Translate

piątek, 14 stycznia 2022

CO BYŁOBY , GDYBY...


Tym razem spacer z psem obfitował w więcej emocji, niż zwykle. Nie narzekam na to, że codzienne wypady bywają monotonne. Wszystko, tylko nie to z naszą Toffi. Zastanawiałam się, czy to będzie wiarygodne, skoro żadnych fotek nie zrobiłam z tego... incydentu. Sama sie dziwię, kiedy internet , a szczegółowiej, rankingi Najlepszych Fotografii z Roku pokazują nam dramatyczne sytuacje ludzi czy zwierząt. Mam dylemat, czy czas powinno się poświęcić  na jak najlepsze ujęcie fotografowanego modelu, obiektu czy sytuacji, czując już za plecami prestizową nagrodę za najlepsze zdjęcie, czy ... 

No właśnie... A jeśli nie ma w takich sytuacjach ratunku na wyjście z tego dziejącego się i obserwowanego dramatu?

O tym szczegółowo już wcześniej pisałam, podpierając się wspaniałymi zdjęciami uznanych fotografów na świecie i opisem tematu. Proponuję na koniec wpisu, mimo znużenia tym, co teraz czytasz , zajrzeć tam, a nie bedzie to czas stracony.

Ad rem

Spacer z Toffi odbywał się w okolicy miejscowych term w pobliżu naszego domu. Oczywiście przewodnictwo dzielimy z pieskiem sprawiedliwie. Raz ja wskazuję drogę Toffi i ewentualnie skracam jej czas na obwąchiwanie  zażółconego śniegu lub krzewów zaznaczonych przez jej konkurentów, innym razem ... ona mnie prowadzi z tą różnicą, że ja już niczego nie obwąchuję, chyba, że czuję ...solankę wypływającą na zewnątrz z budynku term.

 Ponieważ tym razem okolice były pokryte śniegiem, nie było za dużo możliwości do zabawy.  Toffi zaciągnęła mnie na niezagospodarowana jeszcze część parkingu, który graniczył z ogrodzonym basenem przeciwpożarowym - a przecież tyle wody w termach 😀

Wystarczyło odwrócić na kilka sekund głowę, a psinka, nie wiem jakim cudem, ukazała mi się w całej swojej okazałości po drugiej stronie bramy. Nie czując jeszcze dramatu sprawy , pomyślałam, ze skoro tak szybko tam weszła, to i powrót nie będzie gorszy. A tu klops...

W żaden sposób nie chciala podejść do bramy wykonanej z przemysłowej kratki z grubego i sztywnego drutu, może prętów cienkich, a prześwit pod bramą był tak mały, że nie mogłam w żaden sposób wyobrazić sobie, jak pokonała tę przestrzeń przy zmarzniętym , nieugietym podłożu. A jednak , jakoś to zrobiła i to w mgnieniu oka. 

Teraz panicznie nie chciała się dać przyciągnąć  w pobliże, aby wrócic tą samą drogą (cały czas miałam ją na smyczy). Impas. 

Nagle oświeciło mnie, że w kieszeni mam kilka smaczków. Wysypałam je tuż przy bramie od mojej strony, ale  mimo łakomstwa i swojego długiego języczka którego wyraz  daję poniżej, nie podejmowała próby przełożenia  głowy pod bramą. Językiem nie sięgnęła, bo specjalnie rozsypalam dalej.


Sztuczka Toffi z symbolem łakomstwa


 W dalszym ciągu się opierała, a przecież powinna chociaż zgiąć łapki, żeby przez tę "szparę" się przecisnąć. Myślalam, że na to ją stać. Komendy "leżeć" nie zna, ale i to teraz zdałoby się, "jak psu na budę". Była najwyraźniej  w szoku, jak i jej pani. No cóż, przecież  ciągnąć ją na siłę mogłam najwyżej z niej frytki uformować... Sama też nie mogłam przejść górą, bo nie starczyłoby mi smyczy... a może... teraz główkuję... jednak długość chyba jest wystarczająca... 

