyjaśniam, dlaczego takie skojarzenie przyszło mi do głowy.
Nie tylko mnie intryguje, jak różne ceremonie i rytuały ewoluują i/lub znikają wraz ze zmianą naszego świata.
Tym razem na tapetę biorę świętowanie przez stulecia pierwszej pary spodni chłopca. Może to wydaje się dziwne, bo teraz chłopcy od niemowlęctwa są ubierani w spodenki, co nie było takie oczywiste jeszcze w XVI wieku i przez dalsze stulecia. Sukienki były ubiorem dla małych dzieci bez względu na ich płeć.
Te najwcześniejsze sięgały do stóp, jak współczesne szaty do chrztu , zanim zamieniano je na krótsze sukienki. Wśród biedniejszych dzieci były to całkowicie androgyniczne ubrania, które mogły być przekazywane z jednego rodzeństwa na drugie. Jednak bogatsze rodziny mogły sobie pozwolić na rozróżnienie między odzieżą męską a kobiecą za pomocą koloru lub lamówek.
Art by Cecilii Beaux z 1885 roku, Ostatnie dni dzieciństwa , przedstawia małego chłopca przytulanego przez matkę w okresie poprzedzającym jego założenie pierwszych spodni (garniturku)
Teraz taki zwyczaj zakładania dziewczynkom i chłopcom bez względu na płeć jednakowego uniformu, by nie podkreślać różnicy ich płci pasowałoby zapewne genderowcom . Bywa, że mamy zakładają teraz małym dziewczynkom spodenki z jeansu lub inne spodenki czy legginsy landrynkowego koloru, ale już chłopcom sukienek... raczej nie.
Przez setki lat uważano, że spodnie mają właściwości transformujące. Zamieniały małego chłopca z bezpłciowego dziecka, powstrzymywanego od wspinaczki po drzewach lub od innych hałaśliwych czynności przez długie spódnice, w chłopca gotowego wkroczyć w surowy świat mężczyzn.
Ten sam chłopiec - w sukience i bryczesach
Bracia Walter i Andrew (Andy) Hagenbuch,
1912
Portret małego chłopca
by Jean-Baptiste Camille Corot z 1843 r.
wykorzystujący męskie rekwizyty,
takie jak bicze lub miecze,
aby komunikować płeć
XVII-w. portret francuskiego króla Ludwika XIV
i jego brata, księcia D'Orleans,
pokazuje różnicę w ubiorze chłopców
Chłopiec flamandzki z 1625 roku w sukience
Spodnie bryczesy były przepustką do szerszego świata, pisze Anne S. Lombard w Making Manhood: Growing Up Male in Colonial New England . „Bryczesy pozwalały chłopcu podróżować: biegać, wspinać się na wozy i przez płoty oraz jeździć konno. Jego siostry pozostawały ubrane w sukienkach, co ograniczało ich ruchy i trzymało je bliżej domu”.
Co najmniej od połowy XVII wieku większość matek z wielką starannością planowała to bardzo ważne wydarzenie w życiu ich synów. Niektórzy nawet opóźniali to wydarzenie tak długo, jak mogli, ponieważ dla niektórych oznaczało to w istocie utratę tego chłopca.
Ceremonia, dzięki której młodzi chłopcy zrobili pierwszy znaczący krok w męskość…
Breeching oznaczał bardzo bolesną zmianę zarówno dla matek, jak i ich małych synów.
Najwcześniejsze wzmianki o ceremoniach "briczingu" (breechingu) - nazwa pochodząca od bryczesów, dla małych chłopców można znaleźć w listach i pamiętnikach z połowy XVII wieku. Ale jest całkiem prawdopodobne, że ceremonie te miały miejsce w wielu rodzinach jeszcze wcześniej, ale albo nie zostały one zarejestrowane, albo te zapisy zaginęły. Niewielu ludzi, nawet wśród klas wyższych, było piśmiennych w XVI i na początku XVII wieku, a najmniej z nich stanowiły kobiety. Ale ponieważ coraz więcej kobiet nabywało umiejętności czytania i pisania, wykorzystywały tę wiedzę do rejestrowania ważnych wydarzeń w ich życiu i życiu ich dzieci, w tym ceremonii, dzięki której ich młodzi synowie opuszczali domową sferę kobiet i wkraczali w świat mężczyzn.
