Pamiętam taki skecz o Pani Serwusowej, u której kawusię spijał jeden młodzieniec, a zaraz potem zdawał relację z tego, chociaż zastrzegał się, że może mijać się z prawdą, bo czasem słuch, ale i też pamięć go "zmylała".
Zawsze mnie ten skecz Kabaretu Mumio bawił.
Może nie nawiązuje on do dalszej treści, ale skoro postanowiłam pisać o zobowiązaniach finansowych, co nie wywołuje raczej miłych skojarzeń, to niech chociaż ten wstęp będzie lżejszy.
Udostępniłam go też dlatego, że chciałam sobie przypomnieć, jakie w swoim życiu płaciłam składki z oporem. A z pamięcią, jak u kolegi z Mumio, może być różnie, tym bardziej, ze sprawa dotyczy ... ubiegłego wieku 😀
Nie będę zaczynać od słów "jeśli mnie pamięć nie zmyla" , bo tego jestem pewna: do żadnych partii nie należałam (i nie należę), ale jakieś składki obowiązkowe na Narodowy Fundusz Zdrowia , czy członkowskie na stowarzyszenia studenckie, to i owszem, uiszczałam.
Składki narzucone odgórnie na NFZ potrącano każdemu pracownikowi obligatoryjnie przy sporządzaniu listy płacy.
Członkowskie składki płaciłam systematycznie i żaden student pełniący funkcję skarbnika nie musiał mi, jeśli mnie "pamięć nie zmyla 😉" o tym w żaden sposób przypominać, ani uciekać się do podstępów, aby ze mnie je wydusić.
Uważam, że zobowiązania swoje trzeba regulować sumiennie.
Przecież i jemu bilans musiał się domykać.
Ale w życiu bywa różnie.
Pewną sytuację opisuje w wierszu Andrzej Waligórski.