Źródło: Pixabay.com |
W wieku dorastania byłam w posiadaniu pewnego instruktażu z zakresu savoir vivru opracowanego przez byłego dyplomatę.
Interesowała mnie zasada precedencji przy stole, np: jak usadzać gości. Kto obok kogo, kto naprzeciw kogo, a kto po przekątnej. Ta wiedza później bardzo mi przeszkadzała w swobodnym odbiorze organizowanych przez rodzinę lub przyjaciół przyjęć, których i ja byłam uczestnikiem.
Jeśli organizowane są przyjęcia, to przede wszystkim już jest mniej więcej wiadomo, kto ma być goszczony.
W 1939 roku opracowano taki instruktaż, w którym wskazują, aby dobierać gości, jakby tu powiedzieć współcześnie... wg IQ. Oczywiście , żartuję, ale coś w tym jest . Ciekawe, jakie zażarte dyskusje odbywałyby się wówczas przy stole .
W 1939 roku opracowano taki instruktaż, w którym wskazują, aby dobierać gości, jakby tu powiedzieć współcześnie... wg IQ. Oczywiście , żartuję, ale coś w tym jest . Ciekawe, jakie zażarte dyskusje odbywałyby się wówczas przy stole .
Zwaśnionych też lepiej oddzielać od siebie, jakby się dało, to ... parawanem chyba (?), bo i samo spoglądanie na siebie z odległości może wywołać niemałe spięcie. O osobach o odmiennej...opcji politycznej... już nie wspomnę, szczególnie w okresie przedwyborczym. Przypadków grożących spięciem, w najlepszym wypadku, podano tutaj więcej.
Jeśli nie są to oficjalne przyjęcia, często pomija się te zasady. Goście na ogół sami się dobierają, wg stopnia znajomości, pokrewieństwa lub zwyczajnego przypadku. A już po kilku toastach towarzystwo i tak najczęściej się miesza, tym bardziej, jeśli spotkanie ma np.: charakter rozrywkowo-taneczny.
Nie mniej jednak w profesjonalnie organizowanych imprezach, typu wesela, oficjalne uroczystości biznesowe itp. organizowane są często stoliki z winietkami gości, umieszczając plansze przy wejściu. Bywałam na takich imprezach i najczęściej dobór towarzystwa mi odpowiadał. Były jednak przypadki, kiedy pragnęło się zamienić więcej zdań, niż tych kilka zdawkowych z osobami, których się dawno nie widziało, ulokowanymi w oddali. Nie sposób było wygospodarować chwili na rozmowę z tymi osobami , podczas gdy one nie opuszczały swojego miejsca, "uwięzione" sąsiedztwem innych osób.
Jednak nie każdy gość lubi, aby mu wskazał gospodarz miejsce dla niego przygotowane.
Zaproszenie gospodarza , aby jego gość wybrał sobie miejsce sam, gdzie mu będzie wygodnie oznacza, że nie spodziewa się już przybycia znakomitszej od niego osoby. Zaszczytem jest, kiedy wskaże najgodniejsze miejsce.
Znamy ( przynajmniej niektórzy) przypowieść z Ewangelii św. Łukasza. Jest to swoista zasada savoir vivru . Nauka skromności.
Kiedy przyszedł w szabat do domu jednego z pierwszych faryzeuszy, aby zjeść posiłek, oni i tam Go obserwowali. Ponieważ zauważył, jak wybierali sobie pierwsze miejsca przy stole, opowiedział zaproszonym przypowieść. Tak ich pouczył: "Gdy zostaniesz przez kogoś zaproszony na wesele, nie zajmuj pierwszego miejsca przy stole, bo może ktoś znakomitszy od ciebie został przez niego zaproszony, i ten, który ciebie i jego zaprosił, podejdzie i powie ci: "Ustąp mu miejsca". Wtedy ze wstydem zaczniesz szukać ostatniego miejsca. A zatem gdy będziesz zaproszony, idź i zajmij ostatnie miejsce, aby gdy przyjdzie ten, który ciebie zaprosił, powiedział ci: "Przyjacielu, idź tam wyżej". Wtedy doznasz zaszczytu wobec wszystkich zasiadających z tobą. Bo każdy, kto się wywyższa, zostanie poniżony; a kto się poniża, zostanie wywyższony".
Mam na tę okoliczność , czyli dokonanie wyboru tematyki posta, podobnie, jak w ostatnich wpisach, satyryczny wierszyk Andrzeja Waligórskiego. Nie ukrywam, że to ten wiersz był inspiracją do wyboru tematu obecnego posta, bo aż tak bardzo bon ton, nie zajmuje mojej uwagi.
RAUT
W dobry humor wpadł szef protokołu,
Ustalając w swoim gabinecie
Listę gości, którzy mieli siąść do stołu
Na uroczystym bankiecie.
Zachichotał, wychlapał dwie czyste,
Czknął figlarnie, sekretarza oddalił,
Mruknął: "No, ja wam ustalę listę".
No i ustalił.
Pousadzał wbrew wszelkim przepisom
Obok siebie dyplomatów tych krajów,
Które się ze sobą stale gryzą
I się wcale nie kochają.
A wytworne żony dyplomatów
Poumieszczał na czas tej biesiady
Obok ambasadorów południowych sułtanatów
Jurnych i lubieżnych do przesady.
I żeby doprowadzić do jak największych zgrzytów,
Zamiast lekkiego wina kazał dać spirytus.
Następnie załatwił sobie lekarskie zwolnienie
I wyjechał na dwa dni w swoim volkswagenie.
Nie będę wam opisywać, jak to on jechał w aucie,
I że z jedną rudą jechał - też nie,
Ani nawet o tym, co się działo na tym raucie,
A działo się tam bardzo śmiesznie.
Dość że kiedy ze szczątków przyjęcia
Wyciągnięto ostatnich gości,
Gdy wzięto w gips pęknięcia
Licznych dostojników kości,
Zza dekoltów powyciągano kotlety i lody,
Na wokandę podano liczne rozwody,
Gdy szczęśliwie zażegnano wojny
I wysiudano personę non grata,
Sprawca nieszczęść zjawił się spokojny,
A tu jego zwierzchnik w krzyk:
"Toż pan jest szmata!
Pan w tych rzeczach nie zna wcale miary,
Pan ma jakieś zwyrodniałe fumy.
Patrz pan, jakie tu przyszły abmemuary,
A jakie tu ultimatumy.
Kraj jest w różne zatargi wplątany,
A o panu nawet słyszeć nie chcą wśród dworu".
A szef protokołu westchnął:
"O rany, czy tu nikt nie ma poczucia humoru?".
...............
Bon ton w restauracji: