Translate

środa, 20 stycznia 2016

KOBIECY PUNKT WIDZENIA

Jest rok 1968.

        
SGPiS (obecna nazwa SGH)
Właśnie zakończył się I etap egzaminów wstępnych do Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (przedwojenna nazwa to Szkoła Główna Handlowa ) w Warszawie, czyli egzamin pisemny z matematyki, geografii i języka obcego. Drugi etap przewiduje ustny z geografii.  Muszę zdobyć dobre oceny, ponieważ nie mam dodatkowych punktów za pochodzenie. Kandydaci pochodzący z rodzin robotniczych i chłopskich otrzymują dodatkowe punkty w kwalifikacjach egzaminacyjnych. Ja niestety, jako córka inteligentów, mogę tylko liczyć na wyniki w nauce i to takie, które będą mogły wyprzedzić tych z odpowiednio punktowanym pochodzeniem.
         Spodziewam się dobrej oceny z matematyki. Język obcy też nie sprawił mi trudności. Wielką niewiadomą dla mnie jest wynik testowego egzaminu z geografii.  Kto by przypuszczał, że do testu wstawią informacje z kilku dni wstecz, jaką naświetlała TVP z zakresu wojny w Wietnamie. Kto przed egzaminem interesował się dziennikiem telewizyjnym, a tym bardziej  położeniem geograficznym miejsc toczących się tam w ostatnich dniach walk? Zresztą, gdybym nawet  osiągnęła dobry wynik z geografii to i tak regulamin przewidywał egzamin ustny z tego przedmiotu bez względu na ocenę. Tak czy inaczej, jestem przygotowana na ustny, chyba, że za nieprzewidziane błędy w matematyce  otrzymam dwóję. Mam jednak pewność, że sprostałam wyzwaniom królowej nauk.
      Kilka dni oczekiwania i sprawdzania w uczelni, czy czasem nie wiszą wcześniej wyniki niż zapowiadano, nakręca moją niecierpliwość, ale wcale nie zmusza do poszerzania wiedzy z geografii lub jej przypomnienia. Jednak jakiś przypadek sprawia, że w księgarni znajduję opracowanie  Zbigniewa Szałajdy , w której autor opisuje rozmieszczenie wzdłuż Wisły przemysłu maszynowego,  metalowego  i hutnictwa . Przejrzałam szybko zawartość książeczki. Wystarczy zapamiętać miejscowości przemysłowe od źródła Wisły  po jej ujście  po obydwu stronach rzeki, a przemysł już nie jest trudnym tematem.
          Wreszcie jest ogłoszenie. Jestem na liście wśród zakwalifikowanych do dalszego etapu egzaminu. A więc muszę zmierzyć się z geografią. Już nie mam czasu na uzupełnianie wiedzy, więc biorę do ręki jakiś kobiecy tygodnik. A tu co? Na wewnętrznej  stronie okładki nie mogli obyć się bez  propagandy, czynią tak już dłuższy czas. Czytam. Zwykle omijałam tę stronę, co mnie i inne kobiety przeglądające dla rozrywki tę gazetkę interesuje jakaś tam stalownia, którą kilka dni temu uruchomiono w Nowej Hucie.
         Następnego dnia pojawiam się w Alejach Niepodległości. Czy często będę tu bywać? A może omijać będę ten  budynek  z oryginalnym   przeszkleniem dachu? Gdyby można było posługiwać się atlasem na egzaminie, to jakoś sobie poradzę. Pierwszy kolega już ma za sobą egzamin, ale niestety wyszedł z  miną wiele mówiącą o niepowodzeniu. Na pytanie , czy jest atlas, skinął potakująco głową. Ulżyło mi.
      Przyszedł czas i na mnie. Wchodzę z lekką tremą, przedstawiam się, siadam na wskazanym przez komisję miejscu. Na stoliku leży upragniony atlas geograficzny świata. Komisja podaje mi tematykę:
         - Przemysł w Polsce
         - Rolnictwo Francji
    Czas na przygotowanie. Mogę korzystać z atlasu. Nie otwieram strony z przemysłem Polski, bo z ogromną radością w sercu dziękuję Bogu za książeczkę Szałajdy. Widzę w wyobraźni obraz mapy Polski , Wisłę. Będzie dobrze. O, zaświtała mi babska gazetka z  propagandowa notką . Okraszę wypowiedź tą nowinką. Ale do tematu z rolnictwa przeglądam mapę Francji. Zapamiętuję miejsca upraw różnych płodów. Spoglądam na mapkę, jakbym chciała zachować w pamięci jej fotograficzny obraz. 
    Czas przygotowania mija. Jestem poproszona do stołu egzaminacyjnego. Zaczynam od przemysłu. Poszło jak z płatka. Dłużej referowałam hutnictwo metali. Nawet nowinka o uruchomieniu stalowni była zaskoczeniem dla egzaminujących.
   Przerywają mi wywód, prosząc, abym przeszła do następnego pytania. Zaczynam od opisania obszarów hodowli mleczno-mięsnej oraz  pasterstwa górskiego. Następnie przechodzę do obszarów z przewagą upraw  kukurydzy,  pszenicy i jęczmienia, aby w końcu nadmienić o pozostałych uprawach, szczególnie śródziemnomorskich. Wymieniam oliwki  i….. tu brak mi nagle słowa. Mam już na końcu języka. Trudno, wymieniam po kolei winogrona, pomarańcze i inne owoce śródziemnomorskie, kiedy jeden z egzaminatorów przerywa mi:
        - Ale może Pani uogólni nazwę tych upraw?
    Gdybym przywołała tę nazwę z zakamarków moich rozgrzanych zwoi mózgowych, to przecież bym jej użyła,  jednak , jak na złość  określenie owoców uciekło mi z pamięci. A więc trudno, uogólniam, wypalając: ,,bakalie ,,. I tu następuje wybuch śmiechu. Jeden z panów egzaminatorów rozbawionym głosem twierdzi:
        - I to jest kobiece podejście do tematu.
Na to pani, broniąc mnie, też z pewnym rozbawieniem, dodaje:
        - Ależ kolego, bakalie wciąż nie przestają być cytrusami, choć już przetworzonymi, za to mają wzmocnioną moc słodyczy.
     Przepraszam  mocno  speszona, że ,,cytrusy,,  wyleciały mi  z pamięci. To tylko stres.
         Cała Komisja jest rozbawiona. Dziękują mi.  Żeby nie bakalie, to może byłaby piątka - myślę sobie, ale może dzięki nim ominęły mnie dodatkowe pytania. Ach, te bakalie! Czy złościć się na nie, czy być im wdzięczna ?  
        Czekam do końca dnia egzaminacyjnego. Porównuję wyniki. Z geografii otrzymałam piątkę. Może to wystarcza , abym została studentką wydziału ekonomiczno-społecznego z kierunkiem ekonomika pracy i polityka społeczna.  Wyniki są dla mnie korzystne, chociaż nie ma na listach punktów za pochodzenie.  Już dziś będę balangować, choć jeszcze nie znam oficjalnych wyników przyjęć.  Jestem dobrej myśli. 
   Teraz do domu. Czeka tam na wieści moja rodzinka. Po drodze wstępuję do cukierenki.  Jakie ciastka  wybrać ?  A może w domu czeka niespodzianka? Na wszelki wypadek zaopatrzę się w łakocie.  Jestem łasuchem. Zwykle kupuję  ciastka  kremowe, nasączone pączem. Tym razem wzrok mój pada na półkę…. z keksem. Chyba od dziś zmienię preferencje kulinarne.