Podobno tonący brzytwy się chwyta. W ekstremalnych warunkach, kiedy grozi niebezpieczeństwo, środki do jego uniknięcia często obierane są bez większego zastanawiania się. Człowiek rzadko rozważa, czy są etyczne, kiedy umysł owładnięty jest lękiem o zachowanie własnego życia.
Tamara Piwniuk
Wybierając temat wpisu na blogu, też należałoby się zastanowić, w jakim celu akurat taki temat, a nie inny został obrany przez autora.
Dzisiaj zacytuję pewną legendę o mnichu, skrybie , żyjącym w średniowieczu, który złamał regułę zakonną i został skazany na zamurowanie żywcem.
By uniknąć wykonania tej surowej kary mnich ten obiecał, że stworzy na wieczną chwałę klasztoru księgę zawierającą całą ludzką wiedzę w ciągu jednej nocy. Blisko północy zdał sobie sprawę, że nie zdąży samodzielnie ukończyć tego zadania, więc sprzedał duszę diabłu w zamian za pomoc. Diabeł dokończył manuskrypt w ciągu jednej nocy, a mnich dodał obrazek diabła z wdzięczności za jego pomoc.
Najnowsze badania potwierdziły, m.in. na podstawie analizy grafologicznej i składu atramentu, że kodeks napisała jedna osoba, jednak nadawanie mu diabolicznego znaczenia jest niewłaściwe. Błędnie przetłumaczone łacińskie słowo inclusus oznacza tu najprawdopodobniej nie karę polegającą na zamurowaniu żywcem, ale mnicha, który z własnej woli odizolował się od świata, zamieszkawszy w odosobnionej celi. Można zatem przyjąć, iż pisanie manuskryptu było dla niego formą pokuty.
Należy też zauważyć, że na stronie poprzedzającej obraz Szatana znajduje się tak samo duży rysunek Królestwa Niebieskiego. Poczernienie stron można natomiast wytłumaczyć działaniem warunków zewnętrznych, na jakie wizerunek diabła był szczególnie narażony ze względu na zainteresowanie, które od zawsze wzbudzał. Poza tym księga zawiera wiele „zaklęć” podobnych do rytuałów egzorcystycznych.(Wikipedia)
„Codex Gigas („Biblia diabła”) to największy istniejący średniowieczny rękopis na świecie.
„Codex Gigas („Biblia diabła”) to największy istniejący średniowieczny rękopis na świecie.
Kodeks oprawiony jest w drewniane okładki, pokryte skórą i ozdobami z metalu, mierzy 91 cm wysokości, 50 cm szerokości i 22 cm grubości, waży aż 75 kg i prawdopodobnie jest największym średniowiecznym manuskryptem. Początkowo zawierał 320 welinowych kart, jednakże osiem z nich zostało później usuniętych. Nie wiadomo, kto i w jakim celu usunął brakujące strony, ale przypuszcza się, iż zawierały one regułą zakonną benedyktynów. Do wykonania wszystkich welin w księdze użyto cielęcej (lub oślej) skóry ze 160 zwierząt. Rękopis przyrównywano do siedmiu cudów świata i nazywano go ósmym cudem świata. Tekst pisany jest dwiema kolumnami na stronę, kolumna składa się ze 106 linijek (...)
Manuskrypt zawiera iluminacje w kolorach: czerwonym, niebieskim, żółtym, zielonym i złotym. Początkowe litery charakteryzują się wyszukanymi zdobieniami, często zajmującymi całą stronę.
Strona 290 zawiera unikatowy obrazek diabła wysoki na 50 cm (pozostała część karty jest pusta). Do kilku stron przed rysunkiem weliny są poczernione, mają bardzo mroczny charakter i różnią się nieco od reszty manuskryptu.
Charakter pisma jest jednorodny i wskazuje, że kodeks sporządzony został przez jednego skrybę, mnicha. Kodeks sprawia wrażenie, jakby natura skryby pozostała niezmieniona w czasie, nie widać śladów jego starzenia się, chorób czy zmian nastrojów, które to powinny towarzyszyć mu podczas pisania. To mogło stać się przyczyną wierzeń, iż cała księga została napisana w bardzo krótkim czasie. Proces powstawania manuskryptu był czasochłonny i wykonanie go przez jedną osobę mogło zająć wiele lat. Szacowano, że skryba pracował nad rękopisem 12 lub 20 lat. Michael Gullick sądzi, że praca nad kodeksem zabrała od 20 do 30 lat i było to dzieło życia jego autora
.....................
