Czy można tak po prostu wsiąść do pociągu, zająć swoje miejsce i odciąć się od świata, nawet, jeśli przedział czy korytarz jest opustoszały z pasażerów? Czasem jeszcze wyglądamy przez okno, czy pozostawiona osoba na peronie czeka, aż pociąg zniknie za horyzontem, czy może tego odjazdu doczekać się nie mogła i skoro konduktor dał znać swoim służbowy gwizdkiem ... już trudno ją na peronie znaleźć...
Wyjątkowo krótki utwór muzyczny, bo i pożegnanie też długie nie było:
Nadjeżdża pociąg, pożegnanie
Tadeusz Woźniak, Jolanta Majchrzak
(tekst : Emil Zygadłowicz)
Maleńka stacja, peron mały
Nadjeżdża pociąg, pożegnanie
Któreś z nas mówi, głos nieśmiały:
"A więc pojutrze, w poniedziałek"
"Tak mi, najdroższy, strasznie smutno"
Szukam niezręcznie, drżąc, zapałek
Może w wagonie siedząc lub drzemiąc rozpamiętuje się moment pożegnania z kimś, kto został na peronie.
Nie wyjeżdżaj... |
Kochać - znaczy widzieć szczęście swoje w szczęściu osoby kochanej... |
by Irina Dzhul |
by Raymond Leech |
by Nigel Mason |
Są jednak tacy, którzy chcą uciec pociągiem od przyjaciół...
Wsiąść do pociągu byle jakiego...
Byle jaki pociąg?
Zapewne Agnieszce Osieckiej nie chodziło o takie luksusy...
Zauroczenie, czy zdrada? |
Nie zawsze ten czas podrózy wypełniony jest romantycznymi rozpamiętywaniami.
Jeśli pasażer przeżył w swoim życiu różne zawirowania historii i był świadkiem lub bohaterem tych dziejów, nie zawsze przyjaznych człowiekowi, to z pozycji pasażera "wagonowego" widzi inne obrazy przed swoimi oczyma.
Wagon, (1963)
Adam WażykDwaj kolejarze pod oknem palą i grają w karty
co który bije atutem podnosi rękaw wytarty
Rozmawiasz z manichejczykiem podobnym do buchaltera
on bilansuje zło i dobro świat sprowadzając do zera
Młoda para po ślubie w niebywałej emocji
ogląda w książce rozłożony na części motocykl
I ciebie można rozłożyć podobnym sposobem
na serce mózg żołądek i wątrobę
dlatego i ta anatomia nagle cię przeraża
Patrzysz na ludzi za szybą idących w głąb korytarza
Jest tam manekin z baczkami w rurkach wąziutkich spodni
Dziewczyna z twarzą ujętą w płomyki czarnej pochodni
obnaża jedno ramię starannie według mody
Taki widok rozczulał cię i drażnił kiedy byłeś młody
Luźne strumienie włosów z miedzianym połyskiem
oczy przedłużone w strzałki barbarzyńskie
owale twarzy rozbite jak wyspiarskie bóstwa
zagubione powieki odnalezione usta
maski wydobyte z dna kultów i marzeń
w obojętnych wcieleniach płyną korytarzem
niektóre z nich przystają na chwilę i przez szyby
fosforyzują grzebieniem jak głębinowe ryby
Ten pochód orficki nie rozeźla i nie drażni
zawczasu wypruwając cię z resztek wyobraźni
Tymczasem jedna przesłała ci uśmiech daleki
Nie znasz jej lecz poznajesz te czułe powieki
te zgrywające się oczy które wołały zobacz
gdy ktoś wieczorem jej głowę niósł pod ramieniem jak zdobycz
Ach ona cię bierze za mędrca i właśnie przed tobą
przechwala się że stać ją na miłość jaskiniową
Kolejarze wysiedli i sam teraz siedzisz przy oknie
Tą drogą w dawnych latach jeździłeś wielokrotnie
Słupy biegną do tyłu i ów czas który minął
pokrywa cztery topole melancholijną patyną
Rozmawiasz z biuralistą technikiem studentem
natrafiasz na dziwne zwroty nie wiadomo skąd wzięte
chcesz inne dawne słowa usłyszeć od podróżnych
kłócisz się z czasem i żądasz od niego jałmużny