Najwcześniejsze wzmianki o ceremoniach briczingu dla małych chłopców można znaleźć w listach i pamiętnikach z połowy XVII wieku. Ale jest całkiem prawdopodobne, że ceremonie te miały miejsce w wielu rodzinach jeszcze wcześniej, ale albo nie zostały one zarejestrowane, albo te zapisy zaginęły. Niewielu ludzi, nawet wśród klas wyższych, było piśmiennych w XVI i na początku XVII wieku, a najmniej z nich stanowiły kobiety. Ale ponieważ coraz więcej kobiet nabywało umiejętności czytania i pisania, wykorzystywały tę wiedzę do rejestrowania ważnych wydarzeń w ich życiu i życiu ich dzieci, w tym ceremonii, dzięki której ich młodzi synowie opuszczali domową sferę kobiet i wkraczali w świat mężczyzn.
Prawie wszystkie zapisy ceremonii briczingu zawierają listy matek do bliskich, zazwyczaj kobiet, członków rodziny i przyjaciół o ich planach dotyczących ceremonii. Niektóre kobiety pisały do swoich matek lub innych starszych krewnych kobiet z poradą, co robić i kiedy to zrobić. Inni prosili rodzinę lub przyjaciół mieszkających lub podróżujących do dużych miast o zaopatrzenie się w różne specjalne przedmioty potrzebne na imprezę. Wiele kobiet pisało również o swoich uczuciach związanych z nadchodzącą zmianą w życiu ich małych chłopców. Wiele kobiet bało się tego, ponieważ oznaczało to, że ich mali synowie będą odtąd przede wszystkim kontrolowani przez ojców. Ci mali chłopcy przestaliby być postrzegani jako bezpłciowe dzieci, pozostawiając opiekę nad matką przygotowaną do męskości przez ich ojców i innych prominentnych członków rodziny.
"W dniu samej ceremonii należało dokonać kilku ostatecznych ustaleń. Jeśli pomieszczenie, w którym miała się odbyć uroczystość, było dość duże, wówczas w kącie ustawiano zwykle składany parawan, za którym znajdowało się krzesło i często mały stolik. Nowy komplet ubrań chłopca i jego akcesoria czekały tam rozłożone, gotowe do przebrania się. W niektórych domach nowe ubrania chłopca leżały w pokoju przylegającym do pokoju, w którym gromadzili się wszyscy goście, zwłaszcza jeśli ten pokój nie był zbyt duży. W niektórych bogatych i/lub arystokratycznych domostwach krawiec, który szył te ubrania, stał obok, aby pomóc chłopcu je ubrać. W innych domach służący, a czasem nawet kamerdyner ojca chłopca, mógł pomóc młodemu panu ubrać się w jego nowe ubranie.
Kiedy wszystko było gotowe, rodzina i przyjaciele zbierali się w pokoju, razem z małym chłopcem w sukni i halkach. Przy regencji miał być obecny kolejny gość, miejscowy fryzjer. Podczas gdy nosili neutralne pod względem płci suknie i halki z pokoju dziecinnego, pozwalano chłopcom rosnąć, podobnie jak dziewczynkom. W osiemnastym wieku, nawet po założeniu bryczesów, większość chłopców miała dość długie włosy, zgodne z męskimi fryzurami. Ale przez regencję, kiedy moda na męskie włosy była znacznie krótsza, pierwszym krokiem w ceremonii briczingu było obcięcie włosów małego chłopca. Zazwyczaj te obcięte loki były zbierane i rozdawane obecnym jako pamiątka po wydarzeniu. Po obcięciu włosów mały chłopiec szedł na spoczynek za parawanem lub do sąsiedniego pokoju, aby przebrać się w nowe ubranie. Kiedy się przebierał, podawane były przekąski, zazwyczaj herbata i ciasta lub inne lekkie artykuły spożywcze. Jednak obecni panowie mogli wypić łyk lub dwa czegoś mocniejszego niż herbata.