Informacje poniższe będą w części pokrywać się z tymi już zamieszczonymi przeze mnie wyżej z Wikipedii, ale dla ciągłości tekstu ze źródłem:https://bookriot.com/ - przytoczę je w całości.
"W lipcu 1648, podczas ostatnich starć wojny trzydziestoletniej, wojska szwedzkie splądrowały Pragę. Wśród skarbów, które ukradli i przywieźli ze sobą po powrocie do domu, była książka zatytułowana "Codex Gigas".
7 maja 1697 roku, podczas pożaru w zamku królewskim w Sztokholmie, ucierpiała biblioteka królewska. Kodeks został uratowany poprzez wyrzucenie przez okno. Kodeks doznał szkód ze strony osób trzecich, niektóre z jego kart zostały wtedy utracone i brakuje ich do dnia dzisiejszego.
Od 1649 roku manuskrypt był przechowywany w Szwedzkiej Królewskiej Bibliotece w Sztokholmie W roku 1877 został przekazany Szwedzkiej Bibliotece Narodowej (A 148) W roku 1970 został wypożyczony do Stanów Zjednoczonych, a w roku 1999 – do Berlina. 24 września 2007 roku, po ponad 350 latach, Codex Gigas powrócił do Pragi, jako eksponat wypożyczony od Szwecji do stycznia 2008 roku i był przechowywany w Czeskiej Bibliotece Narodowej
Codex Gigas słynie nie tylko z tego, że jest największą średniowieczną księgą na świecie, ale ze względu na swoją zawartość jest również znany jako Biblia Diabła.
10 RZECZY, KTÓRE POWINIENEŚ WIEDZIEĆ O CODEX GIGAS LUB THE DEVIL'S BIBLE
1) Biblia Diabła ma 91 cm wysokości, 50 cm szerokości i 22 cm grubości.
2) Biblia Diabła zawiera 310 stron zrobionych z welinu ze 160 osłów. Pierwotnie Biblia Diabła zawierała 320 stron, ale w pewnym momencie ostatnie dziesięć stron zostało wyciętych i usuniętych z księgi.
3) Biblia Diabła waży 75 kg.
4) Biblia Diabła miała być dziełem historii. Dlatego zawiera całą chrześcijańską Biblię, Żydowską wojnę i żydowskie starożytności Józefa Flawiusza (37–100 n.e.), encyklopedię św. Izydora z Sewilli (560–636) oraz Kronikę Czech napisaną przez Czecha. mnich o imieniu Kosmas (1045–1125). Oprócz tych tekstów zamieszczono również szereg krótszych tekstów, np. o praktykach lekarskich, pokucie, egzorcyzmach.
5) Tożsamość skryby, który stworzył Biblię Diabła, jest nieznana. Uczeni uważają, że książka jest dziełem jednej osoby, najprawdopodobniej mnicha mieszkającego w Czechach (dziś część Czech) w pierwszej połowie XIII wieku.
6) Na podstawie ilości tekstu i szczegółów iluminacji oszacowano, że ukończenie księgi zajęło aż trzydzieści lat. Innymi słowy, wydaje się, że anonimowy skryba poświęcił większą część swojego życia na stworzenie Diabelskiej Biblii .
7) W 1594 r . Biblia diabła została przywieziona do Pragi z klasztoru Broumov, gdzie przechowywana była od 1420 r. Król Rudolf II (1576–1612) poprosił o wypożyczenie Biblii diabła. Obiecał mnichom, że kiedy skończy z księgą, zwróci ją. Czego oczywiście nigdy nie zrobił.
8) Biblia Diabła została nazwana ze względu na pełnowymiarowy portret Diabła.
Rysunek diabła na str. 290.