a oni siedzą przed tobą barierą lat odcięci
i daremnie szukasz ich prototypu w pamięci
Te nowe pokolenia tak niepodobne są do poprzednich
że nie można odnaleźć pokoleń pośrednich
spojrzenia ich są jak sygnały bez klucza
Z nieznanych przyczyn wagon gwałtownie zarzuca
mijając przykre bo gołe budynki stacyjne
Obok ciebie siedzą nie te osoby ale zupełnie inne
To ludzie z wagonów śmierci wytraceni gazem
Zabił ich śniąc swoje życie jarmarczny król-błazen
Od tego czasu minęło już lat kilkanaście
blizny się otwierają jak maskowane przepaście
sól łez fosfory snów tam krążą w ukryciu
i wspomnienia o zmarłych utrzymują przy życiu
Usuwasz się w głąb jak po skałach jak mimowolny czarodziej
imiona więzną ci w gardle i tłum się przy tobie schodzi
Teraz konduktor obojętnie dziurkuje bilety
korytarzem powoli przechodzą dwie zgrzybiałe kobiety
One są starsze od ciebie i wiele zmian przeżyły
na szyjach mają sine wysuszone żyły
Przechodzi ktoś kto jest cieniem być może znałeś go niegdyś
w tych nieobecnych oczach świecą dalekie śniegi
Matka prowadzi płaczące dziecko do umywalni
Ci nieznajomi ludzie są natarczywie realni
ich troski chcą w tobie zamieszkać starasz się od nich obronić
Przerzucasz grubą powieść od końcowych stronic
albo oglądasz barwne ilustracje
a za oknem przelatują małe wzgardzone stacje
Wagon zgrzyta i przysiągłbyś że to zgrzyta na niebie
obłok który chimerycznie oddziela się od siebie
Rozdwojony obłok jest obrazem wieku
obłoczna technika doszła do wielkiej perfekcji w człowieku
Władca oklaskiwał swój portret i sam u sobie
hieratycznie mówił w trzeciej osobie
Był to fakt rozdwojenia ponad zwykłą miarę
inni się rozszczepiają na doświadczenie i wiarę
Patrzysz na puste pola przez otwarte okno
Borykałeś się jak w chorobie z tajemniczą epoką
z trudem dotarłeś do jej szyderczej reguły
teraz przejmują cię tylko ludzie i szczegóły
Jesteś jak rekonwalescent i ubrany w pokorę
zamiast milczeć rozmawiasz z jakim takim humorem
Przy tobie i za tobą jedzie wiele światów
młode śmieciły są ostre jak ścinanie kwiatów
klekotają rozbite obyczajów zwierciadła
szczątkowa wiedza życia która się rozpadła Jest ktoś kto obiera jabłko Jest świat elementarny
namacalny jak rana i od kilku lat nuklearny
są pochody wzorów i liczb wypierających słowa
świat gdzie nawet abstrakcja wydaje się zmysłowa
i rzut kości nabiera nieprzeczutej rzutkości
Szukasz czegoś w kieszeniach jesteś roztargniony
odnajdujesz i czytasz krótki list od żony
Twoje dzieci biegają po wiśniowym sadzie
Czujesz jak żona dłonie na ramionach ci kładzie
wtedy myślisz o dzieciach cóż im wytłumaczę
Podrosną i odczytają całą przeszłość inaczej
Wychodzisz na korytarz wyprostować nogi
Jedziesz przez las wyszczerbiony i przez kraj ubogi
na osobności biegnie rozgrabiony dom
chłopcy tam kopią ziemię albo zbierają złom
Myślisz o innym złomie z którego już nic nic będzie
Czas goi rany i obraca idee w obce narzędzie
Widzisz aleję wierzbową i czujesz zapach Wisły
wierzby zawsze pochyłe dziś jeszcze bardziej nawisły
Na korytarzu chłopka wygładza zniszczoną spódnicę
dziewczyna z warkoczykiem ma kostium w szachownicę
lekkoatleta stoi w kilku brutalnych kolorach
chłopczyk w koszulce jak błękitny koral
przysadziste kobiety jak nakrapiane grzyby
zieleń zieleń wilgotna prawie dotyka szyby
lokomotywa gwiżdże wniebogłosy.