ZACZYNAM "GDYBANIE":

ŻE TEŻ WTEDY NA TO NIE WPADŁAM, ABY DZIELIĆ WSPÓLNY LOS ZE SWOJĄ TOFFI... Jednak aż tak wysportowana nie jestem, abym w moim wieku (bo w młodości pokonywałam płoty z siatki), z szarpiącym się psem przełaziła w pikowanym płaszczu midi z psem pod pachą przez plot. Plaszcz taki, jak nizej:


M-c wcześniej na swoim podwórku


 Opcja nie do zaakceptowania. Zamiast jednej "sieroty", za ogrodzeniem znalazłyby sie dwie, wołające i szczekające o pomoc, a w końcu z braku pomocy ... szczękające zębami z zimna. Już widzę w wyobraźni, jak użytkownicy term w kąpielówkach wyskakują z części zewnętrznej basenu, by przybiec i poużywać sobie na nas dwóch biednych istotach, złączonych jednym wspólnym losem. Całe szczęście, że komórki w szatni term muszą zostawiać.

A jakbym się na takich gapiach zemściła "po odzyskaniu wolności"?

Sama z Toffi zanurzyłabym się w ciepłych wodach termalnych w ramach ich karty pobytu na termach - bo swoją ulgową Kartę Mieszkańca mam w domu-  a ich zostawiła w kąpielówkach w ogrodzeniu basenu p-poż. Zakładam, że nie byliby morsami. 

Nie cierpię gapiów!!!

Fatalizm? 

Taką cechę rodzinka też u mnie widzi.

Ale w tym przypadku? 

Skądże! 

Fatalizm miałby miejsce, wyobrażając siebie dokonującą próbę przekroczenia ogrodzenia, zaczepioną o jego druty, czy zaplątaną smyczą, wiszącą na szczycie płotu głową do dołu, z leżącą bezużytecznie u podnóża bramy komórką. 

I wisienka na torcie:  

gapie ze swoimi komórkami w dłoniach

 Już miałam dzwonić po męża, aby mi pomógł ... zeszłoby  z około 3-4 minuty, aby dotarł...

Nie dawałam za wygraną ... dalej ponowiłam próbę i jeszcze wyszperałam w kieszeni jeden smaczek, jako ostatnią deskę ratunku... i oto pyszczek Toffi przytknięty do zmarzniętej grudy ziemi przeszedł na moją stronę.

Nie... nie pozwolę, abyś się , Toffi, cofnęła. 

I chyba pojęła, że nie ma innego wyjścia, przywarła brzuszkiem do ziemi, a ja , zamykajac oczy, przeciągnęłam ją na swoją stronę. 

Czy nie mogłam jej spuścić ze smyczy i pozostawić za tą bramą, a póżniej znależć drogę wyjścia? Przecież tam był głęboki basen, nawet teraz chyba pusty,  przysypany do połowy śniegiem. Nie wiem, czy straż pożarna zdążyłaby mi pomóc, bo wcześniej chyba dostałabym zawału. 

Wątpię, aby pod koniec moich dni potrzebne byłoby mi takie doświadczenie, nawet , gdyby się wszystko udało. A ta kochana psinka tak bardzo na mnie liczyła ...

Rozstanie nie tylko z człowiekiem jest trudne, ale też z każdym przyjacielem zaliczanym do  braci mniejszych.

Nawet przyznam się, że początkowo nie zauważyłam za ogrodzeniem tego basenu, ponieważ jest usytuowany z boku działki, dlatego żałowałam, że brama jest solidnie zamknięta. Myślalam, ze to prywatna działka budowlana. W tym przypadku, dobrze, że miejsce jest odpowiednio zabezpieczone, bo dramat byłby większy. Może ktoś powie: a co to w końcu za dramaty... bywają w życiu większe.

I też ma rację. Ale tu chyba nie chodzi o gradacje nieszczęścia. Dlatego w dalszej części będzie pokazany dramat z punktu widzenia fotografa.

Przyznaję się bez bicia, że czasem zmieniam zdanie.