Portrety diabła były powszechne w średniowieczu, ale ten konkretny portret jest wyjątkowy. Tutaj Diabeł jest przedstawiony na stronie sam. Obraz jest bardzo duży – ma dziewiętnaście cali. Diabeł kuca i zwrócony jest do przodu. Jest nagi bez gronostajowej przepaski na biodrach. Gronostaj jest noszony jako znak rodziny królewskiej. Uważa się, że Diabeł nosi gronostaj na tym obrazie, aby zademonstrować, że jest Księciem Ciemności.
9) Istnieje kilka mitów związanych z tworzeniem Biblii Diabła i wszystkie dotyczą Diabła. Jednym z najsłynniejszych mitów jest to, że skryba oddał swoją duszę Księciu Ciemności, aby mógł ukończyć księgę w ciągu jednej nocy.
10) Na przeciwległej stronie portretu Diabła znajduje się wizerunek Królestwa Niebieskiego.
Zostało to zinterpretowane jako Niebiańskie Jeruzalem wspomniane w Księdze Objawienia. W średniowieczu powszechne było pozostawianie rozkładówek książek na wystawie, aby przekazać wiadomość tym, którzy ją widzieli. Uważa się, że przesłaniem zamierzonym tutaj jest pokazanie na jednej stronie nagrody bogobojnego życia, a na drugiej okropności grzesznego życia."
Pinterest
Mnich, według legendy, złamał zasady zakonne , więc postanowiono go ukarać, w jaki sposób naprawdę, teraz już nie dowiemy się.
Każdemu zdarza się jakieś zasady złamać. Posłuchajcie rady Nat King Cola, aby nie płacić za to zbyt wysokiej ceny.
(by Carl Spitzweg - "Mól książkowy" animacja: Michele Giammaria")
Każdy bywalec bibliotek wie, czego może się spodziewać w takim obiekcie kultury.
Ale żeby ... stara torebka z lumpeksu? Nie.... tego raczej nikt tam spotkać nie przewiduje.
A jednak ... Wydział Rzadkich Książek i Rękopisów w Bibliotece Publicznej w Bostonie ma w swoich zbiorach bardzo ładną torebkę (ładną z zewnątrz).
Zaznaczam - z zewnątrz, bo środek jest bardziej tajemniczy, o czym trochę dalej.
A więc z zewnątrz jest ze szmaragdowego jedwabiu, haftowana w delikatne, żółte, fioletowe i brzoskwiniowo-różowe kwiaty, wyłaniające się łukiem z metalowych wazonów. Ale sprawy stają się ciekawsze, gdy otwiera się małą lśniąca torebkę.
Delikatne szczegóły i rozmiar odpowiedni do zastosowanej nowoczesnej miękkiej oprawy.
Wewnątrz torebka skrywa fragmenty wyblakłego tekstu.
"Między szwami i pod szwami jest coś wyblakłego i niewyraźnego, ale nie do pomylenia: niebieskie „Q” wsunięte między dwie łodygi, stylizowane czerwone „M” przy jednej krawędzi, rzędy uporządkowanych, brązowawych liter. Wewnątrz torby, gdzie można by się spodziewać tylko tkaniny, zamiast tego jest tekst – cztery fragmenty pergaminu, wycięte ze średniowiecznego rękopisu.
Ktokolwiek wykonał torbę, prawdopodobnie we Włoszech w XVII wieku , zaczął od rozłożenia tomu i przecięcia bifolii – arkuszy pergaminu, które zostały złożone, aby utworzyć strony – na cztery zwężające się trójkąty. Zszyli je razem na brzegach, tworząc mały szkielet do zbudowania reszty torby. Fragment jest „integralną częścią samej torebki” – mówi Jay Moschella, kurator rzadkich książek w Bibliotece Publicznej w Bostonie, który niedawno nabył przedmiot od Bernarda Quaritcha.Ltd., dealer w Londynie. W przeciwnym razie kawałki bifolii nie byłyby widoczne, ale są tutaj, ponieważ zniknęła podszewka. „To nieozdobne wnętrza, których nie mieliście widzieć” – dodaje. „Wygląda teraz fascynująco, ale kiedy został wyprodukowany, nie miałbyś pojęcia, że w środku jest jego fragment”.