W lustrze na korytarzu widać siwe włosy
obnaża jedno ramię starannie według mody
Taki widok rozczulał cię i drażnił kiedy byłeś młody
Luźne strumienie włosów z miedzianym połyskiem
oczy przedłużone w strzałki barbarzyńskie
owale twarzy rozbite jak wyspiarskie bóstwa
zagubione powieki odnalezione usta
maski wydobyte z dna kultów i marzeń
w obojętnych wcieleniach płyną korytarzem
niektóre z nich przystają na chwilę i przez szyby
fosforyzują grzebieniem jak głębinowe ryby
Ten pochód orficki nie rozeźla i nie drażni
zawczasu wypruwając cię z resztek wyobraźni
Tymczasem jedna przesłała ci uśmiech daleki
Nie znasz jej lecz poznajesz te czułe powieki
te zgrywające się oczy które wołały zobacz
gdy ktoś wieczorem jej głowę niósł pod ramieniem jak zdobycz
Ach ona cię bierze za mędrca i właśnie przed tobą
przechwala się że stać ją na miłość jaskiniową
Kolejarze wysiedli i sam teraz siedzisz przy oknie
Tą drogą w dawnych latach jeździłeś wielokrotnie
Słupy biegną do tyłu i ów czas który minął
pokrywa cztery topole melancholijną patyną
Rozmawiasz z biuralistą technikiem studentem
natrafiasz na dziwne zwroty nie wiadomo skąd wzięte
chcesz inne dawne słowa usłyszeć od podróżnych
kłócisz się z czasem i żądasz od niego jałmużny
a oni siedzą przed tobą barierą lat odcięci
i daremnie szukasz ich prototypu w pamięci
Te nowe pokolenia tak niepodobne są do poprzednich
że nie można odnaleźć pokoleń pośrednich
spojrzenia ich są jak sygnały bez klucza
Z nieznanych przyczyn wagon gwałtownie zarzuca
mijając przykre bo gołe budynki stacyjne
Obok ciebie siedzą nie te osoby ale zupełnie inne
To ludzie z wagonów śmierci wytraceni gazem
Zabił ich śniąc swoje życie jarmarczny król-błazen
Od tego czasu minęło już lat kilkanaście
blizny się otwierają jak maskowane przepaście
sól łez fosfory snów tam krążą w ukryciu
i wspomnienia o zmarłych utrzymują przy życiu
Usuwasz się w głąb jak po skałach jak mimowolny czarodziej
imiona więzną ci w gardle i tłum się przy tobie schodzi
Teraz konduktor obojętnie dziurkuje bilety
korytarzem powoli przechodzą dwie zgrzybiałe kobiety
One są starsze od ciebie i wiele zmian przeżyły
na szyjach mają sine wysuszone żyły
Przechodzi ktoś kto jest cieniem być może znałeś go niegdyś
w tych nieobecnych oczach świecą dalekie śniegi
Matka prowadzi płaczące dziecko do umywalni
Ci nieznajomi ludzie są natarczywie realni
ich troski chcą w tobie zamieszkać starasz się od nich obronić
Przerzucasz grubą powieść od końcowych stronic
albo oglądasz barwne ilustracje
a za oknem przelatują małe wzgardzone stacje
Wagon zgrzyta i przysiągłbyś że to zgrzyta na niebie
obłok który chimerycznie oddziela się od siebie
Rozdwojony obłok jest obrazem wieku
obłoczna technika doszła do wielkiej perfekcji w człowieku
Władca oklaskiwał swój portret i sam u sobie
hieratycznie mówił w trzeciej osobie
Był to fakt rozdwojenia ponad zwykłą miarę
inni się rozszczepiają na doświadczenie i wiarę
Patrzysz na puste pola przez otwarte okno
Borykałeś się jak w chorobie z tajemniczą epoką
z trudem dotarłeś do jej szyderczej reguły
teraz przejmują cię tylko ludzie i szczegóły
Jesteś jak rekonwalescent i ubrany w pokorę
zamiast milczeć rozmawiasz z jakim takim humorem
Przy tobie i za tobą jedzie wiele światów
młode śmieciły są ostre jak ścinanie kwiatów
klekotają rozbite obyczajów zwierciadła