Kiedy świeżo upieczony młody dżentelmen pojawiał się w nowych ubraniach, krążył po pokoju, chodząc po kolei do każdego gościa. Nie tylko wszyscy gratulowali mu nowego statusu, ale większość ukradkiem wrzucała mu trochę pieniędzy do jednej z kieszeni. W listach i pamiętnikach jest kilka uwag na temat brzęczenia i skrzypienia dźwięków, które wydawali niektórzy z tych chłopców, gdy monety i banknoty wypełniały ich kieszenie. Nie ma żadnych zapisów, które mówią nam, co się stało z tymi pieniędzmi, choć wydaje się mało prawdopodobne, by pozwolono takim młodym chłopcom je zatrzymać. W większości przypadków rodzice prawdopodobnie odkładają je dla nich, być może nawet inwestując je w fundusze na swoją przyszłość.
Chociaż chłopiec nosił teraz męskie szaty, nie opuszczał od razu domu, co stanowiło pewną pociechę dla jego matki. Zazwyczaj kształcił się u guwernantki, jeśli rodzina ją zatrudniała, przez co najmniej kilka lat. W kilku przypadkach "briczing" był momentem, w którym bardziej uprzywilejowani synowie arystokracji mieli opiekuna. Rodziny, których nie było stać na opiekuna, mogły wysyłać swoich synów na naukę kilka dni w tygodniu do miejscowego wikariusza lub uczonego, zwykle w wieku sześciu lat. Zwykle minęło kilka lat, zanim chłopiec został wysłany do szkoły z internatem. Jednak ich matki widywały ich mniej, ponieważ większość ojców zaczęła spędzać więcej czasu ze swoimi synami po tym, jak zostali poddani briczingowi, zaczynając ich inicjować w świat mężczyzn. Mogli ich uczyć jeździć konno, polować, lub innych dżentelmeńskich sportów i zajęć. Jeśli chłopiec był pierworodnym, jego ojciec mógł zacząć przygotowywać go do podjęcia przyszłych obowiązków. Chociaż nie wyszedł od razu z domu, chłopiec, który został po briczingu, skutecznie opuszczał domową sferę kobiet."
(Źródło:Historyczne fragmenty Regency England)
Mam marzenie, aby nasz wnuk wyrósł na człowieka o cechach leszczyny z piosenki...
Pomnę, jak zielone porty mijał kajak śmigły, Jak mi smakowały "Sporty" nad jeziorem Wigry, Wieczorami nad namiotem krzyżowałem wiosła, Ogień rzucał iskry złote, a pod borem rosła:
Moje ulubione drzewo - Leszczyna, leszczyna, Jak ją za mocno przygiąć w lewo - To w prawo się odgina,
A jak za mocno przygiąć ją w prawo - To w lewo bije z wprawą,
A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo! Upór, co mi z oczu błyska - Leszczyny dziedzictwo! Jak mnie do ziemi los przyciska, ona mi szepcze:
- Nic to! A jak prostuję się, wtedy ona - Powtarza mi: - Tak trzymaj! Moje drzewo ulubione - Leszczyna, leszczyna
Posiwiała ta Bożenka, w której się kochałem, Postarzała się piosenka, którą jej śpiewałem Lecz znad Śniardw, znad Czarnej Hańczy, znad jeziora Jamno, Wszędzie, gdzie los ze mną tańczy, wszędzie idzie za mną:
Moje ulubione drzewo - Leszczyna, leszczyna, Jak ją za mocno przygiąć w lewo, To w prawo się odgina, A jak za mocno przygiąć w prawo, To w lewo bije z wprawą, A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo! Więc ochraniaj ją miłośnie - O każdej dnia dobie, Chroń leszczynę, która rośnie - Nad Hańczą hen i w tobie! Chroń tę leszczynę, co wciąż od nowa - Prostuje się zajadła, Trzeba by cały las wykarczować - Żeby padła
A Ty, mój zielony borze Chroń we mnie nadzieję, Że póki latem jeden orzech Szczęśliwie się wysieje, Znów pójdzie z boru w młodniak zielony I pójdzie z ojca w syna Moje drzewo ulubione- Leszczyna, leszczyna
Dzisiaj, a będzie to historyczna data (sic!) warta do wpisu w kapsułę czasu, zaterkotał nam coś za oknem. Nasza mała ze strachu próbowała skryć się za firanką.
Tylko mały Michał wskazał na okno z radosnym brum, brum...
Na lawecie podwieziona została ogroooomna kopara, wow!