Od wieków fragmenty materiałów drukowanych pojawiały się w najróżniejszych zaskakujących miejscach. Nowe książki były rutynowo oprawiane fragmentami zaczerpniętymi ze starszych lub fragmentami rękopisów, nutami i różnymi odpadkami z drukarni. Ten złom, znany jako odpady książkowe, można było zgarnąć z różnych powodów, od przyziemnych po doktrynalne. Zmiana przeznaczenia była rozsądnym sposobem pozbycia się i ponownego wykorzystania, powiedzmy, starych kontraktów. Na większą skalę korzystał także z materiałów z bibliotek klasztornych, które po reformacji nie miały już tylu oddanych czytelników.
Megan Heffernan, profesor angielskiego na Uniwersytecie DePaul, wyjaśniła, że nawet jeśli religijna schizma pozbawiła tom wartości jako czegoś do czytania, studiowania lub recytowania, zawarte w nim surowce były nadal użyteczne . Pergamin, który nie jest papierem, ale niegarbowaną skórą zwierzęcą, był „tak niesamowicie elastyczną i trwałą substancją”, mówi Moschella. „To jeden z głównych powodów, dla których tak wiele wczesnych książek zostało pociętych i rozczłonkowanych – zwykle do wykorzystania w innych książkach, przede wszystkim dla dzieci. To bardzo cenny i użyteczny towar.”
A czasami może to prowadzić do dziwnych zestawień. Weźmy przypadek XIII-wiecznego norweskiego rękopisu, który nawiązywał do XII-wiecznego wersetu Marie de France o dworskiej i namiętnej miłości. Fragmenty zwinęły się jako rusztowanie na mitrę biskupią, tak więc XVI-wieczny islandzki biskup nieświadomie wykonywał swoje obowiązki ze sprośnymi słowami unoszącymi się nad jego głową. „W tych zastosowaniach poprzednie istnienie [tekstu] jako książki było całkowitą refleksją” – mówi Moschella.
Informacji do odkrycia na temat tej małej torebki, która mierzy około pięciu na sześć cali. jest dużo więcej . „Widzimy już tak wiele, a mamy ją dopiero od tygodnia”, mówi Moschella. Opierając się na tym, co do tej pory udało mu się rozszyfrować, Moschella przypuszcza, że chociaż torebka wydaje się pochodzić z XVII wieku, tekst jest znacznie starszy. Uważa, że prawdopodobnie była to część XIV lub XV-wiecznego włoskiego brewiarza, tekstu liturgicznego, który prowadził czytelników, takich jak mnisi i duchowni, poprzez codzienne modlitwy i hymny.
Brewiarz z XV w., wyprodukowany w Lombardii we Francji
Jedną wskazówką był styl pisma, który może być sposobem na „bardzo luźną randkę” rękopisów, mówi Moschella. Dodaje, że nawet jeśli jest wyblakły, „można zobaczyć wystarczająco dużo, aby uzyskać główne funkcje”. Rękopis ten został napisany w rotundzie , zaokrąglonym piśmie typowym dla południowej Europy. I na podstawie fragmentów, które wciąż są czytelne, mówi Moschella, mogą dojść do wniosku, że są to modlitwy, które były dość powszechne i mogą pojawiać się w niezliczonych innych starych rękopisach. (Zasoby takie jak Fragmentarium, wspólne kompendium zdigitalizowanych fragmentów, czasami umożliwia naukowcom połączenie takich rozproszonych fragmentów z ich oryginalnymi źródłami). Więcej dowodów na to, że rękopis był brewiarzem, pochodzi z „rubryk” lub małych fragmentów czerwonego tekstu, które dają czytelnikom instrukcje dotyczące co powinni robić podczas nabożeństwa. „Możesz zobaczyć niektóre z nich w tej torebce” – mówi Moschella. „Tylko ich małe fragmenty”.
A teraz odrobina humoru:
... Chłopcy, potrzymajcie nam na chwilę torebki, a my sprawdzimy, czy ten aparat jest sprawny. Może przy okazji da się wam zrobić jakąś fotografię? Mielibyście pamiątkę na przyszłość.
...0..... poszło.... 😀
... i tak już zostało uwiecznione
Mimo skojarzeń to jednak nie duet Dolce & Gabbana w dzieciństwie, później zaś , doceniany na rynku międzynarodowym za wysoką jakość projektowanych przez siebie ubrań, butów i ... torebek.