szczątkowa wiedza życia która się rozpadła Jest ktoś kto obiera jabłko Jest świat elementarny
namacalny jak rana i od kilku lat nuklearny
są pochody wzorów i liczb wypierających słowa
świat gdzie nawet abstrakcja wydaje się zmysłowa
i rzut kości nabiera nieprzeczutej rzutkości
Szukasz czegoś w kieszeniach jesteś roztargniony
odnajdujesz i czytasz krótki list od żony
Twoje dzieci biegają po wiśniowym sadzie
Czujesz jak żona dłonie na ramionach ci kładzie
wtedy myślisz o dzieciach cóż im wytłumaczę
Podrosną i odczytają całą przeszłość inaczej
Wychodzisz na korytarz wyprostować nogi
Jedziesz przez las wyszczerbiony i przez kraj ubogi
na osobności biegnie rozgrabiony dom
chłopcy tam kopią ziemię albo zbierają złom
Myślisz o innym złomie z którego już nic nic będzie
Czas goi rany i obraca idee w obce narzędzie
Widzisz aleję wierzbową i czujesz zapach Wisły
wierzby zawsze pochyłe dziś jeszcze bardziej nawisły
Na korytarzu chłopka wygładza zniszczoną spódnicę
dziewczyna z warkoczykiem ma kostium w szachownicę
lekkoatleta stoi w kilku brutalnych kolorach
chłopczyk w koszulce jak błękitny koral
przysadziste kobiety jak nakrapiane grzyby
zieleń zieleń wilgotna prawie dotyka szyby
lokomotywa gwiżdże wniebogłosy.
W lustrze na korytarzu widać siwe włosy
by Claude Monet Train in the Snow or The Locomotive, c1875 |
Claude Monet - La Gare Saint-Lazare, c1877 |
by Berthold Woltze The Irritating Gentleman (1874) |
BALLADA WAGONOWA - Maryla Rodowicz
Tekst: Agnieszka Osiecka
by Paul Gustav Fischer, Copenhagen Tram |
by Ricardo López Cabrera - Couple dans un compartiment de train, c1895 |
by Joaquin Sorolla y Batsida |
by ABRAHAM SALOMON pierwsza klasa, powrót |
by George William Joy |
by Paul Delvaux |
by David Tutwiler, Homeward Bound |
Edouard Manet, The Railway, 1873 |
Motyw pociągów w malarstwie czy fotografii to znacznie więcej niż tylko impresjonistyczna fantazja. Dworzec kolejowy to ruchliwe, ale tętniące życiem miejsce, miejsce łez lub radości, w zależności od tego, czy ktoś podróżuje daleko, czy wraca po długiej podróży. Pociągi mogą zabrać nas wszędzie, od wielkiego czy szarego miasta po piękne ogrody na przedmieściach, które odwiedzał, autor powyżej zamieszczonego obrazu. Monet. Niania i dziewczynka znajdują się po niewłaściwej stronie ogrodzenia dworca. Dziewczynka ma wzrok utkwiony w nowo powstały dworzec kolejowy Gare Saint - Lazare marząc, że kiedyś będzie pasażerką pociągu.
by Raffaele Faccioli
by Adolf von Menzel
Film edukacyjny o podróżach pociągiem w latach pięćdziesiątych ( wersja angielska)
Pożegnanie z ciocią - YouTube
Muzyka Artur Żalski
Słowa: Jerzy Ficowski
Śpiewa : Ewa Złotowska
Tekst: Wojciech Młynarski
Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu
Choćby najbardziej pobieżnym,
Że się spotkali pan ten i pani
W pociągu dalekobieżnym.
Ona - na pozór duży intelekt,
On - jakby trochę mniej,
Ona z tych, co to pragną zbyt wiele,
On szeptał jej:
Za kim to, choć go wcześniej nie znałem,
Przez ciasny peron się przepychałem?
Za Panią, bynajmniej za Panią
Przez kogo płonę i zbaczam z trasy,
Czyniąc dopłatę do pierwszej klasy?
Przez Panią, bynajmniej przez Panią!
Byłem jak wagon na ślepym torze,
Pani zaś cichą stać mi się może
Przystanią, bynajmniej, przystanią
Mówię, jak czuję, mówię, jak muszę,
Gdzie Pani każe - tam z chęcią ruszę
Za Panią, bynajmniej za Panią!
Ta pani, tego pana....