Michał ze swoją mamą czym prędzej wyszedł przed furtkę (dla bezpieczeństwa - został wyniesiony na rękach mamy) aby zasięgnąć języka.
Wreszcie będziemy mieszkać w cywilizowanym osiedlu (jedno ulicznym o kształcie liter Y). Warto było pytać, bo przecież te maszyny budowlane gromadzone przed oknem naszego domu mogłyby rozpoczynać budowę domu na tej sąsiedniej wolnej działce budowlanej. Już jasne. One będą na niej, póki co, mieć plac manewrowo parkingowy. Jedno jest pewne przez te moje wielkie okno niewiele już zobaczę do momentu zakończenia budowy przez ten kurz, jaki z budową ulicy się wiąże. Przeboleję i to, aby tylko wreszcie było czysto i wygodnie.
Zaczynać będą od "deszczówki".
Tylko niech tak wykonają, aby nie musieli sie za swoja robote wstydzić. Szkoda, że nie ma tu takiego zwyczaju, jaki był kiedyś w Oregonie. Musieliby pieczątki ze swoim nazwiskiem uwieczniać w betonie.
POD KONIEC XIX I NA początku XX wieku beton stał się popularnym zamiennikiem cegły i drewna do budowy dróg i chodników, a miasta w całych Stanach Zjednoczonych zaczęły rozbudowywać nową infrastrukturę. W zwyczaju było, że wykonawcy budujący te chodniki dumnie podpisywali i datowali swoje prace w betonie (w rzeczywistości jest to nawet technicznie wymagane przez prawo w Chicago ). Setki tych stempli chodnikowych są nadal na miejscu.
Obszar, który jest obecnie Corvallis w stanie Oregon, został po raz pierwszy zasiedlony w 1845 roku i oficjalnie włączony w 1857 roku. Strategicznie położone w pobliżu rzeki Willamette miasto rozwijało się jako punkt postoju dla górników zmierzających w kierunku gorączki złota w Kalifornii . Na początku XX wieku, gdy miasto rozrosło się z początkowej osady w obecnym parku Avery, dodano i dumnie opieczętowano drogi i betonowe chodniki.
W różnych częściach miasta można znaleźć znaczki z datami od 1908 do 1938, reklamujące nazwiska wielu różnych wykonawców. Zazwyczaj drukowanymi literami i często zawierającymi rok, znaczki te stanowią historyczną mapę ekspansji na zewnętrzne obszary Corvallis.
Chociaż tłoczenie chodników nie jest zjawiskiem wyjątkowym dla Corvallis, miasto szczyci się tym widocznym, ale łatwym do przeoczenia aspektem swojej historii. Wycieczki po Corvallis często podkreślają te znaczki, a lokalna strona internetowa nie tylko je skategoryzowała, ale także zapewnia łatwą w użyciu mapę tych i innych historycznych znaczników w mieście.
Mam nadzieję, że żadnej niespodzianki nie wykopią, jak onegdaj w Nowym Jorku pewni robotnicy.
"Załogi pracujące w Flatiron odkryły w środę po południu coś, co wyglądało jak pocisk z czasów II wojny światowej. Odkrycie tej rzeczywiście podejrzanie wyglądającej paczki zmusiło niektóre budynki do ewakuacji i tymczasowego zamknięcia 21 ulicy między Piątą i Szóstą Aleją, gdy policja prowadziła śledztwo.Funkcjonariusze policji z Oddziału Bombowego po sprawdzeniu przedmiotu wyjaśnili , że zbadany przedmiot był wypełniony papierami i jest tylko kapsułą czasu.
Ale tak naprawdę jest to pomalowana na zielono bomba (lub bomba treningowa) z czasów II wojny światowej, którą John Argento kupił w sklepie Army-Navy na Canal Street i którą zawiesił na suficie słynnego klubu nocnego Danceteria na West 21st Street. Argento był właścicielem klubu w latach 80., a on i jego partner, Rudolf , wpadli na pomysł, aby zmienić łuskę bomby w kapsułę czasu. Inspirację czerpali z atrakcji Westinghouse na Światowych Targach. „To była świetna wymówka, by urządzić dwie wspaniałe imprezy” – powiedział Argento Daily Intelligencer. „Możemy urządzić imprezę, kiedy ją wypełnimy, a drugą, kiedy uroczyście ją opuścimy”.