W sieci, a czasem i w toaletach, jako wystrój wnętrza, widać plakat wielu flamingów w nietypowej sytuacji. To zdjęcie i jemu podobne, robią już wiele lat furorę.
Newsweek.com
Zostawiam na razie te flamingi na krótko, bo i tak do nich zaraz wrócę.
Postawię pytanie na czasie:
W jaki sposób ludzie pocieszają się w obliczu klęski?
Często ktoś wskazuje, że zawsze może być przecież gorzej, innych dotknęły większe kataklizmy i z tego wyszli cało. Nie poddawaj się.
by Fredrik Raddum sculpture
Nie wspominają o tych, którym się, niestety, nie udało.
Nawiązuję do ostatnich huraganów w Polsce.
W tym miejscu zestawię sytuację dotkniętych gradobiciem, trąbami powietrznymi, np. z huraganem Andrew. Dla przykładu w stanie Floryda była to najkosztowniejsza katastrofa w historii , w której zginęły 44 osoby i zniszczyła ponad 700 000 domów. „Wygląda jak strefa wojny” – powiedział wicegubernator Florydy , Buddy McKay, po przelocie nad dotkniętym obszarem.
"W 1992 roku w Południową Florydę uderzył koszmarny huragan. Łapczywie pożerając energię z ciepłych późnoletnich wód Zatoki huragan Andrew z całym impetem wkroczył, tuż nad ranem 24 sierpnia 1992 r. w hrabstwo Dade. Mroczne, porywiste wiatry o prędkości ponad 300 km/h zmieniły na wiele tygodni krajobraz i życie milionów ludzi na zdewastowanym przez żywioł obszarze.
„Trzymetrowej długości belki betonowe uniosły się na wysokość stu metrów, deski i palmy przedzierały się przez ściany betonowych murów, zabijając ludzi. Wydarzyły się wszystkie najtragiczniejsze rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie widziano” – powiedział meteorolog portalu Weather Channel Bryan Norcross, autor My Hurricane Andrew Story. Siedziba Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i nowy stadion baseballowy w Homestead – ok. 50 km na południe od Miami – zostały całkowite zniszczone. W niektórych miejscach domy i firmy były zrównane z ziemią. Florida City, małe miasteczko położone na południe od Homestead, gdzie katastrofalne wiatry związane z huraganem Andrew, wyglądało, jakby została na niego zrzucona bomba atomowa."
Będąc 8 lat poźniej, bo w 2000 roku na Florydzie obserwowałam, jak kuzynostwo przywiązują ogromną wagę do bieżących informacji meteorologicznych. Kiedy jest bezpiecznie, to nawet przyjemnie tam spędza się czas, tak, jak ja wówczas z mężem nad brzegiem oceanu, nawet w chłodniejszy, wietrzny dzień 😀
Ale wystarczyłoby, aby w ostatnią noc pobytu tam, wiatr trochę silniej dał o sobie znać, a moja wyobraźnia była na najwyższych obrotach. W nocy wszystko widać groźniej. Ale kuzyni spali spokojnie. Tworzyłam sobie obrazy zagłady, albo uniemożliwienie nam następnego dnia dotarcie na lotnisko. Ostatecznie mieliśmy wizy na 10 lat, a wykorzystaliśmy dopiero... 2 tygodnie. Na szczęście nad ranem wiatr ucichł, a ja nieprzespaną noc nadrabiałam, drzemiąc w samolocie. W końcu kilkanaście godzin podróży było przed nami.
Mieszkańcy Florydy wciąż żyją jak na bombie, przygotowani do ewentualnej ewakuacji, po uprzednim zabezpieczeniu swego domostwa.
Faktem jest, ze nie wszystkie budowle są zabezpieczone na tyle, aby uchronić je od zniszczeń huraganów, ze względu na ogromne koszty. Mieszkańcy Florydy wola się ubezpieczyć. Jednak są tacy, i jest to wyjątek, który przedstawia poniższe zdjęcie:
Ocalały dom na Florydzie, po przejściu Huraganu "Ike" w 2008. Został zniszczony w 2005 roku po przejściu Huraganu "Rita", po czym właściciele domu dokonali jego przebudowy, by spełniał odporność na Huragany kat. 5
Gorzej, jeśli oprócz własnego domu ktoś ma inne zobowiązania, bo... np. zarządza ogrodem zoologicznym.