Dla tych, którzy nie lubią odsyłaczy (otwierać linków w czytanym poście) mam ułatwienie. Od razu podaję kawę na ławę i to tylko w takiej dawce, jaka tu właśnie odpowiada.

Proszę bardzo:

Rzecz będzie o fotografie, Kevinie Carterze, którego zdjęcie zostało wybrane przez Magazyn Time jako jedno ze 100 najbardziej wpływowych zdjęć wszech czasów.

(© Kevin Carter / Time)

Za to zdjęcie Kevin Carter otrzymał Nagrodę Pulitzera.
Czego można było oczekiwać więcej?
Sukces?
Otóż, wprost przeciwnie
To zdjęcie ukazujące głodujące afrykańskie dziecko stało się przekleństwem autora i doprowadziło go do samobójstwa.

"W 1993 roku Kevin Carter wraz z Silvą pojechali do Sudanu, aby fotografować ofiary klęski głodu. Od razu po wylądowaniu zabrali się za robienie zdjęć. Kevin szukając ulgi od widoku setek umierających ludzi, wybrał się w głąb buszu, nagle zauważył chudziutką dziewczynkę starającą się dotrzeć do punktu, w którym rozdawano żywność. Gdy dziewczynka zatrzymała się aby odpocząć, Carter zaczął robić jej zdjęcia. W tym momencie tuż obok dziecka wylądował tłusty sęp. Nie chcąc spłoszyć ptaka, fotograf w bezruchu fotografował scenę i czekał, aż sęp rozłoży skrzydła. Nie doczekał się.

Niedługo po tym zdjęcie trafiło na pierwszą stronę "New York Timesa". Reakcja czytelników była olbrzymia. W redakcji urywały się telefony od ludzi zainteresowanych dalszym losem dziewczynki. W końcu wydawca opublikował notkę na ten temat – udało jej się uciec od drapieżnika, ale nie wiadomo, czy dotarła do celu. Zdjęcie zyskało rangę symbolu konfliktu w Sudanie. Carter wyznał w jednym z wywiadów, że po zrobieniu zdjęcia usiadł pod drzewem i długo płakał. Wiele razy pytano go, czy dziewczynka przeżyła i dlaczego jej nie pomógł. Niektórzy krytykowali reportera za bierność w tak dramatycznej sytuacji. Nawet jego przyjaciele zastanawiali się nad etyczną stroną takiego postępowania. Obrońcy zachowania Cartera tłumaczyli, że on tylko zrobił zdjęcie jednego z tysiąca umierających dzieci. Zamieszczenie go na okładce dziennika wywołało masową reakcję społeczną i zbiórkę pieniędzy na pomoc żywnościową dla krajów takich jak Sudan."
więcej w WIKIPEDIA, Kevin Carter

Dla wytrwałego Gościa   proponuję pełen wpis pt.  "Fotograf i nagroda Pulitzera"  tutaj


Na zakończenie mam taką refleksję:
 Gdybym to ja się zagubiła nawet na pustkowiu, to mam taką nadzieję, że  jest Ktoś, kto mnie nigdy nie zostawi samej.

Na koniec tej tragikomedii - piosenka refleksyjna.

Anna Maria Jopek - Samej Cię Nie Zostawię


Gdy nagle zgubisz się
sama gdzieś w środku nocy
Spójrz tam spod najwyższych drzew
Prowadzić cię będą moje oczy

A gdy w deszczowy dzień
Będzie nie łatwo Ci żyć
Mój cień wskaże ci światło
i ścieżki przez mgły

Gdy nagle zgubisz się samej Cię nie zostawię...

Bo my jeszcze spotkamy się samej Cię nie zostawię...

Nie bój się, wszystko ma swój czas...
Ja będę blisko każdego dnia..

Gdy lekki letni wiatr
Dotknie twej drogiej twarzy,
Czy poznasz że to ja,
Czy pojąć to kiedyś się odważysz...

Choć masz przed sobą świat
I wiele czeka Cię tu
To ja Ci chcę obiecać
-spotkamy się znów...

My jeszcze spotkamy się, samej Cię nie zostawie...