Argento mówi, że właśnie to zrobili: urządzili przyjęcie, ustawiając kapsułę na podłodze w salonie. Bywalców klubów, którzy gromadzili się w legendarnym miejscu — zachęcano do dodawania listów lub zdjęć do ludzi 10 000 lat w przyszłość. „To było żartobliwe”, żartuje Argento.
Zakopali tę kapsułę na żwirowym parkingu, gdzie Argento parkował swój samochód. To było w 1984 roku. A potem „zapominamy o tym”, powiedział Argento. Na zjazdach czasami wspominał o tym stary absolwent Danceterii i pytał o wykopanie. Argento, który obecnie jest dyrektorem zarządzającym Zeppelin Hall i Surf City w Jersey City, próbował sprawdzić kapsułę około dziesięć lat temu, ale mówi, że zainstalowano betonową podkładkę, aby pomieścić duży klimatyzator w miejscu, w którym kapsuła miała być pod ziemią. Więc znowu o tym zapomniał, dopóki porucznik z nowojorskiego oddziału bombowego nie zadzwonił do niego w środę po południu. „Powiedziałem: »Jestem w drodze na 21 ulicę«” – powiedział Argento policjantowi, który poinformował go, że wszystko jest w porządku, ale woda przesiąkła do kapsuły.
Skoro wypłynąl mi temat kapsuły czasu i to w USA to dorzucę jeszcze jeden wątek
Podczas budowy słynnego monumentu
architekt Gutzon Borglum wpadł na pomysł zamieszczenia w strukturze klifu Sali Kronik – sekretnego pomieszczenia zawierającego źródła historyczne na temat przeszłości Stanów Zjednoczonych, przeznaczonego dla przyszłych pokoleń. W ten sposób powstała jaskinia znajdująca się za głową Abrahama Lincolna. Plan nie został jednak ukończony ze względu na śmierć inicjatora idei. Ponad pół wieku później, w 1988 roku, kopie dokumentów i wspomnień prezydentów umieszczono w nieukończonej sali w kapsule czasu.
Polscy naukowcy zakopali na największej wyspie Norwegii położonej na Morzu Arktycznym kapsułę czasu. Wewnątrz niej znalazły się takie skarby jak na przykład nasiona czy też ludzkie DNA. Kapsuła ma pokazać się na powierzchni za około pół miliona lat.
Pomysł na zakopanie kapsuły czasu na Spitsbergenie zrodził się w głowie profesora Marka Lewandowskiego z Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk. Według obliczeń naukowych kapsuła ma ponownie ujrzeć światło dzienne za 500 tysięcy lat – stanie się tak na skutek naturalnych procesów. Zakopana kapsuła wykonana została ze stali nierdzewnej i ma wymiary 60×12 centymetrów. Wewnątrz niej umieszczone zostały składniki naturalne, ale także inne przedmioty. Do tych pierwszych należą chociażby nasiona roślin takich jak kawa czy też słonecznik, ale także część meteorytu z Pułtuska, DNA człowieka, szczura, łososia i ziemniaka oraz ludzki ząb. W kapsule polskich badaczy umieszczono także karty pamięci, na których znalazły się filmy i zdjęcia obrazujące życie na Polskiej Stacji Polarnej Hornsund. Innymi ciekawymi przedmiotami umieszczonymi w kapsule są chociażby zapałki, monety i zegarek.
Źródło: naukawpolsce.pap.pl
Trzy najbardziej tajemnicze kapsuły czasu
MIT
Instrukcja, którą do niej załączono mówi wprost: nie otwierać do roku 2957! Kapsuła czasu, którą zakopano na terenie kampusu amerykańskiej uczelni MIT (Massachusetts Institute of Technology) została zaprojektowana tak, aby wytrzymać całe milenium!
Szklane opakowanie trafiło do ziemi w 1957 roku. Znalazły się w nim notatki oraz listy wykładających ówcześnie profesorów, kilka mniejszych drobiazgów oraz kriotron. Ten ostatni to wynalazek inżynierów z MIT, który miał być konkurencją dla drogich w produkcji tranzystorów.
