Pewien aktor filmowy opowiadał autorowi książki "Potęga Podświadomości" - Josephowi Murphy: "pomagając ojcu w gospodarstwie marzył o tym, żeby zostać gwiazdorem ekranu - choć wiedział, że ze swoją szkolną wiedzą daleko nie zajdzie. Myśl o aktorstwie nie dawała mu spokoju - ani przy koszeniu, ani przy dojeniu krów. "Stale widziałem swoje nazwisko ułożone z wielkich, świetlistych liter nad wejściem do wytwornego kina. Latami oddawałem się temu marzeniu, aż w końcu uciekłem z domu. Brałem wszystkie, nawet najpośledniejsze zajęcia, jakie mi proponowano w filmie.. Statystowałem, później awansowałem do coraz większych ról mówionych, aż pewnego dnia rzeczywiście ujrzałem swoje nazwisko w takim rzęsistym świetle, o jakim marzyłem w dzieciństwie!" Zakończył słowami:
Doświadczyłem na sobie, że konsekwencja w marzeniach przynosi sukces!"
Jak to jest z tą konsekwencją?
Moja starsza córka, mając 4 lata twierdziła, że jej wymarzonym zawodem jest sprzątaczka. W tamtym czasie uwielbiała babrać się w zlewozmywaku, tłukła na potęgę szklanki, kładąc je do zlewu do góry dnem w koszyczkach.
Ale konsekwentna widocznie nie była, bo źle skończyła... nie została jednak, jak marzyła sprzątaczką, ale... starszym wykładowcą jednej z filologii na uniwersytecie. Może za mało wspierałam ją w tych marzeniach?
Ciekawe, czy wytrwały w marzeniach, a raczej w postanowieniach będzie mój 5 letni wnuczek, który dzisiaj targając z Lidla zakupione przeze mnie kolejne lego ( trochę na wyrost, bo od 8 do 11 lat), obiecywał mi, że jak dorośnie, to przewiezie mnie na przyczepie. Nawet nie załapałam, jakiego pojazdu.
Przyczepa! Też mi się zemścił, za to, że proponowałam, aby do jutra ze składaniem lego zaczekał, bo dzisiaj, to ani dziadka w domu nie ma, a rodzice goszczą przyjaciół. Sam może sobie rady nie dać, a jeszcze w gościnie przeszkodzi. To on, tak mi mówi, będzie się tak głośno zachowywał, aby zwrócić gości uwagę, a może sami zechcą się pobawić i mu pomogą, gdyby takiej pomocy potrzebował. Jeszcze szelma radował się głośno, jak to babcia na tej przyczepie będzie podskakiwała. Chyba, żeby mnie na niej unieruchomił!
Lisandro Rota |
Oglądałam się tylko na boki, czy pracownicy układający na ulicy światłowód pod internet i tv słyszą, co za jazda mnie jeszcze na tym padole czeka.
Dobrze, że wnusio nie ma tyle wyobraźni, że jak on już będzie taki duży, aby babcię na przyczepie wozić, to już może w karawanie moje członki będą podskakiwać w mojej ostatniej ziemskiej podróży. Chociaż przyznać muszę, że ulice ładnie, równo kostką są wyłożone, aby corocznie biegnący tą trasą półmaratończycy nóg nie połamali.
Ale trasy takiej nie można sobie wymarzyć, bo nikt nie zna dnia ani godziny, to i trasy nie można być pewnym. Co, jak co, ale projektować swoich ostatecznych dni na tej ziemi nie mam zamiaru. Będzie, co będzie.
PS
Z radością donoszę, że wnusio o przyczepie już zapomniał, bo po 3 godzinach przyszedł do mnie, chwaląc się złożonym pojazdem z lego i nawet podzielił się ze mną gumą do żucia.
Teraz smacznie chrapie w towarzystwie pojazdu. Niepotrzebnie stresowałam się tą grożącą mi przejażdżką na przyczepie. Przecież pogody też by mi nie zagwarantował.
PS
Z radością donoszę, że wnusio o przyczepie już zapomniał, bo po 3 godzinach przyszedł do mnie, chwaląc się złożonym pojazdem z lego i nawet podzielił się ze mną gumą do żucia.
Teraz smacznie chrapie w towarzystwie pojazdu. Niepotrzebnie stresowałam się tą grożącą mi przejażdżką na przyczepie. Przecież pogody też by mi nie zagwarantował.