Stowarzyszenie ogrodów zoologicznych i akwariów, które reprezentuje ponad 230 placówek opieki nad zwierzętami w USA i za granicą, wymaga od wszystkich swoich członków corocznego ćwiczenia gotowości na wypadek katastrofy, aby zachować akredytację. Wiele obiektów co roku dokonuje przeglądu lub aktualizacji swoich protokołów, w tym Zoo Miami.
Niejaki rzecznik ZOO Miami , Ron Magil , pracując już tam 12 lat twierdził, że wszystkie poprzednie huragany Alberto, Bob czy Floyd nie narobiły większych spustoszeń, zatem ostrzeżenia przed Andrew traktował niezbyt poważnie. Oczywiście stosował się do zasad , jakie należy zachować w takich okolicznościach, ale myślał sobie, że to wszystko, co robi , będzie na darmo. Mimo to, on i jego zespół biegali i zabezpieczali wszystko, co pierzaste, włochate i łuskowate, bo przecież ta cała menażeria była pod ich opieką. Trzeba było im zabezpieczyć odpowiednie miejsce i żywność na czas huraganu.
W zoo są również flamingi, moje najpiękniejsze ptaki, które tam podziwiałam. (Już kiedyś wspominałam, że z okna kuzynów na rzece jest widoczna wysepka, na której lęgną się flamingi oraz podpływające delfiny.
Z przygotowaniem min. tych ptaków mieszkających w zoo na bezpieczne przetrwanie Ron Magil miał niemało kłopotów. Przede wszystkim trzeba było je "wyłapać", a one nie były chętne do współpracy, wolały brodzić w wodzie. Nowe miejsce dla nich już czekało.
„Te flamingi trzepoczą wszędzie, my je chwytamy, moczymy się wodą z flamingów i tak dalej - mówi Magill - w końcu, muszę być szczery – pomyślałem: Po tej całej pracy, ten huragan, lepiej, cholera, żeby wreszcie już nadszedł!'" To zarozumiała postawa , którą masz.
A gdzie postanowiono je przetrzymać?
W toaletach restauracji zlokalizowanej na terenie zoo. Świeża woda zapewniona, podłoga kafelkowa, ułatwiająca łatwe sprzątanie. Pisuary, klozety - to stawy spłukiwane w oczach flaminga i te lustra... podwajające stado ptaków...
Magill i jego zespół umieścili też kilka bocianów w innej łazience. (Zdjęcie: Copyright Ron Magill)
Ale zespół poradził sobie z pracą, a kiedy już wychodzili z łazienki, Magill odwrócił się na chwilę, aby docenić ich pracę. Zawsze był entuzjastą fotografii i lubił nosić ze sobą aparat fotograficzny, gdziekolwiek się udał, nawet do awaryjnych ogrodów zoologicznych. „Patrzę na te wszystkie flamingi i idę, wiesz, chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem”, wspomina. Zrobił kilka zdjęć i wrócił do pracy.
W końcu huragan Andrew okazał się wielką sprawą. „Burza ukarała zoo od końca do końca” – donosił wówczas West Palm Beach Post . „Restauracja się rozpadła; łodzie wiosłowe, które ludzie wypożyczali, żeby odpocząć na jeziorze, rzucane były tam i z powrotem”. Zostały zabite: impala (z rodziny wołowatych), struś i dikdyk (z rodziny antylop). Pomieszczenie koali zawaliło się. Jedna z wolier została całkowicie zrównana z ziemią, wypuszczając setki ptaków, które na szczęście pozostały blisko domu.
Przed każdym nadejściem huraganu dostaję
pytanie, które jest prawdopodobnie nr1: 'O mój Boże, kiedy zamierzasz ewakuować zwierzęta?' Nigdy nie zamierzamy ewakuować zwierząt” – mówi Magill.