"Nie możemy nawet próbować odgadnąć, co przyniesie następne tysiąc lat i czy będziecie uważać nasze dokonania za część waszej nauki. Jesteśmy jednak pewni, że będziecie posiadali większą wiedzę o wszechświecie, który my też staraliśmy się zrozumieć. Życzymy wam, abyście kontynuowali pościg za wiedzą" - napisali w liście włożonym do kapsuły James R. Killian Jr i Harold Edgerton.
Kapsuła została zupełnie przypadkowo odkopana pod koniec 2015 r., podczas budowy nowego budynku na terenie MIT. Po odpowiednim zabezpieczeniu znów trafiła ona pod ziemię, aby za kilkaset lat mogły odnaleźć ją przyszłe pokolenia. Czy pojemnik doczeka roku 2957?tutaj
Kapsuła czasu z MIT
2. Krypta Cywilizacji
W 1936 r. Dr. Thornwell Jacobs z Oglethorpe University w stanie Georgia wpadł na pomysł, aby zbudować pomieszczenie gromadzące współczesne przedmioty, które zostanie szczelnie zamknięte na okres kilku tysięcy lat. Do swojej koncepcji zdołał on przekonać władze uczelni. Przez następne miesiące zbierał on pamiątki dla ludzi z przyszłości. Pokój o pojemności 57 metrów sześciennych umiejscowiony pod budynkiem uniwersytetu upamiętniającym Phoebe Hearst, znaną działaczkę feministyczną i filantropkę.
W 1940 przygotowania do zamknięcia Krypty Cywilizacji dobiegły końca. Najbardziej wrażliwe artefakty zostały zapakowane do pojemników ze szkła i stali nierdzewnej. Po zatrzaśnięciu wrót z pomieszczenia zostało wypompowane powietrze. 50 lat po tej "operacji" inicjatywa Jacobsa została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa jako "pierwsza udana próba zachowania śladów obecnej kultury dla przyszłych pokoleń i innych istot odwiedzających naszą planetę.
Co takiego znajduje się za zamkniętymi drzwiami? Wśród pamiątek są między innymi dokumenty, "standardowa" zawartość damskiej torebki z drugiej połowy lat 30. XX wieku, plastikowe zabawki z podobiznami Kaczora Donalda i Jeźdźca Znikąd, kasa sklepowa, matryca gazety dokumentującej wybuch II wojny światowej, 800 dzieł światowej literatury na mikrofilmach (wraz z aparaturą do ich obejrzenia), kopia scenariusza do przeminęło z wiatrem i... nagrane wypowiedzi najważniejszych głów państw - Franklina Roosevelta, Adolfa Hitlera, Józefa Stalina i Benito Mussoliniego
Krypta Cywilizacji ma zostać zamknięta aż do roku 8113.
3. Helium Centennial Time Columns Monument
W Centrum Odkryć im. Dona Harringtona w Teksasie znajduje się nie jedna, ale aż cztery kapsuły czasu. Umiejscowione tam w 1968 r. pojemniki miały zostać po kolei otwarte po upływie ćwierćwiecza, półwiecza, wieku i całego milenium.
W 1993 r. rozpieczętowano pierwszą kapsułę, w 2018 r. podczas wielkiej uroczystości ujawniono zawartość drugiej. Co znaleziono w środku? Dokumenty, znaczki pocztowe, samochody-zabawki i kilka pomniejszych przedmiotów. Należy w tym miejscu wspomnieć, że można oglądać je w ramach ekspozycji stałej Centrum Odkryć.
Najciekawsze jest jednak to, co znajduje się w kapsule, którą otworzą osoby żyjące w roku 2968. Jednym z zapakowanych do niej przedmiotów jest książeczka oszczędnościowa, na której zapisano 10 dolarów z rocznym oprocentowaniem w wysokości 4 proc. Policzono, że za tysiąc lat znalazca kapsuły będzie mógł wyciągnąć z banku aż ponad 1000000000000000 "zielonych", czyli cały biliard (tysiąc bilionów)!
„Nie ma przeszłości i nie ma przyszłości. ( Chyba z tym stwierdzeniem polemizowałabym - moje zdanie -T.Cz.). Ważna jest obecność tutaj teraz. Czas jest bardzo mylący. Możemy zdobyć doświadczenie z przeszłości, ale nie możemy go ponownie przeżyć”.
