Od trzech dni wszelkie górki z ośnieżonymi stokami są oblegane przez dzieci i ich opiekunów. Mój blogerowy bohater , 7-letni już za kilka dni, wnuczek też wyciągnął z dziadkiem drewniane sanki ze skonstruowanym 4 lata temu oparciem fotelikowym. Nie... oparcie trzema zdecydowanie zdemontować.
I... wyruszyli do miejscowego parku.
Nie byli tam pierwsi.
Śnieg puszysty, brakowało mu lepkości, ale sorry , taką mamy zimę i dzięki Bogu, że w ogóle zawitała.
A więc, jaki to sprzęt zimowy na tej górce zaprezentowano?
Różny, a przede wszystkim tradycyjny. Nie brakowało jednak i takiego, jaki używany jest w zawodach typu "zjeżdzamy na wszystkim, na czym się da (i nie da)".
Ale tu też czasownik "da" miał duże wzięcie, szczególnie u mojego wnuka.
On od maleńkości, mimo, że miał swoje zabawki, np. na plaży, podchodził do innej rodzinki z dziećmi i pytał: "Ci mogę?" To nie było "sępienie", ale kulturalne zachowanie malucha. Zawsze udostępniali mu rodzice , ich dzieci miały w tym względzie czasem przeciwne poglądy.
Na tej górce śnieżnej też podchodził do dzieci, pytając, czy pozwolą mu zjechać na ich "wypasionych" sankach z kierownicą. I na ogół pozwalali. Jedna rodzinka swoją odmowę uzasadniała Kubie, że ich sanki są bardzo cenne, bo mają długą tradycję. Zjeżdżał na nich dziadek, tata, a teraz cieszą się nimi dzieci. Niestety, Kuba do ich rodziny nie należy.
Ojciec z córką na sankach, Volendam Holandia. Ok. 1900. |
Dziadek w czasie zabawy zrobił kilka zdjęć wnukowi , nawet nie zauważył, kiedy po leżącym na boku w poprzek górki Kubie. który przewrócił się na sankach, przejechały inne z pasażerkami.
O tym przypadku Kuba opowiedział po powrocie, kiedy pytałam o przygody.
Babciu, a o których, bo tam wciąż się coś dzieje?
Widzę, że jesteś cały i zdrowy, to najważniejsze.
Babciu... a wiesz, że po mnie przejechały takie dwie duże i grube dziewczyny na sankach? Ja nie zdążyłem się jeszcze pozbierać, kiedy wyrzuciło mnie na jakimś wzniesieniu, a one na mnie najechały... jedna płoza po pupie, a druga po plecach. Nie mówiłem dziadkowi, bo pobolało mnie z 8 minut i zaraz zapomniałem.
Zdrętwiałam. Nie pozwolił oględzin dokonać. Zobaczymy w kąpieli. Siniaki mogą pokazać się następnego dnia.
Jestem honorową babcią, więc postanowiłam, że nie będę zważać na żadne wcześniej sugerowane prezenty w postaci zabawkowych pojazdów samochodowych i "przyspieszę" urodziny wnukowi, sprawiając mu niespodziankę już tego samego dnia. Zamówiłam internetowo sanki bobslejowe z kierownicą i ruchomymi płozami oraz hamulcem. Przecież śnieg może stopnieć za chwilę i nici z radości .
Gdy wybrał się następnym razem na sanki (a chodzili 2 razy dziennie), przyjechał kurier , więc córka wzięła pudełko (niemałych rozmiarów) i wybrała się razem z drugim wnusiem śpiącym w wózku do parku, gdzie dziadek i wnuczek zażywali zimowych sportów (z naciskiem na "wnuczek").
Radości nie było końca ... tego możnaby się spodziewać, ale wszystko poszło nie tak.
Michał przebudził sie od wrzasku dzieciaków na górce. Po rozpakowaniu prezentu, okazało się, że ... jest w częściach!
Rozochocony wnuczek, chciał od razu zjeżdżać, ale nawet dziadek, mimo że próbował na miejscu ... na śniegu... z tych części złożyć bobsleje nie dał rady bez wkrętaków. To była chyba pierwsza "plama" dziadka. Kuba rozgoryczony i wyrzucający, że dziadek jest "chyba najgorszym dziadkiem na świecie, bo nie chce mu złożyć bobslejów", a przecież dotąd nie było takiej rzeczy, aby czegoś nie potrafił... chyba porykiwał w drodze powrotnej.
Bardzo zdziwiłam się, że w niedługim czasie po wyjściu córki na górkę, zobaczyłam w drzwiach mieszkania najpierw usmarkanego starszego wnuka, wyrzucajacego swoje żale . Musiał chyba wyprzedzić dziadka i mamę z wózkiem, aby jak najszybciej poskarżyć się babci.
Babciu!!.
Dlaczego w internecie nie piszą, że to będzie w częściach i gdzie jest instrukcja i dlaczego dziadek zwinął to wszystko i musieliśmy wracać do domu???!!!
Nie doczekałam się na wstępie podziękowań za prezent.
Kiedy burza już minęła i ślizgawka pod nosem wyschła, tata Kuby znalazł w pudełku ukrytą instrukcję i zakamuflowaną jakąś śrubę. Szkopuł w tym, że nie mógł więcej czasu poświęcic synowi i sankom, bo kończyła sie jego krótka przerwa w wykładach zdalnych, studenci czekali na zalogowanie się, więc pobiegł do "swojej sali wykładowej" i zasiadł znów przed komputerem.
A dziadek?
Czekał widocznie na przeprosiny. Nie było innego wyjścia. Czas na dąsy obu "panów" minął i zgodnie razem, dziadek z wnukiem dokończyli dzieła.
Powrót był wcale nie dłuższy, niż poprzednio.
Dziadek twierdzi, że górka już rozjeżdżona i więcej ziemi i błota niż śniegu. Bobsleje, czyli jego podwozie mogą się zniszczyć... musieliśmy wracać. Podobno jutro z samego rana pójdziemy, bo dosypie śniegu, będzie mrozek, a i dzieciaków rano mniej. Szkoda, że dzisiaj się nie udało...
Marzenia babci nie zrealizowały się. Wiele radości "urodzinowych" z tych bobslejowych sanek nie było, jak dotąd.
A dlaczego w tych wyprawach na górkę nie ma babci?
A dlatego, że babcia porusza się w czasie pandemii przeważnie tylko w obrębie działki, czyli wokół domu.
Wczoraj podziwiałam swoją rajską jabłonkę.
A o motorek należy dbać.
Nie pamiętam, czy oglądałam za młodu 22 odcinek Misia Uszatka, bo może, gdybym wzięła sobie nauki tego pluszowego niedźwiadka do serca, to mój stan zdrowia byłby o wiele lepszy.
Czy pamiętacie te bajeczki z głosem Mieczysława Czechowicza, które umilały nam wieczory przed laty, ale też uczyły dzieci swoimi morałami?
Zapraszam ... przypomnijcie sobie 😀
Miś Uszatek. Przygody Misia Uszatka -22- Motorek - YouTube