Mówi, że stres związany z samotną ewakuacją może spowodować śmierć zwierzęcia. Zamiast tego ptaki i małe ssaki z Zoo Miami przeżywają burzę w niezależnych budach lub budynkach. Więksi mieszkańcy, zwłaszcza mięsożercy i małpy człekokształtne, pozostają w swoich zwykłych pomieszczeniach, w których normalnie przebywają.
„Te nocne domy są wykonane z wylanego betonu, spawanego metalu, aby wytrzymać siłę samego zwierzęcia” – mówi Magill.„I na szczęście są również wystarczająco silne, aby wytrzymać siłę potężnego huraganu”.
Magill mówi, że obecnie zoo przed każdym huraganem zamawia z wyprzedzeniem zamrażarkę i chłodnię z pokarmem dla zwierząt, co stało się praktyką, którą podjęło po huraganie Andrew.
Zdjęcie - Tynes, Brian Huragan Irma
Ten element adaptacji jest kluczowy podczas przygotowań na katastrofy w obiektach opieki nad zwierzętami — uczenie się na błędach, aby lepiej przygotować się na przyszłość.
Na przykład dawna woliera Zoo Miami, Wings of Asia, została zdziesiątkowana przez huragan Andrew, pomimo wcześniejszych przygotowań personelu.
„Chociaż siatka do tej ptaszarni była testowana pod kątem wiatru o prędkości 150 mil na godzinę - mówi Magill - nie była testowana pod kątem odporności na uderzenie przyczepy mieszkalnej, która została podniesiona przez te wiatry i wystrzelona do woliery jak torpeda. "
W Wings of Asia Zoo Miami poniosło największe straty podczas huraganu Andrew, który zabił prawie 100 ptaków. Magill mówi, że w pozostałej części zoo padło tylko pięć zwierząt.
Wracając do zdjęcia grupowego flamingów...
Po przejściach huraganu Andrew, flamingi podczas innych następnych takich kataklizmów mają zapewnione już "hotelowanie" w toalecie, jak niżej:
Max Trujillo/Getty Images
To konkretne zdjęcie (chociaż podobnych jest więcej) zrobione zostalo przed huraganem Georges 25 września 1998 roku. W męskiej toalecie w Miami Metrozoo (obecnie Zoo Miami) schroniło się ponad 50 karaibskich flamingów.
Bardziej ekscentryczny właściciel nowoczesnej łazienki pewno wolałby w wannie żywego flaminga.
Niemożliwe...
Niemożliwe?
Nawet przez kilka chwil?
Ambasada zwierząt LLC
To zagubiony uciekinier z zoo znaleziony na jeziorze Kitchavan w stanie Nowy Jork, uratowany przez fotografa Chrisa Eversa, umieszczony w domu w jego wannie do czasu przekazania właścicielom zoo.
Na obiedzie dla inspektora generalnego kawalerii w 1840 r. pułkownik lord Cardigan, niezmiernie dumny ze swoich sztućców, płótna i mundurów sztabu, zauważył, że kelner przyniósł dużą czarną butelkę i postawił ją przed Kapitanem Reynoldsem. Kiedy kapitan podawał niezdekantowaną butelkę , jego dowódca, myląc ją z zabronionym piwem, kazał go aresztować, chociaż w rzeczywistości była to butelka Moselle. Cardigan wpadł w gwałtowną wściekłość na tak, według niego, wulgarny zamierzony podstęp przy okazji szampana w obecności generała. W ciągu kilku godzin kapitan Reynolds został aresztowany za niesubordynację. Afera stała się publicznym skandalem. Potem, nie po raz ostatni, Cardigan miał być syczany, wygwizdywany w operze. Szyderstwo „czarna butelka” wyrażało powszechną odrazę do arystokratycznego protokołu w dobie rewolucji przemysłowej.
Ale to nie był koniec. Cardigan został zmuszony do pojedynku z porucznikiem Tuckettem, który zaatakował go w "Morning Chronicle" o kłótnię o Czarną Butelkę. Lord Cardigan strzelił Tuckettowi w żebra i musiał stanąć przed sądem przed innymi lordami w Izbie Lordów za usiłowanie zabójstwa. Był to pierwszy taki proces od 64 lat.