Kompozycje powstały w Kopenhadze, Warszawie i Los Angeles w sezonie 2017/2018.
W języku angielskim funkcjonuje zwrot "being born with a silver spoon in the mouth", co oznacza po prostu "urodzić się ze srebrną łyżeczką w buzi". To odpowiednik naszego "w czepku urodzony".
Łyżeczka srebrna, a nie z jakiegokolwiek innego metalu czy stopu, jest symbolem bogactwa i szczęścia dla nowonarodzonego dziecka.
W muzeach angielskich znajdują się takie okazy z czasów wiktoriańskich, ale nie to jest najistotniejsze. Istotne jest to, jakie spersonalizowane grawerunki te łyżeczki posiadają.
Srebrne sztućce były symbolem zamożności oraz pozycji społecznej. Dodatkowo wierzono ówcześnie, iż srebro chroni przed epidemią dżumy panującej w Europie.
W późniejszych czasach, bo w XIX wieku, zwyczaj ten stał się popularny również wśród klasy mniej zamożnej, także na terenie Polski, dokładnie w fabryce Józefa Fageta produkującej sztućce i patery, modne stały się srebrne wyroby przeznaczone na prezent chrzestny.
Zastanawiałam się, jaki obraz na początek "tytułowy" wstawić, aby z marszu nie odstraszyć Gości. Wybrałam jednak współczesną łyżeczkę.
No bo co tam ukrywać dłużej. Te wiktoriańskie łyżeczki zawierają w sobie makabryczną tajemnicę z czaszkami brytyjskiej rodziny. Nie... to nie prawdziwe czaszki tej rodziny, ale grawerunki na łyżeczkach z odpowiednim napisem.
Jak pisze Sam O'Brien 8 marca 2021 r. w Atlas Obscura:
" w 1904 roku kolekcjoner o nazwisku JT Micklethwaite przywiózł rzadką łyżkę z „głową śmierci” na spotkanie Towarzystwa Antykwariuszy w Londynie . Oświadczając, że jest „zbyt ponury, by można go było używać do zwykłego użytku”, wskazał na wygrawerowaną czaszkę na szczycie jej trzonu, uzupełnioną napisem „Żyj, by umrzeć” z jednej strony i „Umrzyj, by żyć” z drugiej.
Micklethwaite wysnuł teorię, że XVII-wieczna łyżka musiała być prezentem pogrzebowym. Podczas gdy takie pamiątki – w tym pierścienie pogrzebowe i ciastka pogrzebowe – nie były wtedy rzadkością, Micklethwaite patrzył na niewłaściwy koniec życia: makabryczny kawałek srebra był prawdopodobnie prezentem dla dziecka.
Obecnie w muzeach i kolekcjach prywatnych znajduje się zaledwie kilka oryginalnych łyżek ze śmiercionośną głową. Zaprojektowane w latach 60. i 70. XVII wieku, wszystkie noszą czaszkę, chorobliwe motta i herb Stricklands z Boynton Hall. Bogaty klan Yorkshire, dobrobyt rodziny można przypisać Williamowi Stricklandowi, nawigatorowi, który towarzyszył Sebastianowi Cabotowi w Ameryce i twierdził, że wprowadził indyka do Anglii w połowie XVI wieku. (Aby rzucić okiem na tę spuściznę, odwiedzający mogą zatrzymać się w rodzinnej kaplicy pamięci, gdzie na mównicy w kształcie indyka spoczywają biblie). Za dochody z podróży William nabył kilka posiadłości, w tym Boynton. Niektórzy potomkowie Stricklanda zamieniali swój prestiż na stanowiska parlamentarne; inni wykorzystywali rodzinne fundusze na zakup łyżek z czaszkami.
Ale kto zamówił sztućce i, co ważniejsze, dlaczego?
Ta łyżka ze śmiercionośną głową, z osobistej kolekcji Constable'a, pochodzi z lat sześćdziesiątych XVII wieku.