W tym czasie brytyjska arystokracja z dużą elastycznością dostosowywała się do rozwoju demokracji. Stosowanie kar biczem stało się już przestarzałe. Z drugiej strony istniała solidarność klasowa, która stanowiła osłonę ochronną dla arystokratycznych przestępców. Na rozprawie Cardigan został uniewinniony.
Ale...
Czy ta sprawa w ogóle mogłaby mieć miejsce, gdyby butelka była odpowiednio oznakowana?
Od XVIII wieku jeden rodzaj etykiety symbolizował zarówno bogactwo, jak i dobry gust. Używając eleganckiego srebra przyczepionego do małych łańcuszków brytyjscy złotnicy stworzyli etykiety na wina i sosy klientów. Albo proste wyryte słowo, albo wyszukany medalion, te etykiety były zarówno użyteczne, jak i piękne.
Ta etykieta sherry została wyprodukowana przez synów znanej złotnika Hester Bateman około 1790 roku
W Wielkiej Brytanii wina sprowadzane były z całego świata. Ale nieprzezroczyste butelki ukrywały swoją zawartość. Ponadto wina i likiery z tego okresu często zawierały osady, a ich pojemniki po długiej podróży mogły się poobijać i brudzić . Dla wymagających, brudna, niefiltrowana butelka wina na stole byłaby nie do pomyślenia. Na wysokiej klasy stołach wino przed podaniem trzeba było przelać do czystej karafki. Aby oznaczyć, które wina były w środku karafki z zawieszano na szyjach etykiety na butelkach lub specjalne ze srebra, czasem pozłacane lub perłowe na wino. Ich kształty i wzory były równie zróżnicowane, od zwojów przez tarcze, po misternie wycinane litery.
To moja karafka, niestety, bez etykiety (ale przeznaczona na nalewkę z pigwy)
Sosy, których ampułki były często misternie szlifowanym szkłem, przez co trudno było zobaczyć, co jest w środku, również otrzymały srebrną etykietę.
Ta etykieta sosu sojowego z 1827 roku przedstawia zuchwałego cherubinka
Kolekcja etykiet na sosy
Etykieta sosu chili z około 1829 roku
"Srebrne" firmy należące do Hester Bateman i Jamesa Phippsa tworzyły etykiety na wszystko - na butelki z alkoholem, sosem, lekiem, kosmetykiem, ale najbardziej fascynującym przykładem są chińskie etykiety na wino w kształcie nietoperza. Jednak według Muzeum Wiktorii i Alberta, które ma dużą kolekcję etykiet na wina, były one „szczególnie angielskie i nigdy nie stały się modne za granicą ”
Według Wine Labels, 1780-2003 , opublikowanym przez Wine Label Circle, w epoce wiktoriańskiej „ulepszenie produkcji wina umożliwiło serwowanie go prosto z butelki”. To, wraz z nowymi przepisami zezwalającymi na sprzedaż wina w sklepach, oznaczało, że papierowe etykiety stały się standardem. Ponadto, jak pisze Salter, „udoskonalono infrastrukturę transportową, w mniejszym stopniu polegano na sosach o intensywnym smaku, aby żywność była smaczna”. Srebrne etykiety, zarówno na sosy, jak i wina, stały się nowością, a potem prawie nieznaną.
Ale jest jeden duży wyjątek. Koło Wytwórni Wina to pełna pasji grupa kolekcjonerów, która dwa razy w roku spotyka się na spotkaniach, publikując książki o historii srebrnych etykiet wszelkiego rodzaju. Podczas gdy wina i sosy, które pomogli zidentyfikować, już dawno zniknęły, srebrne etykiety, które je zdobiły, nadal były celebrowa
Wyjątkowym elementem we wzornictwie etykiet był lis wśród winogron.
Ten projekt stał się znany przez kolekcjonerów jako "Śpiewające lisy" , ale bardziej prawdopodobne jest, że inspirację projektową zaczerpnięto z bajki Ezopa o lisach i winogronach.
Etykieta srebrna pozłacana
Współczesne etykiety na butelki:
Poniżej współczesne wzornictwo chińskie:
Temu panu żadna etykieta na butelkę nie jest potrzebna. Każde wino smakuje mu jednakowo 😀