„To wyłącznie z powodu czaszki ludzie myśleli, że to łyżka pogrzebowa”, mówi David Constable, który bada pochodzenie łyżek z głową śmierci w swojej książce Silver Spoons of Britain 1200-1710 . Aby obalić teorię pogrzebową, Constable wskazuje rok, w którym zaprojektowano każdą łyżkę. Historyczne brytyjskie srebro zawiera przydatne cechy wskazujące na rok powstania i region . Constable, który na początku lat sześćdziesiątych XVII wieku posiadał łyżkę ze śmiercionośną główką, porównał rok powstania każdej łyżki z zapisami metrykowymi ze Strickland i zdał sobie sprawę, że daty są ściśle zbieżne z rokiem urodzenia dzieci ze Strickland. Doszedł do wniosku, że srebrne artefakty były pierwotnie prezentami do chrztu zamówionych przez lady Frances Strickland, babcię dzieci.
„Słyszałeś o powiedzeniu „urodzony ze srebrną łyżką w ustach” – mówi Constable. „Myślę, że próbowała dać tę pamiątkę ze srebrnej łyżki i naprawdę ją spersonalizować”
Rodzinne sztućce zainspirowały nawet riffy na oryginalnym stylu łyżki czaszki Stricklanda. Merchant Adventurers' Hall, muzeum w Yorku, ma w swojej kolekcji oryginalną głowę śmierci Stricklanda i wersję innej rodziny. Wraz z noszeniem ramion Cromptonów z Driffield, druga łyżka odbiega od oryginalnego stylu śmiercionośnej głowy na kilka sposobów: podczas gdy łyżki Strickland mają łodygę, która kończy się w kształcie dysku i blokowym napisem, który mówi „Live to Die” z przodu mostek Cromptonów kończy się trójzębnym wzorem i ma napis „Dye to Live” napisany kursywą z przodu.
„Myślę, że ludzie zobaczyli łyżki rodziny Strickland i pomyśleli: „To brzmi całkiem nieźle. Podarujmy go jako prezent na chrzciny naszej córce lub synowi” – mówi Constable.
Choć może wydawać się dziwne, przypominanie noworodkom o ich śmiertelności, nie było niczym niezwykłym, że XVII-wieczne rodziny upamiętniały szczęśliwe kamienie milowe, takie jak chrzciny lub śluby, za pomocą sztuki skoncentrowanej na śmierci. Czaszki były częścią motywu memento mori , który przypominał widzom o kontemplacji ich nieuchronnego końca. Na portrecie małżeńskim z 1560 r. „Pomnik Judde” nowożeńcy surowo pozują obok czaszki ze zwłokami na pierwszym planie. (Aby nikt nie pomylił się w sedno, romantyczna inskrypcja na ramie dodaje: „Kiedy pomrzemy iw sowich grobach, a wszystkie koźle zgniją, przez to będziemy pamiętani, gdy będziemy zapomniani”). prezent na chrzciny zwieńczony czaszką, XVII-wieczne obrazy vanitas podkreślały cykl życia, łącząc narodziny i śmierć ze scenami dzieci spanie na szczycie czaszek .
Portret małżeński „The Judde Memorial” zawiera również przesłanie „Lyve to Dye, Dye to Lyve”
„W tamtych czasach śmiertelność była bardziej wszechobecna, ponieważ nie żyłeś tak długo”, mówi Lauren Marshall, dyrektor muzeum w Merchant Adventurers' Hall. „A potem miałeś bogobojne społeczeństwo, w którym wszyscy chodzili do kościoła i istniała idea dobrego, pobożnego życia, ponieważ kiedy umrzesz, zostaniesz osądzony. Zawsze obecna czaszka pokazała, że śmierć zawsze czaiła się tuż za rogiem, więc teraz najlepiej jest być dobrym”.
W Kupieckiej Hali Poszukiwaczy Przygód łyżki z czaszkami nadal zmuszają gości w każdym wieku do kontemplacji swojej śmiertelności. „Bez względu na to, ile masz lat , są fascynujące” – mówi Marshall. „To jedne z moich ulubionych przedmiotów w kolekcji, ponieważ wywołują tak silną reakcję odwiedzających. Wiele z tego, o czym rozmawiamy, może być dość suche, ale to jest interesujące dla wszystkich”.
Czy zatem taka łyżeczka srebrna (nawet, gdyby miała być z diamentami) może zapewnić dziecku szczęście w jego życiu?
W piosence udowodnię, że różnie z tym fartem w życiu bywa.